Memoria
„Z pamięci opada liść więdnący
jak z lipy,
tak samo go byle wiew potrąca,
popycha.
I oto stoi - anioł odarty
ze wspomnienia,
jak drzewo, które słota szarpie
w jesieni."
Kazimiera Iłłakowiczówna, Bezlistna pamięć
Karol walczył ze snem. Prawie dwadzieścia cztery godziny w samolocie i już ponad dwie w taksówce, zrobiły swoje. Oczy same się zamykały, ziewał raz po raz. Wyobrażał sobie, że podpiera powieki tym, co w danym momencie widział. A to ulicznymi latarniami, zeschłą topolą, czy zapalniczką, którą się bawił, czekając na moment, w którym będzie mógł zapalić. W końcu przysnął, by obudzić się w momencie, gdy w oddali zaczęło majaczyć JEGO blokowisko. Nie spodziewał się wzruszeń, ale oczy zwilgotniały mu bez ostrzeżenia. Ile to lat? Ile to już lat? Oprócz radości poczuł coś jeszcze, czego nie umiał do końca zidentyfikować, przecież nie był to strach? Bo niby czego miał się bać?
Matka była jeszcze bardziej przeźroczysta niż na ostatnich zdjęciach. Wyciągnęła szponiaste palce, by przyciągnąć jego głowę do siebie. Płakała bezgłośnie. Potem otarła nos podomką i zaprowadziła go do kuchni. Spojrzał przez okno osłonięte w połowie zazdrostką. Bloki układające się w swoiste atrium, ograniczały pole widzenia. W parkingu pod budynkiem rozpoznał stare boisko do kosza, na którego brzegu stały dwa trzepaki — niegdysiejsze centrum rozrywki. Wszedł Zbychu, młodszy o pięć lat brat. Nie wyjechał, nigdy się nie ożenił. Teraz najpierw zamknął go w niedźwiedzim uścisku, a potem klepnął w plecy masywnym łapskiem:
— Jak tam, braciak, zostawiłeś starą dupcię dla nowej? Czemu jej tu nie przywiozłeś? He? Wstydzisz się, kurwa, starych śmieci?
— Ee, daj spokój. To nic poważnego — odparł, mimo wszystko zmieszany.
Czy wstydził się? Nigdy tak tego nie odbierał. Nie, na pewno nie. Problem w tym, że wszystkie swoje związki traktował jako chwilowe. Nawet ostatni, z Susan, z którą przeżył ponad dwadzieścia trzy lata. A że w zasadzie nie odwiedzał starego kraju? Mógłby znaleźć tysiąc wymówek, wszystkie byłyby wiarygodne, ale prawda była taka, że nie chciał. Nie potrafił tej niechęci wytłumaczyć. Jakaś siła po prostu mówiła mu „nie jedź”. I nie jeździł. Pojawił się tylko na pogrzebie ojca i weselu chrześnicy. I raz, gdy służbowo leciał do Pragi.
Matka zrobiła mu kopytka ze skwarkami, zjadł a potem poszedł się położyć. Jet lag pewnie pomęczy go do jutra. Jak wstanie zrobi zakupy w pobliskim „samie”. Na wszelki wypadek kazał się Zbychowi obudzić najpóźniej o piętnastej.
Sen przygniótł go niczym za ciężka sztanga na ławce w siłowni. To biegł długimi korytarzami bloku, to pedałował na swoim Wigry 3 między budynkami. Gwar zabaw i okrzyki dopingujących go dzieci odbijały się od ścian, zwielokrotniając efekt: Lo-lek! Lo-lek! Lo-lek! Głosy to przyśpieszały, to zwalniały, jakby ktoś bawił się starym szpulowcem. Lolek! L-o-o-o-le-e-k... A on wiedział, że musi uciekać i wiedział, że tak naprawdę mu się to nie uda. Cudem wyminął dziewczyny grające w gumę przy niższym trzepaku. Gdyby zwolnił, potrafiłby wymienić ich imiona. Ale musiał uciekać, pedałować co sił. Obudził się zlany potem, próbując uchwycić myśl, która jak mgiełka łaskotała synapsy. Rozwiała się jednak, zostawiając go z uczuciem porażki.
Poszedł pod prysznic. Pół roku temu wysłał Zbychowi kasę na remont łazienki i musiał przyznać, że brat wywiązał się dobrze z zadania. Było nowocześnie i schludnie. Wannę zastąpiła obszerna kabina z niskim brodzikiem. Matce na pewno było łatwiej.
Na zakupy wybrał się ze Zbychem. Wieczorem miał przyjść kuzyn z żoną i Radek, stary kumpel. W sklepie było mnóstwo ludzi. Odstali chwilę na mięsnym, dłużej zatrzymali się na alkoholach. Czuł niepokój. Dziwny i irracjonalny, jakby ktoś wgapiał się w niego z ukrycia. Spojrzał przez ramię i wtedy ją zobaczył. Stała w granatowej sukience z cekinami, na boso. Wpatrywała się w niego. Jabłka, które wypuściła z rąk, wciąż turlały się po posadzce. Mocny, nierówny makijaż sprawiał, że jej twarz wyglądała groteskowo. Wydawało mu się przez chwilę, że łapie jakieś skojarzenie, ale to uczucie minęło zanim do końca je sobie uświadomił. Ochroniarz, który kręcił się obok, wziął kobietę pod ramię.
— Nie rozrabiaj, Celin, bo się pogniewam. — Pogroził jej palcem.
Zbychu parsknął śmiechem i pociągnął brata w kierunku warzyw i owoców.
— Kto to był?
— Crazy Celin! Nie pamiętasz? Podobała Ci się! Rozpisałeś, kurwa, plan na trzy kartki jak ją poderwać! — Zbychu śmiał się rubasznie. — Istna, kurwa, mapa drogowa! I zacząłeś ją nawet realizować! Zajebałeś matce jej ulubione perfumy, te, co do tej pory używa, jak one się nazywają?
— Blase.
— No właśnie! Zajebałeś Blase, żeby dać Celince w prezencie! Pamiętam, że gdy byłeś na trzynastym, kurwa pechowym, punkcie i właśnie wręczałeś jej bukiet kwiatów, dostałeś wpierdol od Darka, jej chłopaka, wiesz, tego co ćwiczył karate. Dałeś sobie spokój. Celina wtedy to była mega laska! Najładniejsza w szkole, kto by pomyślał, że się z niej coś takiego zrobi?
— Niczego nie pamiętam — odpowiedział Karol, choć właśnie zaczęły zalewać go wspomnienia. Bez ostrzeżenia, bez zgody waliły w niego neumy pamięci, których jeszcze nie umiał precyzyjnie odczytać.
— Kiedy się taka stała?
— Kiedy zwariowała? A jakoś zaraz po wakacjach, gdy ty zaczynałeś nową szkołę, wyjechałeś już do internatu. A ona zniknęła. Nie było jej dobrych parę dni, w końcu znaleźli ją jacyś grzybiarze, jak błąkała się po lesie za kamionkami. Nie wiadomo co się stało, ale ponoć coś jej się pod stropem popieprzyło. Przestała mówić i do dziś tak zostało. Wyobrażasz sobie? Ani, kurwa, jednego słowa przez ponad czterdzieści lat! Nie no, nie wierzę, że jej nie pamiętasz!
Ale Karol już pamiętał. Gdy wrócili do domu, zamknął się w łazience. Wziął z szafki nad umywalką tandetnie wyglądający flakonik, psiknął do zakrętki i zaciągnął się mocno. Blase. Tak pachniała Celina. Jego Celina. Usiadł na muszli i zapalił. Wcale nie chciał sobie przypominać. Ale nawet papierosowy dym układał się w starą historię.
Było lato. Ostatnie wakacje przed technikum, przed wyjazdem do obcego miasta. Właśnie stworzył obszerny plan, który krok po kroku miał go doprowadzić do celu. Ani przez chwilę nie wątpił, że Celina będzie jego. Ewidentnie dawała mu sygnały, że się jej podoba. Po jaką cholerę prowadzała się z tym Darkiem? Że nie jeździł, jak wszyscy Wigrusem, ale szpanował swoim Tylerem? Że ćwiczył karate? Czy to mogło się równać z tym wszystkim co Lolek był gotowy dla niej zrobić? I nie, na pewno nie mógł go powstrzymać żaden wpierdol. Od tego momentu Lolek po prostu utrzymywał wszystkie działania w tajemnicy. Celina jednak z jakiegoś powodu droczyła się z nim. Mówiła jedno, gdy widział, że jej ciało krzyczy drugie. Mówiła, że nie będzie z nim chodzić, ale uśmiechała się, gdy mijał ją na przerwie. Przyjęła perfumy, kwiaty i apaszkę z Pewexu, na którą Lolek wydał całą zaoszczędzoną kasę! Grała nieczysto, czy może po prostu chciała podkręcić atmosferę?
Lato było wyjątkowo gorące. Życie toczyło się między blokami, które jeszcze pachniały nowością. Najmłodsi bawili się na pozostałej po budowie kupie piachu albo skakali po głębokich, pokoparkowych koleinach. Minęły dwa lata, a w nich wciąż zalegała woda. Ponoć na jesień mieli tam równać i robić chodnik. Dziewczyny grywały w klasy i w gumę, z wyniesionych z domu lalek tworzyły przedszkola, gotowały czarny bez w dziurawych garnkach. Chłopaki pojedynkowali się wystruganymi przez siebie mieczykami, chodzili na pobliską bocznicę kolejową, by skakać po towarowych wagonach, bawili się w wojnę. Wszyscy zaś jeździli na rowerach, grali w kapsle, zwisali na trzepaku i od czasu do czasu wymykali się na kamionkę by popływać. Dla ochłody popijali oranżadę z pobliskiego GSu. Rytm dnia wyznaczały głosy wydzierających się matek: „Woojteek! Ooobiad!”. „Maarta! Chodź coś zjeść!”, „Witek!, do domu, ale już!”, czasem, któraś zniosła im michę z plackami ziemniaczanymi z cukrem albo racuchy. Jedli na wyścigi brudnymi paluchami, nie przejmując się nawet, gdy piasek zgrzytał im między zębami.
Dla Lolka lato było jeszcze gorętsze niż dla reszty. Miłość do Celiny uskrzydlała go, ale jednocześnie paliła od środka. Wypełniała go całego, wypierając inne pragnienia, rozsądek i apetyt. Wakacje mijały, a on, choć cały czas realizował plan, nie był ani trochę bliżej ukochanej. Kiedy matka zerwała z naściennego kalendarza kartkę z trzydziestym sierpnia, postanowił: "teraz albo nigdy".
Zwabić Celinę na kamionkę nie było trudno. Mieli się kąpać, przemilczał, że innych tam nie będzie. Przyjechała. Kiedy tak stała ze splątanymi wiatrem włosami i piersią unoszącą się szybko po szalonej jeździe, czuł że to właśnie ten moment. Że tygodnie starań, przygotowań i wyrzeczeń od dziś będą tylko wspomnieniem, Celina w końcu była jego. Pachniała Blase i ciałem rozgrzanym słońcem. Nie wierzył w jej „nie”. Nie wierzył w krzyk i próby odepchnięcia. Nie wierzył w paznokcie wydrapujące sprzeciw i zęby gryzące do krwi jego ramię.
Nawet gdy spychał jej rower do wody i wracał do domu, by spakować się do internatu, nawet wtedy wierzył tylko w miłość.
Ocknął się gdy usłyszał rąbanie w drzwi łazienki. Wychodząc, mruknął, że zasnął na kiblu.
Ile czasu będzie musiało minąć zanim znowu zapomni? Bo zapomni, nie miał wątpliwości.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Trening wyobraźni:
Postać: Celina
Zdarzenie: Mapa drogowa
Efekt: Poczuj ten klimat – Akcja Twojego opowiadania rozgrywa się na polskim osiedlu w latach 70–tych.
Komentarze (43)
Gratuluję!
Cieszę się, dziękuję bardzo!
Dziękuję bardzo!
A do Ciebie w końcu trafię, muszę się trochę rozkręcić
:)
Poniżej sugestie (nie wiem, czy słuszne)
" ... by obudzić się dokładnie w momencie, gdy..." pominąłbym "dokładnie"
"Teraz najpierw zamknął go w niedźwiedzim uścisku..." chyba zacząbym od "zamknął"
"zjadł a potem poszedł się położyć..." chyba przecinek przed "a"
"A on wiedział, że musi uciekać i wiedział,..." 2x wiedział, drugie bym pominął
Pozdr
Być może jeszcze nie nabrałam dystansu do opka, bo będę trochę bronić tych sformułowań :) (poza niekwestionowanym brakiem przecinka).
"" ... by obudzić się dokładnie w momencie, gdy..." pominąłbym "dokładnie — tu odruch obronny mam najsłabszy :). Twoja propozycja dodaje dynamiki i czystości, jednak odbiera nieco emocjonalności. Ale przemyślę tę zmianę. Bardzo możliwe, że tak będzie lepiej.
" "Teraz najpierw zamknął go w niedźwiedzim uścisku..." chyba zacząbym od "zamknął""— chciałam tu uniknąć pewnego dysonansu: "Nie wyjechał, nigdy się nie ożenił. Zamknął go w niedźwiedzim uścisku" Pierwsza część mówi o przeszłości druga o czynności w czasie rzeczywistym. Stąd "teraz" choć przyznaję, że zgrabnością zwrot nie grzeszy. Zmienię jak wymyślę lepszą konstrukcję.
""A on wiedział, że musi uciekać i wiedział,..." 2x wiedział, drugie bym pominął" — Takich powtórzeń jest więcej i wszystkie są celowe.
Dziękuję za obecność i że chciało Ci się podzielić sugestiami!
przepraszam za literówkę w nicku!
"Dokładnie" usunięte. Dzięki za sugestie!
Dzięki za "filmowo"! cieszę się, że są obrazy. Myślę, że lata 70te i 80te bardzo się nie różniły — jeśli chodzi o dzieci i ich zabawy. Śmieszne z tym "normalnym z wyglądu", ale coś w tym jest :).
Jako dziecko zmian za bardzo nie widziałam, ale na pewno takowe były.
Ja mam tylko jedno pytanie: Czy to Wigry 3 było pierwszokomunijne? Jak tak to... to jest ewidentnie o mnie ;) Moja ocena 5.
Tak! Wigry, Wigry 2, 3, 4 potem Pelikany, Karliki, Jubilaty... Wszystkie robione przez Romet.
I jeszcze wersje eksportowe, jak Tyler Polo Lux (na eksport do USA), który nawet dziś nie przyniósłby wstydu wyglądem (tak przynajmniej myślę).
https://tiny.pl/wpzpv
Ale najwięcej jeździło Wigry3 :).
Dziękuję za koment!
Piątak ?
Super, że Ci się podobało! :). Cieszę się, że udało mi się oddać klimat, na tym zależało mi najbardziej. A z Lolka był prawdziwy wuj... To prawda. :)
Dziękuję bardzo!
Z pamięci opada liść więdnący
jak z lipy
Lipa symbolizuje słabość, podatność na zniszczenia, bo miękkie z niej drewno.
Słaba pamięć, chroma pamięć, to i przedmiot wspomnienia jak "odarty anioł"...
(Myślę, że Iłłakowiczówna z premedytacją wybrała dla swojego wiersza akurat lipę).
Jak zobaczyłam ten utwór, to szczęka mi opadła. Nie znałam za bardzo twórczości Iłłakowiczówny. Wiersz zaskoczył mnie pięknem i subtelnością, dzięki niemu sięgnęłam po inne poetki (która z wyglądu na niektórych zdjęciach przypomina Virginię Woolf). :))
Cieszę się, że tekst Ci się spodobał.
Dziękuję za odwiedziny i koment!
Niezłe, klimattczne opko. Pisz wincej?
A czemu Sowi-zdrzał nie publikuje? Ukrywa się, czy co?
Papatki?
Co do Sowi-zdrzała — z tego co wim, to o jedno kłamstwo oczerniające go za dużo (od kogoś lubującego się w bagnobabraniu). Dał sobie spokój z opowi.
Czytałam, dlatego przyszłam powiedzieć Dzień dobry?
https://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/zgwalconej-14-latce-z-niepelnosprawnoscia-intelektualna-odmowiono-aborcji-wbrew-przepisom,1134088.html
Co się stało z tym światem, którzy tworzą ludzie, to nie wiem i nie znajduję słów.
Trzymaj się Tjęri. Pozdrawiam!
Ja odwrotnie — ogólnie nie jestem za (ale tzw. kompromis aborcyjny był dobry), ale przeraża mnie, że na porodówkach wrócą czasy, gdy faceci będą decydować kogo ratować matkę czy dziecko (i nie będzie to kobieta). Przeraża mnie uprzedmiotowienie kobiety, pomysły typu "rejestry ciąż", utrudnienie dostępu do badań prenatalnych i zerowa wiedza społeczeństwa (szczególnie tej słusznej części) — które nawet nie potrafi czytać ze zrozumieniem.
Ech, szkoda gadać. I bez tego nie jest łatwo.
Fajnie, że się odezwałaś, pojawiaj się, bo nadajesz kolorów (tych atrakcyjniejszych) temu miejscu. Buziaki!
Dziękuję! Bardzo się cieszę z pozytywnego odbioru, lubię ten tekst. :)
Jasny gwint!😳 Ty to masz wyobraźnię! Przerażające! Sam kiedyś miałem taką sytuację, że jedna niby chciała, a tak naprawdę nie chciała. Na szczęście miałem na tyle oleju w głowie, że się z tego wystornować, zanim ją zabiłem🙄
A tak z innej beczki. Czy Ty jesteś gdzieś obecna poza opowi? Masz jakąś stronę, albo fanpage?☺️
Hehe, mój bohater na szczęście (?) też nie zabił... A co do Ciebie... nie wiadomo, może jakaś dysocjacyjka Cię męczy? :D Czy możemy bezgranicznie ufać swojej głowie? :D
Moja oszukała perfidnie mnie parę razy :D.
Co do stron itp, byłam tylko na różnych istniejących czy nieistniejących już portalach.
Skoro pytasz, domyślam się, że sam podjąłeś wysiłek stworzenia takiego miejsca dla siebie?
A co do strony, to jesteś równie domyślna co utalentowana literacko:) Tak mam swój fanpage, więc gdyby przyszła Ci ochota zrobić maleńkie "klik" byłbym zaszczycony:D
https://www.facebook.com/marcinadamkiewiczpisarz/
Jasne, zajrzę:D
A proszę bardzo! Obawiam się tylko, że kiepski ze mnie fejsbukowiec, prawie w ogóle nie korzystam z tego medium...
Lecę nadrabiać Sichirtię :)
Piątka i szóstka nadrobiona, siódemka jak sobie przerwę w pracy zrobię:D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania