MILIK
Stoję w cerkwi, co nie jest już cerkwią,
tylko zdjęciem w turystycznym folderze.
Hostia leży w błocie pod progiem,
a dzwony – spawem do krzyża przymierdzę.
Głosy Łemków? Wyrżnięte siekierą.
Zostały po nich puste ikonostasy,
co patrzą na mnie jak martwe zwierzęta,
gdy rzucam grosz do skrzyni „na renowację czasu”.
W Miliku woda Popradu jest czarna od modlitw,
których nikt nie wypowiedział,
bo język umarł w bydlęcych wagonach
wiozących dzieci na Zachód – w Polskę, w dom, w świętość.
A teraz? Turyści w Muszynie jedzą „łemkowskie pierogi”
z farszem z popiołu i milczenia.
W Krynicy tańczą przy watrze,
podpalając ostatnią ikonę Matki Bożej
na ołtarzu z kontraktów dewelopera.
Niech więc Poprad wypije naszą winę!
Niech pochłonie te święte, sprzedane chramy!
Bo Bóg opuścił te doliny,
gdy krzyż stał się nożem,
a modlitwa – tylko turystycznym PR-em.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania