Miłość, której nie wolno było
Zaczęło się od śmiechu.
Niepozornie.
Od słowa za słowem,
które nie miały znaczyć nic więcej.
A jednak
znaczyły wszystko.
Byłeś ramieniem,
które znało moje milczenie,
dłonią, która nie musiała dotykać,
by pocieszać.
Czytaliśmy siebie
jak ulubione książki —
rozdział po rozdziale,
bez pośpiechu, z podkreśleniami serca.
Spacerowaliśmy
między tym, co można,
a tym, co czuliśmy.
A potem…
przyszedł ten dzień,
kiedy palce chciały zostać dłużej,
a wzrok zdradził za dużo.
Pocałunek.
Jeden.
Jak okno uchylone do zakazanego świata,
którego nie mogliśmy zamieszkać.
Dziś tęsknię
nie za Tobą samym,
ale za tym, kim przy Tobie byłam.
Za rozmowami,
które kończyły się ciszą pełną sensu.
Za spacerami,
które nie miały celu,
bo bycie obok wystarczało.
Za tym, że znałeś mnie,
zanim dotknąłeś.
Za tym, że kochałam,
choć nie mogłam.
I za tym, że choć byłeś tak blisko,
musiałeś odejść.
Komentarze (2)
i przenośniami, więc przebieś go do zaśmiecanej, grafomańską kalwaryjską prozą i metaforycznym, dla metafor bełkotem, szuflady z poezją. Zatrzyma, ale może też pragnących nauczyć malować nastroje lierkami ⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Zwroty grzecznościowe z małej litery, to nie list, nie sms, tylko wiersz. Ocenię, gdy dopracujesz...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania