Marzenia Księżniczki cz.2

Gdy otwieram drzwi do tutejszej karczmy naglę każdy wzrok jest zwrucony w moją stronę. ‘’Co to za dziewka’’ ‘’A to nie chłop?’’ ‘’Z Taką Figurą!? Odbiło ci’’ ‘’Patrzta idzie’’ Nikt nie widział mojej twarzy, zakryłam głowę kapturem i schyliłam lekko. Nikt nie był pewny kim tak naprawdę jestem, jednak ręce drżały mi, bałam się, że zaraz ktoś krzyknie ‘’Hej! Przecież to nasza zagubiona księżniczka’’ i tyle po mojej ucieczce.

- Wody nalejcie, i jakieś jadło dajcie. Płacę złotem. - mówię kładąc przed karczmarza sakiewkę z garścią złota. Siedzę do niego bokiem lecz kątem oka dostrzegam jak bacznie mi się przygląda wycierając starą szmatką kufel, robi to powoli, w zamyśleniu.

- Co się gapisz? Ruszaj się. - syczę

Starszy mężczyzna z brodą siwą jak dym od razu odwraca wzrok i bierze się do roboty. W końcu siadam prosto jednak dalej kryje twarz przed innymi. Rozglądam się uważnie i nagle mój wzrok zatrzymuję się na mężczyźnie z blizną pod okiem, który siedział dosłownie na przeciwko mnie. - Wziął się tutaj tak nagle! Spadł z nieba czy co!?

- Dalej zamierzasz podążać za mną krok w krok!? - pytam zirytowana ale ściszam głos gdy naglę spojrzenia innych znowu skupiły się na mojej osobię.

- Księ…- zakrywam mu prędko usta dłonią nim skończy swoją wypowiedź.

- Albo zamkniesz tę piękną buźkę albo zaraz ci zrobię kolejną bliznę. - mówię cicho zbliżając twarz do jego twarzy, groźnie wbijając w niego ciemnobłękitne oczy. Mężczyzna spokojnie i powoli zabiera moją dłoń ze swoich ust po czym zaczyna mówić.

- Czyli ukrywasz się pod peleryną.

- Tak. Bo nie zamierzam wracać do tego całego bałaganu. To… to nie dla mnie. - mówię smutno kładąc ręce na brudnym blacie.

- W pewnym sensie cię rozumiem. - zaczyna - wybierają drogę życia za ciebie. Coś okropnego… Każą ci żyć tak jak oni zagrają.

- W takim razie czemu tak ci zależy na złapaniu mnie skoro znasz moje uczucia… - pytam wbijając w niego rozgoryczone spojrzenie.

- Nagroda. - mówi krótko.

Wzdycham - Czyli to tak… - karczmarz stawia przede mną piętkę chleba i pieczeń oraz kufel z wodą.

- Widziałem jak walczysz, już wtedy domyśliłem się czemu uciekłaś. Poczułem to. - mówi po czym szturcha delikatnie za rękaw mężczyzny z brodą, który nadal nie odkleił ode mnie wzroku. - To samo i kufel piwa. - zwraca się do niego z uśmiechem, a on od razu odwraca ode mnie wzrok. Wtedy czuję się jakoś lżej bez jego spojrzenia.

- Zapłacę ci tylko mnie zostaw w spokoju. - mówię cicho nawet na niego nie patrząc.

- Jak chcesz to niby zrobić nie mając w ogóle dostępu do złota, które leży u ciebie w królestwie? - no tak… zapomniałam.

- Coś wymyślę. - rzucam

Wzdycha po czym łapie od razu za kufel z piwem postawiony przed nim i pije z niego łapczywie, gdy wypija ostatnie krople i spija pianę uderza kuflem o ciemnobrązowy blat wycierając usta dłonią.

- Pomogę ci. - mówi nagle.

- Słucham? - nie wierzę własnym uszom i niby jak ja mam mu zaufać!?

- To co słyszałaś.

- Jak mam ci niby wierzyć? - pytam przegryzając chleb namoczony w sosie.

- Normalnie, wejdź mi czarami do umysłu albo po prostu najzwyczajniej w świecie zaufaj. Zrozum, wiem co czujesz.

- Cóż nie znam takich zaklęć, ale gdyby jednak było inaczej na pewno bym tam zajrzała do twojej główki. - kończąc posiłek wstaję i ruszam do wyjścia.

- Poczekaj! - nagle czuje jak łapie mnie za ramię i obraca. W tym samym momencie spada mi kaptur. Każdy wzrok jest skupiony na nas, przez chwilę jest cisza jednak nagle ktoś się odzywa.

- To Daris… Królewska zguba!

- By cię diabli! - syczę wbijając płonący wzrok w mężczyznę z blizną po czym zrywam się do ucieczki, a on zaraz za mną. - Jesteś idiotą! - krzyczę wściekle wskakując na rumaka. Widzę, że on robi to samo, ale wchodzi na swojego konia. Bije lejcami i ruszam od razu wzdłuż drogi. Oboję pędzimy, tak naprawdę nie wiedząc dokąd, na pewno w przeciwną stronę niż drogą do zamku.

- Tędy prędko! - krzyczy po czym wyprzedza mnie skręcając w stronę rzeki. Za nami już była pogoń, wieśniacy i kilku nie najlepiej uzbrojonych żołnierzy z tego małego miasteczka, pędziło za nami by tylko mnie dopaść, krzyczeli coś niezrozumiałego i kilkaset razy słyszałam moje imię. Mężczyzna z blizną, którego imienia dalej nie znałam bo nie miał czasu najwyraźniej mi się przedstawić, pędził zaraz przede mną. I właśnie w tym momencie nabrałam do niego nić zaufania. Plątała mi się niepewnie w sercu i w głowie, patrzyłam na niego i zastanawiałam się czy to nie będzie błąd jeśli zaufam mu choć trochę.

Po chwili oboje się zatrzymujemy mając pewność, że ich zgubiliśmy.

- Chodź, już prawie świta. - mówi w moją stronę schodząc z konia zwijając line na dłoni. Ciągnie konia w stronę stojaka ze związanych patyków z sianem. Gdy odwróciłam wzrok zauważyłam gdzie nas poprowadził, była to nieduża chatka z ciemnego drewna z dość solidnym dachem.

- Gdzie nas przyprowadziłeś? To pułapka prawda? - pytam niespokojnie.

- Wszystkiego się tak boisz? - patrzy na mnie kpiąco. - To mój dom. Na pewno bezpieczniejszy niż tam ta karczma. Nie miałam już siły się z nim kłócić o temat zaufania, jeżeli mówi prawdę będę mu dozgonnie wdzięczna.

Przez chwilę mierze go od góry do dołu wzrokiem po czym w końcu zsiadam z konia.

- Niech ci będzie. - mówię pod nosem prowadząc konia w to samo miejsce co on swojego. Gdy wchodzimy do środka czuć zapach zgnilizny, nie jest tu za czysto, ale tak jak mówił jest tu bezpiecznie i tak też się czuje. W pomieszczeniu zaraz na przeciwko mnie znajduje się kominek który wygasł już kilka dni temu, najwyraźniej mieszka sam, gdyby było inaczej piecyk paliłby się albo co najmniej tlił. Wielki stół znajdował się przy oknie a obok pień potężnego drzewa, który służył za siedzenie. Były jeszcze schody które prowadziły na górne piętro. Tam pewnie był nie duży pokój, tak samo zaniedbany jak to pomieszczenie. Gdy tak się rozglądam mężczyzna rozpala ogień w kominku dorzucając belki drewna. Podchodzę do stołu i siadam na pieńku, nie wygląda na wygodny, a jednak nie jest najgorszy.

- Tak właściwie… - zaczynam nie pewnie. - Jak masz na imię? Nadal mi się nie przedstawiłeś. - mówię patrząc jak wstaje, a jego plecy napinają się, widać przez jego lnianą koszulę mięśnie.

- Veilenn

- Mój wój się tak nazywał. Zginął podczas wojny pod Grimhorn.

- Przykro mi - mówiąc to podał mi kubek z wodą. - Masz, pij. Musisz odpocząć, na górze jest łóżko więc się prześpisz.

- Od kiedy ty się tak mną przejmujesz?- pytam podnosząc wzrok i zabierając kubek z wodą.

- Od dzisiaj. Jak mamy przetrwać w ukryciu musimy nawzajem o siebie dbać.

- Ty w szególności musisz zadbać o siebie. Masz brudną koszulę.- pokazuję palcem na plamy które były całkiem widoczne.

- Wymyje ją, jutro pójdziemy nad staw. Jest tu nie opodal. I wiedz księżniczko, że to nie będzie kąpiel w pięknej łaźni z bąbelkami, tylko zimna woda z rybami i glonami na dnie.

- Dla mnie to nie problem, i nie jestem księżniczką. - wstaje przed nim kładąc kubek na stół. Przez chwilę oboje patrzymy sobie nijak w oczy po czym nagle wymijam go i idę na górę. - Dobrej nocy. - rzucam na pożegnanie.

Tak jak przewidziałam, na górnym piętrze nie było wcale lepiej, ale czas się przyzwyczaić droga Daris. Mówiąc szczerze żaden to dla mnie problem, byle bym przetrwała pod ukryciem, jeżeli ktoś z królestwa mnie znajdzie skończy się moją samowolka. Nienawidzę siedzieć w miejscu, tak jak robiłam to dotąd.

W końcu oderwałam się od myśli i zaczęłam odpinać pas na miecz i sztylet, powoli zsunęłam z siebie skórzany napierśnik a zaraz po tym spodnie i buty, położyłam się spokojnie do łóżka pozostawiając tylko na sobie lnianą koszulę, przykryłam ciało cienkim prześcieradłem. Chciałam zamknąć oczy jednak myśli nie pozwalały mi tego zrobić. - On coś ukrywa…

 

Wstaje o'dziwo wypoczęta i wyspana. Gdy białe światło wpada do szarego pomieszczenia jakoś od razu czuję więcej energii i chęci by stąd wyjść na zewnątrz i powdychać świeżego powietrza, zapach tej stęchlizny pozostanie w mojej pamięci na zawsze, ale jak mówiłam nie mogę narzekać, ważne, że jestem bezpieczna. Wstając przeciągam się lekko i łapie za cały ubiór który wczoraj ściągnęłam z siebie by spało się wygodniej. Zakładam wszystko i schodzę na dół, widzę, że Veilenn już czeka na mnie z posiłkiem. Jego twarz jest poważna odkąd weszliśmy do tego domu, wcześniej nie wydawał się taki cichy i spokojny, bardziej natrętny i dowcipny. Bez słowa siadam obok niego i przyglądam się jedzeniu które przygotował.

- Wygląda smacznie. - mówię nagle.

- To jedz. - odpowiada bez emocjonalnie. - musisz nabrać sił, prędzej czy później nas tu znajdą, mam nadzieje, że jesteś tego świadoma.

- Owszem jestem.

Nagle zapada głucha cisza. Zabieram się po prostu za jedzenie dobrze przyrządzonej ryby, było czuć zapach wędzonki, widać, że dobry z niego kucharzyna, albo po prostu to ja nie umiem gotować, a to tak naprawde prościzna…- Może dlatego, że przez całe życie, to mi przygotowywano posiłki na każdą porę dnia. - bez dłuższego namysłu robię kolejne kęsy i wszystko popijam letnim mlekiem, gdy robię pierwszy łyk chłopak nagle się odzywa.

- Zdążyło wystygnąć, tak długo spałaś.

Nic przez chwilę nie mówię tylko robię zdziwione oczy.

- Czuje się jakbyś był moim ojcem. - ten gdy to słyszy odwraca się krzywiąc brwi w wyraz niezadowolenia.

- To była obraza. - mówi, a ja zaczynam się głośno śmiać.

- Coś ty taki poważny się zrobił? Odkąd weszliśmy do tego domu panuje tu jakaś dziwna szara aura która wpływa tak naprawde tylko na ciebie. Jesteś przybity, smutny… Jesteś samotny prawda? To cię trapi. - wbijam w niego moje spojrzenie pełne hipnozy, jednak po jego minie widać, że nie jest zadowolony. Wstaje hucznie aż stół się zatrząsł, a jego kufel z mlekiem upadł i cała jego zawartość wylała się na podłogę.

- Nie powinnaś się tym interesować. - mówi stanowczo i groźnie. - A teraz nie zadawaj pytań tylko chodź, idziemy nad rzekę.

Nie pytam o nic więcej chodź gdzieś tam z tyłu głowy trapi mnie ta myśl, że ukrywa przede mną coś naprawde ciekawego, jego zachowanie w stosunku do mnie mi całkowicie nie pasuje, to jak dba o moje bezpieczeństwo chodź całkowicie mnie nie zna. Muszę się czym prędzej dowiedzieć prawdy, wiem że ciekawość to pierwszy stopień do piekła jednak mam wrażenie, że ta tajemnica dotyczy mnie.

W końcu po skończonym posiłku wychodzimy na zewnątrz i wsiadamy na konie, one ruszają wolnym chodem, a nasza rozmowa nadal się nie klei. W końcu kończę tą niezręczną ciszę zaczynając pewien temat.

- Wiesz jak mnie wychowywali?

- Oświeć mnie więc droga księżniczko. - mówi znowu drażniąc się ze mną dobrze wiedząc, że mnie to denerwuje, jednak nie zwracam uwagi na to co powiedział i kontynuuje wypowiedź.

- Rodzice trzymali mnie pod ukryciem do pewnego roku życia bo urodziłam się z magicznymi zdolnościami, zawsze w królestwie przynosiłam jakieś problemy, nie potrafiłam tego opanować, jednak z wiekiem zaczęłam kontrolować nad tym co robię z moimi czarami, później zaczęłam bardziej interesować się czarną magią, po kryjomu chodziłam do starego maga, na końcu naszego królestwa znajdowała się jego chatka, nikt w królestwie mu nie ufał, uważali go za dziwaka, jednak po moich narodzinach zaczęli bardziej dostrzegać sens w tym co robił, ukazywał lub mówił, moje narodziny w królestwie zaczęli uznawać za istny cud gdy w końcu wywnioskowali, że krycie mnie do końca życia nie ma sensu. Starzec uczył mnie wielu zaklęć, nauczył mnie również jak stworzyć niektóre eliksiry, był niezwykłym człowiekiem, moim wzorcem, zawsze chciałam być tak dokładna w magii jak on jednak życie dało mi coś jeszcze… - mówiłam skupiona patrząc ciągle w jeden punkt przed siebie.

- Walka? - pyta znając odpowiedź

- Tak, jednak z tym było inaczej, mój ojciec starał się mnie nauczyć walki białą bronią, bym mogła jakoś radzić sobie sama gdy już dorosnę, jednak z wiekiem stało się to moją codziennością, podobało mi się to, uczyłam się i ćwiczyłam później sama, mówili bym przestała, że większa wiedza i zdolności na ten temat nie są mi potrzebne, ale ja się nie zatrzymywałam, brnęłam w to dalej, pokochałam to.

- I to widać. - przerywa nagle - ciekawi mnie jednak co uczyniło twoje narodziny tak magicznymi, co dało ci te zdolności.

- To dalej jest nieodkrytą tajemnicą, jednak wierzę w to, że kiedyś znajdę na to odpowiedź. - mówię uśmiechając się miło.

- A jaka była twoja matka? - pyta. Nagle lekki wiatr powiewa z leśnych koron drzew w stronę rzeki nad którą się wybieraliśmy, zapach natury był czymś cudownym, uspokajał moje myśli. Leśne zwierzęta tworzyły nie duży gwar, a słońce przebijało się przez chmury i drzewa, promienie padające na moją twarz były ciepłe i przyjemne, czułam naprawdę wewnętrzny spokój. Jednak z tego zamyślenia wyrwało mnie odchrząknięcie mężczyzny.

- Ah… Matka… Robiła mnie na grzeczną księżniczkę, jednak zawsze się stawiałam, nie lubiłam nosić sukni czy falbanek, nie wypełniało się to z moją osobowością, była dla mnie bardzo surowa jednak miała też wielkie serce, które doceniałam. Kochałam ją, zawsze była w stanie mi ze wszystkim pomóc. - mówiąc to na mojej twarzy ukazał się delikatny uśmiech, a w sercu zrobiło się cieplej, jednak w głębi duszy ubolewałam, że już nie zobaczę swojej matki. - A… co z twoim dzieciństwem? - pytam odwracając do niego wzrok.

Wtedy między nami sunęła strzała, oboje odwróciliśmy spojrzenia przed siebie, byliśmy zdezorientowani, w tym momencie ukazały nam się cztery postacie i piątą zmodyfikowaną. Były to elfy. Miały piękne długie włosy i blade delikatne skóry a ich oczy przepełniał błękit trójka z nich trzymało ślicznie i precyzyjnie wyrobione łuki. Jeden z nich miał koronę z dębowego drewna i liści, był to najprawdopodobniej przywódca, siedział na wielkim stworzeniu przypominającego jelenia, zwierzę miało wielkie rogi, wyglądało niczym zjawa a z jego oczu sączyła się błękitna poświata, a obok niego stała piękna wysoka driada.

- Ranya apa neithan taure. - odezwał się białowłosy elf z koroną.

Poczułam, że nie brzmi to za dobrze, nie znałam elfickiego i spotykam się z tymi stworzeniami pierwszy raz.

- La ranya. - syknął w ich stronę Veilenn.

Złapałam za skrawek jego koszuli i delikatnie szturchnęłam, ten odwrócił się w moją stronę. Nic nie powiedziałam, moje oczy po prostu prosiły o wytłumaczenie całej sytuacji, czułam się zmieszana.

- Jesteśmy na ich ziemiach, nie są zadowoleni, ale spokojnie oni również źle trafili. - powiedział to z takim opanowaniem, że nie mogłam mu zaprzeczyć.

- Powinniście stąd iść i nie pałętać się pod nogami jak szczury. - nagle przemówił jeden z elfów trzymających łuk, powiedział to ludzką mową co mnie trochę uspokoiło. Była to kobieta, jej mina była wykrzywiona w grymas niezadowolenia. - Jesteście ludźmi nie macie prawa tu przebywać. - znowu odparła gniewnie.

- Cóż za złość. - powiedział kpiąco Veilenn.- Otóż moja droga elfko mieszkam w tym lesie odkąd pamiętam, więc prosze nas przepuścić nad rzekę.

Kobieta przez chwile coś szeptała do króla niezrozumiałą dla mnie mową.

- Las został dziś przejęty przez nasz ród, musicie się stąd wynieść, inaczej zginiecie.

- Cóż, nie ładnie tak bez pytania wchodzić na czyjeś tereny i je odbierać. Zadomowiłem się tu i przywiązałem do tego lasu, i to nie my zginiemy lecz wy. Tą ziemie będziecie musieli podzielić drogie elfy. - jego opanowanie było słychać lecz nie ujrzałam tego samego na twarzy. Był wściekły, nagle ruszył na nich zsiadając z konia, a klinga z jego miecza błysła, ja widząc co robi szybko zeskoczyłam ze swojego wierzchowca i użyłam zaklęcia. Czułam, że nie było dobrze. Strzały sunęły z elfickich broni.

- Denetri! - krzyknęłam mocno zamykając oczy.

Wtedy wszystko zależało ode mnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Clariosis 24.12.2020
    "naglę każdy wzrok jest zwrucony w moją stronę."
    Po tym zdaniu przestałam czytać dalej.
    Widziałam, że obiecałaś jednej użytkowniczce, że powoli starasz się poprawiać. Ja naprawdę rozumiem wiele, ale tego nie jestem w stanie. Jak można pisać "naglę" przez "ę" i "zwrucony" przez u otwarte? A w pierwszej części było to samo, na przykład tamta nieszczęsna "druszka", czy "chierarchia". To nie są typowe błędy, które o, się zdarzyły i można spokojnie poprawić. To jest już gwałt na języku polskim, więc i lekceważenie czytelnika, szczególnie, że pod pierwszą częścią pojawiły się głosy, że coś jest nie tak. Wstawiłaś drugą część i nic się nie zmieniło. Jeżeli chcesz, by czytelnicy dalej śledzili historię (pomijam mniejsze błędy czy logikę, bo na to można narzekać w trakcie), musisz zadbać o minimum poprawności technicznej, bo tak rażące błędy są niedopuszczalne. Rozumiem problem z przyswojeniem ortografii, możesz być osobą bardzo młodą, bądź posiadasz jakieś zaburzenia które ci utrudniają naukę i biorę takie możliwości pod uwagę, ALE! Na internecie są dostępne strony, gdzie wystarczy wkleić tekst, a one same wyłapią byki i je poprawią. Do tego nawet zwykły, najzwyklejszy word na windowsa wystarczy. Ja sama do dwunastego roku życia sadziłam podobne chwasty językowe, ale miesiąc obycia z pisaniem w wordzie nauczył mnie pięknie ortografii. Spróbuj, bo naprawdę warto. Rzadko kiedy czepiam się technicznej strony, bo jak podkreślam wielokrotnie, nie jestem językoznawcą, ale przy takich błędach i to przy drugiej części, gdzie już zwrócono Ci na to uwagę nie mogę tego przełknąć. Jeżeli poprawisz byki ortograficzne, to być może wrócę i przeczytam, bo wolę się skupiać na fabule, a kwestie techniczne powierzyć mądrzejszym ode mnie. Ale jeżeli ja się już tej kwestii czepiam... uwierz, jest coś na rzeczy. ;)
    Powodzenia!
  • Aki012 26.12.2020
    Wezmę te rady do siebie i wykorzystam je by tych błędów było rzeczywiście mniej
    poprawiam błędy przed każdą publikacją, możliwe, że nie które pominęłam przypadkowo za co przepraszam
  • Narrator 25.12.2020
    Kiedyś czytałem opowieść napisaną przez człowieka, który nie miał wykształcenia, nie ukończył szkoły, był samoukiem, uczył się czytając innych. Pisał z rażącymi błędami, ale na temat tak szokujący, że czytało się to jednym tchem: o kobietach gwałconych na pustyni, a później zakopywanych żywcem w piasku, który wciąż się ruszał długie chwile, o pojmanych powstańcach, przywiązywanych do wylotu armat, których ciała rozrywano salwą, aż wnętrzności rozlatywały się na kilometry, na oczach tłumów, i tak dalej. Marzenia Księżniczki trochę mi to przypominają. Błędy można poprawić, znakomita treść zostanie, dlatego daję pięć gwiazd.
  • Aki012 26.12.2020
    Jeju dziękuję bardzo!
    To prawda jestem samoukiem i czytam naprawdę dużo książek, staram się coraz bardziej by te błędy były jak najmniej widoczne, może tego nie widać póki co... Ale robię co mogę
    <33

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania