Miłość która nie powinna się zdarzyć..... A jednak się zdarzyła cz.7

Następna część histori Any i Scotta. Komentujcie i oceniajcie... :) Zapraszam do czytania.:)

 

...........................................................................................................................................................

 

Wychodzę i szybkim krokiem idę do garderoby. Wyciągam z szuflady majtki i stanik. Zakładam na siebie szybko na siebie. Biorę T-shirty Scotta i zakładam na siebie. Spodnie? Biorę dresy do połowy łydek. Zakładam. Wychodzę z garderoby. Biorę telefon z biurka. Bluzę z podłogi. Biegiem schodzę po schodach. Ubieram trampki. Wychodzę z domu. Biegnę w stronę jego domu.

***

Podchodzę do drzwi. Chce je otworzyć, ale wiatr sam je otwiera. Wchodzę. Wszędzie jest ciemno.

- Derek?

Cisza. Jest za cicho. Potykam się o coś. Dotykam ściany i szukam włącznika. Jest. Pstrykam. Nic. Super, światła niema. Włączam latarkę w telefonie. Na podłodze jest szkło. Co tu się stało?

- Derek?

Wołam. Cofam się w stronę drzwi. Dotykam zamka. Patrzę czy ktoś się nie włamał. Nic. Idę korytarzem. Oświetlam kuchnię. Czysto. Okno nieruszone. Salon. Rozbity stół i szklanki. Kieruje się na schody. Wchodzę po nich.

-Derek?

- Ana?

Słyszę szept. Wbiegam po schodach. Szybko.

Biegnę przez korytarz. Otwierając wszystkie drzwi. Wchodzę do łazienki. Jasna cholera. Koło toalety siedzi Derek. Podłoga jest umazana w krwi. Podchodzę do niego.

- Derek? Słyszysz mnie?

Kiwa głową. Sprawdzam puls. Jest.

- Co się stało?

Nie odpowiada. Oczy mu się zamykają.

- Derek? Mów do jasnej cholery. Skąd ta krew?

Spoglądam w dół. Dłonią trzyma ręcznik przyłożony do brzucha.

- Co się stało? Derek, mów do mnie.

Spoglądam w jego oczy. Łapie jego twarz.

-Derek? Nie zasypiaj.

Spoglądam w dół. Dotykam jego dłoń. Odsuwam. Zdejmuje ręcznik. Na dole brzucha ma ranę 5 centymetrów szerokości. Wypływa z niej krew. Mój żołądek momentalnie się obraca. Podchodzi mi do gardła. Odwracam się, wstaję i wymiotuję do umywalki. Wycieram usta ręką. Znów siadam na ziemi. Podnoszę koszulkę jego. Podnoszę wzrok na Dereka. Poklepuje dłonią o jego policzek.

- Derek? Patrz na mnie. Mów do mnie.

- To była zasadzka.

- Co?

Mówi tak cicho, że nie słyszę.

- Przyszedłem do domu i zasnąłem na kanapie. Obudziłem się, bo słyszałem dziwne dźwięki. Zaskoczyli mnie.

- Kto?

Jego oczy się zamykają. Zasnął.

- Cholera. Derek!

Szukam swojego telefonu. Szukam numer telefonu do mojego starego znajomego, który jest lekarzem. Odbiera:

- Słucham?

Mówi zaspanym głosem:

-James, tu Ana. Pomóż mi?!

- Co się stało?!

- Właśnie nie wiem. Mam przed sobą kolegę, zasnął. Ma sporą ranę na dole brzucha. Ciągle z niej leci krew. Wszędzie jest krew. Co mam robić?

- Dobrze, słuchaj mnie uważnie.

-Szybciej.

- Sprawdź tętno.

Biorę na głośno mówiący. Przykładam dłoń do tętnicy.

- Jest, ale lekki.

- On jest w pozycji siedzącej czy leżącej?

- Siedzącej.

- Połóż go na ziemi.

Wstaję i delikatnie go przesuwam i kładę na ziemi. Mój żołądek znów wywraca się do góry nogami i znów podchodzi mi do gardła. Wstaję i wymiotuję do umywalki.

-Ana? Co się dzieje? Mów do mnie.

Wycieram usta ręką i schylam się do telefonu.

- Już dobrze.

- Musisz zatrzymać krwawienie. Masz jakiś ręcznik?

-Tak.

Otwieram szafkę. Jest.

- Mam.

- Dobrze, odsłoń koszulkę i przyłóż do rany. Delikatnie.

Ręce mi się telepią. Odsłaniam koszulkę. Ręcznik przykładam do rany.

-Sprawdź tętno i czy oddycha. Jeśli nie to wiesz, co robić.

Sprawdzam. Cholera niema tętna. Kładę dłonie na klatkę piersiową. Uciskam. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Nachylam się nad jego ustami i trzy wdechy. Znów kładę dłonie na klatce i uciskam. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć.

- Derek, wróć do mnie. Proszę.

Powtarzam wdechy i uciskanie serca.

- Ana, podaj mi adres. Przyjadę.

- Oksford 25.

- Zaraz będę. Rób ciągle to, co robisz.

- Pośpiesz się.

Rozłącza się. Ręce mam całe w krwi.

- Derek, wróć do mnie!

Błagam go.

- Derek! Proszę!

Nie przerywam uciskania ani wdechów. Robię to w kółko. Drąc się do niego.

- Obudź się.

Robię wdech. Odchylam się. Jego klatka się unosi. Spoglądam na jego twarz. Przygląda mi się.

- Jezu, w końcu.

Chce wstać. Kładę dłoń na jego klatce i przygniatam go do ziemi.

-Leż. Myślałam, że cię straciłam.

- Zasadzka.

- Jaka zasadzka?

- Mówili coś takiego.

- Kto? Co dokładnie?

- Że na ciebie planują zasadzkę.

- Kto?

- Taylor.

- Co?

- Taylor, do jasnej cholery.

- To on ci to zrobił?

- Tak. Był jeszcze jeden facet.

- Jak wyglądał?

- Wysoki, postawny. Głos miał ciężki. Podobny trochę do ciebie.

- Mój ojciec, czyli moje myśli się spełniły. Uciskaj to.

Kładę dłoń na ręczniku i lekko przyciskam. Derek się krzywi i momentalnie kładzie dłoń na mojej.

- Od czego to jest?

- Mieli nóż. Broniłem się. Ale nic z tego. Dostałem i udawałem, że umarłem. Po jakimś czasie sobie poszli. Wdrapałem się po schodach do łazienki i próbowałem zatrzymać krwawienie. Ale nic z tego. Zadzwoniłem po ciebie. Z dołu dobiegają głosy. James przyjechał.

- Zaraz przyjdę.

- Ana, nie. Nie idź tam.

- Zaraz przyjdę.

- Nie!

Trzyma moją dłoń mocno.

- Masz tu zostać.

- Dobrze.

- Ana?

Słyszę z dołu. Krzyczę:

- James, na górze.

Derek przygląda mi się.

-Kto to James?

- Lekarz.

Mój żołądek nie daje mi spokoju. Wywraca się do góry nogami. Wstaję, zasłaniam dłonią usta, przechodzę przez Dereka. Nachylam się nad toaletą. Ale nie wymiotuję. Do mnie mówi Derek.

- Ana? Co ci jest?

Za chwilę słyszę głos Jamesa:

- Ana? Co się dzieje?

Spoglądam na Jamsa. Pokazuje na Dereka. Derek trzyma moją dłoń i mocno ściska. Przeszło. Nie mam już nic żołądku. Wstaję i podchodzę do umywalki. Wypłukuje usta wodą.

- Zajmij się nim. Nie mną.

James podchodzi do Dereka. Odkrywa ręcznik. Wstaję i przechodzę obok Dereka. Klękam obok jego lewej ręki.

- Będzie trzeba szyć.

- Co?!

Mówi głośno Derek. Chce wstać. Ale go przyciskam do ziemi.

- Leż! Szyjemy! Inaczej będzie gorzej.

James wyciąga z swojej torby wszystkie potrzebne rzeczy. Bierze białą buteleczkę i wacik. Domyślam się, że to do odkażania. Nalewa na wacik.

- Ana, złap go za ręce i przyciśnij do ziemi.

Spoglądam na Jamsa, a potem na Dereka. Patrzy na mnie przerażony. Łapię go za lewą dłoń. Wplatam palce w jego. Sięgam po drugą. Wplatam w nią palce. Nachylam się nad nim. Przyciskam dłonie do ziemi.

- Będzie wszystko dobrze. Zaufaj mi.

- A jeśli nie?

- Będzie dobrze. Patrz mi w oczy i skup się na moim głosie.

Odwracam się do tyłu.

- Zaczynaj.

Znów spoglądam na Dereka.

- Nie ruszaj nogami. Będzie wszystko dobrze.

Derek zaczyna się krzywić. Syczy przez zęby.

- Kurwa!

Podnosi ręce do góry. Szybko się podnoszę. Przekładam lewą nogę przez jego klatkę piersiową i nachylam się nad nim. Przyciskam mocniej dłonie do jego podłogi.

- Dasz radę. Jestem tu z tobą. Patrz mi w oczy.

Otwiera oczy i patrzy na mnie przerażony

- Wyobraź sobie mnie w bikini.

- Ana! Oszalałaś!

- No wyobraź!! Skup się na moim głosie.

Odwracam się do Jamsa.

- Szybciej.

- Już, skończyłem. Teraz szyjemy.

- A znieczulenie?

- Nie mamy czasu. Tylko musisz zejść z niego. Oprzyj się o niego tak by tego nie widział.

Wstaję, klękam po lewej stronie. Opieram się o jego klatkę piersiową, która faluje jak szalona.

- James, powiedz, kiedy zaczniesz.

- Dobrze.

Patrzę na Dereka. Trzymam dalej jego dłonie przyciśnięte do ziemi.

- A jak nie będzie dobrze? –Pyta.

- Jestem tu z tobą. Będzie dobrze. Dasz radę. Dlaczego po mnie zadzwoniłeś?

- Co?!

Syczy przez zęby. Mówię głośno:

- Dlaczego do mnie zadzwoniłeś?!

- Nie wiem.

- Jak to nie wiesz?

- No nie wiem do jasnej cholery.

- Dlaczego do mnie, a nie na pogotowie?

Przewraca oczami.

-Derek, dlaczego?

- Nie wiem.

Mówi James:

- Zaczynam.

Derek jeszcze szybciej oddycha. Zaciska mocno. I to bardzo, dłonie na moich.

- Dlaczego?

-Bo mi się podobasz.

Podbliżam się do niego i moje usta spadają na jego. Całuje go, odwzajemnia pocałunek. Puszczam jego dłoń i dotykam policzka. Odrywam się od jego ust.

- Przepraszam, ale jestem ze Scottem.

Przyglądam mu się.

- Mówiłem, że rozumiem.

Derek zaciska dłoń na mojej. Znów go całuję. Po chwili się od niego odrywam.

- Przepraszam, nie powinnam cię całować.

- Chodź tu.

Przyciąga mnie do siebie. Jego usta spadają na moje. Całuje mnie namiętnie. Przegryza moją wargę. Mijają minuty, dla mnie to jak wieczność. Nie miałam wyboru, musiałam to zrobić.

- Ana skończyłem.

Odrywam się od jego ust i lekko przegryzam jego wargę. Puszczam ją i uśmiecham się do niego, a on do mnie. Oblizuje dolną wargę. Odsuwam się od niego. Spoglądam na Jamsa.

- Dziękuje, jestem winna ci piwo.

- Nie ma, za co. Taka moja praca. Wiesz, co dalej robić, prawda? Uczyłem cię.

- Tak wiem. Jeszcze raz dziękuje, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

- Trzymaj zostawiam ci opatrunki oraz glukozę i lekki przeciw bólowe. Jutro przywiozę worki z krwią i dodatkowe rzeczy. Jaką grupę krwi on ma?

- ARh+

-Dobrze. Zadzwonię jak będę jechał.

- Dzięki wielkie.

-Do zobaczenia.

-Do jutra.

Wychodzi z łazienki. Spoglądam na Dereka leżącego na ziemi.

-Skąd wiesz, jaką mam grupę krwi?

Nie mogę mu powiedzieć, że go sprawdziłam. Nawet kilka razy. Biorę gazę. Wyciągam z opakowania. Przykładam do świeżo zaszytej rany. Odklejam tasiemkę, która zostawił James. Przyklejam gazę do około tasiemką.

- Skąd wiesz, że mam akurat taką grupę krwi?

- Po prostu wiem.

-Ale skąd?

- Nie ważne.

- Dla mnie ważne. Ana?

Wstaję i zaczynam się zbliżać do drzwi.

- Leż tu. Zaraz przyjdę. W ogóle, dlaczego niema światła?

- Korki wywalili.

- Masz telefon przy sobie?

- Tak.

Podchodzę do telefonu, który leży na ziemi.

- Trzymaj. Dzwoń jak będzie coś nie tak. Zaraz przyjdę. Od razu zrobię światło. Mam telefon przy sobie.

- Dobra.

- Masz leżeć.

-Dobrze.

Wychodzę z łazienki. Oświetlam sobie drogę latarką. Wchodzę do sypialni Dereka. Podchodzę do szafy. Wyciągam z niej koszulkę. Wracam s powrotem do niego. Klękam przed nim.

- Musisz wstać. Pomogę ci.

Łapie go za rękę i podnoszę. Wstaje na nogi. Prowadzę go do jego sypialni, oświetlając drogę telefonem.

***

Gdy jesteśmy już w sypialni. Stoję przed nim.

-Podniesiesz ręce do góry?

Kiwa głową, podnosi ręce do góry. Łapie za koniec koszulki. Ściągam ją i rzucam na ziemie. Biorę koszulkę i wsuwam rzez głowę, później jedna ręka i druga. Pomagam mu się położyć.

- Naprawię światło i wracam.

Wychodzę z pokoju i schodzę na dół. Wchodzę do garażu. Podchodzę do skrzynki na ścianie i wsadzam korki na swoje miejsce. Światło momentalnie się zapala. Wyłączam latarkę w telefonie. Jest godzina 5:42.Wychodzę z garażu i wracam do Dereka. Wchodzę do jego sypialni. Podchodzę do łóżka.

- Już jestem. Jak się czujesz?

- Trochę boli, ale tak to jest nawet w porządku.

-Chwila.

Obracam się i wychodzę z pokoju. Wchodzę do łazienki. Otwieram jedną szafkę. Mam jakąś miskę. Podchodzę do umywalki. Myję ręce z krwi i od razu opłukuję twarz. Nalewam do miski ciepłą wodę. Biorę dwa ręczniki z szafki. Wracam do Dereka.

Na szafce nocnej kładę miskę z wodą. Siadam na brzegu łóżka. Zamaczam ręcznik w ciepłej wodzie.

- Daj dłoń.

Przyglądając mi się podaje mi lewą rękę. Ujmuje ją i kładę na kolanie. Przemywam ręcznikiem aż w końcu jest czysta od krwi. Biorę drugą i ją też myję. Wypłukuje ręcznik w wodzie. Dotykam jego koszulki i ją podnoszę. Odsłaniam opatrunek. Wokół przemywam zmoczonym ręcznikiem skórę. Wycieram słychym.

- Już skończone. Boisz się igieł?

- Nie chyba.

- To dobrze.

Biorę miskę, ręczniki i wychodzę z pokoju, kierując się do łazienki. Biorę glukozę, wężyk i igłę. Oraz tabletki przeciw bólowe. Wracam do sypialni.

- Muszę ci podać glukozę.

- Wiesz jak to się robi?

- Tak, James mnie uczył.

Podchodzę do niego. Siadam na brzegu łóżka.

-Masz może jakiś tu sznurek?

- Jest na dole.

-Albo czekaj, mam już.

Dotykam swojej bluzy. Wyciągam z kaptura sznurek. Zawiązuje dość mocno nad łokciem. Wyciągam igłę z opakowania.

- Na pewno wiesz jak to się robi?

- Derek, wiem. Kiedyś się biłam i to solidnie musiałam się tego nauczyć.

Przyłączam wężyk do igły. A drugą końcówkę do butelki z glukozą.

- Jak to się biłaś?

- Normalnie. Ojciec mnie nauczył jak się bić. Samoobronę. Różne sztuki walki.

- Nie wiedziałem.

- Nie lubię o tym mówić. Nie ruszaj ręką przez chwilę.

Wbijam igłę w żyłę. Biorę tasiemkę i przyklejam na igłę żeby się nie ruszała. Butelkę z glukozą podnoszę i odkręcam korek. Przyglądam się jak w wężyku pojawia się przezroczysta substancja i płynie w dół. Butelkę kładę na ramie łóżka. Na chwilę. Odwiązuje sznurek z jego ręki. Przywiązuje do butelki. Oglądam się po pokoju w rogu stoi lampa.

- Mogę?

- Tak.

Podchodzę do niej, odłączam od prądu. Przenoszą ją. Stawiam obok łóżka. Przywiązuje butelkę z glukozą do niej.

- Dobra zrobione.

Spoglądam na niego.

- Jestem pod wrażeniem.

- To nie jest trudne.

- Nie mówię o tym.

- A o czym?

- O wszystkim. O całej tej sytuacji. Zachowałaś spokój nawet, gdy było źle.

- Gdzieś się tego nauczyłam.

- Dziękuje.

- Za co?

- Za uratowanie po raz drugi życia.

- Nie potrzebnie.

Łapie mnie za dłoń i mocno ściska.

- Gdyby nie ty, mnie by tu nie było. Wykrwawiłbym się na miejscu.

- Boli cię?

Krzywi się:

- Tak.

Sięgam po tabletki. Wyciągam z opakowania dwie pigułki. Podaję mu je.

- Czekaj. Woda do popicia.

Wstaję i biegnę do łazienki. Znajduję szklankę i nalewam do niej zimną wodę. Wracam do pokoju. Podaję mu szklankę. Łuka dwie pigułki i popija wodą.

- Dobra, musisz tak poleżeć gdzieś z półtorej godziny. Jak będziesz chciał wstać. To wstajesz zakręcasz koreczek przy butelce i przy ręce. Wyciągasz wężyk i zrobione. Sportem tak samo tylko na odwrót, rozumiesz?

- Nie wydaje się trudne.

- Prześpij się. A ja posprzątam łazienkę.

Obracam się i wychodzę z pokoju. Przeszukuje łazienkę i znajduję mopa. Namaczam go w wodzie ciepłej i wycieram upapraną podłogę. Wypłukuje końcówkę od mopa i powtarzam czynność. Dokańczam mycie i wszystko wypłukuje w gorącej wodzie pod prysznicem. Zostawiam wszystko, wychodzę z łazienki i wchodzę do sypialni Dereka. Spoglądam na niego na łóżku. Przygląda mi się. Posyłam mu uśmiech. Schylam się i biorę koszulkę z podłogi. Obracam się i chcę wyjść.

- Ana?

Woła mnie. Obracam się i przyglądam mu się:

- Ymm?

- Podejdź do mnie.

Podchodzę. Stoję przed nim. Dotyka palcami mojej ręki.

- Co się stało?

Spoglądam na moją rękę. Łapie ją i pociąga mnie. Spadam na niego. Łapie mnie w talii, żebym nie spadła na opatrunek. Otwieram oczy, jestem w jego ramionach.

- Co ty robisz?

Pytam, oddychając szybko. Podnosi dłoń i dotyka mojego policzka. Patrzy mi głęboko w oczy. Zanim się obejrzę jego usta podbliżają się do moich. Całuje mnie zachłannie. Odrywa się od moich ust by zaczerpnąć powietrza. Mówię:

- Nie możemy.. Jestem ze Scottem.

Przygląda mi się.

- Nie dowie się o tym.

Znów mnie całuje. Derek chce położyć się na mnie. Odrywam się od jego ust.

- Nie wstawaj, pozrywasz szwy. Będzie bolało.

Uśmiecha się, a ja też. Dotyka moich ust.

-A, jeśli się dowie?

Pytam smutnym głosem. Spoglądam mu w oczy. Nachyla się i mnie znów całuje.

- Nie dowie się. Obiecuje.

Mówi między pocałunkami. Znów mnie całuje. Przerywam pocałunek.

- Nie powinniśmy zaczynać, bo dojdzie do czegoś więcej. Nie chce tego. Nie chce ranić Scotta.

Znów chce mnie pocałować. Ale się odchylam.

- Derek, słyszałeś?

- Mówiłem, że się nie dowie.

- No i co nie dowie się, co dalej? Znów dojedzie do tego, że będziemy się całować, a później wylądujemy w łóżku.

- No i co w ty złego? Przecież on się nie dowie.

- Czyli chcesz tego żebym się z tobą przespała?

Patrzy na mnie. Wiem, że chce.

- Jednak chcesz, i co? Powiedz mi. On się nie dowie, ale ja będę musiała się z tym męczyć prędzej czy później się wyda. Ty będziesz zadowolony i będziesz chciał więcej, a jak się nie zgodzę to będziesz mnie szantażował, że mu powiesz. On mnie znienawidzi, a ja tym bardziej siebie. A ty osiągniesz cel i będziesz mnie miał na wyciągnięcie ręki, czy nie o to ci chodziło?

Patrzy na mnie i nie wie, co powiedzieć.

- Wiesz, co ja może pójdę już. Przyjdę później zobaczyć, co jest grane. Prześpij się. Dzwoń jak będziesz potrzebował pomocy.

Odsuwam się od niego. Schodzę z łóżka. Jego wzrok podąża za mną.

-Ana..ja..

- Koniec tematu. Do zobaczenia.

Sprawdzam czy mam telefon. Wychodzę z sypialni i kieruje się na schody. Schodzę po nich. Idę przez korytarz i wychodzę na podwórko. Słońce zaczyna wstawać. Jest trochę zimno. Zapinam bluzę. Idę w stronę domu Scotta. Dostaje esemesa. Wyciągam telefon i sprawdzam. To od Dereka:

„ Przepraszam. Musimy porozmawiać, jak przyjdziesz na pewno porozmawiamy. Dziękuje za wszystko, do zobaczenia. Zależy mi na tobie.”

Zobaczymy. Na tą chwilę mam już go dość. Wchodzę na podwórko Scotta. Idę kawałek i wchodzę do domu. Ściągam trampki. Idę korytarzem, wchodzę po schodach do góry. Stoję w drzwiach i przyglądam się śpiącemu Scottowi. Szepczę:

- Przepraszam Cię. Musiałam to zrobić, nie miałam wyboru.

Obracam się i schodzę s powrotem na dół. Telefon kładę na blacie w kuchni. Ściągam bluzę i sprawdzam jak ona wygląda. Do prania. Idę korytarzem na palcach i wchodzę do pralni. Wrzucam ją do pralki. Zdejmuję koszulkę i dresy. Też wrzucam do prania. Od razu wrzucam z kosza na brudną bieliznę inne ciuchy. Nalewam płynu do płukania i wsypuje proszek. Nastawiam program i zaczyna się prać. Jestem w samej bieliźnie. Wychodzę z pralni i wchodzę do kuchni. Otwieram lodówkę i wyjmuję sok pomarańczowy. Biorę szklankę z suszarki. Nalewam sobie i wypijam na raz. Opłukuję szklankę i stawiam na suszarce. Idę do góry, do sypialni. Wchodzę po schodach. Cicho idę do łazienki. Spoglądam na siebie w lustrze. Wyglądam fatalnie. Oczy pozbawione blasku, skóra również. Gdzie się podziały moje rumieńce i uśmiecha na twarzy. Spoglądam na swoje dłonie. Są nadal czerwone. Nawet się nie rozbieram. Wchodzę pod prysznic. Puszczam ciepłą wodę. Próbuję zmyć krew. Ale nic z tego. Siadam pod ścianą. Opierając się o nią. Wodą leci na moje włosy, płynie po mojej twarzy. Zamykam oczy i myślę. Zasadzka na mnie. Heh. Na mnie? Chcą zrobić na mnie zasadzkę. Czyli jednak mój ojciec, Alison i Taylor. Super po prostu. Patric przyjedzie zamontuje monitoring i alarm. To już jestem do przodu. James przywiezie rzeczy by Derek wyzdrowiał. Muszę zadzwonić do kolesia, który wkręcił mnie w hackerstwo. Ma też znajomego, który jest detektywem. Znajdę was. Uwierzcie mi. Znajdę i posadzę za kratki. Jestem do tego zdolna. Biorę płyn i wylewam na dłonie. Pocieram aż w końcu krew trochę znika. Wstaję zakręcam wodę i wychodzę z prysznica. Biorę ręcznik i wycieram ciało oraz włosy. Ściągam majtki i stanik. Zostawiam w łazience. Wychodzę i kieruje się do garderoby. Biorę bieliznę nakładam na siebie oraz leginsy od jogi. Nakładam na siebie. Biorę bluzkę białą na ramiączkach. Wracam do łazienki. Biorę gumkę i z mokrych włosów robię koka. Nakładam bulkę na siebie. Wychodzę z łazienki i schodzę na dół. Wchodzę do kuchni i biorę telefon do ręki. Wystukuje numer do Setha. Przykładam telefon do ucha. Odbiera za pierwszym razem.

-Siamka Ana, dlaczego tak wcześnie dzwonisz?

- Cześć Seth. Mam do ciebie interes.

- Mów, jaki?

- Potrzebuję ciebie i twoich znajomych by zlokalizować trzy osoby. Zrobić śledztwo i zrobić z tym coś. Właśnie wróciłam od kolegi, który ledwo, co żyje.

- A co mu się stało?

- Został zaatakowany przez dwie osoby z tej trójki. Ma sporą ranę na dole brzucha. Prawie go straciłam. Nie było pulsu i nie oddychał.

- Jezu Ana. Nie mogę ci pomóc.

- Co?!

- Tylko się nie denerwuj. Nie mogę mam za dużo zgłoszeń i chłopaki mają wolne.

- Tylko nie pieprz mi takich głupot! Jak mam się nie denerwować jak pewnego dnia do domu mojego chłopaka wkrada się jego ex i mój ojciec, którego nie widziałam 10 może więcej lat. Mój chłopaka został obity później pobiłam swojego ojca i jego byłą. Znalazłam kolegę pobitego na chodniku. Rzuciłam się na chłopaka mojej siostry, bo się okazał moim byłym. A dziś znalazłam w domu półprzytomnego i wykrwawiającego się chłopaka. Myślałam, że umrze na moich oczach. A ty kurwa mówisz, że twoi ludzie mają wolne i że masz za dużo zgłoszeń! Wiesz, że pomogłabym ci we wszystkim, ale jak widać nie można na tobie polegać!

Drę się do słuchawki.

- Wszystko dobrze?

Mówi do mnie spokojnym głosem.

- Kurwa nic nie jest dobrze! Potrzebuję cię! Teraz. Sama sobie nie dam rady. Oni ponąć szykują na mnie zasadzkę.

Do oczy napływają mi łzy.

- Dobrze. Zrobię to. Pomogę ci.

- Naprawdę? Dziękuję. Kiedy możesz przyjechać?

- Tak. Mogę dziś. Chłopaków zbieram i przyjedziemy.

- Dzięki wielkie. Załatwię piwo. Znasz adres? Czy mnie znajdziesz?

- Podaj.

- Oksford 18.

- Dobra. Zadzwonię jak będę dojeżdżał.

- Dobrze, dziękuje.

- Do zobaczenia, trzymaj się.

- Do zobaczenia.

Rozłącza się. Wycieram oczy z łez. To prawda nic nie jest dobrze. Dziś Taylor posunął się za daleko. Przecież Derek prawie umarł. Znajdę go i wsadzę za kratki.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję że ta część wam się podobała. Następną część wystawię niedługo... Komentujcie i oceniajcie... :)

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Rebley 24.08.2015
    Było kilka błędów. 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania