Metro Népliget

Przedświt.

 

W żebra wąskie a chroniące przed pędem gorzkich głębin

tłoczą się wiotkie ciała pęczniejące sennie

o twarzach wytapianych ołowianym bólem,

odczulonych sinusoidą rannych zmian.

Prorokują niedbale synowie fabryk:

odchylając szelest myśli odsłaniają chleb

który podziwiają i o który walczą,

który drążą głodem oczu krwisto szklanych.

 

Matka o tronie z kolan trzyma płaczącą córkę

kojąc ją szeptami niespokojnych warg.

Kontroler czyta gazetę, stając się posągiem

pod którym nie składa się żadnych żywych kwiatów:

wie dokładnie, na której stacji wejdą tłumnie ci,

co będą go podziwiać, lecz w ciszy, bez braw.

 

Szumi niekończąca się ułuda snu:

stuka w rytm, co nie zna trajektorii zmian.

Rozkrzyczani turyści jeden po drugim cichną

z szacunku do chwili, gdy tłumi się rozpacz

niewyrażalną na głos, niezmienną jak tor.

 

- Nikt nie spał -

wszyscy podchwycili sygnał, nieznośny jak gorący wosk

i głos o barwie metalu kutego w obcej ziemi.

Jeszcze chwila - i w zimnym, obojętnym świetle

ucichnie na schodach tupot nieporadnych trosk.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania