Poprzednie częściMetro 2033-Powstanie-prolog

Metro 2033-Powstanie-Rozdział 1

ROZDZIAŁ 1

 

Im wyżej byłem na tej przeklętej wieży,tym bardziej chłodno się robiło.Jak tu się dziwić?W końcu,zima zbliżała się wielkimi krokami.Nareszcie dotarłem na szczyt punktu obserwacyjnego.Chłodne podmuchy wiatru ze śniegiem sprawiały mi ograniczonom widoczność przez maske gazowom,ale i tak doskonale było widoczne gniazdo cieni.Namierzacz trzeba najlepiej postawić tu.Wycelować i...Już!Znowu ten sen.Dlaczego ciągle to samo!Artem...A właściwie ja,namierzam laserem w gniazdo.Ciągle mnie to dręczy.Za chwile szłysze ich głosy.''Nie można mu pozwolić...'',''Zniszczyć go...'',''Złapać...''.Potem jestem w labiryncie.Dostaje broń i zabijam cienia.Potem moge tylko patrzeć na palące się gniazdo tych mutantów.Wszystko zaczęło się palić.Śniego otaczający gniazdo zaczął topnieć.Niektóre budynki się pokruszyły bądz poprostu runęły z ociężałą siłą na lekki,puszysty śniego,który nieco zagłuszył opadające cegły i kamienie,a także i nawet drewniane meble.W powietrzu można było tylko zaobserwować czarny jak węgiel dym,unoszący się zapach popiołu z lekką goryczy i ogień,mieniący się w odczenie pomarańczy,czerwieni i żółci.Żałuję,że gdy miałem okazje,nie zepchnąłem namierzacza z wieży.''Kto wiatr sieje,zbiera burzę.Artem: sile odpowiada siła,wojna rodzi wojnę,a śmierć przynosi tylko śmierć.Jeśli chcesz wyrwać się z tego błędnego kręgu,nie możesz tylko działać bez chwili zastanowienia''.Wcześniej nie rozumiałem,o co chodzi,ale teraz już wiem,lecz zapózno.Gdy bym zniszczył namierzacz,udało by mi się z wojną skończyć.H.G. Wells napisał kiedyś:''Jeśli nie skończymy z wojnami,to one skończą z nami''.Ja jednak pozwoliłem,żeby poprowadziły mną emocje.Żeby poprowadziła mną złość,zemsta i pragnienie krwi.Wtedy byłem jeszcze głupi i nic nie rozumiałem.Pozwoliłem dokonczyć namierzanie pocisków,zaczynając tak naprawdę nową wojnę.Chciałem w ten sposób uchronić siebie,uchronić rodzine,przyjaciół i swój dom.Metro.Gdy czarni zostali zniszczeni,cieszyłem się,że więcej ich nie zobacze.Teraz,gdy pół roku temu ostatnie cienie nas opuściły,czuję tylko smutek i strach.Nie wiem,czy jeszcze ich zobacze.Brakuje mi Chana,który po wojnie z Czerwoną linią zniknął bez śladu.Brakuje mi Pawła,tego zdrajcy,choć gdyby nie on,nie przeżyłbym w obozie Rzeszy.Nienawidzę się,nienawidzę się za wszystkie moje głupie,nieumyślne,bezsensowne błędy.Gdybym mogł teraz naprawić moje błędy...Gdyby wszystko potoczyło się inaczej...

 

-Artem?Artem!Wstajesz czy nie!?

Obudził mnie głos Ivara.Poznałem go 6 tygodni temu podczas misji na terenie Rzeszy.Był więzniem skazanym na powieszenie.Musiałem go uratować.Gdy spojrzałem na jego zbłąkane oczy,przypomniał mi się Paweł.Odkryłem z siebie koc,jednocześnie gasząc mały płomyk świecki,który oświecał w połowie mego towarzysza.Zdejmując z siebie nakrycie,po moim ciele przeszła fala dreszczy,spowodowana niskom temperaturom w pokoju.Szybko jednak zrobiło mi się ciepło,gdy zapaliłem duże światło,które natychmiast ociepliło miejsce.Omiotłem wzrokiem pomieszczenie.Szczerze,przydałoby się tu nieco ogarnąć.Wstałem z łóżka i zmierzyłem badawczo wzrokiem Ivara.

-Młynarz kazał ci się u niego wstawić jak najszybciej.Niby bardzo ważne i masz się uzbroić.To wszystko...

Tylko tego brakowało.Ostatnio Nosalisy zrobiły nam ładny burdel przed bramą do Polis.Oby tym razem było to coś bardziej interesującego.Uwierzcie mi.Zeskrobywanie flaków ze ściany to nie jest fajne zajęcie.Nieważne.Ivar już poszedł.Podszedłem do krzesła,chwyciłem mój karabin i przewiesiłem go przez bark.Wziąłem jeszcze 2 apteczki na wszelki wypadek.Mały pistolet z laserem i ostry jak brzytwa nóż.Mam dziwne przeczucie,że bez rozlewu krwi się nie obejdzie.W sumie,jedna jaskółka wiosny nie czyni,więc może nie będzie aż tak zle.Mam nadzieję,że na powierzchnię nie będziemy wychodzić.

 

Najpierw ruszyłem przez hol.Nawet ciekawe to miejsce.Dzieje się tu mnóstwo rzeczy.Ciekawych rzeczy.Po prawej trzech pijaków rozmawia o nie wiadomo o czym.Dalej mężczyzna gra na gitarze basowej małym dzieciom,gdzieś w wieku od 4 do 6 lat.Naprzeciwko dwie kobiety stoją przy małej lampie naftowej i gadają,gadają...Obok dzieci awią się w strzelanie i bieganie.Chyba udają stalkerów.Cóż.To jedwn z ciekawych zawodów oprócz wartownika,handlarza.Kiedyś każdy chciał zostać Kshatriyanem.W tym zawodzie,o ile można w sumie tak to nazwać,polegało się to na tym,że wychodzono na powierzchnię i zbierano tak zwane ''artefakty''.Wiem,brzmi niezle.Prawda?Jednak te artefakty,to nic innego jak akumulatory,zabawki,mapy,książki,lampy,monitory,GPSy,słuchawki,klawiatury,znaki drogowe,apteczki,światła drogowe,a także nawet jakieś tajne plany metra czy coś w tym stylu.Czyli w skrócie wszystkie rzeczy nadające się do urzydku.Kiesyś byłem Kshatriyanem.Za pierwszym podejściem znalazłem już dwa noktowizory,kusze,zegarek,lampę elektryczną,świnke skarbonke i pluszaka.To całkiem dużo jak na pierwszy raz.Pózniej,jakoś mi się to znudziło.Odeszłem.Co pózniej robiłem,to za dużo do opowiadania.Może innym razem?Teraz,akurat weszłem do pomieszczenia głównego Polis.Podeszłem do bramy,gdzie stało 6 wartowników.Troche to dziwne,bo zazwyczaj był 1 góra 2.

-Hasło!-krzyknął strażnik po prawej.Podszedł troche do mnie z broniął przygotowaną do wystrzału.-Hasło!-Tym razek krzyknął nieco ciszej.Można by powiedziec,że już nie krzyknął,tylko powiedział z podniesionym tonem.Swoją drogą,miał troche dziwny głos.Troche taki drżący,a jednocześnie miał chrybe.Wydawał też dzwięk,jak by miał zaraz zwymiotować.Wolałbym,żeby do tego nie doszło,bo w tej chwili stał półtora metra ode mnie.Wiecie chyba,o co mi chodzi?

-Jakie znowu hasło!?-spytałem nerwowo.Pierwszy raz słyszę o czymś takim.

-Pietrow wpuść go.To jeden z uczestników misji ''Lemon''.Ma pozwolenie bez hasła.

Głos nalerzał do Młynarza.Mówił chcyba przez mikrofon,bo było słychać jego słowa z głośników umieszczonych na moją głową.Misja Lemon...Zaraz się wszystkiego dowiem.Wartownik odszedł ode mnie.Po chwili wielkie,metalowe,zardzewiałe drzwi uchyliły się,z pomiędzy których poraził mnie ostry błysk światła.Nawet się niezorientowałem,że już jestem w środku.Znajdowałem się w średniej wielkości pokoju z wielkim,okrągłym stołem po środku.Po jego prawej stronie siedział Młynarz,zaś po lewej stali kolejno Ivar,David,Alan,Dymitr,Siergiej i Wasyl.Każdego dobrze znałem.

-??? ???????, ??? ??? ????? ?????? ???? ??????????, ????? ???????? ??? ????? ?????.

-???? ???, ??? ??? ??? ?????? ?????? ???, ???? ??? ??????? ?? ??? nosalisy ??? ??? ????! ????????????? ??????????? ???!

-? ????????? ????? ??...Ach!Artem!Jak dobrze cie w końcu widzieć ???????!

-Czemu muwicie tu o Bibliotekarzach?-Zapytałem niechętnie.Bibliotekarze to największe przekleństwo tej apokalipsy.Są naprawde cholernie silne i potężne.Mogą urwać ci głowe jednym,małym palcem.Osobiście napotkałem się już na jednego.Najważniejsze jest stać nieruchomo i patrzeć się na jego twarz.tylko na twarz.Najpierw ostrożnie do ciebie podejdzie.Zatrzyma się jakieś 3 metry od twojej pozycji i będzie się na ciebie patrzeć.Potem będzie pokazywać,że to jest jego teren i zacznie ci grozić waląc się w pierś.Dalej po prostu się odwróci i odejdzie.Gdy nie będziesz go szłyszał ani widział,to ???????? z tamtąd jak najszybciej!

- ??????????????A no tak!Tak mówiliśmy tu o bibliotekarzach-odezwał się radosny Wasyl,choć jego nastrój szybko się zmienił.Nie dziwie się.Nie ma co się cieszyć,jeżeli mówi się o tych nie mutantach,lecz bestiach,demonach!Dobrze,że są neutralnie nastawione.Dasz im spokój,to one dadzą spokój tobie.

-Cała wasz siódemka uda się do Moskiewskiego Instytutu Informacji.Chciałbym,żebyście przynieśli jak najwięcej przydatnych rzeczy-odezwał się ochrypłym głosem Młynarz-A wybrałem was dlatego,że tam znajduje się główne siedlisko Bibliotekarzy.Niby znajduje się tam około 4 tysięcy tych stworów.Więc tak,każdy ma sprzęt do wyprawy.W pociągu za mną znajdziecie dodatkową amunicję,apteczki,maski gazowe,filtry z tlenem i poręczny detonator.Artem,chce żebyś zniszczył ten budynek-w jego głosie była mała niepewność.Jakby nie dokończa wierzył w to,co mówi-??????? ???????? ?????! ?? ???????????? ?? ???!Powodzenia towarzysze!-Młynarz zmierzył nas jeszcze badawczo wzrokiem,nim wszyscy wsiedliśmy do pociągu.Wychylając głowe przez okno,ujrzałem gromade ludzi stojącą i machającą w naszą stronę.Ostatni raz widziałem taki widok,gdy wybierałem się z Chanem,Młynarzem i innymi żołnierzami pod WOGN na bitwe z Czerwonymi...

 

Jechaliśmy już dobre pół godziny.No...Może takie nie całe.Nie pamiętam już,kiedy ostatnio rozmawiałem z chłopakami.Do celu dzieliło nas już 10 minut.Ja akurat usiadłem sobie w kącie.Myślę,że to dobra okazja,aby dokończyć to,co mówiłem.Zaczęło to się tak...

 

Staliśmy przed wejściem do biblioteki.Jak na stare,porośnięte drzwi,wygłądały dość zachwycająco.To trzeba przyznać.

-Artem,myślisz,że to dobry pomysł?-zapytał Klemens ze zmartwieniem w głosie.Odrazu można stwierdzić,że wolałby się do tego miejsca nie zbliżać.Jakoś mnie to nie dziwi.Spotkanie z bibliotekarzem to niezbyt przyjemna rzecz.

-Nawet nie chcę mi się myśleć,ile przydatnych rzeczy może tam być...

-Ja to wolę już wrócić do bazy.Po spotkaniu tej grupy cieni,ah!Wole nawet nie myśleć co by z nami zrobiły,gdyby nas zobaczyły!Aj my biedni...

-Morzesz przestać tyle marudzić!?Zachowujesz się,jakbyś pierwszy raz widział cienie!

-???? ????!Nie rozumiesz,że te mutanty mogły nas rozedrzeć gołymi rękoma,nawet się przy tym nie wysilając!

-Za dużo panikujesz.

-Że ja za dużo panikuje!Zdajesz sobie sprawe,że jesteśmy przed jakąś cholerną biblioteką,gdzie się roi od tych przeklętych bibliotekarzy!Wszędzie mogą się jeszcze czaić na nas nosalisy albo te wielkie szczury,a cienie mogą być nawet za moimi plecami,a ja tu się wrzeszcze niepotrzebnie,zwiększając szansę na to,że ??? ????? mogą nas znalezć i wykończyć!!!

-Możesz mi podać łom,który znalazłem?

-Czy ty mnie ????? ???? słuchałeś!?

-Co mówisz?-powiedziałem tak specjalnie,bo jak się go ignoruje,to przestaje.

-Masz tu ten łom i się pospiesz,bo jest mi zimno jak na biegunie.Wrrrr...

Nie wierzę!Odwróciłem się w jego stronę i jak się na niego spojrzałem to mnie aż skrzywiło.

-Co się tak na mnie patrzysz?

-Zimno?Jakim cudem ci może być zimno!Jest jakieś 14 stopni z wiatrem,a ty jesteś jeszcze ubrany w opancerzony kombinezon dostosowany do warunków -10 stopni!I tobie jest zimno!?-patrzył się na mnie ze złością,że nie otwieram tych drzwi,pocierając sobie z zimna ręce.

-Przestań-odezwał się po krótkiej ciszy Klemens.Udało mi się otworzyć drzwi.Weszliśmy ociężałym krokiem do środka i zamknęliśmy za sobą drzwi.Nigdy nic nie wiadomo?Wyglądała w bardzo dobrym stanie.Jednak półki na książki w trzech czwartych puste.Całe pomieszczenie wydawało się opustoszałe.Po środku pokoju stały wielkie,zdobione,zarośnięte i z lekka pokruszałe kolumny.Na wprost były ogromne okna na całą ściane.Za nimi było widać tylko budynek na przeciwko.Po lewej były wspomniane przeze mnie półki na książki,a na prawo drzwi do kolejnego pomieszczenia.Pierwsze co,to podeszliśmy do biblioteczek.

-Hmm...Harry Potter i czara ognia...Tomek w krainie kangurów...Co my tu dalej mamy...Oliver Bowden...Dziennik Cwaniaczka...?????? ?????? ????,ile tu ciekawych literatur i powieści!-krzyknął ze zdumieniem Klemens.

-Nie ciesz się tak,tylko pakój wszystko do torby!Wiesz,ile za to amunicji dostaniemy!?

-Napewno 10 razy więcej niż na całej służbie od pazdziernika zeszłego roku!

-Posłuchaj,pozbieraj jeszcze książki,zostało już około 30,a ja pójdę do drugiego pokoju.Dobra?

-???????!

Udałem się do drugiego pomieszczenia.Tam nie było okien,więc było dość ciemno.Chwyciłem po mój podręczny akumulator i naładowałem moją latarkę.Włączona.Poświeciłem troche tam,troche tam.Zaciekawiła mnie rzecz,które leżała jakieś 15 metrów ode mnie.Podszedłem troche bliżej i...

 

-Artem!Jesteśmy już na miejscu!-głos należał do Ivara.Chłopacy byli już gotowi.Ja ubrałem tylko maske gazową,wziąłem pięć filtrów i idałem się za nimi.Szliśmy przed siebie,aż znalezliśmy się na powierzchni.Każdy stał jak wryty w ziemię.Ja również.Widok był wspaniały!Trafiliśmy na moment,w którym słońce wyszło zza chmur.Przez wielką dziurę w bloku przed nami promyki słońca oświetlały nas i otoczenie w pobliżu.Na ziemi wszędzie można było jeszcze zauważyć niewielkie pagórki śniegu z ostatniej zimy.Oświetlana trawa pięknie mieszała się z czystym,białym śniegiem.Nie mogłem się nasycić tym pięknym widokiem.Ten krajobraz jest poprostu nie do opisania.Pogoda zapowiadała się wspaniale.Może nasz misja nie będzie aż taka trudna?Miałem ochotę siedzieć tak i patrzeć na oślepiające kosmyki śwaitła przedzierające się przez budynek.W oddali było widać Instytut Moskiewski.W połowie był ciemny i poniszczony,a w drugiej prawie nie tknięty i oświetlony.Stał jakieś 700 metrów od naszej pozycji.Droga prowadziła przez park znajdujący się przed budowlą.Cisza,spokój...Ahh!Stara,dobra,wspaniała Moskwa...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania