Mawryca.

Rozumiem.

 

Są te trzęsienia, gdzie ziemia znika nagle,

staje się zaledwie zalążkiem,

widocznym jak gwiazda, która właśnie umiera,

gdzieś na peryferiach.

 

To nic.

 

Zanim dotrze do nas jej zniknięcie,

zdążymy jeszcze obrócić się,

stać satelitami, na wzajemnych orbitach,

zwłaszcza, że dopiero luty.

 

Dopiero co zdążyłem zapomnieć,

ty zapamiętać, gdzie jesteś.

Gdzie mnie nie ma.

I dlaczego nagle wszyscy mają zielone oczy,

a te pomarańczowe plamki wokół źrenicy,

to krater. To zaćmienie słońca.

 

Dopiero, co mnie znalazłaś,

choć zupełnie nie tam, gdzie odłożyłaś,

kiedy coś ci się zdawało.

Coś więcej.

 

.

 

.

 

.

 

Z cyklu: Marce.

Luty, roku w którym wszystko się zaczęło. Ponownie

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • TseCylia 10 miesięcy temu
    O, bardzo fajna liryka, nie przegadana i nie udziwniona.
  • Szalej. 10 miesięcy temu
    Dzięki
  • TseCylia 10 miesięcy temu
    Ode mnie 5. Ta 1 nie moja, od course.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania