Mikawki.
Tkamy obłoki.
Nawlekamy na palce odrobinę wody
i sporadycznie dodajemy nieco zimna,
żeby się nie przeziębić.
Przyzwyczajeni, zahartowani w ulewach,
nie schniemy właściwie nigdy,
chyba, że akurat trafi nam się zdzblo,
na którym możemy dryfować lub zbudować port.
Ten zgaśnie co prawda do wieczora, ale póki co,
stać nas na chmurę lub dwie,
na zasłonięcie gwiazdy.
I za to dziękuję.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania