Mgła

To był jeden z tych smutnych czwartkowych ranków. Mgła opatulała małą chatkę w lesie, a ocean niedaleko niej szumiał w rytm płaczu zabłąkanych dusz poukrywanych w czasie. Z fal rozbijających się o brzeg wstawały białe postacie. Piana powoli zamieniała się w sylwetki ludzi – pechowców zatopionych przez toń. Margaret tylko obserwowała całe wydarzenie z okien swojego domu. Z małego piecyka wydobywało się ciepło, herbata w dzbanku pachniała malinami, a fotele czekały na przyjęcie gości.

Białe postacie, zwane przez nas często duchami, zaczęły powoli zmierzać w stronę domu kobiety. Uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła poranne odwiedziny swoich przyjaciół. Zawsze dobrze było z kimś porozmawiać, szczególnie, gdy mieszka się na pustkowiu.

Jeden z duchów podniósł rękę i pomachał do Margaret, którą musiał dostrzec w oknie chatki. Jego ruchy było spowolnione i łagodne, niemal flegmatyczne. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Energia, emocje, charakter… To wszystko zostało wyssane z niego po śmierci. Teraz był jedynie lalką. Białą smugą. Wprawdzie sylwetką przypominał człowieka, z biegiem czasu to jednak się zmieni. Rozpłynie się w powietrzu, stanie się plamą. Niektóre duchy już tak wyglądały. On jednak był młody, zmarł przecież tylko sześć miesięcy temu.

A Margaret doskonale wiedziała, kim on jest. Ze wszystkich postaci nie biło tyle entuzjazmu, co z niego. Jeśli to w ogóle było możliwe po utracie jakichkolwiek emocji.

Kochał Margaret całym sercem, tak jak ona kochała jego. Nie miał już twarzy, nie mógł wziąć jej w ramiona, ani nie mógł sprawić, że poczuje się ona bezpiecznie. Ale mógł z nią rozmawiać, odwiedzać ją.

Za życia miał na imię Noach, przyjechał do stanu Waszyngton aż z Florydy. Przeprowadził się z powodu klimatu – brakowało mu zimna. Później to dość znany wszystkim scenariusz: poznał Margaret, pokochali się i pobrali…

A później Noach utonął w oceanie. Nie wiadomo w sumie co się stało; on po prostu zniknął. Nie było go godzinę, dwie, trzy, cztery, aż w końcu Margaret zgłosiła jego zaginięcie. Gdyby nie miała opcji rozmawiania z nim, zapewne mieszkałaby teraz w jakimś klimatycznym miasteczku i próbowała pogodzić się z losem. Ale Margaret mogła się z nim spotykać, została więc w małej chatce oddalonej od najbliższego sklepu o dobrą godzinę jazdy samochodem.

Gdy duchy były już blisko, Margaret podeszła do drzwi i otwarła je na oścież.

– Witajcie znowu! – przywitała ich i uśmiechnęła się serdecznie. – Zaparzyłam herbaty, wchodźcie, wchodźcie – zapraszała.

Duchy nie mogły jeść ani pić. Nie mogły wziąć nic w ręce. Były jak mgła okalająca okolice. Bez problemu przenikały przez różnego rodzaju materie. Mimo to Margaret za każdym razem otwierała im drzwi i podawała herbaty, jakby byli oni normalnymi gośćmi.

– Dzień dobry, Margaret – przywitał ją Noach. – Doprawdy nie musiałaś…

– Nie pleć głupstw, Noach. No i czego tak stoicie? Właźcie do środka.

Dzisiaj duchów było jedynie sześć. Nie zawsze przychodziły te same, ale zawsze był wśród nich Noach. Raz było ich dwóch, a raz jedenaście, a innym razem przyszły do Margaret aż dwadzieścia dwie postacie. Niektórzy bowiem szli na przechadzki do lasu, inni wzlatywali nad korony drzew i lecieli do miasta pooglądać życie innych z ukrycia. Jakiś czas później ocean znów wzywał wszystkie białe istoty, kazał im wracać.

– Dużo macie dzisiaj czasu? – spytała Margaret.

– Parę godzin – odpowiedział jeden z duchów. – Wystarczy nam.

I miał całkowitą rację. Przez następne godziny rozmawiali, dzielili się historiami i wspominali stare czasy. Duchy opowiadały o swoim dawnym życiu, a Noach i Margaret o swoim krótkim małżeństwie, które trwało zaledwie rok. Byli bardzo młodzi.

Właśnie byli w trakcie konwersacji o stanach, z których pochodziły poszczególne duchy, gdy usłyszeli straszliwy pisk, pomieszany z szumem fal. Wszyscy wiedzieli co ten dźwięk oznacza – ocean wzywa wszystkie duchy z powrotem do siebie. Z powrotem do głębokiej wody, w której te białe istoty spędzały resztę wieczności. Czasem, gdy nie starcza już dla nich miejsca, ocean wyrzuca duchy na brzeg i pozostawia na pastwę losu. Są wolne. Ale nikt dokładnie nie wie, ile czasu trzeba przeczekać, żeby zasłużyć na taki dar od losu.

– Odprowadzę was – stwierdziła Margaret i wstała z czerwonego fotela w kącie pomieszczenia.

– Dobrze – rzekła tylko jedna z białych istot.

Do wody nie mieli daleko. Margaret widziała ocean już z okien domku. Wystarczą dwie minuty, żeby dojść do samego brzegu.

Gdy piątka duchów pożegnała się grzecznie i weszła do wody zamieniając się w morską pianę, Margaret powiedziała do Noacha, który został z nią jako jedyny:

– Nie chcę znowu być sama. Kiedy przyjdziecie mnie kolejny raz odwiedzić?

– Nie wiem – odparła istota. – Nie mogę tego przewidzieć.

– Ale… To nie tak miało być. Chciałam spędzić resztę wieczności właśnie z tobą, ty tak samo, czyż nie? A przecież… Przecież… – jąkała się.

Duch podpłynął do niej bliżej i szepnął tylko:

– Dołącz więc do mnie. – I już go nie było. Zniknął w czarnej otchłani. W zimnej wodzie. Głębokiej, strasznej i tajemniczej wodzie oceanu.

Zastanowiła się nad jego słowami. Dołączyć? Czemu nie…

Powoli podeszła do granicy. Tam, gdzie woda stykała się z piaskiem, miało się wrażenie, jakby jakaś aura otaczała człowieka. Jak gdyby osoba stojąca w tym magicznym miejscu, gdzie to jeden żywioł spotyka drugi, miała zaraz zrobić coś, na co normalnie by się nie odważyła.

Margaret bała się oceanu. Uważała, że jest ogromny, ciemny, zimny i przerażający, ale… Ale z drugiej strony był miejscem, gdzie zginął Noach. Był jego nowym domem.

Zrobiła kolejne dwa kroki, teraz lodowata woda sięgała jej do kostek. Buty i skarpetki zniknęły z jej stóp, jakby ocean wiedział, co Margaret chce zrobić.

A chciała dołączyć do męża. Chciała spędzić z nim resztę świata, resztę wieczności. Dopóki wszystkie zegary liczą czas, ludzie żyją i świat istnieje, dopóty Margaret miała zamiar towarzyszyć Noachowi na każdym kroku. Nawet śmierci.

Przestała się bać. To tylko woda – myślała sobie. Wbiegła w nią, zanurzyła głowę i…

Nawet nie musiała czekać. Po prostu straciła kontrolę nad zdarzeniami. Zrobiło się czarno, przed oczami mignęła jej jakaś postać, a później zobaczyła ciemny pokój. Jedno okno wychodzące na las, szare ściany, a pośród tego wszystkiego – lustro.

Ujrzała tam odbicie białej sylwetki kobiety. Nie miała twarzy i czuła się pusta. Jakby ktoś wyciągnął z niej wszystkie emocje jakie kiedykolwiek czuła. Jakby mgła otuliła ją i zaćmiła cały charakter Margaret.

Wraz z miłością do Noacha.

Była więc martwa, pusta i niepotrzebna. Nie mogła kochać, i dopiero wtedy zrozumiała; Noach tylko udawał. Przecież nic nie czuł. Robił to dla… Dla kogo?

Przecież jego też spowiła mgła. Był nikim, był białą kartką tak samo jak ona.

Nic nie poczuje. Już nigdy.

Zdrajca…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Elizabeth 8 miesięcy temu
    Zaryzykuję stwierdzenie, że to jest Twój najlepszy tekst... Myślę, że powinnaś iść w kierunku tego typu opowiadań. Bardzo dobrze się to czyta; czytałam z zapartym tchem. Takie klimatyczne...
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dziękuję bardzo :)

    Zaryzykuję stwierdzenie, że znam Cię w realu. Jeśli się pomyliłam to przepraszam, ale jeśli mam rację (a raczej mam) to...

    ...Już przynajmniej znam twój nick. Zaraz zejdę na kolację 😘
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Jejku... Dobra, to nie Ty, przepraszam Cię najmocniej 😂

    Po prostu szukam tu jednej znajomej osoby która nie zdradziła mi swojego nicku...
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Tak czy siak, dziękuję Ci bardzo za wizytę i komentarz :)

    Myślę, że będę właśnie szła w takim kierunku
  • Sandra pół roku temu
    A JEDNAK!!! A JEDNAK!!!! NIE MA CO, TO TY! TO JUŻ NA 100% TY!!!!!!!!
  • sensrebrnysalomei 8 miesięcy temu
    Jakie to jest piękne pomocyyy 😭
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Czekaj, tylko skończę podstawówkę, liceum i dostanę się na medycynę. Potem cię zdiagnozuję i pomogę 😉
  • Sandra 8 miesięcy temu
    A tak serio to dzienkuju Ci bardzo ❤️❤️❤️
  • sensrebrnysalomei 8 miesięcy temu
    Ojej chyba szkoda takich umiejętności na medycynę, choć kto wie... Moja autodiagnoza to zachwyt 😅🤞i zakochanie, już od pierwszego akapitu (najpierw się unosiłam i dryfowałam bo była to jakaś przytulna melancholia, ale potem opowiadanie stało się ciężkie i można zatonąć wraz z bohaterką) najgorsze jest to, że w mojej ukochanej serii fantasy jeden z bohaterów (duch xD) też ma na imię Noah i to jakieś szalone połączenie hahah
    I naprawdę mi się podoba, że piszesz w tym stylu, serce rośnie, dusza rośnie, liczba duchów rośnie.. 😅
  • sensrebrnysalomei 8 miesięcy temu
    💛💛
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    ciekawe, że Noach(h)(Noe) i woda - ocean w tym wypadku. Niezłe. Gdzieś, mi się wydaje, widziałem podobny motyw - morze, ocean = zaświaty, ale już nie pamiętam czy to jakaś mitologia, religia, czy co innego... Główna bohaterka trochę lekkomyślna, ale miłość, szczególnie tragicznie przerwana, zaślepia.
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania