Maszyny do zabijania

Ludzie to dziwne zwierzęta. Suka spojrzała swoim jedynym okiem na człowieka i z uczuciem otarła się o przygarbionego, schorowanego mężczyznę, jakby upewniała się, że wciąż znajduje się po prawej, niewidocznej dla niej stronie. Tamtego lata, czterdziestego szóstego roku, miała dopiero siedem lat. Przeżyła i doświadczyła jednak tyle, że wystarczyłoby na opowieść dla wielu psów, o czym dobitnie świadczyło przeorane bliznami ciało.

Kuśtykała na trzech łapach u boku starca zdominowanego zapachem słabości. To on uratował ją po wybuchu miny, gdy straciła przednią, prawą kończynę i oko, po czym leczył i nauczył ponownie chodzić. Gdy pierwszy raz zobaczyła niewyraźny obraz obcego, chciała go rozszarpać. Jednak nie miała sił, aby przeciwstawić się cierpieniu, którym płaciła za każdą próbę poruszenia.

Niezbyt dobrze pamiętała okres szczenięcy. Jedno, co utkwiło suce w głowie, to ciepłe ręce małego człowieka, który karmił ją smakołykami i kojarzył z dobrocią. Zapamiętała jeszcze samochód, roztaczający woń strachu i wydobywające się z jego wnętrza, wycie tęsknoty, gdy przyjechali ludzie w białych fartuchach. Ujadała jak inne psiaki, kiedy zabierano ją autem wypełnionym przyszłymi maszynami do zabijania. Nie wiedziała wtedy, że przez kraty ostatni raz widzi oddalający się obraz człowieka, który ją kochał. Często we śnie przebierała swoimi trzema łapami i próbowała biec do chłopca płaczącego i wzywającego ją imieniem Lira...

W ośrodku, gdzie trafiła, nadano jej nowe, Haga. W przeciwieństwie do poprzedniego pana, który zabraniał kąsać, a nawet szczekać na ludzi, tam zrobiono z niej morderczynię. Z początku hamowała swoje zapędy, nie chciała nikogo krzywdzić. Szybko jednak wydobyto z Hagi najdziksze instynkty. Wpojono, że na broń skierowaną w siebie lub przewodnika musi reagować z absolutną furią. Kiedy opierała się, aby atakować na komendę, ludzie przebrani w pasiaste ubrania bili ją drewnianą pałką co sprawiło, że znienawidziła wszystkich wyglądających podobnie.

Lina, która łączyła Hagę ze starym przewodnikiem nagle została naprężona! Półślepa, oraz niemal głucha, potrafiła bezbłędnie wyczuwać nastrój pana tylko po sposobie w jaki zachowywał się łączący ich sznur. Człowiek się bał! Suka, pełna napięcia, najeżona dziką obawą o skarb ukryty na wozie, stanęła w tym samym momencie, co powożący zaprzęgiem starzec. Dziwacznie, trochę jak zrobiłby to uszkodzony robot, skierowała zdrowe oko na przyczynę zaniepokojenia człowieka. Wiedziała, że będzie bronić ładunku za wszelką cenę...

 

– Stój! – rozległ się okrzyk z punktu kontrolnego przed mostem.

Mężczyzna w zniszczonych ubraniach idący obok niewielkiej furmanki zaprzężonej w osła i z okaleczonym psem prowadzonym na sznurku szedł dalej, jakby komendę skierowano do kogoś innego. Przez chwilę czterej żołnierze zaskoczeni zadziwiającym obrazem, przyglądali się w milczeniu człowiekowi i jego psu. Zjawy, wyglądające jak wychudłe zombie, niespiesznie zbliżały się do przeprawy na Tudze.

– Stój, kurwa, mówię! – Wściekły kapral pierwszy otrząsnął się z zadziwienia, wyskoczył zza umocnień obronnych posterunku i jednym ruchem przeładował broń. – Stary, głuchy, kurwa, jesteś!? – Żołnierz stanął metr, może półtora od woźnicy i niemal przytknął kościstemu obdartusowi lufę pepeszy do czoła.

– Ich verstehe nicht. – Efekt był natychmiastowy, woźnica nerwowo zatrzymał pojazd i szarpnął smycz psa.

– Nie rozumiem?! Kurwa?! Nie rozumiem?! – Wściekły wartownik przedrzeźniał przybysza, jednak opuścił broń, widząc, że w końcu wykonano polecenie. – Ja się nauczyłem szwargolić po waszemu! Ty też, frycu, miałeś czas, uczyć się polskiego! Co wieziesz, szkopski chuju?! – Rozzłoszczony Polak wskazał na ładunek częściowo przykryty wypłowiałą od słońca plandeką.

– Cegła wiezie... Dobra Niemiec. – Starzec wskazał na siebie i wypowiedział kilka słów, nieudolną polszczyzną.

– Teraz, to umiesz gadać jak człowiek?! – Żołnierz wyciągnął rękę, aby zajrzeć pod przykrycie, ale powstrzymał się, słysząc mrożące krew w żyłach warczenie i czując przeszywające nienawiścią spojrzenie jedynego ślepia zwierzęcia. – Trzymaj, kurwa, mocno tego popaprańca... – Zaskoczony kapral widząc najeżoną bestię, szykującą się do ataku, zrobił bezwiednie krok wstecz i ostatnią rzecz, jaką powinien był uczynić w tamtym momencie. Nerwowo, otępiały przerażeniem, spróbował wymierzyć karabin w czarną, kipiącą nienawiścią, wściekłość...

Seria z karabinu rozdarła powietrze równocześnie ze skokiem wilczura. Odgłos ostatniego wystrzału ucichł przy wtórze śmiertelnie postrzelonego psa i jęku przewróconego człowieka.

– Jędrek, kurwa, żyjesz?! – Koledzy ruszyli na pomoc dowódcy. – Ale się od ciebie odbił! – Zwierzę odrzucone impetem kul i zderzeniem z człowiekiem padło kilka metrów dalej.

– Jebany… – sapał rozwścieczony, obalony mężczyzna.

– Nic ci nie jest? – Szeregowy, który pierwszy dobiegł do poturbowanego, nerwowo próbował podnieść kolegę z ziemi. – Użarł cię?!

– No jebany! Jebany, kurwi gad! Mało się w gacie nie posrałem! – W pewnym momencie, choć wydawało się to niemożliwe, twarz Jędrka spurpurowiała jeszcze bardziej. – A jebany, kurwa, obywatelu kapralu, to przez gardło nie przejdzie?! Szeregowy Kępski zabierajcie łapy! – Dowódca otrzepując się niepewnie stanął na nogi. – Trzymajcie tego jebanego osła żeby przypadkiem nie poniósł.

– Tak jest jeb…– Zdezorientowany i zaskoczony nagłym atakiem przełożonego, szeregowiec w ostatniej chwili ugryzł się w język. – Tak jest, obywatelu kapralu!

– Nic mi nie jest, tylko mundur mi poplamił szwabską, kundlą krwią. – Mówił bardziej do siebie niż do podwładnych. – Sprawdźcie no tam czy to czarne bydle wykitowało bo jeszcze… – Słowa zostały zagłuszone przez kolejne dwa wystrzały.

– Teraz jest gwarancja martwości! – Stwierdził z zimnym uśmiechem inny żołnierzy znad padła owczarka.

– A co z dziadem?! Uciekł? – Doprowadziwszy się do względnego porządku, Jędrek próbował odzyskać chłodne myślenie.

– Skosiłeś… yghmm – Żołnierz stojący z wciąż dymiącym karabinem i pamiętający reprymendę w stosunku do kolegi, szybko przyjął służbowy ton: – Skosiliście, obywatelu kapralu, kundla i starego jedną serią. Leży w rynsztoku z drugiej strony wozu.

– Kiego chuja bydle tak zajadle bronił głupich cegieł? – Kapralowi odpowiedziało wzruszenie ramion. – Po co stary je przykrywał? Coś tu śmierdzi! – Jędrek ruszył w kierunku rannego Niemca.

– Na pewno chciał wysadzić most! – Podoficer zatrzymał się zaskoczony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zebrał się spory tłumek przechodniów, który przyglądał się zajściu.

– Co ty pierdolisz, chłopie?! Wszyscy wypierdalać stąd, ale już! – Kapral niedwuznacznie próbował pozbyć się rosnącego tłumu cywilów. – Tu nie ma nic do oglądania!

– Dlaczego Niemiec zatrzymał się dopiero na środku mostu? – Nie dawał za wygraną usmarowany smarami, oparty o kawał zardzewiałej rury i wyglądem świadczący o wykonywaniu zawodu hydraulika, człowiek. – Słyszałem, że Niemcy używali dzieciaków i staruchów, żeby wysadzać czołgi i mosty jak ruscy szli…

– Ludzie wypierdalać! Jak Boga i partię kocham…! – Kapral już miał zamiar postawić na swoim i bezceremonialnie rozpędzić zbiegowisko, ale w podświadomości coś podpowiadało mu, że robotnik może mieć rację. Kilka godzin wcześniej znaleziono zmasakrowane ciało jednego z ich kolegów. Wcześniej napadnięto wysunięty posterunek miasta. Teraz, wszystko na to wskazywało, że jego niewielki odział, broniący strategicznego obiektu, mógł stać się celem kolejnego zaplanowanego ataku.

– Kurwa! – Mózg dowodzącego składał kawałki układanki w całość a oczy błądziły nerwowo po okolicy w poszukiwaniu podpowiedzi, jak powinien się zachować w tej sytuacji.

– Chłopaki zobaczcie co mam! – Rozmyślania dowodzącego przerwał żołnierz, który chwilę wcześniej dobił psa. – Tu pisze „Wooffan-SS”, później pierdolety, co nie rozumiem i zasrany „Adolf”, twu, jebany „Hitler”!

– Dawaj to Rado! – Jędrek wziął z rąk kolegi obrożę zabitego zwierzęcia. – Tu pisze: „Wooffan-SS Haga, inteligentny pies, własność Trzeciej Rzeszy i Adolfa Hitlera…” Reszta jest zamazana, ale to chyba numer jednostki?

– No miałem mówić. – Rado próbował udawać mądrego. – Jędruś a co to, kurwa, jest Wooffan-SS? – Kapral tym razem nawet nie zwrócił uwagi na spoufalenie się podwładnego, tylko pełen coraz poważniejszych podejrzeń spojrzał na wóz.

– To mi wygląda na skrzynię z trotylem! – Hydraulik nie dawał za wygraną i znów wtrącił swoje trzy grosze, wskazując ledwo widoczny kawałek pudła wystający spod przykrycia.

– Co ty znowu pierdolisz człowieku?! – Wszystko działo się za szybko, aby Jędrek mógł nadążyć myślami za rozwijającą się sytuacją. – Jaki, kurwa, jebany trotyl?! – Delikatnie odsłonił wskazaną skrzynię i jego oczom ukazał się rysunek czaszki ze skrzyżowanymi poniżej piszczelami, z napisem „Achtung! Explosiv!”. – O kurwa! O tym…

Kapral zesztywniał. Ostrożnie przykrył podejrzany pakunek i bez słowa skierował się w stronę prawego brzegu rzeki.

– Szeregowy Kępski, sprawdzicie co jest pod plandeką! – Zawołał, kiedy uznał, że znajduje się w bezpiecznej odległości wozu.

– Ale…? Znowu ja?!

– To rozkaz! – Kapral uciął niemrawy sprzeciw. – Reszta – skierował słowa do dwóch pozostałych żołnierzy – spierdalać z mostu! Tylko broń mieć w pogotowiu!

Jędrek spojrzał na otępiałych cywili przyglądającym się ewakuacji żołnierzy i zanim zaczął biec za swoimi ludźmi, wypalił na całe gardło: – Wykurwiać! Na wozie jest bomba! – Przy panicznych okrzykach przeprawa została opuszczona w rekordowym czasie kilku sekund.

Zdziwiony osioł, który i tak najwyraźniej nie miał zamiaru z własnej inicjatywy ciągnąć dalej niewielkiego choć ciężkiego wozu, spojrzał na nieszczęśliwego żołnierza trzymającego go za uprząż, za strzygł uszami i ryknął oślim śmiechem, jakby nabijając się z biedaka wyznaczonego do samobójczego zadania.

– No, dalej! Podnieś tę szmatę! – ponaglał zniecierpliwiony kapral, ukryty za rogiem chałupy na brzegu rzeki, oddalonej w znacznej odległości od niebezpiecznego miejsca. – Co tam jest?! Wzywać saperów?!

Nie otrzymał odpowiedzi, lecz po długich kilku sekundach zobaczył, jak Kępski ostrożnie odrzuca plandekę i wpatruje się w coś, a następnie wyciąga rękę. Wszyscy obserwujący, czy to wojskowi czy nie, momentalnie przywarli twarzami do ziemi, rękami automatycznie chroniąc głowy.

– Nie dotykaj, kurwa, debilu jeden! – syknął przez zęby Jędrek, oczekując, że lada chwila nastąpi eksplozja. W duchu jednak liczył, że jego człowiek, choć niedoświadczony, jakimś cudem zdoła rozbroić niebezpieczny ładunek.

Przez kolejną, wlokącą się w nieskończoność minutę, nic się nie wydarzyło. W końcu szeregowy spokojnym krokiem ruszył w kierunku dowódcy.

– No?! Co jest? Rozbroiłeś? – Brak natychmiastowej odpowiedzi rozsierdził jeszcze bardziej i tak ledwo już panującego nad nerwami przełożonego. – No, kurwa! Melduj do chuja! Co jest w skrzyni?! Niewypały czy granaty?

– Melduję, że szczeniaki, obywatelu kapralu!

– Co…?! Pojebało cię?! Co ty pierdolisz?!

– W skrzyni po materiałach wybuchowych są szczeniaki. Zabiliśmy starego człowieka i sukę broniącą miotu.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • MartynaM 20.11.2021
    Powinieneś pisać powieści i to zarobkowo, i w sumie na tym przede wszystkim powinieneś się skupić. Potrzebny Ci tylko rozgłos, czyli dobra reklama. No i oczywiście dobry wydawca. Mentor. Wysyłaj i to bez zwłoki swoje prace do wydawnictw, bo szkoda każdego dnia.
    Masz prawdziwy talent. To rzadkość i jeżeli zmarnujesz ten dar przez resztę życia będziesz żałował.
  • Ojej, ale miłe słowa! Bardzo dziękuję!
    Jak narazie pisanie to hobby, ale może coś kiedyś z tego wyjdzie więcej.
    Jeszcze raz dziękuję za miły wpis!
  • Bożena Joanna 20.11.2021
    Jak czytałam to opowiadanie przyszły mi na myśl dwa skojarzenia, film "Kanał" i średniowieczny traktat o strategii wojennej. Tresura zwierząt też mieści się w taktyce bojowej.
    Zakończenie szokuje i wzrusza.
    Pozdrowienia!
  • Niestety zwierzęta od zawsze były i są nadal traktowane jak przedmioty. W rękach nieodpowiednich ludzi, czy nawet całych reżimów, stają się zabójcami, tylko czy to źle powinno świadczyć o zwierzętach?

    Dziękuję bardzo Bożeno za pochylenie się nad tekstem i podzielenie się odczuciami.
    Kłaniam się nisko!
  • Tjeri 21.11.2021
    Ściskakąco.
    Głaszczę teraz przyjaciela – owczarka. Jakby dodatkowa pieszczota mojej psicy mogła wynagrodzić okrucieństwo wobec jej pobratymców.
    Dobry tekst, Maurycy.
  • Bardzo dziękuję Tjeri!
  • Wertyt 21.11.2021
    Mocne, bardzo dobre i tragiczne...
  • Dzięki za zerknięcie i pozostawiony ślad.
    Pozdrawiam
  • skandal 21.11.2021
    Bardzo dobre. Koniec wymiata
  • Wielkie dzięki!
  • Nachszon 08.12.2021
    Się mi łezka aż zakręciła. Kocham zwierzaki. Czyta się świetnie. I chociaż to Niemiec i suka morderczyni (w wyniku tresury) ani na chwilę nie bylem przeciwko nim. Znakomicie przesunąłeś w czytelniku (przynajmniej we mnie) wektor etyczny. Nie obchodził mnie most, ale starzec i zwierzę. Tak bardzo chciałem, aby im się udało, niezależnie od tego, co zamierzali zrobić. Chciałoby się powiedzieć, że końcówka to majstersztyk, ale nie byłoby końcówki, gdyby nie całość. Zatem majstersztyk. Zabójczo smutny i zabójczo skomponowany.
  • Z tym majstersztykiem to jesteś nadto uprzejmy, ale robiłem na ile dałem radę i cieszę się, że jakoś tam do Ciebie trafiło.
    Czasem trudno sobie wyobrazić, że po drugiej stronie „barykady”, tej złej, też są niewinne ofiary.

    Dzięki bardzo, za zerknięcie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania