Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Mentor¹ — Siedem prawd — Rozdział 3

Dwie godziny po śniadaniu przyszła do nas kobieta. Na oko miała jakieś czterdzieści lat. Tlenione, platynowe włosy zawiązała w schludny koczek, a połowę czoła zasłaniała jej  równiutka, zakręcona lokówką grzywka.

 

— Dobryj djeń, cwietuszki. Katora nie znajet... Mienia zawut Swietłana. Eta szto jest wasz wielkij djeń! Uwiditie, nie budjet tak ploha — przywitała nas w progu, a ja nie mogłam się powstrzymać od uniesienia brwi w niemym zdumieniu.

 

Co ona bredzi? Jest tragicznie, a ta plecie jakieś farmazony o wielkim dniu.

 

Miała silny rosyjski akcent. Właściwie mieszała dwa języki, tak że trudno mi było zrozumieć, co do nas mówi.

 

— Muszę was trochę podgotować na wyjezd — ciągnęła kobieta.  Wszystkie co do jednej wpatrywałyśmy się w nią z mieszaniną konsternacji i niechęci. Tuż za jej plecami, pewnie dla ochrony, a może nadzorowania poczynań kobiety, stał Santi.

 

— Was siemero, tak szto wezmę pierwej adną, pozże wtarą i tak dalij — tłumaczyła, a ja zrozumiałam z tego tylko to, że będziemy z nią szły gdzieś po kolei.

 

— Dawaj, idi ze mną pierwyj, cwietuszku — powiedziała wesoło do jednej z nas.

 

Dziewczyna siedząca przy drzwiach wstała zachęcona przez Swietłanę i, z mocno niepewną miną, wraz z kobietą opuściła pomieszczenie. Santi zamknął za nimi drzwi. W brzuchu poczułam zimny ucisk niepokoju. Jak mogły wyglądać takie przygotowania? Czy chodziło tylko o wygląd? Mieli dobrać nam strój czy jak?

 

— O co chodzi z tym przygotowaniem? — wydusiłam, nie mogąc znieść tej niepewności.

 

— Zaraz sama zobaczysz — odparła najstarsza lekceważącym tonem. Wzruszyła ramionami i zrobiła dziwną minę.

 

I rzeczywiście, godzinę później tamta dziewczyna wróciła, tylko że w zupełnie innym ubraniu. Jeśli w ogóle tę kusą sukienkę ledwo zakrywającą ciało można było nazwać ubraniem. Miała też umyte i jako tako ułożone włosy. Na stopy założyła proste czarne szpilki. Usiadła na materacu i wbiła wzrok w podłogę. Nic nie powiedziała, a my nie skomentowałyśmy jej wyglądu. Wiedziałyśmy, że same za jakiś czas będziemy wyglądać podobnie.

 

Chwilę później następna z dziewczyn wyszła za Swietłaną.

Ja byłam ostatnia w kolejce, więc miałam czas na przemyślenia. Ta Swietłana wydawała się w miarę w porządku. Może udałoby się z nią porozumieć? Dać jej jakiś znak? Zaproponować jakąś umowę, łapówkę... Postanowiłam chwytać się czegokolwiek, co mogłoby mnie stąd wydostać. Kiedy więc przyszła pora na mnie, wstałam potulnie z posłania i udałam się za Swietłaną.

 

Poprowadziła mnie przez ciemny korytarz. W powietrzu czuć było świeżą farbą, a na ścianach próżno było szukać jakichkolwiek ozdób, zdjęć czy obrazów. Dom musiał być dopiero niedawno wybudowany lub remontowany.

 

Weszłyśmy do prosto urządzonej łazienki, w której kobieta wręczyła mi czysty, aczkolwiek szorstki ze starości ręcznik oraz bieliznę wraz z sukienką. Moja była w kolorze ciemnego turkusu i miała długie rękawy. Z ulgą zauważyłam, że była mniej wydekoltowana i nieco dłuższa niż pozostałych dziewczyn.  Swietłana wręczyła mi jeszcze maszynkę jednorazową.

 

— Pawsjudu, nie tolka nogi. Ty znajesz, szto ja imeju w widu — powiedziała, patrząc znacząco to na mnie, to na przyrząd.

 

Stałam przez chwilę jak osłupiała, wpatrując się w kobietę bez słowa. Przełknęłam ślinę i zerknęłam na to, co miałam w rękach.

 

— Ty panimajesz? — dopytała Swietłana.

 

Pokiwałam sztywno głową, czerwieniąc się z zażenowania. Chcieli żebym ogoliła całe ciało. Miałam ochotę rzucić z wściekłością całe naręcze rzeczy na podłogę ale powstrzymałam się.

 

— Pozże adjetsa — dodała kobieta.

 

— Yyy... To znaczy?

 

— Nadjet odjewatsja... Ubranie...

 

Ach... Więc o to jej chodziło... O ubranie... A raczej opakowanie. Byłam przecież towarem, który chcieli sprzedać, więc musiałam prezentować się atrakcyjnie dla klienteli. Wzdrygnęłam się na myśl, że będą mnie oglądać, oceniać, być może targować się lub licytować.

 

Swietłana odwróciła się taktownie, żebym mogła swobodnie się rozebrać. Szybko weszłam pod prysznic, nie mogąc opanować odruchu obrzydzenia, kiedy moje nagie stopy dotknęły pokrytego warstwą kamienia brodzika. Chciałam mieć to szybko z głowy, więc od razu zabrałam się za golenie nóg. Przesuwałam byle jak maszynką po powierzchni skóry, telepiąc się z zimna i stresu. Kiedy skończyłam, szybko opłukałam mydło, po czym zmoczyłam włosy i sięgnęłam po szampon. Wykonywałam czynności niejako automatycznie. Kilka szybkich ruchów palców, tak żeby spienić kosmetyk. Starałam się ignorować myśli o tym, dla kogo się myłam, przygotowywałam. Pierwszy raz w życiu nie robiłam tego dla siebie, dla swojego komfortu, tylko na czyjś rozkaz. Takie były wymogi. Towar miał być czysty, bez zarzutu. Westchnęłam kilka razy, żeby się uspokoić i sięgnęłam po ręcznik. Osuszyłam drżące z zimna, pokryte gęsią skórką ciało. Włożyłam bieliznę, matowe, przezroczyste rajstopy a na koniec sukienkę. Wszystko pasowało jak ulał. Musieli mnie zmierzyć, kiedy byłam nieprzytomna, nie było innego wytłumaczenia. Spojrzałam na czekającą na mnie Swietłanę, na której twarzy wciąż błąkał się dziwny, jakby dobrotliwy uśmiech. Teraz albo nigdy.

 

— Pani Swietłano... — zaczęłam. Głos mi drżał ze zdenerwowania.

 

— Da? Szto tam, slońce? — zapytała kobieta, patrząc na mnie oceniająco i z uznaniem kiwając głową na znak aprobaty. Poprawiła mi sukienkę na biodrach. Dzianinowy, przeszywany metaliczną nicią materiał był lekko drapiący.

 

— Ja bym pani zapłaciła za pomoc w ucieczce — wyszeptałam. — Moi rodzice mają oszczędności. Zapłacą pani. Błagam panią... — wyjąkałam, patrząc z nadzieją w zielonkawe oczy kobiety.

 

— Moja haroszeńka... Ja nie mogu, ja by chciała — bąknęła z widocznym zakłopotaniem. — Ale moja djetka w damu, maliszka... Oni wsje znajut. Ubijut...

 

— Nie może pani zadzwonić na policję? Proszę! — nie dawałam za wygraną, patrząc na kobietę z błaganiem w oczach.

 

— Wsie budjet haraszo... — powiedziała, uśmiechając się do mnie jak do naburmuszonego dziecka. — Nu... dawaj wałosy... Krasiwje, ocień krasiwje. Kak mied. I glaza, ni zjelenje, ni gałubie. Kak morie.

 

To było strasznie dziwne. Stałam tam, słuchając komplementów na temat swojego wyglądu. Tak jakby miał on jakiekolwiek znaczenie w tej tragicznej sytuacji. Widocznie dla Swietłany miał. Według niej byłam śliczna i ten, kto mnie kupi, zapłaci sporą sumę, a w dodatku będzie szczęściarzem. Cudownie... Naprawdę nie chciałam tego wiedzieć. Nie chciałam tego słuchać. Chciałam się od tego wszystkiego odciąć, uciec, zapomnieć. Zaczęłam płakać, kiedy Swietłana posadziła mnie na krześle. Odgarnęła mi włosy do tyłu i wzięła się za ich układanie.

 

— Nie płać, nie... — pocieszała mnie, gładząc delikatnie po włosach, a mnie zachciało się jeszcze bardziej płakać na wspomnienie matki, która wieki temu tak samo głaskała mnie po głowie do snu. Swietłana przesuwała grzebieniem po lekko wilgotnych kosmykach i osuszała je suszarką na okrągłej szczotce. Co chwilę wkładała grzebień do ust, żeby mieć dwie wolne ręce. Moja mama robiła identycznie, kiedy zaplatała mi warkocz francuski...

 

Czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę rodziców, dziadków, rodzinę, przyjaciół, znajomych ze studiów? W jeden wieczór moje całe życie runęło, skończyło się. Zostałam wyrwana z niego siłą i wepchnięta brutalnie w rzeczywistość, o której tak naprawdę nie miałam większego pojęcia. Latami żyłam w bańce nieświadomości. A może zwyczajnie nie chciałam o tej rzeczywistości myśleć, skupiać na niej wzroku. Wolałam udawać, że ten problem świata mnie nie dotyczy. Jak i mnóstwo innych. Okazało się jednak, że nigdy nie można być niczego pewnym. Defekty współczesnego świata, jego zło i brud dosięgnęły również mnie. W przeciągu jednej nocy zostałam postawiona w roli ofiary, stałam się pozbawioną człowieczeństwa rzeczą. Znalazłam się w świecie, gdzie za nic miano wartości, dobro, prawdę, godność. Wszystko to tutaj było jakby wspomnieniem dawno zaginionej cywilizacji. Ci ludzie nie mieli sumienia. Jedynie Swietłana wydawała się je posiadać, ale co z tego, skoro nie mogła mi pomóc? Ona też była zastraszona. 

 

Moja ostatnia deska ratunku okazała się być tylko złudzeniem. Nie miałam co liczyć na pomoc Swietłany. Na swój sposób starała się nam ułatwić to wszystko, pokrzepić dobrym słowem i uśmiechem. Ale czy w tej sytuacji istniała możliwość jakiegokolwiek pocieszenia? Owszem, to że nas traktowała z jako takim szacunkiem było lepsze, niż gdybyśmy miały być pomiatanie przez tamtych porywaczy. Podejrzewałam, że jeszcze nie widziałam ich prawdziwie bestialskiej twarzy zwyrodnialców. Przecież jedną dziewczynę trzymali gdzieś w izolatce. Prawdopodobnie ją głodzili, bili, może nawet gwałcili. Na zajęciach czytaliśmy, że oporne dziewczyny poddawane są przez porywaczy tresurze za pomocą różnych środków. Zastraszanie, poniżanie, znęcanie się fizyczne, podawanie narkotyków. Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby nie znaleźć się w takiej sytuacji. Obiecałam sobie, że będę milczeć i się nie wychylać, aby uśpić ich czujność. Może pojawi się okazja do wyrwania się z tych obleśnych mafijnych łap. Wtedy się nie zawaham. Byłam gotowa walczyć o wolność i swoją godność.

 

Swietłana zaprowadziła mnie z powrotem do pokoju, gdzie panowała lodowata cisza przepełniona napięciem i strachem. Usiadłam na swoim materacu i również milczałam, czekając. Było mi zimno, bo cienka sukienka i jeszcze cieńsze rajstopy nie pełniły żadnej roli grzewczej. Zauważyłam, że inne dziewczyny również się trzęsą pod swoimi kocami, czy to z zimna czy strachu, a może z obu powodów na raz.

 

Jakiś czas później za drzwiami rozległy się dźwięki ciężkich kroków, zamek gwałtownie zazgrzytał i do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w kominiarce, spod której widać było tylko jego przekrwione oczy. Nie wiem, czy było to tylko przeczucie, ale przyszło mi na myśl, że to ten mężczyzna obserwował mnie przedwczoraj w restauracji. To on mi się przyglądał cały wieczór. Miał taką samą tęgą posturę i słuszny wzrost. Być może to nawet on zaatakował mnie w tym parku.

 

— No, dziewczyny, dzisiaj stąd wyjeżdżacie — rzucił niskim głosem. — Za godzinę macie być gotowe. Napić się, zjeść coś, wysikać, bo nie będzie przystanków. Na miejscu trochę się ogarniecie. I bez żadnych numerów. Jak będziecie grzeczne, to nic wam się nie stanie. Macie się uśmiechać i trzymać głowy wysoko, jasne? — rzucił, lustrując całą naszą siódemkę wzrokiem.

Żadna nie raczyła mu odpowiedzieć.

 

— Jasne?! — ryknął na cały głos, a my drgnęłyśmy ze strachu i pokiwałyśmy głowami.

 

Więc już za kilka godzin wszystko się okaże. Tak bardzo się bałam tego, co nas czeka. Wbiłam wzrok w betonową podłogę, czując pod powiekami zbierające się łzy. Opłakiwałam utracone życie. Znikąd pomocy. Znikąd ratunku.

 

Tylko nieubłaganie upływający czas, przybliżający mnie do mojego przeznaczenia, które ktoś mi zgotował. To nie był mój wybór. Od teraz wszystko, co działo się w moim życiu, toczyło się wbrew mnie. Wszystko stanęło na głowie, a ja nie miałam możliwości tego odwrócić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    KarMail↔Przyznam, że coraz bardziej mnie się podoba. Fabuła ciekawa i dobrze napisana. Niewymuszona taka.
    Sprawnie się czyta. I nie ma "ściany tekstu" Nawet tekst w odpowiednim miejscu urwany.
    Pozdrawiam:)↔%
  • KarMail dwa lata temu
    To prawda, staram się nie lać wody, i chyba mi się to udaje sądząc po Twoich komentarzach. Osobiście nie lubię ścian tekstu, nic nie wnoszących scen itp. Tego samego wymagam od książek, które czytam. Niestety ostatnio popularne jest wodolejstwo. Dzięki za opinię :)
  • Tjeri dwa lata temu
    Weszłam przypadkiem, a jak weszłam, to stwierdziłam, że przeczytam. To będzie zbiorczy koment (bo przeczytałam wszystkie części).
    Zapewne nie jestem targetem tej historii, myślę że przyciąga głównie dziewczyny w wieku gimnazjalnym, może ciut starsze (to absolutnie żadna złośliwość, każdy piszący musi wiedzieć do kogo kieruje tekst). Piszę tak, domyślając się kształtu całości opowieści.
    Piszesz schludnie, w miarę poprawnie. Masz problem z interpunkcją jedynie – i to nie jakiś wielki, ot tu i tam brakuje czasem przecinka, czasem jest jakiś niepotrzebny (np. przydawki nie i równorzędne stanowią problem), w sumie drobiazgi.

    Zapewne winą opowijskiego skryptu jest rozstrzelenie tekstu. Musisz wiedzieć, że tu, przy wklejaniu tekstu, każdy enter się podwaja. Stąd puste miejsca (które robią niedobre wrażenie). Warto pousuwać duble, choć trochę z tym zabawy.

    Czyta się utwór dobrze, gładko. Może poza pierwszą częścią, która jest nieco rwana i mało spójna. Później widać, że się rozkręcasz. Nad tą pierwszą częścią warto usiąść, początek powinien być dopieszczony, to wizytówka. Tu jest słabym punktem i gdybym zaczęła od niej, nie poszłabym dalej.
    Podsumowując– całkiem dobre, schludne pisanie. Jeśli zadbałaś o wiarygodność, realia w dalszych częściach, to tekst będzie ciekawą lekturą .
  • KarMail dwa lata temu
    Dziękuję za podzielenie się spostrzeżeniami. Przemyślę to sobie. Najbardziej dało mi do myślenia to o targecie. Wręcz przeciwnie, kieruję tekst głównie do dziewczyn w wieku 20+. Całość historii oprócz obyczajowych i psychologicznych posiada też wątki polityczne, patriotyczne i służb specjalnych, których osoby kilkunastoletnie raczej nie będą w stanie zrozumieć. Tekst jest nawet oznaczony 18+ a główna bohaterka jest studentką, więc ma więcej niż kilkanaście lat. Pomyślę nad tym, że pierwszy rozdział jednak nie zachęca tak, jakby mógł. Dzięki :)
  • Tjeri dwa lata temu
    KarMail
    To moje wrażenie po pierwszych częściach. Nie jestem nieomylna i być może po większej części docelowy czytelnik inaczej by mi się przedstawiał.
    No i przede wszystkim: 16 czy 20 to wciąż zbliżona grupa. Z grubsza oczywiście, nie wchodząc w szczegóły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania