Marzenie schowane w płatowcu

Gdybym miał marzenie,

Takie, które mógłbym dotknąć,

Byłbym teraz w wielkim,

Puchatym płatowcu.

Spiętym linami, jak wielka,

Szybująca ryba.

 

I byłbym w gwiazdach.

Tam wysoko, gdzie nikt

Mnie nie zauważy.

I szybowałbym wśród słońc.

Różnobarwnych, ale gorących,

Zawsze ognistych.

 

Aż na jakiejś planecie.

Na świetlistych piaszczystych hałdach,

Byłby człowiek. Grabiłby to

I uprawiał.

Byłby tam człowiek, całkiem obcy,

W słomianym kapeluszu,

Więc i nie widać twarzy,

Lecz wiem, że to ja. Dwóch mnie.

To przeczucie.

 

Patrzy, widzi mój ogromny płatowiec,

Jak wielką rybę na ciemnym niebie.

Wyłania się z jasnej poświaty.

 

Patrzy się,

Widać rosnący półuśmiech

I widać fajkę,

A z niej kłębek dymu,

Drobny kłębek najpierw wiruje

Wokół kapelusza i leci do

Różnobarwnych, zawsze ognistych słońc.

 

I do innych migoczących gwiazd.

...

 

Ale ono gdzieś się zapodziało.

Zgubiło w wielkim, puchatym płatowcu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • sensol 22.12.2018
    nie chwyta za serce

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania