Między duchem, a ciałem.

Była jak ciepły deszcz latem, spadała na mnie niespodziewanie, otulała dotykiem, koiła najgłębsze pęknięcia. Kiedy była blisko, czułam się cała. W jej oczach było miejsce na każdą moim myśl, na każdą moim lęk, na mnie.

 

Była blisko, dopóki bliskość była dla niej prosta. Dopóki mogła mnie mieć bez światła reflektorów, bez cudzych spojrzeń, bez pytań, na które nie miała odwagi odpowiadać. Potem zaczęło jej brakować powietrza, a ja dusiłam się w pustce po niej. Przyszło milczenie, chłód, ostrość. Ból rozkładał się na dnie mojej klatki piersiowej i zostawał tam na noc. Każda chwila, którą mi dawała, była skrawkiem, ochłapem czegoś, co kiedyś było moje w całości.

 

Odeszła, gdy najbardziej ją kochałam. Nie zostało po niej nic poza pustą przestrzenią w moich dłoniach i listem, który przygwoździł mnie do ziemi. Odeszła, a potem wróciła, ale już tylko po ciało. A kiedy znów mnie zostawiła, odebrała ze sobą ostatnie okruchy nadziei.

 

Teraz jest inna. Jej dotyk czasem brzmi znajomo, jej głos czasem wpada w podobne rejestry czułości. Jest przy mnie, ale moje serce wciąż przebywa gdzie indziej. „Czy jej dorównuję?” – pyta, a ja milczę. W każdej kategorii, w każdym geście, w każdej intencji – wygrywa. Ale w tej jednej, najważniejszej przestrzeni, w mojej duszy, wciąż zajmuje miejsce czyjaś zjawa.

 

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się przestać czekać na ducha.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania