Metro Népliget
Przedświt.
W żebra wąskie a chroniące przed pędem gorzkich głębin
tłoczą się wiotkie ciała pęczniejące sennie
o twarzach wytapianych ołowianym bólem,
odczulonych sinusoidą rannych zmian.
Prorokują niedbale synowie fabryk:
odchylając szelest myśli odsłaniają chleb
który podziwiają i o który walczą,
który drążą głodem oczu krwisto szklanych.
Matka o tronie z kolan trzyma płaczącą córkę
kojąc ją szeptami niespokojnych warg.
Kontroler czyta gazetę, stając się posągiem
pod którym nie składa się żadnych żywych kwiatów:
wie dokładnie, na której stacji wejdą tłumnie ci,
co będą go podziwiać, lecz w ciszy, bez braw.
Szumi niekończąca się ułuda snu:
stuka w rytm, co nie zna trajektorii zmian.
Rozkrzyczani turyści jeden po drugim cichną
z szacunku do chwili, gdy tłumi się rozpacz
niewyrażalną na głos, niezmienną jak tor.
- Nikt nie spał -
wszyscy podchwycili sygnał, nieznośny jak gorący wosk
i głos o barwie metalu kutego w obcej ziemi.
Jeszcze chwila - i w zimnym, obojętnym świetle
ucichnie na schodach tupot nieporadnych trosk.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania