Millie Hawkins zwariowała

Było tyle pytań. Było tak dużo pytań, na które Millie pragnęła sobie odpowiedzieć. Problem tkwił w tym, że nie było pojedynczych odpowiedzi. Była tego świadoma. Niektóre z nich – z pytań – sprawiały wrażenie nudnych i wyblakłych. Ludzie zadawali je sobie od zarania dziejów.

Gdyby nagle świat zesłał jej człowieka, który doradza najlepiej ze wszystkich ludzi, lecz postawiono by warunek w stylu „masz prawo do jednego tylko pytania” Millie nie potrafiłaby wybrać jednego. Nie umiała nawet znaleźć słowa, które oddawałoby to, co działo się w jej głowie. „Chaos” stało się zbyt proste.

Zapewne istnieje jakiś odpowiedni symbol w języku mandaryńskim, lecz Millie nie znała mandaryńskiego.

Trudno sformułować owe pytania, które przepływały przez jej umysł niczym rzeka. Zastanawiała się, czy świat jest dobry, czy zły. Jak to się dzieje, że czas płynie tak fizycznie? Jaka jest śmierć? Jakie to uczucie? Co jest po śmierci? Dlaczego ludzie często nie widzą prostych dróg? Dlaczego niektórzy mówią to, co oczywiste? Dlaczego manipulacja działa? Jak to się dzieje, że jedni mają silną, a drudzy słabą wolę? Czy słabą wolę można naprawić? Naprawić to chyba złe słowo... Słowa mają tak ogromne znaczenie! Dlaczego? Może każdy ma silną wolę, ale niektórzy są zbyt słabi, by ją odkryć?

Millie nie mogła usiedzieć chwili, nie zadając sobie jednego z miliona pytań i nie zalewając się wątpliwościami. Czasem czuła strach przed światem. Jest taki duży. Jest fizyczny, konkretny i przy tym zbyt duży jak na jej oko, lecz kiedy do fizyczności dodawała wszystkie rzeczy, których dotknąć nie można, stawał się jeszcze większy i jeszcze straszniejszy... Aż w końcu wszystko przestawało mieć sens. Przecież Millie i tak umrze. Jest tylko jedną osobą, pożyje trochę i odejdzie, nie ma właściwie nic istotnego w jej osobie. Chyba, że dokona czegoś ogromnego... Millie szczerze w to wątpiła. Powinna w siebie wierzyć. Powinna i chciała, ale jakoś jej to nie szło.

Jest taki cytat z Harry'ego Pottera, zapewne powszechnie znany, lecz jednak niezwykle według Millie ciekawy i intrygujący. „Dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej, wielkiej przygody” – nie dawało to Millie spokoju. Jej umysł na pewno nie będzie należycie zorganizowany.

Coraz częściej czuła się zmęczona. Świat schodzi na psy – myślała – z każdym dniem jest gorzej. Ludzie wciskali sobie w dłonie telefony, topili i mieszali swoje mózgi ścierając je na rzadką papkę. Niektórzy byli tak bardzo głupi. Tak przerażająco i miażdżąco głupi. Jakby iloraz inteligencji zmniejszał im się z każdą kolejną minutą spędzoną w Internecie. Wtedy nie zależało jej na zorganizowanym umyśle. Chciała zasnąć na długie lata.

Millie chciałaby zaszyć się głęboko w lesie. Albo najlepiej przenieść się w świat fikcyjny, świat książek fantastycznych. Mogłaby żyć z ludźmi, których kochała niemal jak swoją rodzinę, w świecie, w którym nie istniałby internet. Nauczyłabysię samoobrony, zręcznie władałaby szablą, lub mieczem, może strzelałaby z łuku? Nie pozbyłaby się problemów, oczywiście, że nie. Żyłaby w średniowieczu. Lecz czy nie czułaby się z tym lepiej? Wolała umrzeć w wieku lat sześćdziesięciu, mając szczęśliwe życie, niż odejść po osiemdziesięciu, mając poczucie, iż nie przynależy do swojej epoki.

Lecz przecież Millie wcale nie czuła się nieszczęśliwa. Miała dach nad głową, świetną rodzinę i dobre dla niej otoczenie. Wyolbrzymiała swoje małe problemy. Gdyby, tak jak pragnęła, urodziła się w średniowieczu, nie miałaby pojęcia, jaką jest szczęściarą.

Poza tym, po co umierać pod wpływem impulsu, skoro życie przygotowało dla niej dużo miłych i niemiłych niespodzianek? Musi być tam strasznie ciekawie. Millie nie wierzyła w to, że „urodziła się nie bez powodu”. Miała po prostu szczęście, więc dlaczego by tego szczęścia nie wykorzystać? Nie ma sensu umierać już teraz. Wszystko, co smutne musi po prostu przetrwać.

Oczywiście nie może być to takie proste. Nie można po prostu sobie przetrwać, prawda? Musi być w tym jakiś haczyk. Będzie stawała przed dylematami, konsekwencjami i pytaniami trudniejszymi, niż może jej się wydawać. Millie zrozumiała już, że nie jest w stanie przewidzieć tego, co się stanie, mimo wszelkich starań. Nie może stać się do tego stopnia przenikliwa. Chciałaby wiedzieć, jak będzie się czuła, ale nie zrozumie niczego, czego wpierw nie doświadczy.

Poza tym Millie diabelsko pragnęła stać się wykreowanym przez siebie człowiekiem dostatecznie dobrym (bo przecież ideałów nie ma, prawda?). Miała w sobie tyle rzeczy do poprawy. Pragnęła osiągnąć tak wiele. To trochę smutne, że były to rzeczy, których ludzie dookoła zauważyć nie mogli. Z drugiej strony, czy to ważne? Życie ponoć jest zbyt krótkie, żeby przejmować się opinią ludzi.

Millie chciała następnym razem móc wytłumaczyć sobie, że ciemność jest tylko ciemnością, chciała wmówić sobie, że teraz może się postawić. Następnym razem się wkurzę – powtarzała sobie, a kiedy dochodziło co do czego stwierdzała, że nie. Że nie ma o co się złościć. Millie pragnęła stać się lepszym człowiekiem, po czym słyszała głos w głowie który mówił jednocześnie „nie dasz rady” i „nie stawiaj sobie tak wysokich wymagań, to niezdrowe, nie przesilaj się”. Millie miała więcej niż dwie perspektywy i nie wiedziała, która z nich jest najlepsza. Była w ogóle najlepsza? Istniało najlepsze spojrzenie na świat? Każde miało swoje plusy i minusy. Każde mogła wziąć lub odrzucić.

Bała się i jednocześnie była ciekawa tego, co czeka ją w przyszłości.

Dużo rozmawiała z samą sobą. Gadała i gadała, aż zapominała od czego zaczęła. Było to niezwykle oczyszczające i satysfakcjonujące zajęcie. W szczególności, że Millie czuła się jak gąbka chłonąca masy różnych spostrzeżeń. Jej głowa nie była tak duża, żeby to wszystko pomieścić. Musiała gadać. A cisza jest o wiele lepszym słuchaczem niż człowiek.

Zatrzymajmy się w tym momencie, gdyż gdybyśmy mieli zagłębiać się w spostrzeżenia Millie jeszcze bardziej, na świcie nie starczyłoby liter na słowa i słów na zadania.

Millie wiedziała (chyba) kim jest, dlaczego jest kim jest, dlaczego wie kim jest, i jak to dobrze, że wie kim jest. I to jej na razie wystarczyło. Musiało wystarczyć.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zsrrknight dwa lata temu
    "Nauczyłabysię samoobrony" - Nauczyłaby się
    "nie przesilaj się” - nie przemęczaj, nie wysilaj, ale na pewno "nie przesilaj", bo to słowo ma inne znaczenie https://sjp.pwn.pl/slowniki/przesilać.html
    "na świcie nie starczyłoby" - na świecie

    nie wiem, takie jakby aż nadto chaotyczne. Mam wrażenie, że wiele tu tematów, które są tylko zasugerowane, ale zupełnie nierozwinięte. I w dodatku narracja skacze z tematu na temat, a brak jakkolwiek substancji, czyli w zasadzie scen, akcji, sprawia, że ten tekst jest po prostu... nie wiem, nijaki. Bo nudny to może nieodpowiednie słowo.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania