Pokaż listęUkryj listę

Merks i magiczny medalion: Wyrocznia, Trójkąt Mocy i podstępny czarownik / 15

– Merks! – zdziwił się Morfus, widząc go w wejściu do groty. – Co cię sprowadza?

– Mam dziwne przeczucia co do tej całej Tacji. Coś z nią jest nie tak – rzucił posępnym głosem i ruszył w kierunku starego krzesła. – Idąc tutaj, spotkałem dowódcę, który napomknął, że coś w tej dziewczynie zostało uśpione i postanowił, podwoić liczebność swoich ludzi na wszelki wypadek.

– Coś takiego – zainteresował się starzec, nie ukrywając zdziwienia na twarzy. – Sam fakt, że jest córką władcy, poczętą z kobiety bliżej nam nie znanej, stanowi zagrożenie. Nie dane mi było poznać żony Horna, którą wybrała dla niego Wyrocznia, więc… Nie wiem, czy wiesz, ale twój wuj jest nieśmiertelny. – Potarł dłonią okolicę skroni, jakby nad czymś myślał, a wyraz twarzy chłopca nie wskazywał, aby był tym faktem poruszony. – Kiedyś przez przypadek władca wygadał się przed Norkiem, a że pracowałem jeszcze wtedy na zamku, to niechcący; a może i chcący to usłyszałem. – Podrapał się po brodzie. – Wszystko się może zdarzyć, a dowódca zapewne wyczuł coś, co niebawem ujrzy światło dnia.

– Wspominałeś kiedyś, że trójkąt radzi sobie z takimi przypadkami. – Merks stwarzał pozory opanowanego, ale tak naprawdę ta wiadomość, nie wróżyła nic dobrego.

– Tak, ale kompletny, niezłożony z kilku części.

Morfus usiadł obok chłopca i zawiesił wzrok na glinianej kuchni. Tacja od początku wywarła na nim negatywne wrażenie, a jej opryskliwość zdradzała, że duszę ma czarną i zatrutą jadem. Młody wiek dziewczyny i jej wrogość, zdradzały, co będzie, gdy osiągnie pełnoletniość i jaką osobą się stanie.

Charakteru ojca nie przejęła – no może poza marudzeniem – bo Morfus znał władcę od maleńkości i tutaj bez ogródek mógł stwierdzić, że dziewczyna ukierunkowana jest bardziej od strony tajemniczej matki, która była nieodgadniona, nawet dla samej Wyroczni.

Czyżby demoniczna kobieta popełniła błąd i źle wybrała sprzymierzeńca, ofiarując władcy żonę, która po zrzuceniu maski, była tak samo zepsuta, jak ona sama.

– Musimy jak najszybciej przerzucić tę dziewkę na drugą stronę muru – zaproponował starzec pewnym głosem, który nawet nie zadrżał.

Napotkał obojętny wzrok Merksa, który wyglądał, jakby również brał takie rozwiązanie pod uwagę, ale nie był co do tego przekonany. Zaduma i milczenie nasuwały na myśl, że pragnie coś osiągnąć, a dziewczyna ma mu w tym pomóc.

– Na razie zostanie – wydukał, zwróci twarz w stronę starca i spojrzał smutnym wzrokiem. – Dzisiejszej nocy ponownie przyśnił mi się ojciec w niewyraźnym otoczeniu, jakby dokądś podążał. – Merks naprał powietrza do płuc i westchnął. – Nie rozumiem już tego wszystkiego i pomimo tego, że Tacja potwierdziła jego śmierć, coś mnie dusi w okolicy serca i wewnętrzny, słaby głos podszeptuje, że to nie tylko sen i powinienem się z niego jak najszybciej zbudzić i otworzyć oczy.

Morfus nie wiedział, co odpowiedzieć, co doprowadziło do ciszy… długiego milczenia.

Dopiero po dłuższej chwili Merks zabrał głos: – Pójdziesz ze mną do wioski?

Odpowiedź była twierdząca.

Musieli niezwłocznie porozmawiać z tą dziewczyną, która może tylko grała na zwłokę i podawała się za córkę władcy.

***

 

Po pokonaniu odległości od jaskini Morfusa do wioski w zaskakująco szybkim tempie Merks wraz z zasapanym Morfusem stanęli przed twierdzą Hestionów.

Wznieśli oczy ku niebu i ujrzeli wysoką, kamienną twierdzę o niekształtnym, niesymetrycznym wyglądzie, wąską i wysoką na parę stup. Otaczała ją rozproszona powłoka, która wplatała swoje fioletowe niteczki w szczeliny pomiędzy grubymi głazami. Wyposażona w duże, brązowe drzwiami i małe kwadratowe okienko pośrodku, mniej więcej w połowie wysokości, była tajemnicza, pomimo jasności, jaka od niej biła.

Czy była nadzwyczaj chroniona?

Nie.

Dwa znudzone Hestiony wspierały się o jej ściany plecami i patrzyły przed siebie, jakby za chwilę miały zasnąć.

– Przyszliśmy do dziewczyny – oznajmił Merks i zacisnął usta.

Jeden z Hestionów przechylił delikatnie głowę i wlepił czarne ślepia w podekscytowanego chłopca, który szurał stopami i zerkał badawczo w jego stronę.

– Możecie wejść – powiedział i machnął ręką tuż przed swoją twarzą.

Wrota stanęły otworem ot tak, bez użycia mięśni.

Morfus wszedł jako pierwszy i rozejrzał się do koła. Tylu barwnych kolorów, które tańczyły i załamywały swoje barwy na nierównej powierzchni, jeszcze nie widział.

Nie raz, podczas bezchmurnych nocy, wlepiał wzrok w niebo i chłonął świecące punkciki, które migały w oddali. Przekraczając próg tej dziwnej budowli, doszedł do wniosku, że tak właśnie wygląda kosmos.

Merks również stanął jak wryty z rozdziawionymi ustami i nie wiedział, czy powinien kierować stopy głębiej w ten zjawiskowy dla oka świat.

– Tam jest – oznajmił starzec i wskazał ręką na dziewczynę, która otoczona milionem świecących wstęg, siedziała na łóżku i patrzyła na swoje odbicie w falującej tafli czegoś, co u mieszkańców Zerytora nazywano: „Odbitką duszy”.

– Dlaczego tutaj przyleciałaś? – zagadnął Merks, podchodząc bliżej.

Tacja nie odpowiedziała i dalej skupiała całą uwagę na rozczesywaniu wilgotnych włosów.

– Jesteś szpiegiem? – spytał starzec, zbulwersowany brakiem odpowiedzi.

Gdyby ta pannica była jego córką, najprawdopodobniej przepędziłby ją na cztery wiatry, albo więził do czasu, aż nie nabierze ogłady do innych.

– Jak śmiesz! – Skarciła starca wzrokiem, po czym wstała i podeszła do niego. – Nie jestem nikim takim – syknęła prosto w jego zdziwioną twarz. – Jestem raczej więźniem we własnym domu.

– Jak to? – dopytał.

– Tata nie pozwalał mi opuszczać zamku ze względu na jakieś zagrożenie, a że nie lubię zakazów, to uciekłam. Gonili mnie strażnicy i co było dalej, już sami dobrze wiecie.

– Jakie zagrożenie? – spytał Merks i przeniósł pytający wzrok na Morfusa, jakby szukał w jego wybałuszonych oczach niemej odpowiedzi.

Atmosfera zgęstniała, a mężczyźni zdali sobie sprawę, że nie wiedzą nic o planach Wyroczni, co mogło w niedalekiej przyszłości zmazać uśmiechy z ich pewnych swego twarzy.

Co z tego, że posiadali niekompletny Trójkąt Mocy, skoro tak naprawdę nie byli w stanie pojąć, jaką naprawdę mocą dysponuje Wyrocznia i jej świta.

To, co do tej pory udało im się wyczytać z ksiąg, mogło być stertą bzdur.

Kto w ogóle spisał te wszystkie woluminy?

Może sama Wyrocznia na własne potrzeby?

– Słyszałam, jak Wyrocznia żaliła się ojcu, że na planecie pojawił się ktoś, kto będzie w stanie posiąść ogromną moc, co przy jej obecnym osłabieniu, nie wróży dla królestwa niczego dobrego.

– Bardzo dobre wieści. – Uśmiechnął się Morfus i odciągnął Merksa na bok, dodając: - Mówiłem ci, że masz w sobie coś, co zmywa sen z powiek tej demonicznej kobiecie.

Merks wykrzywił usta, jakby skojarzenie starca było dalekie od prawdy, ale podświadomie coraz częściej przekonywał umysł, że jednak jest wybrańcem.

– Dziękujemy za informację – rzucił Merks, objął uradowanego starca ramieniem i nie mając więcej pytań, zgodnie ruszyli w stronę wyjścia.

– Zaraz… a co ze mną? – zabrała głos zdezorientowana Tacja, nie rozumiejąc tak nagłego końca rozmowy. – Ile czasu zamierzacie mnie tutaj więzić?

– Tak długo, jak będzie trzeba – oświadczył chłopak, nie zadając sobie trudu, aby spojrzeć w jej kierunku.

Wyszli, słysząc jej stłumiony głos – psioczyła na nich pod nosem.

***

 

Władca chodził nerwowo po komnacie Wyroczni, nie potrafiąc zapanować nad nerwami i stać spokojnie w miejscu.

– Muszę odzyskać córkę, a ty, zamiast wertować te do niczego nam teraz nieprzydatne księgi, zrobiłabyś coś wreszcie!

– Opanuj się i powściągnij język – syknęła kobieta. – Szukam czegoś, co pozwoli nam odzyskać Tację bez łamania Paktu Nietykalności.

– Tylko księgi i księgi! – irytacja w tembrze głosu Horna przybierała na sile. – Użyj w końcu tej swojej nadludzkiej mocy, słyszysz!

Wyrocznia skuliła dłonie w pięści, gnąc niczemu niewinne stronice starej księgi. Zrobiła parę głębszych wdechów dla spokojności, ale problemy, które ostatnio zbyt często spadały na jej piękną główkę, domagały się ujścia.

Coś wewnątrz jej opanowanego ciała pękło, nerwy puściły i odruch kontrolny stracił na sile. Przekręciła ciało delikatnie w bok, uniosła rękę na wysokość piersi i za pomocą magicznej mocy pierścienia, uniosła niczego niespodziewającego się władcę w powietrze.

Zawisł pod nierówną powałą i wisiał tak bez ruchu, że spuszczoną głową, jak złodziej nadziany na pal, niemający już siły na walkę o ocalenie życia.

– Zamilcz w końcu! – krzyknęła głośno, a echo poniosło jej ostry głos do najdalszych zakamarków pomieszczenia, nawet słoiki stojące na pokracznej półce, zadzwoniły. – Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos, to skręcę ci kark! Zapomniałeś już, kto tu rządzi, nędzny robaku! Beze mnie nigdy nie byłbyś tym, kim teraz jesteś! Czasami myślę, że twój brat byłby lepszą partią na króla…! – przerwała nagle i przyłożyła palce do skroni.

Ból w czaszce był tak silny, że musiała przykucnąć.

Ktoś siedział w jej głowie i wbijał szpilki w mózg, raz po raz.

Horn miał szansę na zabranie głosu, bo wraz z dekoncentracją kobiety, moc, która trzymała jego ciało w niewoli – osłabła.

– Wypuść mnie!

– Mam – rzuciła i wstała z kucek. Wyglądała jak nowo narodzona, a po bólu głowy zostało tylko wspomnienie. – Musimy oddać twojego brata w zamian za Tację, inaczej nigdy nie zdołamy jej uwolnić. – Wyrocznia wyglądała na uradowaną i spojrzała na władcę ciepłym wzrokiem. – Hestiony nie pozwolą nam podejść do wioski na tyle blisko, abym mogła za pomocą czarów, przyciągnąć tę krnąbrną dziewuchę do siebie. – Wzdrygnęła ramionami. – Nawet gdybym użyła zaklęcia niewidoczności, wątpię, aby ta maruda umiała zachować ciszę i spokój, nie zwracając na siebie uwagi. Gdybym miała medalion to co innego, ale nie mam. – Radość znikła z jej twarzy tak szybko, jak na nią wpełzła.

Uśpiła pierścień, który przestał świecić białym blaskiem, a władca opadł powoli na posadzkę i stanął niepewnie na chwiejnych nogach.

– Dobre rozwiązanie. – Horn podszedł do kobiety, która szperała właśnie w starej szufladzie pod oknem.

Wyrocznia wyszarpnęła z drewnianego wnętrza szarą kartkę i ptasie pióro, które pospiesznie zanurzyła w czarnej mazi, stojącej na blacie komódki.

Nakreśliła kilka słów, zwinęła w rulon, związała lnianą linką i podeszła do Galara, który wygrzewał kości przy kominku.

– Idź do wioski i przekaż to pismo Sanyrze; chyba że wiesz, gdzie mieszkała Zerna przed teleportacją, to wtedy oddaj zapis do jej rąk.

– Wiem, pani – mruknęła pantera i czmychnęła przez uchylone okno na dziedziniec.

***

 

Merks wraz z mamą i dwójką przesympatycznych staruszków siedział u Zerny w salonie, dyskutując przy świeżo zaparzonej mięcie. Matka chłopaka po paru dniach spędzonych w łóżku, postanowiła wrócić do codziennego życia, bo rozpacz do niczego nie prowadziła.

Tyle lat żyła bez Krona, to i teraz podoła, pomimo bólu, jaki rozdzierał jej wątłą pierś.

Podniesioną wymianę zdań przerwało niespodziewane wkroczenie Hestiona do izby.

– Paniczu, masz kolejnego gościa zza granicy – oświadczył, uniósł rękę do góry i za pomocą wolnego ruchu nadgarstkiem, przyciągnął do siebie panterę, która lewitowała w powietrzu i przesuwała się w stronę salonu bardzo powoli. – Prosił o spotkanie w ważnej sprawie – dopowiedział i uwolnił zwierzę z uwięzi, opuszczając delikatnie na podłogę.

– To dla ciebie, od władcy. – Galar podał chłopcu list i usunął się w kąt, obserwując zgromadzonych bacznym wzrokiem.

Merks rozerwał linkę i drżącymi z podniecenia dłońmi, rozwinął zwitek papieru, odszedł od stołu i wlepiając w niego wybałuszone oczy.

 

”Do bratanka’’!

 

„Mam dla Ciebie pewną propozycję. Przypadkowo po waszej stronie znalazła się osoba bardzo mi bliska, mianowicie moja córka oraz jej zwierzę. Proponuje wymianę córki na twojego ojca. Czekam na odpowiedź”.

Hron

 

Merks wypuścił list z rąk. Był tak zszokowany, że nie potrafił zapanować nad ciałem, które odmówiło posłuszeństwa.

Zgromadzeni wstrzymali oddech i zachodzili w głowę, co takiego było na tej kartce, że powaliło chłopca na podłogę?

Upadł na kolana i zapatrzył się mętnym wzrokiem w matkę, po czym spiął mięśnie i słowa same zaczęły wypływać z ust.

– On żyje…ojciec żyje – szepnął przez zaciśnięte zęby z wielkim trudem. Chciał skakać z radości, serce waliło pod żebrami jak oszalałe; ale nie potrafił, nadal był otumaniony.

Logiczne myślenie zostało wyłączone, a jego miejsce zajęła gonitwa poplątanych myśli, które do siebie nie pasowały.

W zaistniałej sytuacji wypadało zachować powściągliwość, czy odtańczyć taniec radości, skoro sam Horn napisał, że jednak ojciec Merksa nie umarł, jak twierdziła schwytana dziewczyna?

Zerna, gdy tylko sens wypowiedzianych przez syna słów, dotarł do jej podświadomości – zemdlała. Za dużo sprzecznych zapewnień w ciągu ostatnich dni, jak dla kogoś, kto już dwa razy stracił ukochaną osobę.

– Pomóż mamie i zabierz ją z tej zimnej podłogi – nakazał Merks Hestionowi, który stał u jego boku.

Hestion objął omdlałą uściskiem niemocy i przetransportował na kanapę.

– O co w tym wszystkim chodzi? – poirytował się Morfus i podszedł do Merksa, oferując pomocną dłoń. – Dziewczyna mówi, że umarł. Z listu wynika zupełnie coś innego… co oni próbują osiągnąć?

– Nie powiedzieli dziewczynie prawdy i dorastała w przekonaniu, że wuj zmarł – zabrała głos Sanyra, która do tej pory była blada jak kreda i nie za bardzo wiedziała, co jeszcze dodać po usłyszeniu takiej informacji.

Nie do końca wierzyła w to, co Horn napisał w liście; ale z drugiej strony, po co miałby kłamać, skoro dziewczyna, którą gościli, naprawdę była jego córką, co sam potwierdził?

– Co robimy? – zagadnął starzec, ciesząc się w duszy z takiego obrotu spraw.

Odpowiedziało mu milczenie i oczy przyjaciół, które nie znały odpowiedzi na to pytanie.

Nie na tę chwilę, gdy wszystko było tak świeże i nieprzyswojone przez mózg.

Ostatnie dni były dla wszystkich koszmarne, ale teraz, po długiej burzy, przez ustępujące chmury nieśmiało wyglądało słońce. Nadejdzie dzień, że zaświeci w pełnej krasie, kiedy stopy Krona przekroczą mur i staną po prawidłowej stronie krainy.

Merks odzyskiwał powoli sprawność intelektualną i nie zważając na piętrzące się znaki zapytania u wszystkich zgromadzonych, wybiegł z salonu i po krótkiej nieobecności wrócił z pomiętą kartką w dłoni. Drżącą z emocji ręką, wręczył zwitek panterze i nakazał Hestionowi odtransportować zwierzę do granicy.

Zaczerpnął głęboko powietrza do obkurczonych płuc i podszedł do matki, która odzyskiwała właśnie świadomość. Przysiadł na skraju łóżka i przytulił zamroczoną kobietę z całych sił.

Zaczęli wspólnie szlochać ze szczęścia.

Morfus, wraz z Sanyrą opuścili pomieszczenie, uśmiechnięci od ucha do ucha. Parę kropelek wilgoci spłynęło po ich pomarszczonych polikach, ale to były łzy szczęścia i nie wypadało ich hamować – niech kapią.

***

 

– Straż, wezwijcie władcę! – rozkazała Wyrocznia, ściskając w dłoni skrawek papieru, który chwile wcześniej przekazał jej zziajany Galar.

Kiedy szorstki papier dotknął jej ciepłej skóry, odruchowo chciała odczytać list.

Jednak nie zrobiła tego – usiadła w fotelu i czekała cierpliwie na przybycie pana.

Mijały: minuty, sekundy, kwadranse, a władcy jak nie było, tak nie było.

Kobieta wstała i zaczęła nerwowo krążyć wokół stołu, rozważając opcję opuszczenia swojego azylu i osobistego pofatygowania się do pana, któremu nie spieszyło się zbytnio, aby ją odwiedzić.

Był w zamku, to było pewne; bo w innym przypadku, strażnik poinformowałby ją, że władca opuścił włości.

– Nareszcie – burknęła oschle do Horna, który właśnie wkroczył do jej królestwa. – Masz, czytaj. – Podała mu list i obdarowała chłodnym spojrzeniem, dając w ten sposób do zrozumienia, że jest zła za tak długie oczekiwanie na jego osobę.

– Odpisali! – oznajmił zaskoczonym głosem, na tak szybki odzew z ich strony.

Horn przypuszczał, że będą zwlekać z odpowiedzią i po cichutku knuć, jak uwolnić Krona, bez utraty Tacji.

Tym razem przypuszczenia okazały się mylne.

Odchrząknął, nabrał powietrza w nozdrza, po czym rozerwał kolorową otoczkę i rozwinął pożółkłą kartkę, czytając na głos:

”Do wuja’’!

 

„ Przystajemy na zasugerowaną propozycję. Warunki wymiany ustalimy na dniach”.

Merks

 

– Chociaż raz jakieś dobre wieści – fuknął bez przekonania, jakby nie wierzył w czyste intencje mieszkańców wioski. – Łatwo poszło, ale lepiej zachowajmy zimną krew, bo mój bratanek może w każdej chwili zmienić zdanie i wpaść na inne rozwiązanie uwolnienia ojca. – Przewrócił oczyma i rzucił kartkę na blat stołu. – Przyprowadźcie Krona do mojej komnaty, a następnie umyjcie go i doprowadźcie do porządku – zwrócił się bezpośrednio do strażników.

– Tak jest, panie – powiedział strażnik i ruszył w stronę wyjścia.

Reszta ruszyła jego śladem.

– Jak zacznie przypominać człowieka, powiadomcie mnie – dopowiedział i usiadł w fotelu, podparł głowę rękoma i westchnął z rezygnacją, jakby uleciało z niego życie.

Strażnicy wyszli, a Wyrocznia podeszła do pana i usiadła mu na kolana. Ułożyła głowę władcy na ciepłym biuście i zaczęła gładzić po włosach, których niesforne kosmyki stawiały opór i zahaczały o smukłe palce.

Po pewnym czasie władca otrzymał wieści, że może już pójść do swojej komnaty, ale wygląd brata może go zaskoczyć. Horn zmarszczył brwi, nie dopytując o szczegóły, pożegnał Wyrocznię namiętnym pocałunkiem i ruszył szybkim krokiem w asyście Norka, na spotkanie ze swoim największym wrogiem.

Już po przekroczeniu progu wiedział, co w trawie piszczy.

W pomieszczeniu było zbyt wielu strażników, co nasuwało na myśl, że Kron próbował uciec.

– Gdzie jest ten zdrajca – spytał ostrym tonem, napinając mięśnie twarzy.

– Musieliśmy go obezwładnić, bo dostał nadludzkiej siły i stawiał opór – odpowiedział strażnik stojący najbliżej niego. – Może być troszeczkę otępiały, bo jeden z nas musiał nasycić jego pobudzone ciało jadem.

– Co?! – ryknął władca i spojrzał spode łba, na strażnika, który spuścił głowę. – Jak nie dożyje jutra, to osobiście przerzucę cię przez granicę i dam Hestionom na pożarcie! Jak śmiałeś zatopić kły w jego błękitnej krwi, idioto!

– Przepraszam, panie. – Strażnik pokłonił się nisko przed obliczem władcy i tkwił w takiej pozycji; nie drgając nawet.

– Zamilcz i wyjdź – rzucił podniesionym głosem, po czym podszedł do łóżka, na którym leżał Kron, targany przez konwulsje. – Ty – zwrócił się do innego strażnika – sprowadź tu Wyrocznię, szybko! – Położył dłoń na czole brata i przydusił do poduszki jego latającą w nieładzie głowę. Skóra, której dotykał, parzyła, a pot, który ją zalewał, nie studził żaru.

– Co tym razem? – Wyrocznia, cichutko jak mgiełka podbiegła do władcy i gdy tylko dostrzegła, w jakim stanie jest Kron, strąciła dłoń pana z jego rozpalonego czoła. – Nie dotykaj, bo trucizna przesiąknie przez pory i legniesz obok brata, niczym dogorywające zwierzę. Zapomniałeś, że strażnicy nie pochodzą z tego obszaru i nie ma mikstury odczyniającej ich ugryzienie.

– Chcesz mi przez to powiedzieć, że mój brat umrze i nie zdołasz mu pomóc? – Horn wybałuszył oczy i spojrzał na kobietę rozpaczliwym wzrokiem. – Pozbyć się tego, który mu to uczynił, natychmiast! – nakazał i wygonił strażników. – Norek, do mnie!

Ptak, który stał za drzwiami, wszedł do środka i przyczłapał do rozwścieczonego pana.

– Słucham, panie – zagadnął przez zaciśnięte gardło i przyciągnął skrzydła bliżej ciała.

– Dopilnuj egzekucji i wezwij Midora.

– Oczywiście – potwierdził i wyszedł. Dopiero na korytarzu rozpostarł skrzydła i poleciał.

W tym właśnie momencie Horn zdał sobie sprawę, że nie chce śmierci brata, co nie umknęło uwadze Wyroczni, która tylko pokręciła głową i przymknęła powieki.

– Zaraz go uratuję – oznajmiła, po czym opuściła komnatę w pośpiechu.

– Przecież nie ma odtrutki! – krzyknął, ale Wyrocznia już go nie słyszała. – Mówi jedno, robi drugie… nie rozumiem tej kobiety.

Kron miał coraz mocniejsze drgawki i bełkotał niezrozumiale pod nosem. Władca próbował rozszyfrować sens słów, ale nie było to możliwe.

Kobieta po krótkiej nieobecności powróciła z czymś w zaciśniętej dłoni, co nie do końca spodobało się Hornowi. Wstał gwałtownie i zagrodził drogę ukochanej, patrząc na nią pytającym wzrokiem.

– Co tam masz? – Pochwycił delikatnie jej dłoń, rozchylił palce i ujrzał mały flakonik z czerwoną zawartością. Czerwień była rażąca i szybko odwrócił wzrok, od tajemniczego wywaru. – Nie wyrażam zgody, abyś go tym napoiła. – Próbował wyrwać flakonik, który kobieta na powrót objęła palcami. – Wyrocznio… nie pozwalam! – Odepchnął zdziwioną jego zachowaniem kobietę i przybrał pozycję wojownika.

– W takim razie niech zdycha – syknęła i zwróciła się do Horna plecami, dodając: – Myślisz, że jestem na tyle głupia, aby uśmiercić twojego brata, nie osiągając w ten sposób żadnej przyjemności? – Wzruszyła ramionami, jakby miała dość. – Za dwie godziny wyzionie ducha, a wtedy nie przychodź i nie rozpaczaj po nim w mojej obecności. – Zrobiła krok i falując biodrami, przemieszczała się powoli w stronę wyjścia.

– Działaj – poprosił błagalnym głosem i ukrył zażenowanie, odwracając twarz w stronę mamroczącego brata. Tym razem mówił wyraźniej i można było wyłapać zdania.

– Organizujesz przyjęcie na moją cześć, że dałeś mi nowe ubranie, pozwoliłeś umyć się w ciepłej wodzie i doprowadzić twarz do porządku – Kron mówił szybko, cicho i nawet poderwał na chwilę plecy od przemoczonego nakrycia. Opadł jednak dość szybko i teraz wodził smętnym wzrokiem po pomieszczeniu, wykrzywiając usta, przy każdym ruchu szyi. – Spełniasz swoje groźby i oddajesz mnie śmierci w ramiona. Bracie… bracie… – Zamknął oczy, przestał poruszać nozdrzami, klatka nie opadała, ani się nie unosiła; zastygł bez ruchu.

– Wyrocznio…! Ratuj go, błagam cię! – Dopuścił kobietę do brata, a sam chwycił go mocno za gorącą dłoń i ścisnął, aż zachrupotało. – Nie odchodź tak nagle…, teraz kiedy możesz wrócić do rodziny… Kron, nie umieraj. – Oparł głowę na piersi brata i zaczął ronić łzy, tak wielkie, że po chwili koszula, na którą skapywały, była nasiąknięta wilgocią.

– Przestań beczeć i pomóż mi – fuknęła Wyrocznia, odrywając płaczka od ciała cierpiącego. – Rozchyl bratu usta i zatkaj nos; bo krew ojca, gdy napotka na swojej drodze przeszkody, zeżre wszystko i wytworzy nieprzyjemny fetor.

– Chcesz go nasycić cząstką „Ja”? – Horn otworzył szeroko buzię, a nadmiar śliny wyciekł kącikiem ust. – Czym się stanie? Po regeneracji nie będzie dla nas zagrożeniem?

– Zyska nieśmiertelność i będzie równy tobie: siłą, uporem, sprytem i … tak w skrócie będzie ciut lepszy od ciebie, ale tak było od zawsze i dobrze o tym wiesz. – Wyrocznia wlała odrobinkę esencji do buzi Krona. – Jak ma przeżyć, to innego wyjścia nie ma.

– Co robisz? – Władca zbladł, kiedy Wyrocznia wbiła paznokieć pod skórę Krona, skąd nie wyciekła ani kropelka krwi. – Swoją też mu dajesz? – Podskoczył i stanął jak jeleń w szczerym polu, ogłupiały i zagubiony.

– Zakładam jarzmo, bo jak byś zapomniał, ojciec w oryginalnej postaci jest kupą ognia, fioletu i długo by wymieniać. – Zerknęła na niego spod rzęs. – Skąd mam wiedzieć, pod jaką postacią powróci twój brat z tamtego świata?

– CO?!

Kron nadal wyglądał, jakby nie żył – z tą różnicą, że nie był blady, lecz rumiany.

– Nieważne… patrz. – Dwie pary oczu zwiększyły objętość i obserwowały z ogromnym przejęciem, jak leżący do niedawna na łóżku Kron, rozsypał się na miliony kawałków i wyparował.

Nie pozostało po nim nic, nawet materiał, na którym spoczywał, wyglądał, jakby dopiero co został zaścielony i dokładnie wygładzony.

– Jak mógł tak po prostu zniknąć? – Horn przysiadł na skraju pustego łoża. – Gdzie teraz jest? – Nigdy nie słyszał o takich cudach.

Horn wyglądał, jakby brał pod uwagę myśl, że nie chciałby zobaczyć Wyroczni bez powłoki skórnej. Spojrzał na kobietę z takim obrzydzeniem, że aż nim wzdrygnęło.

Jej reakcja była dla niego zaskoczeniem – szeroki uśmiech, puszczenie oczka i tyle.

– Wraca – rzuciła, obserwując, jak ciało Krona materializuje się do poprzedniego wyglądu.

Na nowo powstały mężczyzna wzniósł ciało do pozycji siedzącej i spojrzał na brata nieobecnym wzrokiem. Uchylił usta i wydobył z głębi gardła:

– Nie mam już brata, ale teraz tak naprawdę, nie dla zemsty i zabawy.

– Ja też – odpowiedział szybko Horn, ostrym głosem. – Wróciłeś, ale pomimo chwilowego przypływu sentymentu w obliczu twojego końca, nadal jesteś dla mnie martwy i nigdy… zapamiętaj, już nigdy nie ożyjesz w moim sercu.

– Twoje słowa rozwieje wiatr, a żar spali resztki zdrowego rozsądku – roześmiał się w głos. – Widziałem oczami tego, który stworzył to wszystko, czym się obecnie otaczasz. Jaki będzie twój los; ja wiem i poczekam cierpliwie, na to, na co nie jesteś jeszcze gotowy i nigdy nie będziesz, potworze.

– Straż! – ryknął trzęsący się z nerwów władca. Nawet bliskość Wyroczni i jej ciepły dotyk nie były w stanie powściągnąć rosnącego napadu szału. – Zamknijcie tego grubianina w komnacie gościnnej i pilnujcie, aby nie uciekł.

– Dziękuję za taką hojną gościnę – sykną. – Kto by pomyślał. – Kron otoczony strażnikami ruszył z uniesioną głową w stronę wyjścia. – Zapłacisz mi za wszystko i wiec, że słyszałem wszystko, co do mnie mówiłeś, kiedy byłem nieprzytomny.

– Zamilcz i zejdź mi z oczu, łachudro! Precz!

Stało się wedle jego woli i poza nim i Wyrocznią, w komnacie nie było już nikogo, kto miałby coś jeszcze do dodania.

– To nie był dobry pomysł i wiesz o tym tak samo dobrze, jak ja – oznajmił władca i wyszedł, zostawiając Wyrocznię samą w zimnych ścianach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • MKP 5 miesięcy temu
    "Tacja od początku wywarła na nim negatywne wrażenie, a jej opryskliwość zdradzała, że duszę ma czarną i zatrutą jadem." - ło matko!! To ja też mam taką duszę!? W sumie, jak czasami jak trochę tej duszy się ze mnie ulotni, to faktycznie jakby jad rozpylił:)

    "Wyszli, słysząc jej stłumiony głos, jak psioczyła na nich pod nosem." - dałbym z pauzą albo dwukropkiem "Wyszli, słysząc jej stłumiony głos – psioczyła na nich pod nosem"
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Jednak jesteś diabełkiem z pochowanymi różkami. :)
  • MKP 5 miesięcy temu
    "Zamilcz w końcu!" - wybuch był nieunikniony:)

    "Horn miał szansę na zabranie głosu, bo wraz z dekoncentracją kobiety, moc, która trzymająca jego ciało w niewoli – osłabła." - która trzymała jego ciało.

    "Merks wraz z mamą i dwójką przesympatycznych staruszków siedział u niego w salonie" - u kogo siedział w salonie?

    "Był tak zszokowany, że nie był w stanie zapanować nad ciałem, które odmówiło posłuszeństwa." - mamy tutaj dwa były, które nie brzmią zbyt ładnie. Może: "Był tak zszokowany, że ciało odmówiło mu posłuszeństwa."

    "niech kapią" zaznaczam se, gdzie skończyłem:)
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Dzięki za wizytę i podpowiedzi. :)
  • MKP 5 miesięcy temu
    ‘’Do wuja’’! - sprawdź cudzysłów otwierający:)

    "Wtuliła pierś w jego głowę i zaczęła gładzić" - ja bym to widział na odwrót "on wtulił głowę" albo "ułożyła głowę władcy na ciepłym biuście"

    "– Zamilcz i wyjdź – rzucił podniesionym głosem, po czym podszedł do łóżka, na którym leżał Kron, cały w konwulsjach" - za duży skrót myślowy; ogarnięty przez konwulsje, targany przez konwulsje itp...

    "– Przecież nie ma odtrutki! – krzyknął, ale Wyrocznia już go nie słyszała. – Mówi jedno, robi drugie… nie rozumiem tej kobiety." - panie Horn, a kto te białogłowe zrozumie... - tylko jeden Mel Gibson kiedyś w filmie próbował.

    "Wyrocznio… nie!" - trochę jak do psa. Tak mi się skojarzyło, ale ja mam różne dziwne skojarzenia:)

    "– Chcesz go nasycić cząstką „Ja”? – Horn otworzył szeroko buzię, a nadmiar śliny wyciekł kącikiem ust." - według mnie fragment o wyciekaniu śliny z ust jest zbędny.

    Done
    W przyszłym tygodniu se zacznę nastepną cz 16
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Pomyślę nad tą śliną, ale raczej zostanie, bo lubię takie dopełnienia. Dzięki za komentarz. :) Masz skojarzenia, to fakt - z psem? Jak ci jeszcze nie przeszło czytanie tej bajki, to zapraszam na rozdział. ;)
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    ‘’Do wuja’’! - sprawdź cudzysłów otwierający:) - Mam tutaj dać zwykły cudzysłów otwierający, jak w treści?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania