Pokaż listęUkryj listę

Merks i magiczny medalion: Wyrocznia, Trójkąt Mocy i podstępny czarownik / 28

Dzisiaj był wyjątkowo wietrzny i pochmurny dzień. Nietypowa pogoda jak na Zerytor, gdzie przeważnie paliło słonko, a obłoków na niebie było tyle, co jabłek na jabłoni po spadzie. Coś było na rzeczy – Midor przeczuwał kłopoty, prześlizgując się wytrzeszczonymi oczami po tym, co nad nim.

Skrzydłokorn, którego dosiadł, rozpostarł skrzydła, machnął parę razy i opuścił dziedziniec – Midor obejrzał się jeszcze za siebie i ze znacznej wysokości ujrzał Tację; stała w oknie i odprowadzała go wzrokiem. Po paru godzinach lotu dotarł do granicy, ale nie mogli otworzyć przejścia, bo nie miał klucza. Posiadał go Norek, który obecnie przebywał razem z władcą w osadzie.

– Nie mam czym otworzyć przesmyku! – wykrzyknął parę razy; chciał zwrócić na siebie uwagę stworów po drugiej stronie muru.

Zadziałało – dwa podeszły.

– Odsuń się – poprosił jeden z nich. Dotknął wysuszoną dłonią ukrytego przejścia, które zatrzeszczało i stanęło otworem.

– Muszę niezwłocznie widzieć się z władcą – przemówił Midor do głowy, która tkwiła w otworze.

– Wyruszył jakiś czas temu z bratem i innymi na waszą stronę. Musisz lecieć wzdłuż muru, aby ich nie przegapić. Kiedy będą w twoim zasięgu, możesz przelecieć przez ogrodzenie bez obawy, że zostaniesz zgładzony – poinformował i zamknął przełaz.

Midor ruszył niezwłocznie w kierunku, który wskazał stwór i po upływie krótkiego czasu, dojrzał pana siedzącego na zielonym kocu i zanurzającego zęby w kawałku czerwonego mięsa – towarzyszące mu osoby również się posilały. Wylądował i od razu podszedł do władcy, który zrobił zdziwioną minę na jego widok.

– Co ty tutaj robisz? Stało się coś? – spytał niewyraźnie; nie zdążył do końca przeżuć jedzenia.

– Coś złego stało się z panienką. Dała mi cztery dni, abym doprowadził cię do zamku.

– Był z nią ktoś jeszcze, Midorze? – dopytał Kron.

– Tak, jakiś mężczyzna ze szramą na twarzy, odziany w czarną pelerynę.

– Tak, jak podejrzewaliśmy – rzucił Merks.

– Przetransportujesz go do Morfusa. – Dowódca skinął na jednego z dwóch Hestionów, które im towarzyszyły. – Na razie nie możesz wrócić do zamku. – Przeniósł wzrok na Midora; był ciut zniesmaczony propozycją, ale nie pisnął słowa.

– Teraz nabrałem stuprocentowej pewności, że jednak nie mamy innego wyjścia – przemówił Kron, wprawiając wszystkich w osłupienie.

– Ze mnie się śmiałeś, a widzę, że z twoją głową wcale nie jest lepiej – rozchichotał się Horn. – Wrócę przed upływem wskazanego przez córkę terminu, więc będzie dużo czasu, aby coś wymyślić – przemówił bezpośrednio do Midora, którego Hestion zdążył już objąć uściskiem niemocy.

Ruszyli w dalszą drogę – tym razem również skorzystali z ochronnego i maskującego tunelu. Horn po spędzeniu paru chwil na grzbiecie skrzydłokorna zaczął wydziwiać i narzekać na ból pleców.

– Nie wytrzymam dłużej z tym zrzędą – oburzył się Kron i posłał bratu złowrogie spojrzenie. – Zaciśnij zęby i zatkaj jadaczkę.

– Kiedy przerwa? – Władca wydął policzki i zrobił kwaśną minę.

– Nie przelecieliśmy nawet połowy drogi, a ty już wysiadasz – dogryzł mu brat z przyjemnością. – Zaśniedziałeś w tym zamku. Mało ruchu, braciszku.

– Zachowujecie się jak przekupki na targu – parsknął Merks. – Jak tak dalej będzie, to nigdy tam nie dotrzemy. Wuju, ojciec ma rację i naprawdę jesteś męczący.

Horn zacisnął wargi, zmarszczył brwi i zaniemówił. Mina obrażonego dziecka wywołała falę śmiechu u wszystkich tam obecnych – nawet towarzyszący im Hestion rozciągnął wąskie usta w szerokim uśmiechu; to dopiero był niecodzienny widok.

Przez przypadek wyszło, że stwory mają poczucie humoru.

– Widzicie, jak straż krąży wokół zamku – rzucił Hestion. – Jakieś pomysły na dostanie się do środka?

– Znam ukryte przejście – wypalił Kron.

– Słynny tunel, którym uciekłeś. – Horn spojrzał w stronę brata.

– Prawie uciekłem – poprawił jego wypowiedź.

Zważywszy, że nad Zerytor nadciągała noc, podróżnicy mieli idealne warunki do działania. Kiedy dotarli pod wysokie skały, dowódca zlikwidował osłonę, w której tkwili i zsiadłszy ze skrzydłokorna, poszedł w stronę wyrwy, którą wskazał Kron. Reszta poszła w jego ślady i gdy tylko weszli do pogrążonego w mroku przewiewnego pomieszczenia, uwiązali zwierzęta o wiszące na powykruszanych ściankach przejścia powysuszane badyle.

– Ruszajmy – zasugerował Horn przyciszonym głosem. – Przed nami spory kawałek nierównej powierzchni do pokonania.

Kron wspiął się na mały wzgórek i zaczął grzebać dłonią w niewielkiej szczelinie. Był obserwowany, ale nikt nie pytał o powód skakania po głazach.

– Są – oświadczył zadowolonym głosem i wręczył synowi oraz bratu po świecy. – Nie są za długie, ale myślę, że wystarczą.

– Przecież mogę użyć…

– Nie możesz – uciszył dowódcę Kron. – Za dużo wokół nas uschniętych roślin. – Puścił oczko i zaczął odpalać świece. – Idziemy?

– Tak – odpowiedzieli zgodnie.

– Prowadź. W końcu to twoje włości – zasugerował Kron i wyciągając przed siebie rękę, wskazując, aby Horn ruszył przodem; władca nie oponował i spełnił zachciankę brata bez zbędnego psioczenia. Merks ruszył jako drugi, a Kron z dowódcą podążali za nimi w nieznacznej odległości.

Hestion został ze zwierzętami.

– Musisz bardziej się pilnować – szepnął Kron do dowódcy. – Horn nie umie utrzymać języka za zębami i przy pierwszej lepszej okazji, powiedziałby Wyroczni, kim tak naprawdę jesteś.

– Masz rację. Niewiele brakowało. – Wytrzeszczył oczy. Był wdzięczny towarzyszowi za czujność, ale jak na wielkiego „Ja” przystało, zapomniał podziękować.

Wędrówka przebiegała w kompletnej ciszy – osiem par uszu nasłuchiwało odgłosów. Władca dwa razy wpadł w dziurę, Kron raz. Dowódca trzy razy odpalał świecę Merksa, bo krótki knot gasł przy najdelikatniejszym podmuchu. W niekomfortowych warunkach i słabym oświetleniu dotarli wreszcie do celu.

Władca przybliżył płomień dogasającej świecy bliżej ściany i wytężając wzrok, zaczął poszukiwać odprysku w kamiennym korytarzu. Na szczęście powierzchnia była przetarta gliną, więc szybko namacał otworek.

– Gotowi? – spytał; nie spuścił ani na chwilę palucha z odnalezionej szczelinki.

– Tak – rozeszło się delikatnie po tunelu.

Horn wcisnął palec do otworu na długość paznokcia. Kiedy ścianka zaczęła drgać, cofnął rękę i stanął obok reszty. Zatrzeszczało, pył wzniósł się w powietrze, a dogasające ogarki świec, zgasły. Ukryte drzwi puściły i roztworzyły się nieznacznie.

– Jeszcze jak by był w komnacie ojca, to już byłoby naprawdę idealnie – nadmienił Horn miękkim głosem. – Mniej zachodu.

Modlitwy władcy zostały wysłuchane. Na łóżku w komnacie Arona spał tajemniczy mężczyzna; chrapał przeraźliwie głośno. Dowódca po cichu, na palcach podszedł do niego i za pomocą kojącego dotyku świecącej na pomarańczowo dłoni, wprowadził niczego niepodejrzewającego młodzieńca w stan śpiączki.

– Wezmę jego ubranie – zaproponował Kron i pochwycił w locie czarną pelerynę wiszącą na poręczy fotela. Przykucnął i wziął również buty; stały obok łóżka.

– Zostawimy list. – Merks nakreślił parę słów i położył pożółkłą kartkę na pstrokatym kocu, okrywającym róg łóżka.

– Bierzemy jaśnie pana i wiejemy – powiedział Horn. Złapał nieznajomego za nogi, a Kron za ręce i chwiejnym krokiem zniknęli w przejściu. – Blizna na jego twarzy naprawdę wygląda obrzydliwie.

– Jak byś nie zauważył, to rana po mieczu – burknął Kron. – Na pewno nie nabawił się jej, siedząc w fotelu. Pomyślałbyś czasami, zanim otworzysz usta.

Horn nie odpowiedział.

Dowódca zatrzasnął za sobą ukryte drzwi, a Merks przemknął obok ojca i wuja z zamiarem oświetlenia im drogi – świecy było mało, ale lepsze to, niż brnąć po tych dziurach po omacku.

– Idź prosto – fuknął Kron.

– Sam idziesz krzywo. – Zauważył władca, obserwując plecy i nierówny krok brata.

– Dajcie mi go, bo rozerwiecie biedaka na pół – powiedział główny Hestion i objął śpiącego mężczyznę uściskiem niemocy. – Teraz lepiej, marudy?

– Całkiem świetnie – ucieszył się władca, roztarł napięte mięśnie rąk i powędrował wzrokiem na nieznajomego, który wisiał tuż nad jego głową.

– W ogóle nie współpracujesz – fuknął Kron, maszerując obok brata.

– Powiedział, co wiedział ten, co nie odróżnia strony lewej od prawej.

– Ja chodziłem po ścianach?

– Byłeś liderem, więc to przez ciebie była chwiejna koordynacja – zadrwił Horn i spojrzał na nadętą minę brata spode łba.

– Wiesz, co…

– Przestańcie – głos Merksa odbił się cichym echem i poleciał w nieznane. – Zaraz nas usłyszą i wylądujemy w lochu albo na osobistej audiencji u nowo narodzonej czarownicy.

Dwa skaczące sobie do gardeł koguty, zamilkły. Merks rozciągnął usta w szerokim uśmiechu – nikt nie zauważył, że chłopaka rozpiera energia na myśl, że ojciec i wuj poprzez takie przekomarzanie zbliżają się do siebie. Czy o tym wiedzieli? Zapewne nie, bo skupiali myśli na wymyślaniu coraz to śmieszniejszych odzywek, aby sobie dogryźć.

„Kto się czubi, ten się lubi” pasowało do nich idealnie.

Dość szybko doszli do miejsca, gdzie czekały na nich skrzydłokorny i przysypiający na stojąco Hestion. Wyszli z korytarza i pod przykryciem nocy ruszyli w drogę powrotną. Osłona już czekała, a nieznajomy wisiał nad głową dowódcy.

Podczas powrotu, były dwa przystanki na popas zwierząt i napełnienie żołądków. Po dotarciu do skał, gdzie koczowały podziemne skrzaty, panowała napięta atmosfera.

Merks głaskał skubiącego trawę skrzydłokorna po szyi. Kron spoglądał ukradkiem na brata; rozprostowywał zastałe plecy, a tamten w tym czasie myślał nad reakcją córki, kiedy odkryje brak sprzymierzeńca.

– Gdzie ja wsadziłem ten dzwonek? – Kron przeszukiwał wszystkie zakamarki; znalazł zgubę w kieszonce na piersi. – Stąd na pewno nam nie nawieje. Szczerze, to nie za bardzo wiem, co dalej. – Zrobił głupkowatą minę i uniósł wysoko kąciki ust.

– Na twoim miejscu nie cieszyłbym się z tego, że mamy puste głowy – fuknął władca.

– Dlaczego?

– Dlatego. – Wskazał ręką dwa migoczące przygaszonym fioletem okręgi na nieboskłonie. – Tacja już odkryła nieobecność chłopaka. Wyrocznia, jak wpadała w szał, robiła takie same zjawiska, tylko że przeważnie lewitowały nad moją głową pod powałą w komnacie.

– Ahhha. – Kron przełknął ślinę i zaprzestał dalszego dopiekania bratu.

– Chociaż raz się w czymś zgadzamy – roześmiał się władca na całe gardło, co Merks i dowódca odebrali jako niedorzeczność w zaistniałej sytuacji.

Nie skomentowali niepohamowanego wybuchu śmiechu, bo władca był dziwnym człowiekiem.

– Nie martw się tato – pocieszył go Merks. Strach w oczach Krona na widok dziwnego, nadniebnego zjawiska nie umknął również reszcie towarzyszy. – Nie dopuszczę, aby spotkało cię coś złego.

– Ja też – rzucił niespodziewanie dla nikogo władca. – Pomimo że mnie złościsz, jesteś moim bratem i chociaż w ten sposób, postaram się naprawić krzywdy, których przeze mnie doznałeś.

– Dziękuję – wydukał Kron łamliwym głosem.

Jakiś czas później przekazali więźnia w ręce starego skrzata i po wypiciu naparu z mięty, Kron, Merks i dowódca ruszyli w kierunku osady.

***

 

Kron z synem w towarzystwie dowódcy udali się po dniu odpoczynku do skrzatów. Zapomnieli zabrać dzwoneczka i pół dnia czekali, aż jakiś skrzat wyjdzie na powierzchnię. Widok pulchnego maluszka, który wyprowadzał Orzeszka na spacer, niezmiernie ich ucieszył.

Chwilę później stali w obszernej grocie – trafili na obiad. Skrzaty nie zwracały na przybyłych uwagi. Równo szuflowały i opróżniały miseczki z zawartości.

– Witajcie. – Stary skrzat pojawił się znikąd; nawet, jak chcieliby go dostrzec, byłoby to nadzwyczaj trudne, pośród tłumu identycznie wyglądających stworków. – Przyprowadziliście nam na gościnę wyjątkowo zacnego i mądrego młodzieńca.

– Rozmawiałeś z nim? – Kron wrósł w ziemię, a po chwili płonął z zażenowania. Nie pomyślał, że skrzaty do bojaźliwych nie należą.

– Młodzian, będzie miał wam do przekazania naprawdę dużo ciekawych rzeczy – poinformował i skinął dłonią, aby podążyli za nim; prowadził przybyłych do odległej części wąskiego korytarza. – Jest po waszej stronie… nasza dwójka zakochanych już o wszystkim wie. – Puścił figlarnie oczko i przystanął przy starych, drewnianych drzwiach. – Po wszystkim zapraszam na miętę – dopowiedział i się oddalił.

Odryglowali zardzewiałe zasuwy i weszli do środka. Od razu zauważyli skuloną postać, siedzącą na dwóch siennikach, złączonych węższymi końcami. Nieznajomy zwrócił twarz w ich stronę i westchnął głośno – poza tym, na czym siedział, w pomieszczeniu nie było niczego więcej.

– Kim jesteś i czego tutaj szukasz? – zaczął przepytywanie dowódca.

Do małej groty weszły skrzaty i ustawiły trzy krzesła nieopodal wyjścia.

Nieznajomy spojrzał lekko zmieszanym wzrokiem i zmienił pozycję na bardziej wygodną – piersią w stronę przybyłych.

– Mati – zaczął gardłowym głosem. – Pochodzę z planety Brizyl miliony lat świetlnych stąd. Znajduje się ona bardzo blisko czerwonego karła, dlatego moja skóra jest tak spieczona i ciemna. Jestem panem owej planety, a przynajmniej byłem jeszcze jakiś czas temu, dopóki nie pojawił się nijaki” Stwórca” i nie przejął nad nią władzy.

– Jednak żyje. – Potwierdził swoje przypuszczenia dowódca i zrzucił strój Hestiona.

Nieznajomy przywarł do ściany i zawiesił przerażony wzrok na czarowniku.

- Ty jesteś… panie – Mati pochylił głowę przed obliczem maga. – Widziałem cię na naszej planecie. Na moich oczach pokonałeś maga Stirwla. – Widać było po wyrazie jego twarzy, że czuje respekt przed „Ja”.

Mag skinął twierdząco głową, pochwycił oburącz krzesło i usiadł nadzwyczaj blisko chłopaka.

– Mów – nakazał.

– Stwórca kazał mi odnaleźć broń, która została mu niesłusznie odebrana. Nie śmiałem odmówić przez wzgląd na mieszkańców i to, co mógł im zrobić. Od razu wyczułem, że jest kimś ważnym, więc przystałem na propozycję… raczej na rozkaz wydany w nadzwyczaj łagodny sposób, niedopuszczający sprzeciwu.

– Dlaczego sam po niego nie przyszedł? – Czarownik zaczął błądzić palcami po brodzie i gładzić włoski.

– Obawia się siostry, którą w przeszłości strasznie skrzywdził, rzucając na nią jakiś czar. Ja już wiem, a on jeszcze nie, że ta dziwna moc, którą ją obdarzył, przeszła na inną osobę. Próbowałem się tego pozbyć, ale nie wyszło – zaczerpnął tchu. – Jestem tutaj od dłuższego czasu i co nieco słyszałem.

– Wtedy w górskiej grocie obudziłeś potwora – uświadomił chłopaka Merks. – Zmusiłeś kogoś bardzo mi bliskiego, do zrobienia rzeczy, która nigdy nie powinna mieć miejsca.

– Przepraszam – wydukał Mati i spojrzał smutnym wzrokiem na Merksa. – Dał mi to.

Mati przyłożył dłoń do serca i zamknął oczy. Kiedy oderwał palce od torsu, białe, falujące wici krążyły wokół świecącej na biało dłoni. Powoli oddaliły się od skóry i zaczęły kluczyć w powietrzu. Łączyły się ze sobą, wplatały w wolne końce, wirowały i zaciskały strukturę luzu wokół siebie. Kiedy wstęgi zacieśniły szeregi i zbudowały idealnie okrągłą, przezroczystą formę, twór rozbłysnął bielą, oślepiając wszystkich dookoła.

– Wiedziałem. – Czarownik wstał i podszedł do Krona i Merksa; mrużyli oczy i przyzwyczajali źrenice do blasku kuli. – Co to jest?

– Nie wiem, ale potrafi dużo uczynić. Za jej pomącą, się tutaj znalazłem i mogłem być obok was, nie będąc zauważonym. Parę razy siedziałem z wami przy stole i chłonąłem wszystko, o czym mówiliście. – Mati się rozluźnił – Nie mogę jednak wrócić przy jej użyciu do domu. Próbowałem na różne sposoby i nic nie działa.

Mag spojrzał na kulę, próbując ją rozszyfrować. Chciał dotknąć, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, aby tego nie robić. Wyczuwał wielką moc, niekoniecznie złą.

– Stwórca napomknął coś o barierze chroniącej nad tą planetą, której na razie nie umie ominąć.

– To moja sprawka – oznajmił mag dumny ze swojego posunięcia i korzystając z okazji, że Mati położył dłonie na kolanach, drapnął go; chłopak syknął i cofnął ręce.

– Co robisz? – Merks nie rozumiał, dlaczego czarownik skaleczył chłopaka. – Wystarczająco się ciebie boi. Spójrz, jak drży.

– Powiedz mi, bo nie potrafię tego rozgryźć. – Mag wyjął palec z ust. – Skąd krew mojego rodu w twoich żyłach?

– Co? – Mati zastygł bez ruchu; nie zrozumiał pytania.

– Stwórca dał ci swoją krew?

– Tak – oznajmił. – Próbował usunąć szramę z mojej twarzy, ale jak widać, bezskutecznie.

– Jego matka nie pochodziła z rodu czarowników, więc nie potrafi cofać skutków natury i krzywdy zadanej przez drugą osobę Brizyl – wytłumaczył mag, patrząc chłopakowi głęboko w oczy; jego spojrzenie nie dawało mu spokoju – było jakieś znajome.

– Stwórca parę razy o tobie wspominał, panie, ale w nie pochlebny dla ciebie sposób. Mówił coś o zemście i że nie spocznie, dopóki nie oddasz ostatniego tchnienia – rzekł i prześliznął się wzrokiem po Kronie, który stał obok syna i ani razu o nic nie zapytał; był zamyślony i nieobecny. – Macie panie wspólne geny?

Czarownik skinął twierdząco głową, ale nie wszedł w szczegóły.

– Jest z nim ktoś? – Merks dał ojcu kuksańca w bok i usiedli na krzesłach.

– Nie wiem – przyznał Mati. Wstał i stanął obok siennika. – Od jego przybycia lewe skrzydło pałacu zostało zamknięte i nikt nie może tam wchodzić oprócz niego – nadmienił i potarł palcami bliznę.

– Dlaczego od razu nie przyszedłeś do nas po pomoc? – wypalił Kron. Tembr jego głosu zdradzał, że nie jest zadowolony z poczynań chłopaka, czego nawet nie próbował ukryć.

– Chciałem załatwić to po cichu i wrócić do domu. – Posmutniał i spuścił wzrok. Drżące ręce zaplótł na piersi i patrzył na piach.

– Pokrzyżowałeś nam plany i nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że będzie teraz ciężko pozbawić Tację mocy – napomknął Kron podniesionym głosem. – Same problemy. – Posłał przybyszowi ostre spojrzenie.

– Ojcze. – Merks zacisnął palce na ramieniu wzburzonego ojca. – Wiem, że masz rację, ale w ten sposób nic nie osiągniemy, a na pewno nie cofniemy tego, co już nastało.

– Nie wymagaj ode mnie, abym milczał i udawał, że nic złego się nie wydarzyło. Nabroił, a teraz my będziemy musieli to naprawić – głos Krona nadal był ostry.

– Przepraszam. Popełniłem błąd, ale zrobię wszystko, aby wam pomóc i ocalić waszą i swoją planetę. Obmyśliłem już plan i aby go zrealizować, muszę wrócić tam, skąd mnie uprowadziliście. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że dziewczyna nie zrobi mi krzywdy. Zdobędę jej zaufanie i…

– Użyjesz swojej błyskotki, powodując kolejne szkody! – Kron nie wytrzymał. – Może otworzycie następny tunel przestrzenny albo ściągniecie nam na głowy wszystkich coś znaczących we wszechświecie magów?!

– Jaki tunel…? Jacy magowie? – Mati rozdziawił usta i wytrzeszczył oczy.

– Tacja nie nawiązała współpracy z nikim spoza zamku? – Czarownik wbił ciekawskie spojrzenie w spłoszone oczy chłopaka.

– Z tego, co wiem, to siedzi cały czas w komnacie matki i studiuje magię. Nikt jej nie odwiedzał ani ona nigdzie nie wychodziła.

– Stwórca! – Merks i czarownik wykrzyknęli to samo jednocześnie.

– Za długo nie wracasz, więc ściągnął posiłki. – Kron wypowiedział na głos to, co podejrzewał od dłuższego czasu. – Albo… ten pan od smoków przybył tutaj po to, aby sprawdzić, jak sobie radzisz i w razie czego, zabrać cię z powrotem. Chyba pokrzyżowaliśmy Stwórcy plany. Wirkus już nie pozwoli, aby ktokolwiek dotarł na Zerytora, używając teleportacji, a to rysuje nad tobą ciemne chmury, bo sam do domu nie wrócisz.

– Mądrze mówisz – przytaknął czarownik. – Musisz częściej wpadać w szał.

– Lepiej nie – rzucił Merks i wybuchnął głośnym śmiechem. Ten eksces rozbawił Krona, który przestał patrzeć na Matiego lodowatym wzrokiem.

– Co planowałeś, zanim cię porwaliśmy? – spytał Merks; był ciekaw, co chłopak wymyślił.

– Po porażce z kulą chciałem dziewczynie wmówić, że powinna odzyskać trójkąt i wtedy za jego pomocą pozbawiłbym ją mocy.

– Plan dobry, ale zawsze jest jakieś „Ale”. W tym przypadku problemem jest sam trójkąt. Nie każdy młodzieńcze może dostąpić zaszczytu okiełznania tej nieznanej i niezwykłej broni – oznajmił mag.

– Stwórca wyjaśnił, jak to zrobić – szedł w zaparte Mati. – Dużo mówił na ten temat i sprawiał wrażenie obeznanego.

– Wprowadził cię w błąd. Stwórca nie wie, jak działa jego broń. Nie miał okazji, aby ją wypróbować – odpierał słowotok chłopaka czarownik. – Przypuśćmy, że przy odrobinie szczęścia, aktywowałbyś artefakt i zadał cios. Wziąłeś pod uwagę, że mógłbyś zginąć, zanim promień dosięgnąłby ciała Tacji?

– Skąd pewność, że broń nie została przetestowana? – Mati spojrzał na maga spod ściągniętych brwi. – Wiem, że Stwórca próbował jej działania na wieśniakach.

Czarownik zrobił zdziwioną minę – nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie pomyślał, że syn rzeczywiście mógł zgłębić tajniki pracy artefaktu, zanim przypuścił atak na siostrę.

Merks z Kronem milczeli. Nie chcieli przerywać rozmowy, bo kto jak nie wielki ‘’Ja’’ wiedział na ten temat najwięcej. Czy na pewno?

– Na Brizylu zostawiłem ciężarną żonę i ojca, nie wspominając już o setkach bogu winnych ludzi. – Pogrążył się w smutku i otarł łzę tańczącą w kąciku oka. – Człowiek w desperacji jest gotów na wszystko. Zrobiłem, co mogłem, aby zadowolić tego tyrana, lecz jaki był tego finał, już wiecie.

Kron żałował, że tak nie po ludzku go potraktował. Kto jak nie on najlepiej rozumiał, co chłopak obecnie przezywał. Ruszony wyrzutami sumienia podszedł do dygoczącego Matiego z wyciągniętą ręką.

Uścisk został odwzajemniony – dłoń na przełamanie lodów, przyjęta.

– Zrealizujemy twój plan, ale wspólnie. Wrócisz do zamku, ale nie sam. – Usta Krona zaczęły się dziwnie skręcać i zachichotał. – Pójdzie z tobą mój przeuroczy brat. Ucieknie ode mnie i wróci do córki.

– Wyobrażam sobie jego reakcję na te słowa – prychnął Merks. – Chodźmy do niego i ogłośmy dobrą nowinę.

Pożegnali Matiego i zaczęli wychodzić.

– Strój! – Kron zwrócił uwagę czarownikowi, wychodzącemu z pomieszczenia.

– Aaa… tak. – Wdział kostium Hestiona, a rumieńce okryły poliki na samą myśl o lekkomyślnej nieostrożności.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP 3 miesiące temu
    Zerytora - nie powinno być Zerytor ?

    Dowódca po cichutku, na paluszkach - ogólnie minimalizujeny ilość zdrobnień - one nie brzmią dobrze. Dorosły facet ma palce:)

    Podczas powrotu, były dwa przystanki na popas zwierząt i napełnienie głodnych żołądków podróżników - Podczas powrotu, były dwa przystanki na popas zwierząt i napełnienie żołądków. - czasami mniej to lepiej

    Usta Krona zaczęły się dziwnie skręcać i zachichotał - nie jestem wielkim fanem chichotania u dorosłego mężczyzny, ciężko mi sobie to wyobrazić u poważnego faceta - ale to mogą być jakieś moje skrzywienia
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Dziękuję za komentarz i kolejne wskazówki :) Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania