Melancholia Pomarańczy.
Melancholia pomarańczy.
________________________
Szedłem mając przed sobą fantazję zachodów , przez miasta niedotknięte nigdy tchnieniem lodów. Odwiedziłem w siedzibach górnych wzniosłe magi. I widziałem ocean światła, który płyną z niebios, a moje tęczówki pochłaniały strugi złocistych promieni. Dla których ma dusza w głębi, była niczym nawałnica pożerająca ciepło płynące z niebios. Po to, aby czas stał się złotym brzegiem życia i wszystko stało się uroczyście chwalebne, niczym pawi ogon w kolorach wyobraźni. Podziwiałem codzienność płazów na brzegu morza w z złocistym gorący piasku i usłyszałem modlitwy spiżowe, które są bliskie mi sercu. A jeśli orłów mieszkaniem są góry to i tam podążę , i nowych światów odkryję pustynię, która pragnie rosy i pachnących cieni. A jednak suche jak popioły jest moje życie na tej drodze lśniącej pożodze. Bowiem nagle muszą się spełnić wyroki losów wśród niebieskich niebios płomieni. A jeśli runie marzenie moje, które uroczyście pragnie miłości to jeziora świecące wyschną na popiół suchy. Gdzie dusza moja leżąc na dnie ciemnej studni jak łza nieskończoności odejdzie na wieki. Lecz przecie idę na przód rozdzierając serce wzniosłości pełne i piękności żywej.
W końcu stanę pełen dum i trwogi w grzmotach burzy zabijając sen, który duszę mi zwodzi. I zapomnę o miłości i kwiatach o dziwnych łodygach, gdzie liście ich ogniem zachodów płoną.
II.
Podążam lecz spokój wśród płomieni lotnych nastał niczym zburzone morze, aż wiry magnetycznej fali wciągają mnie w swoje głębiny. Z gór patrzący widzi : człowiek idzie-mija … I znów powtarza słowa iż miłość nie zabija. I tylko puste słychać w uszach kroki, kroki, a cisza staję się echem odbiciem ducha. W końcu życie moje to odblask daleki ponad trucizny i ich zwycięstwo. I słodkie mi będzie odejście dla tych co po mnie będą żyli!
III.
Jak pomniki dumy stoją kamienice ,ulice w blasku słońc czerwienią spływają, lecz wiedz że rozczarowane są czasy mej trasy ,bowiem uparcie wpatruję się w niebo w słońcu skąpany.
I wysoko z wzniesionym łbem podążam, że dumy mej w duchu postrach wypełza. Sięgnąwszy do swej torby wyjąłem pióro orle i tak poczułem się wolny. I nim znów pójdę, muszę wnet poznać cel swej trasy, aby gór wszystkich podnóża u stóp mych nastały. Bowiem przystanąłem i powietrza w pierś zaczerpnąć musiałem , bo znużyło mnie zmęczenie i znudzenie. Niby ogniste ptaki fruwają nad mą głową, a jednak błędne majaki garną się w duchu. Czy zdążę na czas wyznaczony, by dotrzeć ku gór zbawienia? Chmur hebanowych kłębią się obręczą i słońca promienie ustały. Krople deszczu tańczą wpośród tłumu drzew i tej ducha pustyni. Dni moje nikną- spojrzyj. A czas jest niczym piętno przy, którym od dawna nie śpiewa morze. Cień wokół depcze i jestem smutny jak samotne wybrzeże, przy, którym od dawna nie śpiewa już człowiek.
IV.
Z domu wychodzę rzadko o słońca zachodzie, sam jeden ze swym cieniem przebywam , aby być w kręgach jego myśli. Egzorcyzmy zgadują, że grzesznik ze mnie, a noce spokojne szepczą za mnie.
Zwykle milę lecz, kiedy mówię spod swej czaszy namiętny w ciężkiej ciszy, to me mętne tajemnice zdradzają me oczy. A jeśli jeszcze bóg przemówi w chwale, gdzie próżnia ciszą się upaja to wiem iż będę gotów do wypraw zwycięskich. I rzucą drgającą wieczność me słowa w otchłań nicości, a milczenie słów mych obudzi Achillesa Gród w łonach rozszalałych pożarów tak aby duch zbawienia
opróżnił me serce z tęsknoty.
Komentarze (2)
Waćpan z digarta :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania