Miejsce na ziemi
II.
Firma była nieduża. Pracowało w niej sześć osób. Realizowaliśmy kampanie reklamowe dla nawiedzonych menedżerów i projekty medialne dla sfrustrowanych dyrektorów poprzedniego systemu. Nienajgorzej nam to wychodziło, sądząc po zamówieniach szczelnie wypełniających segregatory i podatkach odprowadzanych co miesiąc, ku chwale Ojczyzny. Klara zajmowała się kontaktami z prasą branżową i redagującymi kolumny w ogólnopolskich tygodnikach, niezachwianie wierząc w swoją szczęśliwą gwiazdę. Wierzyła już 30 lat. Z jej twarzy nie zniknął dotąd optymizm, mimo, że kolejny facet zniknął z jej życia. Opowiedziała o tym krótko:
- To był fajans, szkoda czasu. – Uśmiechała się na siłę, nie wiedząc, że na policzku popłynęła jej łza wielkości dojrzałej truskawki. - Następnym razem będzie lepiej. - I następnym, i następnym, i następnym...
Trochę inaczej było z Aldoną. Jakiś kutas zrobił jej dziecko i spłynął. Podobno mieszka w Hamburgu. Paulina jest śliczną dwuipółletnią pannicą, podobną do matki, niebrzydkiej brunetki. O kutasie nie mówi nic. I może dobrze. Są przecież jeszcze inne kutasy na tym padole. Na przykład mój.
Aldona prowadziła dział księgowy i poniekąd prawny, nie tyle z racji wykształcenia, ile z naturalnych predyspozycji do ślęczenia w papierach. Mimo, że jeszcze nie nosiła okularów, powinna spodziewać się niebawem wizyty w gabinecie okulistycznym. Miałem nadzieję, że renomowanym. Takim, gdzie się zostawia pół pensji, ale za to z gwarancją zakupu soczewek grubości żyletki.
A Jola? Była sekretarką Nadrzędnego. Nie. Sekretarka to złe słowo. Właściwie Nadrzędnego nie było. Była Jola. Miała wszelkie pełnomocnictwa spisane na papierze z podpisem Nadrzędnego. Jej pozycja w firmie była wynikiem niespotykanego połączenia urody, inteligencji i serdeczności dla każdego, z kim się stykała.
- Jola , mam problem – zagadnąłem któregoś dnia, wchodząc zamaszyście do jej pokoju.
- Nie pierwszy w życiu – machnęła ręką – Co jest ? Znowu nieupudrowana blondynka wsadziła swój nos w twoje życie?
- Nie, tym razem sprawa jest poważniejsza. Pieprzony mądrala z Agencji zabrał nam kontrakt. Wystawił klienta i dał taką cenę, że ten prawdopodobnie będzie musiał wziąć kredyt, aby dopłacić do interesu.
- Dobra Karol – wystękała - Wiem co chcesz powiedzieć. Daj mi telefon do klienta. Postaram się użyć swojego czaru i nie stracić dziewictwa. Może być?
- Królowo moja – zasapałem szczęśliwie – twoje dziewictwo należy tylko do ciebie. Chociaż czasami mam wrażenie, że mógłbym czynnie uczestniczyć w unicestwieniu tego bogactwa – dodałem udając, że kłamię.
- Karol, nie pierdol głupot. Dasz mi ten numer telefonu?
Jola używając metod bliżej mi nie znanych, przekonała klienta o nieudolności serwisowej konkurencji. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Jola zakochała się w kliencie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania