Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Midwest
ᴏʙɪᴇᴋᴛ 323
Jęki startych nóg drewnianego taboretu roznoszą się echem wzdłuż mrocznego korytarza, oświetlonego blaskiem jarzeniówek.
W szpitalnej koszuli i białych, elastycznych majtkach czuje się dobrze. Buja się, a krzesło skrzypi i drga, i skrzypi, i drga, przy każdym, nawet najdelikatniejszym ruchu. Kołysze się, a lampy mrugają i mienią się, na żółto, zielono, na niebiesko i na czerwono.
— 323!
Obraz po prawej trochę się rozmazuje. Przechyla głowę, aby móc przyjrzeć się pląsającym po ścianie cieniom. Taboret trzeszczy.
— 323!
Na ścianach tańczą kontury, a na suficie pobrzaski.
— 323, do kurwy nędzy!
Już nie tańczą, znikają. Wstaje powoli z krzesła i odwraca się w ich kierunku.
Płonąca salwa przeszywa powietrze. Czuje na skórze chłodne muśnięcia, stal trze o stal. Metaliczny pobrzęk rozbrzmiewa na nowo. Chciałaby tańczyć, ale coś trzyma ją w miejscu.
— Nie ruszaj się, 323!
Ale dookoła rozbrzmiewa dziki skowyt i rwie ją do obłąkańczego piruetu. Wrzaski podsycane paletą skrzących barw, które spadają z sufitu. Gdzieś w tym wszystkim majaczą przerażone twarze tych, którzy do niej krzyczą, ale ich nie słyszy. Wszystko błyska i ciemnieje.
— 323, nie rób tego!
Sprężystym krokiem rusza w ich stronę. Szaleńczy pląs.
Szkarłat kwitnie na ścianach i sufitach, ale kwilenie ustaje dopiero z czasem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania