Miałem aborcję
Młodsza córka skończyła piętnasty rok życia. Zależało mi, żeby odwiedziła kraj rodziców. Jej starsza siostra miała tam dobrą zabawę dziewięć lat temu, lecz tym razem oponowała zawzięcie:
— Czemu nie Włochy lub Hiszpania? W Polsce zimno nawet latem i oprócz tego obozu, nie ma nic ciekawego do zwiedzania.
Nalegałem, żeby miały na względzie babkę, która nie znosiła najlepiej podróży samolotem i przesiadek na lotnisku.
— Jeśli tam pojadę, to wyjdę na miasto w koszulce z napisem „Miałam aborcję”.
Byłem zszokowany, skąd ten pomysł przyszedł jej do głowy.
— Bo mnie wkurza, jak tam traktują kobiety!
Co ona mogła wiedzieć o aborcji? Miała siedemnaście lat, nie umawiała się z chłopakami, tylko latała uzbrojona w torebkę z gumkami i lubrykantem na jakieś popijawy. Dobrze zabezpieczona. Lepiej niż jej matka. Nigdy nie wspominaliśmy jej o tamtym dniu. Byliśmy wtedy jedenaście lat po ślubie; najmłodsze dziecko miało siedem lat. Wiadomość, że jest w ciąży zaskoczyła mnie, ale przyjąłem ją jako szczęśliwy znak. Miałem dobrą pracę, byłem w fazie wspinania się po drabinie kariery. Jeszcze jedno dziecko? Trochę późno. Odwykłem od przewijania pieluch, noszenia na rękach, ale jakoś wytrzymam. Może to dodatkowe obciążenie stanie się bodźcem do wynegocjowania lepszych warunków. Zażądam podwyżki, albo przejdę na stawki kontraktowe i będę zarabiać dwa razy tyle. Następnego dnia wiatr zmienił kierunek i myślałem mniej optymistycznie. Układ jaki miałem był optymalny. Niedoskonały, ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Byłem ożeniony z pracą, która nie pozwalała na dodatkowe obowiązki. Moje rozterki nie miały jednak znaczenia. Wierzyłem, że ten trudny wybór należy wyłącznie do niej. Maria była od początku za usunięciem, jednak ociągała się z podjęciem decyzji. Usiłowałem grać rolę przeciwwagi.
— Będę ci pomagał.
— Jak? Siedzisz cały dzień w biurze, w wygodnym fotelu, w klimatyzacji i nic cię nie obchodzi — rozpoczęła zwyczajową tyradę. — A ja muszę sprzątać, gotować, użerać się z dzieciakami. Gdybyś nie pił przed pójściem do łóżka, może by do tego nie doszło.
Miała rację. Praca była moją pasją, lecz nie zostawiała miejsca na nic innego. Wracałem do domu późnym wieczorem, połykałem w pośpiechu obiad, wypijałem kilka piw, zwalałem się bez czucia do łóżka. Czasem budziłem się w środku nocy i zbierało mi się na czułości. Dzieliliśmy jedno łoże, żyli w odrębnych światach. Taka jest cena sukcesu. Nie byliśmy w tym względzie odosobnieni: chrzestny naszego syna i jego żona stanęli przed podobnym dylematem kilka lat wcześniej. Obydwoje pracowali na znakomicie opłacanych stanowiskach, mimo to uważali, że nie będą w stanie zapewnić dwojgu dzieci przyszłości: elitarnej szkoły, lekcji baletu, mieszkania w drogiej dzielnicy. Podejmując decyzję nie mieli najmniejszych skrupułów na tle etycznym. Przecież głuptaki maskowe też tak robią: biernie się przyglądają, jak najsilniejsze pisklę zadziobuje na śmierć rodzeństwo, a czego nie rozszarpie dziobem, wyrzuca z gniazda. A czy człowiek nie jest częścią tej samej natury? Samo myślenie o czymś takim wydawało mi się przestępstwem, a w duchu to nawet mnie cieszyło, że mam nad kumem moralną przewagę, dopóki nie spotkało mnie to samo. Teraz żadna ilość demagogii, bądź publicznej debaty nie mogły nam pomóc. Zrozumiałem, że dyskusja na temat aborcji ma cel czysto populistyczny, natomiast niewiele wspólnego z kobietą, ani jej partnerem.
Legalny limit upływał dwudziestego czwartego tygodnia, lecz Maria nie chciała zwlekać tak długo. Była zdecydowana poddać się zabiegowi już w dziewiątym tygodniu. Zamówiła wizytę w gabinecie położonym około pół godziny jazdy od naszego domu. Wyruszyliśmy we dwójkę, bo w ostatniej chwili uparłem się, żeby jej towarzyszyć.
— Widziałem jak rodziłaś pierwsze dziecko, muszę udzielić ci wsparcia również teraz.
Nie byłem pewien czy to dobry pomysł, ale Maria nie protestowała. Jechaliśmy w milczeniu. Poprosiła, żebym podkręcił klimatyzację, bo dostaje mdłości. Na dworze było ciepło, lecz nie upalnie. Widocznie samochód, który zaledwie dwa tygodnie temu odebrałem od dilera, pachniał wciąż fabryczną wyprawą. Osiem cylindrów, pojemność 5,7 litra, niskie zawieszenie, jak w sportowym wozie, wydawał się w tej chwili pogrzebowym karawanem. Byliśmy w połowie drogi, gdy Maria wybuchnęła spazmatycznym płaczem. Tak raptownie, że omal nie wypuściłem kierownicy z rąk. Zatrzymałem samochód na poboczu.
— Czy chcesz, żebym zawrócił?
— Nie chcę — mówiła przez łzy — jedź prędko!
Wbrew przypuszczeniom gabinet znajdował się w otoczonej bujną roślinnością, stylowej rezydencji, zupełnie nie przypominającej przychodni lekarskiej. W środku przywitała nas kierowniczka ośrodka. Zrobiła to w sposób wyjątkowo uprzejmy i delikatny. Wytłumaczyła Marii w kilku słowach przepisy prawne dotyczące aborcji. Planowanie rodziny każdy stan normował inaczej. Podobnie było w innych dziedzinach życia. Prawa jazdy wydanego w Coolangatta nie honorowano na terenie Twead Heads, choć obydwa miasteczka zaglądały sobie w okna z przeciwnych stron tej samej ulicy. Prostytucja była legalna w Wiktorii, ale w sąsiednim stanie za jej wykonywanie groziła kara. Wystarczyło jednak zmienić etykietkę prostytutki na etykietkę masażystki, nazwać dom publiczny salonem odnowy biologicznej, a proceder stawał się legalny. Rozwiązywano w ten sposób drażliwe kwestie. Łamałem sobie głowę, jaki sens było tu przyjeżdżać, skoro aborcja w naszym stanie jest zakazana.
— Aborcja jest dopuszczalna w wyjątkowych wypadkach, na przykład gdy ciąża jest źródłem stresu — wyjaśniła kierowniczka. — Wystarczy potwierdzić ten fakt podpisem… o, tutaj.
Mówiąc to, położyła na stole arkusz papieru. Maria podniosła go drżącymi rękami i zaczęła czytać. Niby zwykła formalność, ale los poczętego życia został przesądzony w tymże momencie. Złożyła podpis i z oczami unieruchomionymi w nicości, oczekiwała na swoją kolej. Siedziałem przy niej, trzymając w ręku pudełko z chusteczkami. Oddawała mi mokrą, sięgała po następną. Od łez porobiły się jej czerwone plamy pod oczami i na policzkach. Przed nami czekały w kolejce na zabieg dwie dziewczyny. Nie płakały, bo nie miały nikogo do podawania chusteczek. To chyba ich pierwsza ciąża. Dobrze, że coś takiego nie przytrafiło się Marii. Urodziła trójkę dzieci, ma święte prawo do podjęcia decyzji. Zużyła wiele chusteczek zanim wezwano ją do gabinetu. Mężczyzn nie wpuszczano, więc zostałem w poczekalni sam. Lekarka, która zabrała Marię, rzuciła mi spojrzenie pełne nienawiści: byłem dla niej zbrodniarzem; to mnie należało poddać operacji usunięcia, po której sikałbym kucając. Tak mi się przynajmniej zdawało, a może zaczynałem odchodzić od zmysłów, aż straciłem poczucie czasu. Ocknąłem się dopiero gdy Maria wyszła z gabinetu w asyście tej samej lekarki. Twarz Marii była pozbawiona śladów jakiegokolwiek uczucia, jakby zmrożono ją botoksem. Lekarka szeptała jej coś do ucha. Nie patrzyły w moją stronę. W drodze powrotnej nie odezwaliśmy się słowem, a wieczór zszedł nam na unikaniu siebie. Wyszedłem z psem na spacer, ona pogasiła światła i siedziała zamknięta w swoim pokoju. Nawet dzieciaki wyczuły, że coś złego wisi w powietrzu i dokazywały mniej niż zwykle. Nazajutrz zachowywaliśmy się, jakby któreś z nas złapało groźnego wirusa. Kilka nocy spaliśmy osobno, aż w końcu proza życiowa zaczęła brać górę nad naszym nieszczęściem i wyciągnęła nas powoli z tego żałosnego stanu. Czas pozwolił zaleczyć bolesne wspomnienia. Jednego razu napomknąłem zupełnie przypadkowo:
— Wiesz, gdybyśmy się zdecydowali, dziecko miałoby już osiem lat…
— Miałoby? — Popatrzyła na mnie z wyrzutem. — Jak łatwo potrafisz podsumować wszystko jednym zdaniem. Jestem z tobą tyle lat , ale czasem wydaje mi się, że nic nie wiesz o życiu.
Umilkłem i nie poruszałem nigdy więcej tego tematu.
Komentarze (56)
Pozdrowienia!
To tylko takie ogólne refleksje z punktu widzenia faceta, co nie powinien wchodzić w małżeństwo, a tym bardziej płodzić dzieci.
Dziękuję za przeczytanie i opinię.
Smutny utwór, napisany w bardzo zmyślny sposób – bez narzucania zdania czytelnikowi, niemal reportersko. Trzeba by jeno ujednolicić wiek córki, bo raz ma 15 a raz 17.
Bardzo dobre pisanie.
>>>> Trzeba by jeno ujednolicić wiek córki, bo raz ma 15 a raz 17.
Dwie córki, starsza 17 lat, młodsza 15.
Dziękuję za obszerny komentarz.
To jak postrzegamy świat, wynika z wychowania i kultury w jakiej się znajdujemy. Tu aborcja, tam eutanazja, gdzie indziej kanibalizm. Oczywistości nigdy nie są oczywiste. Jak się w odpowiedni sposób zmanipuluje ludźmi, to w danej kulturze wszystko można zracjonalizować i nawet gloryfikować. Niestety wciąż etycznie jako ludzie leżymy i nie zapowiada się jakaś zmiana w tym zakresie.
A jedną z większych naszych wad jest brak wiary w siebie i szukanie wśród innych oparcia, bo sami często robimy to, co wydaje się nam, że inni od nas oczekują. I tym samym wpadamy w pułapkę, z której często wyjścia nie ma. Wiemy, że robimy błąd i chcemy by ktoś nas zatrzymał, ale tak zazwyczaj się nie dzieje. A z wyrzutami sumienia pozostajemy samemu, oczywiste jest, że wyrzuty sumienia wynikają z wychowania i kultury w jakiej jesteśmy wychowani.
Pozdrawiam 5
Bardzo ciekawy komentarz, wiele dający do myślenia.
Naprawdę ani jednej gwiazdki? Jaka szkoda...
Bardzo niestosowne życzenia...
To portal literacki i tekst literacki. Oceniamy teksty i sprawność pisania. Czasem znamy okoliczności powstania utworu, czasem nie.
Mimo, że bardzo Cię lubię, to żądanie informacji w tak delikatnym temacie jest dla mnie grubiaństwem.
Równie dobrze mógł usłyszeć od kogoś.
Nie przesadzaj Tjeri.
Ale ew. odpowiedź autora, że historia jest autentyczna w niczym nie narusza prywatności.
Na czym polega szczegółowe grzebanie w cudzych życiorysach doskonale tu wiemy.
Opowieść (każdą) opowiada narrator. Może to też być Narrator prze duże N, ale niekoniecznie.
Jakieś chore zwyczaje z opowi każą szukać autora w narratorze czy podmiocie lirycznym. Widzę to i poezji i w prozie. Ech.
Mówimy cały czas o wiedzy ogólnej - czy historia jest autentyczna, czy nie.
Ok. Twoja sprawa, Marek.
To czy zdarzenie miało miejsce naprawdę moim zdaniem nie ma żadnego znaczenia. W końcu w literaturze nie chodzi o fakty.
W tym opowiadaniu starałem się nie zawrzeć żadnych argumentów mogących kształtować opinię publiczną. Jest to jedynie próba pogodzenia się z konsekwencją wyboru podjętego przez jednostkę. Ale rozumiem, że każdy może to odbierać przez pryzmat własnych doświadczeń oraz poglądów.
Pozdrawiam.
Wiem, nie powinnam się wtrącać i już żałuję, że to robię... Ale nie wiem, czy to bardziej śmieszne, czy żałosne...
To portal literacki! Tu ważne jest jak kto pisze. Oceniasz poglądy bohatera? A jak napiszę (na przykład) tekst o Hitlerze i jego przyjemnościach w pierwszej osobie to też w kategoriach etyki rozpatrzysz? Rany... Nie wierzę, że to przeczytam. Ech.
Masz rację. Dziś oprócz pióra należy brać pod uwagę inne czynniki, między innymi:
1. Przynależność autora do partii politycznej
2. Poglądy na wyjście Polski z Europy i przyłączenie się do krajów trzeciego świata
3. Czy autor chodzi do kościoła, a jeśli, to jak często
4. Czy lubi czytać Olgę Tokarczuk
5. Czy broń boże nie jest gejem
Ano, tu tak jest, napiszę fraszkę na lewaków - niedobrze, na prawaków też nie, a przecież satyra ma prawo wszystko i wszystkich obśmiać, ale nie tutaj, zaraz zaczyna się personalna nagonka albo z lewej, albo z prawej flanki. A ja ani lewacka, ani prawacka, obśmiewam to, co mi w danym momencie wydaje się śmiesznym, i tyle, a żeby było śmieszniej tu wielu orędowników wolności, chyba tylko dla siebie ?
Tak, Ty Szpilka jesteś kobieta nowoczesna. Oby takich jak najwięcej :)
Dzięki, lekko nie jest, zwłaszcza że tu betonowych dziadersów w bród ?
Marku! To nie publicystyka zaangażowana!
Co ma auror do narratora?? To dwie rozdzielne figury. Nie uczyłeś się na polskim?
Owszem, czasem one się pokrywają, ale to prywatna sprawa niehaczająca o literaturę... Chyba że z jakichś powodów autor chce to ujawnić.
To co napisałeś, to nie tylko zupełnie dziecinne podejście, ale i niekulturalne.
Znikam zanim spadną na mnie gromy.
Zanim ocenisz innych, powinieneś te same kryteria stosować do własnej pracy. Jednemu z Twoich opowiadań dałem pięć gwiazdek, chociaż wcale nie było „neutralne”, lecz naszpikowane tanią ksenofobią i zawierało elementy anty-europejskie. Jednak potrafiłem odrzucić wszelki subiektywizm i koncentrować się jedynie na sposobie pisania oraz wartości literackiej.
Na publicystykę, powiedzmy, że wiersz patriotyczny albo inną twórczość zaangażowaną patrzymy inaczej niż na tekst literacki (jak to opowiadanie). To jakbyś porównywał Mein Kampf do Białego Kła.
Ale oki. Widać nie potrafię przekazać klarownie. Kapituluję.
Jak napisałam - kapituluję.
Zauważyłem, że ogólnie nie oceniasz utworu, ale zawarte w nim poglądy. Jeśli zdanie autora pokrywa się z Twoim, dajesz 5. Jeśli nie, dajesz mniej, lub wstrzymujesz się od oceny. Takie podejście wcale mnie nie dziwi, gdyż podobnie postępuje większość osób. Ale po profesorze filozofii spodziewałem się trochę więcej.
Zgadza się. Dlatego uznaję swoję porażkę i nie zamierzam się więcej w sprawie odzywać.
Wychowanie dziecka to ogromny wysiłek, jeśli się nie jest na niego gotowym, lepiej nie powoływać nowego życia.
Na potwierdzenie moich słów przytoczę fragmencik programu o monstrualnie otyłych, ich zażeranie się na śmierć spowodowało trudne dzieciństwo, czuli się niekochani i niechciani:
https://www.youtube.com/watch?v=fAj0UfEYvV4
Pacjenci doktora Nowzaradana - Jeanne
Aha, bardzo dobry kawałek prozy, piątak ??
Też uważam, że jesteśmy ledwie przekaźnikami — czym nasiąkniemy za młodu, promieniujemy w późniejszym wieku. Osoby wychowane w miłości, oddają miłość, niezależnie od okoliczności. Kto miłości nie zaznał, ten jej nikomu nie da, bo nie wie co to jest. Na pustyni będzie połykać piasek myśląc, że to woda.
Jeanne z filmu dostała niewiele, bo tylko jedzenie sprawiało jej przyjemność, dlatego jadła, coraz więcej, żeby zabić stres, uciec od samej siebie, aż wpadła w niekończącą się spiralę obżarstwa. Ciężkie jest to życie, a miało być tak fajnie...
Dzięki za wielkiego kciuka i słonko :)
Dziękuję za potrzebę zastanowienia się :)
W opowieści jest wiele wątków, zaznaczonych czasem tylko jednym, dwoma zdaniami, które zatrzymują i domagają się rozwinięcia. Choćby temat zimnego, nudnego kraju, z "ciekawym obozem", albo styl życia współczesnej nastolatki, albo jakość związku, w którym przychodzi trwać.
Możliwe, że jakość związku zaważyła a podjęciu ostatecznej decyzji: "Dzieliliśmy jedno łoże, żyli w odrębnych światach".
Ciekawa, bogata w mocne obserwacje opowieść, z bardzo dobrym tytułem, i jak zwykle - bardzo dobrze napisana.
Takie komentarze zepsują nawet najskromniejszego człowieka :)
Przyszłość rozwiąże ten problem. Kobiety będą zamrażać jaja, trzymać je w banku, w wieku 60 lat zapładniać spermą super-menów, a później długie lata cieszyć się szczęśliwym macierzyństwem.
Dziękuję za czytanie i komentarz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania