Miłość która nie powina się zdarzyć a jednak zdarzyła cz. 8.

Drę się do słuchawki.

- Wszystko dobrze?

Mówi do mnie spokojnym głosem.

- Kurwa nic nie jest dobrze! Potrzebuję cię! Teraz. Sama sobie nie dam rady. Oni ponąć szykują na mnie zasadzkę.

Do oczy napływają mi łzy.

- Dobrze. Zrobię to. Pomogę ci.

- Naprawdę? Dziękuję. Kiedy możesz przyjechać?

- Tak. Mogę dziś. Chłopaków zbieram i przyjedziemy.

- Dzięki wielkie. Załatwię piwo. Znasz adres? Czy mnie znajdziesz?

- Podaj.

- Oksford 18.

- Dobra. Zadzwonię jak będę dojeżdżał.

- Dobrze, dziękuje.

- Do zobaczenia, trzymaj się.

- Do zobaczenia.

Rozłącza się. Wycieram oczy z łez. To prawda nic nie jest dobrze. Dziś Taylor posunął się za daleko. Przecież Derek prawie umarł. Znajdę go i wsadzę za kratki.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Rozłącza się. Wycieram oczy z łez. To prawda nic nie jest dobrze. Dziś Taylor posunął się za daleko. Przecież Derek prawie umarł. Znajdę go i wsadzę za kratki. Z góry słyszę.

- Ana? Co się tam dzieje?

Mówi Scott zaspanym głosem. Odwracam się i kieruje się na schody. Wchodzę do sypialni. Scott siedzi na łóżku pocierając oczy.

- Dlaczego krzyczałaś?

- Obudziłam cię?

- Tak.

Podchodzę do łóżka. Siadam na nim. Obierając się o ramę. Pokazuje Scottowi żeby położył głowę na moich nogach. Obraca się i kładzie głowę na moich nogach. Wczepiam palce w jego gęste i miękkie włosy. Drapię paznokciami skórę głowy.

- Więc dlaczego krzyczałaś?

Przyglądam mu się z góry.

- Kolega mnie zdenerwował.

Lecz on marszy brwi. Uśmiecham się lekko i wygładzam literke "v" na jego czole.

- Jaki kolega? Czego chciał?

- Seth, to ja do niego dzwoniłam.

- Po co?

- Pracuje w biurze detektywistycznym.

- Po co ci detektyw?

Patrzę na jego piękną twarz.

- Szykują na mnie zasadzkę.

Mówię smutnym głosem. Jedną dłonią drapię Scott'a po głowie, a drugą ujmuję jego dłoń i wplatam palce w jego.

- Jaką zasadzkę? Kto?

- Taylor, mój ojciec i Alison.

- Skąd to wiesz? Kto co to powiedział?

Scott podnosi moją dłoń i całuje ją. Przygląda jej się.

- Dlaczego masz czerwoną dłoń? Ana? Co ty robiłaś?

Spogląda na mnie przerażony.

- W nocy około trzeciej zadzwonił do mnie telefon. Był to Derek. Kazał mi przyjść do niego. Ubrałam się i poszłam. Znalazłam go w łazience. Ledwo przytomny. Wykrwawiał się. Powiedział ze szykują na mnie zasadzkę. Zadzwoniłam do znajomego, który jest lekarzem. Wydawał mi polecenia. Przestał oddychać. Prawie go straciłam. Ale się udało. A krew, którą miałam na rękach i na ciuchach to jego. Taylor i mój ojciec przeszli do niego i zaatakowali go. Dostał nożem w brzuch. Tamowałam krwawienie, ale nic z tego. Po jakim czasie przyjechał James. Musiał szyć tą ranę. Zostawił leki i glukozę. Podłączyłam go do niej. I tyle.

- Boże...

Przeczesuję włosy.

- Wszystko dobrze z nim?

- Tak, teraz tak. Myślałam, że on umrze na moich oczach.

Całuje mój nadgarstek.

- Jezu, Ana. Dobrze się czujesz?

- Mogłoby być lepiej, ale tak.

Właśnie przeciwnie. Czuję się wykończona. Nie mam już powoli siły. Wstaje i siada. Przygląda mi się ze współczuciem.

- Chodź tu.

Siadam bliżej jego i wtulam w jego cieplutkie ciało. Siedzimy tak chwilę. Szepcze do mojego ucha:

- Podobała mi się ta noc.

Uśmiecham się.

- Mnie też.

- Naprawdę było...WOW.

Przegryza płatek mojego ucha, a po moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze. Odsuwam się od niego.

- Która jest godzina?

- Nie wiem. Gdzieś przed 8.

Wyciągam telefon z kieszeni.

Jest 7:53.

-Wstajesz czy idziesz dalej spać?

Spoglądam na niego. Przegryza wargę. Boże...

- Nie wiem. Chodź tu. Pocałuj mnie.

Uśmiecham się.

- Stęskniłeś się?

- I jeszcze się pytasz, przez pół nocy cię nie było.

Łapie za jego twarz i składam delikatny pocałunek.

- Oh, jak ja Cię mała kocham.

Wzdycha.

- Ja ciebie też, duży.

Uśmiecham się.

- Dobra wstawaj. Zaraz przyjedzie mój kolega.

- Jaki kolega?

- Dowiesz się jak przyjedzie.

- A czym się on zajmuje?

- Dowiesz się jak przyjedzie.

Wstaję z łóżka. Obracam się w jego stronę. Siedzi na łóżku, kołdra koloru białego przykrywa go do pasa. Włosy ma wszystkie w inną stronę. Oczy zaspane. Przeciera oczy i znów spogląda na mnie. Lekko sie uśmiecha. Jezu...jak słodko. Uśmiecham się szeroko.

- Kochanie, wyglądasz słodko teraz tak siedząc.

Uśmiecha się szeroko.

- Tylko słodko?

Przegryza wargę i mruży oczy.

- Podniecająco i seksownie.

- Ładnie to brzmi z twoich ust.

Przegryzam wargę.

- Ana, nie przegryzaj, wiesz jak to na mnie działa.

Muszę stąd uciec, bo on zaraz... mmm.. no wiecie, co się stanie.

- Dobrze, to ja idę po piwo do sklepu. Chcesz coś?

- Nie.

Macza głową na boki i uśmiecha się lekko.

- Masz może drobne?

- Poszukaj w kurtce.

- Dobra. Dziękuje. Za 10 minut jestem.

- Dobra.

Wychodzę z pokoju i schodzę schodami w dół. Ubieram trampki i narzucam na siebie bluzę Scott'a. Wychodzę z domu i kieruję się do marketu.

***

Po chwili jestem już w sklepie. Poszukuje czworo paków piwa. Mam. Biorę z 6 tego. Jakieś chipsy. Z cztery paczki wystarczą. Niestety jestem tak ogarnięta, że się potykam o koszyk i paczki mi spadają na ziemie. Podchodzi do mnie chłopak. Umięśniony bardziej niż Derek. Czekoladowe włosy. Lekki zarost i wysunięta szczęka. Na nosie ma czarne okulary. Krótkie spodenki i obcisła czarna koszulka.

- Pomogę ci?

- Dziękuje.

Schyla się i pomaga mi podnieść paczki chipsów. Wstajemy i ściąga okulary, zahacza nimi o koszulkę. Jego są... nie wiem jakie, szare, czarne czy fioletowe.... Jest przystojny. Wydaje się być modelem.

- Jak masz na imię?

- Ana, a ty?

Przygląda mi się uważnie. Uśmiecha się szeroko. Jaki ładny uśmiech, jeszcze te zmrużone oczęta.

- Aron.

- Miło mi.

Podaje mi dłoń, ujmuje ją i potrząsam.

Uśmiecham się lekko.

- Mnie również.

- Dziewczyna i piwo. Dobre dobranie.

Skanuje mnie od góry do dołu. Spogląda na puszki piwa. Uśmiecham się.

- Zawsze biorę na zapas. Lubię sobie popić.

- Ideał.

- Skąd jesteś? Nigdy cię nie widziałam tutaj.

- Przyjechałem na wakacje.

Podnoszę brew jedną do góry.

- Już, tak szybko?

- Studenci tak mają.

-Czyli studiujesz? Jaki kierunek?

- Medycyna.

- Yhym... Czyli lekarz.

Obchodzę go i kieruje się do kasy. Kątem oka dostrzegam, że się uśmiecha i obraca za mną. Podąża za mną między regałami.

- A ty?

- Co ja?

- Studiujesz?

Kiwam głową.

- Tak. Właśnie kończę pierwszy rok studiów.

- Jaki kierunek?

- Informatyka.

Robi zaskoczoną minę. Dlaczego tak wszyscy na to reagują, co w tym dziwnego?

- Serio? Informatyczka?

- Co w tym dziwnego.?

Spoglądam na niego.

- Nie nic.

Drapie się po karku. Co mu chodzi po głowie?

- Pomożesz mi z tym?

Spoglądam na puszki piwa.

- Tak jasne.

Podchodzi do mnie i bierze ode mnie trzy paczki piwa. Przez przypadek dotyka mojej dłoni. Spogląda na mnie i się uśmiecha. Odpowiadam uśmiechem.

- Kupujesz coś?

- Miałem zamiar kupić sobie coś do picia.

- Co konkretnie?

- Właśnie nie wiem.

- Chodź znam dobre picie na gorące dni.

Podąża za mną. Podchodzimy do lodówki. Wyciągam z niej. Szklaną butelkę. Podaje mu ją.

- Co to takiego?

Przygląda się butelce a później mi.

- Mówią ze powstało w Chinach. Jest to piwo z orężadą. Nie do końca piwo. Ale jest lepsze niż te piwa cytrynowe. Najlepsze na gorące dni. Polecam.

- Yhym. Zobaczymy. Masz wszystko?

- Tak. A ty?

- Też.

Kierujemy się do kasy i czekamy w kolejce.

- Zobaczymy się kiedyś?

Pyta się mnie. Obracam się w jego stronę i stawiam puszki na taśmie.

- Pewnie, dlaczego nie.

- Mieszkasz gdzieś tutaj?

- Jakieś 10 minut stąd. Na ile zostajesz tutaj?

- Całe lato. Pracuję tu.

- To fajnie. Na pewno się spotkamy.

Płacę pani przy kasie. Aron również płaci. Wychodzimy z sklepu.

-Ana, poczekaj.

Obracam się i podchodzę do niego z uśmiechem. Z kieszeni wyciąga paczkę papierosów.

- Poczekaj chwilę. Mogę zapalić, jeśli to ci nie przeszkadza.

- Jasne.

- Może chcesz?

Pokazuje na paczkę. Kiedyś paliłam, ale teraz to nawet nie dotykam tego i nienawidzę tego smrodu.

- Nie dziękuje. Nie mogę. Dużo ćwiczę.

-Rozumiem.

Rozglądam się po parkingu. Za samochodów dobiegają dźwięki krzyku. Ktoś między samochodami biega i krzyczy. Spoglądam na nowego kolegę.

- Coś tam się dzieję?

- Nie wiem.

Chłopak, który tak krzyczy się przewraca a za nim biegną trzech. Doganiają go i zaczynają kopać w brzuch:

- Poczekaj chwile i popilnuj to.

- Gdzie ty idziesz?

Zanim coś powie. Odkładam wszystko na ziemie i biegnę w stronę tego chłopaka. Może coś się stać, a ja będę świadkiem. Za sobą słyszę:

-Ana!!

Podchodzę do nich.

- Chłopaki zostawcie go! Spokojnie!

Spoglądają na mnie.

- Odsuń się. Laska. Jesteś słaba.

- Co powiedziałeś?

- Jesteś słaba. Nie ma miejsca tu dla ciebie. To nie twoje sprawy.

Zaczynają się ze mnie naśmiewać. Zaciskam dłoń w pięść.

- Słuchaj bachorze. Powiedzieć ci jak będzie. Albo zostawisz go...

Pokazuje na chłopaka leżącego na ziemi.

- Albo ty i twój kolega będziecie leżeli na ziemi a on...

Pokazuje palcem na chłopaka w czapce.

- A on będzie spierdalał do domu.

- Oj. Nie bądź taka pewna siebie.

Podnoszę do góry jedną brew i uśmiecham się chytrze. Oni chyba jeszcze nie wiedzą co ich czeka.

- Chcesz się przekonać?

Podchodzi do mnie. Stoi przede mną. Okrąża mnie. Kładzie dłoń na mojej pupie. Ujmuje jego rękę i wykręcam. Krzyczy z bólu.

- Ze mną się nie zadziera.

Puszczam go i odpycham. Podbiega do mnie, ale robię zamach i leży już na ziemi trzymając się za nos. Następny podbiega. Schylam się. Robię unik. Obracam się i strzelam mu prawy sierpowym. Pada na ziemie. Patrzę na tego trzeciego, a on ucieka. Poprawiam włosy i strzelam z karku oraz kostek.

- Mówiłam, że tak się skończy.

Podchodzę do chłopaka, który został pokopany przez nich. Klękam przed nim.

- Wszystko dobrze?

Podnosi się powoli.

- Tak. Dziękuje.

- Następny raz zapisz się na sztuki walki.

Klepie go w ramię delikatnie.

- Chyba tak zrobię.

-Trzymaj się. Jestem Ana jak coś.

- Tom. Jesteś niesamowita. Dziękuje.

- Drobiazg. Unikaj problemów.

Ochodzę o niego i idę w stronę Aron'a. Podchodzę do niego z uśmiechem a on bije brawo.

- Co to było?

Staję przed nim. Składam dłonie. Jak do karate. Nachylam się do przodu.

- Umiesz karate?

Patrzy na mnie pod wrażeniem.

- Tak.

- Nie no kurde. Pod wrażeniem jestem.

Spogląda na miejsce gdzie przed chwilą się biłam, a później na mnie.

- Akurat to był boks, ale tak umiem karate.

- Boks też?

Otwiera aż usta ze zdziwienia.

- Tak.

Przeczesuje swoje włosy a one spadają mu niedbale na czoło.

- Nie no dziewczyno...pierwszy raz się spotykam z taką kruszyną.

Kruszyną? Uśmiecham się szeroko i uderzam go pięścią. Lecz on wybucha śmiechem i cofa się do tyłu.

-Ty chyba jeszcze nie widziałeś do czego jestem zdolna.

- Chyba już widziałem wystarczająco, mam rację?

Podnosi do góry brew. Nie ma racji, bo to nie wszystko. Schylam głowę w dół i przyglądam się swoim butą.

-To nie wszystko.

-Co?

Spoglądam na niego.

-To nie wszystko, co widziałeś.

Przygląda mi się i nie wie co powiedzieć. Przeciera twarz dłonią.

-Ale mówisz w dobrym sensie czy złym?

- Złym. Nic co kiedyś robiłam nie należało do dobrych.

Podnoszę puszki i chipsy w torbie.

- Wiesz co ja może pójdę.

- No dobrze. Miło było cię poznać.

- Ciebie też.

Odchodzę od niego, obracam się i spoglądam na niego jak odprowadza mnie wzrokiem. Macha mi dłonią na pożegnanie, odmachuje mu z uśmiechem. A teraz kieruje się do domu Scott'a.

***

Wchodzę do domu. Scott już ubrany i wykąpany. Podchodzi do mnie i bierze ode nie zakupy. Biała koszulka z lekkim dekoltem idealnie komponuje się z jego oliwkową karnacją. Do tego miodowe, krótkie szorty i białe Conversy.

- Co tak długo?

Uśmiecha się lekko. Co jest?

- Uratowałam chłopakowi życie. Trzech na jednego. Zaczęli go kopać to im zlałam tyłki. Tak trochę.

- Ty to jesteś. Zawsze musisz się w coś wpakować.

Kręci zabawnie głową.

- Poznałam też Aron'a.

Marszczy brwi i spogląda na mnie.

- Jakiego Aron'a?

Przechodzimy do kuchni.

- To ja taka sierota, potknęłam się i on mi pomógł. Jest studentem medycyny i przyjechał tu na wakacje.

- Pracuje gdzieś w okolicy?

- Yhym.

Patrzę na niego. Zaciska szczękę. Zazdrość...znów. Oj ty mój kochany chłopaku...

- Zazdrosny jesteś?

- Trochę.

- Nie masz, o co.

Rozpakujemy zakupy... Spogląda na mnie tymi swoimi zazdrosnymi oczami.

- Mam. Nie lubię patrzeć jak inni faceci ślinią się na twój widok. Jesteś moja i tylko moja, rozumiesz?

- Myślisz, że ja lubię patrzeć jak laski pożerają Cię wzrokiem. Wiesz jak we mnie się gotuje. Z przyjemnością strzeliłabym im i to porządnie. Należysz do mnie.

Uśmiecham się. Podchodzę do niego bliżej i całuje.

- Jesteś moja, tylko moja.

- Należysz do mnie.

Znów go całuję. W kieszeni wibruje mój telefon. Odbieram.

- Ana, jestem na miejscu.

WOW...jak ja dawno nie słyszałam tego głosu. Taki bardzo męski i niski. Aż przechodzą ciarki po plecach. To Patryk.

- Już wychodzę.

Odsuwam się od niego i wychodzę z domu. Otwieram bramę. Wjeżdżają trzy samochody. Pierwszy to BMW seria 8 koloru czarnego. Drugi to Audi A8 koloru czarnego ale matowe. A trzeci to Chevrolet Camaro też koloru czarnego... Boże jestem w niebie... Mam tprzed sobą trzy najnowsze samochody... Zostawiam bramę otwartą. Z Chevroleta wychodzi Patrik. Jak na 25- latka dużo osiągnął. Jest wysoki, dobrze zbudowany, lekki zarost, wysunięta szczęka, ciemne włosy i jasne, duże oczy. Zajmuje się informatyką i hackerstwem oraz monitoringiem, podsłuchem i innymi podobnymi rzeczami. Uśmiecham się do niego. Podchodzę i witam się z nim naszym sposobem. Żółwik, ręka, pstryknięcie i znów żółwik.

- Cześć mała, co tam?

- A wszystko dobrze. A u ciebie?

-A też jest wszystko dobrze.

Z samochodów wysiadają. Następni faceci. Podchodzą do nas.

- Ana poznaj: Liam'a, Colin'a, Evan'a, Kevin'a, Will'a, Sean'a, John'a, Paul'a, Luka, David'a i Jason'a.

Podaję każdemu dłoń i się przedstawiam. Zwracam się do Patrika.

- Nie długo ma przyjechać Seth z chłopakami..

Spogląda na mnie z uśmiechem i zaskoczeniem.

- Serio?

Kiwam głową. Kierujemy się do domu.

- No dzwoniłam do niego i ma przyjechać, pomóc nam.

- To super. Co tam u niego?

- Chyba, dobrze. Nie wiem, nie gadamy już tak często.

- Kurde, mogłem kupić piwo.

Drapie się po karku. Spoglądam na niego i się uśmiecham.

-Co tak się uśmiechasz?

- Dobrze że jestem pomysłowa i kupiłam dużo piwa.

- Już cię kocham.

Obejmuje mnie ramieniem i przytula do swojego boku. O nie, nie. Scott będzie zazdrosny. Wchodzimy do domu.

- Scott!

Wołam mojego chłopaka:

- Jestem.

Wychodzi z kuchni. Lekki uśmiech i poważna mina. O co znów chodzi?

- To jest właśnie Patryk.

Podchodzi do nas i podaje mu dłoń. A drugą przyciąga mnie do swojego boku.

- Scott, chłopak Any.

- Wiem, opowiadała o tobie.

Wymieniają się oschłym spojrzeniem.

- Dobra, chłopaki bierzemy się do roboty.

Patryk mówi do swojego oddziału. Scott nachyla się i szepcze mi do ucha.

- Co oni będą zaczynać?

- Przeszukają dom czy tu jest monitoring i podsłuch.

Patrzy na mnie zdenerwowany. Zaczynają wnosić sprzęt. Biorę go za rękę i pociągam do kuchni.

- Przeszukają dom i założą monitoring oraz alarm.

- Po co?

- Dla naszego bezpieczeństwa.

Teraz będzie się kłócił?

- A jeżeli nie chce monitoringu?

- Nie masz wyboru. Mówiłam ci planują na mnie zasadzkę, a jeżeli skończę jak Derek, a może jeszcze gorzej. Przestań się denerwować. Tylko mnie zrozum.

- No dobra. Niech będzie.

Przewraca oczami. Nienawidzę jak to robi. Piorunuje go wzrokiem. Podchodzi do nas Patryk.

- W czymś problem?

- Nie, wszystko dobrze.

Mówimy obydwoje.

- No dobra, mamy taki plan. Rozstawimy w domu taki fajny sprzęt. Który przeskanuje cały dom. Po chwili będziemy wiedzieli gdzie znajdują się pluskwy albo monitoring. Omówimy gdzie powinien być monitoring i zamontujemy alarm.

- Możecie zaczynać. Może piwo?

- No jasne.

Uśmiechamy się. Wołam do chłopaków, którzy się rozkładają:

- Chłopaki chcecie piwo?

Każdy po kolei mówi że tak. Za szybko, panowie. Wolniej...

- Czekajcie, czekajcie ile mam dać?

-Ana, 10 sztuk.

- Dobra, już daje.

Cofam się do kuchni i rozpakowuje piwa. Biorę pięć i idę to chłopaków. Podaję Liam'owi, Colin'owi, Kevin'owi, Will'owi, Sean'owi. Wracam po następne 5 i podaje John'owi, Luck'owi, David'owi, Jason'owi oraz Tuck'owi. Wszyscy mi dziękują. Podchodzę do Scott'a który stoi w kuchni i opiera się o blat i przygląda się chłopcom jak ganiają po sprzęt. Staję obok jego i opieram się o blat. Uśmiecha się do mnie.

- Zamieszanie jest trochę.

- Zaraz się ogarną i zaczną. Chcesz może piwo?

Spoglądam na jego lewy profil. Uśmiecham się a on po chwili. Ostatnim razem to porządnie się napił. Miał kaca cały dzień.

- Nie, mam dość po wczorajszym.

- No fakt.

Uśmiecham się szeroko. Lecz on to dostrzega.

- Co ci tak do śmiechu?

Spoglądam na niego. W oczach dostrzegam rozbawienie i miłość.

- Co? Nie nic, przypomniało mi się coś.

Podnosi do góry brew.

- Co takiego?

Obraca się w moją stronę.

- Jak ganialiśmy się po domu.

Uśmiecha się do mnie.

- Fajnie było.

Obracam się i stykamy się klatkami piersiowymi. Kładę dłonie na jego torsie.

- I co było później?

Drapie się teatralnie w brodę, jakby myślał nad czymś.

- Aaa... kochaliśmy się, długo i namiętnie.

Zarzucam mu ręce na szyję.

- Bardzo namiętnie.

Kiwam głową twierdząco i robię seksowny uśmieszek.

- Bardzo.

Robi poważną minę.

- Ale tą noc nic nie pobije.

- Nic.

Uśmiecham się, a on dotyka mojego policzka i przybliża. Składa na moich ustach namiętny i delikatny pocałunek.

- Jak ja Cię kocham.

- A gdzie mała?

Podnoszę do góry jedną brew, a potem robię naburmuszoną minę.

- Jak ja Cię mała kocham.

- Ja ciebie też.

Znów go całuje. W kieszeni dzwoni mój telefon. Wyciągam i odbieram. To Seth. Ohh.. ten włoski akcent. Nigdy mi sie nie znudzi.

- Ana, jestem tuż przed domem.

- Wjedź na podwórko.

- Dobra.

- Ja już wychodzę.

- Spoko.

Rozłącza się. Daję mu szybkiego buziaka...

- Robota czeka.

- Tylko wróć w całości.

Uśmiecha się ciepło do mnie. Odpowiadam mu tym samym.

- Wrócę.

- Kocham Cię, mała.

- A ja ciebie, duży.

Krzyczę z korytarza i się szeroko uśmiecham. Macham głową z rozbawienia. Wychodzę na dwór. Na podwórko wjeżdżają dwa samochody. Ładnie mruczą, pierwszy to Mustang Dodge Charger z rocznika 1970 koloru czarnego. Bez jaj... Zabije tego człowieka. To miał być mój samochód...Ohhh... Pamiętajcie jak przyjaźnicie się z jakim kol wiek facetem który lubi samochody, nigdy nie mówcie jaki wam się podoba, bo później takie coś wychodzi... Z miejsca kierowcy wychodzi facet. Nie no... tylko mi nie mówicie że to Seth. Ciemne włosy, pilotki czarne na nosie, zarost. Czarna skórzana kurtka, koszulka biała, czarne spodnie i trampki też czarne... Tyle czasu minęło i mam w domu pełno przystojnych facetów, ale ten przebija wszystkich, oprócz Scott'a, jego to nikt nie przebije. To moja miłość. Przyglądam mu się. Podchodzę do niego.

- Seth, to ty?

- Ana?

Ściąga okulary i mi się przygląda. Ohh te oczy... Ile czasu minęło...

- Taak... Długo się nie widzieliśmy.

- Sporo czasu. Jezu.. jak wyładniałaś.

Spogląda na mnie od góry do dołu.

- Ty też niczego sobie. Gdzie się podziały dresy i adidasy?

Przyglądam mu się z zaskoczeniem i lekkim uśmieszkiem.

- Wyrzuciłem je.

- No, no. Wyglądasz…

- Jak?

Marszczy brwi.

- Męsko.

- Bardzo śmieszne...

To jest właśnie mój znajomy którego poznałam gdy byłam załamana. Pomógł mi i nauczył wielu rzeczy. Ma 25 lat i ma własną firmę detektywistyczną. Taką tajną. Od zawsze się dogadywaliśmy i nawet mamy podobne charaktery i zainteresowania. To jest magiczny człowiek, on jedyny potrafi mnie uspokoić w ogóle mnie nie dotykając, tylko mówiąc. Zdarzyło się kilka sytuacji że musiał mnie przycisnąć do ściany albo założyć kajdanki, bo się rzucałam. Przyznaje się bez bicia. A wiecie co jest najlepsze, w naszej przyjaźni? Ha... nasze dokuczanie, on mi dokucza a ja jemu. Jego mina gdy jest zirytowany i się denerwuje, wygrywa... Oczy ciemnieją, szczeka się napina i ładnie widać kości policzkowe i wydyma usta. Cały się spina. Gdy to robi zawsze wybucham śmiechem. Tak jak teraz. Zaczynam się śmiać. Lecz on uśmiecha się, przewraca oczami i podchodzi do mnie szybko i przyciąga mnie do siebie. Zaciska ręce umięśnione na mojej szyi a ja obejmuje go w pasie. Wciągam jego zapach... jak mi tego brakowało. Pachnie domem...

- Współczuje tego wszystkiego, dajesz rady?

- Nie jest źle. Na razie tak.

- Jezu, Ana. Jak ja się stęskniłem. Nudno było bez ciebie.

Odkleja się ode mnie. Rozglądam się i przyglądam się wychodzącym z samochodów facetom. Z BMW wychodzi 2 chłopaków. Dobrze zbudowanych i przystojnych... skąd oni się biorą? A z mustanga jeszcze jeden. Mustang...

- Co to jest?

Przyglądam się maszynie.

- Co ?

Obraca się i poszukuje wzrokiem tego na co ja patrzę.

- No to.

Pokazuje na mustanga.

- Mustang Dodge Charger z rocznika 70.

Próbuje zakryć rozbawienie, ale mu się nie udaje.

- No właśnie wiem. Kiedy go kupiłeś?

- Jakiś czas temu.

- To miał być mój samochód...Specjalnie to zrobiłeś... Będę mogła się przejechać?

- No co? Przestań krzyczeć, kupie ci taki sam. Tak możesz się nim przejechać.

Co?! Czy ja dobrze słyszałam? Otwieram lekko usta.

- Jak to kupisz? Co?

Marszczę brwi.

- Normalnie, jesteś moją siostrą, pamiętasz? Stać mnie nie tylko na to, więc Ci go kupię.

Patrzę na niego w szoku, robię wielkie oczy. Czy on powiedział siostra? Dobrze słyszałam?

- Powiedziałeś siostra?

-Tak, kocham Cię jak siostrę.

Mam w oczach łzy, przytulam się do niego mocno.

- Dziękuje za wszystko. Kocham Cię bracie...

-Ja ciebie też.

Ściska mnie mocno i odsuwa po chwili.

Spoglądam na znajomych Seth'a. Facet który wyszedł z Mustanga spogląda na mnie i mnie mierzy od góry do dołu. Uśmiecha się po chwili. Czarne włosy, jasne, duże oczy, delikatnie różowe usta i wysunięta szczęka. Dobrze zbudowany i wysoki. Ciekawe czy kogoś ma. Jest strasznie przystojny. Ubrany na czarno...Spoglądam na drugiego. Blondyna. Patrzymy sobie przez chwilę w oczy.

- Ana?

Znam ten głos. Przypomina mi się chwila jak zlałam jednego z chłopaków jako dziewczynka. Jacob. To on.

- Jacob?

- No tak.

- Co ty tu robisz?

Uśmiechamy się do siebie.

-Pracuje.

Podchodzę do niego z uśmiechem i się przytulam.

- No właśnie widzę. Ile już pracujesz z Seth'em?

- Z dwa lata.

- To długo.

- No, a ty czym się zajmujesz?

- No kończę pierwszą klasę studiów.

Idziemy w stronę drzwi od domu. Wchodzimy.

- Chcecie może piwo?

- No jasne.

- Ile?

- Trzy.

-Dobra. Rozgośćcie się.

Wchodzimy i zaraz słyszę.

- Patrik. Co u ciebie?

-Seth, stary kope lat.

Idę korytarzem, ktoś pociąga mnie za łokieć i ciągnie. Ałł... mocny uścisk. Wpadam w kogoś ramiona.

- Ej.

Spoglądam na tą osobę. Blond włosy i jasne oczy. Jacob.

- To ja Jacob.

- Dlaczego to zrobiłeś?

Marszczę brwi.

- Chce porozmawiać.

- Nie ukrywajmy się bo mój chłopak będzie zaraz coś podejrzewał.

- Chłopak? On tu jest?

- Tak. Jest właścicielem tego domu.

Patrzy na mnie. Jego oczy, są jakieś inne. Hm...

-Rozumiem.

- Zostało mało piwa, chcesz możesz iść ze mną do sklepu.

Uśmiecha się.

- Jasne.

- Idę powiedzieć że wychodzę i będę za 10 minut. Ty też powiedz Seth'owi że idziesz ze mną. Żeby później nie było.

Kiwa głową.

- Jasne.

Puszcza mój łokieć. Przechodzę przez korytarz i znajduję w kuchni, zwracam się do Scott'a.

- Idę do sklepu, kupić więcej piwa.

- Dobra. Ja zostanę i będę pilnował.

- Dobrze.

Odchodzę od niego. Spoglądam po salonie. W kącie stoi koleś który od samego początku nie spodobał mi się. Dostrzega mnie i się lekko uśmiecha. Odwzajemniam uśmiech. Obok Seth'a stoi Jacob. Przechodzę miedzy kablami i docieram do nich. Zwracam się do Seth'a.

- Jacob idzie ze mną po piwo.

- Dobra, ale wracajcie szybko.

- Niema sprawy.

Obracam się i znów ten koleś. Puszcza mi oczko. Ciekawe o co mu chodzi. Pobawimy się. Spoglądam na niego. Po chwili przegryzam wargę. Odwracam się i odchodzę z Jacob'em. Wychodzimy z domu i kierujemy się do marketu.

 

.......................................

 

:D

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Holly2004 20.09.2015
    Fajne, 5 :) Czekam na kolejny rozdział?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania