Miłość ma kolor zielony

Janek miał już dość bycia pośmiewiskiem wśród znajomych. Jedna chwila wystarczyła, aby skompromitować go przed wszystkimi, których miał okazję -na jego nieszczęście- widywać na każym kroku. "Proszę, niech to zostanie między nami." -tak zaczynał maila dojednej ze swoich koleżanek, która okazała się być tak szczera jak krokodyle łzy.

Dalsza część obnażała go z wszelkiej godności jeszcze bardziej:

"Naprawdę ciężko pisać o tym facetowi, który dawno temu pożegnał się z dwójką z przodu swojego wieku, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Ciągle słyszę przechwałki gości mówiących ile to dup nie zaliczyli w ostatni weekend. Albo ile lasek nie chciało powymieniać się z nimi swoimi fotkami. Mimo, że czuję do nich obrzydzenie, budzi się we mnie też zazdrość. Jak już pewnie się domyśliłaś, jestem prawiczkiem. Nie licząc jednej próby, nieudanej zresztą, nie miałem nigdy okazji się kochać. Może brakuje mi pewności siebie, a może po prostu nie jestem wystarczająco ponętny, aby którakolwiek się mną zainteresowała. Nie wiem co robić, dlatego potrzebuję Twojej rady, pomóż mi proszę."

Wrześniowy wieczór. Słońce powoli zachodziło poza horyzont, a Janek stał na balkonie mieszkania znajdującego się na czwartym piętrze postkomunistycznego bloku, jakich było pełno w stolicy. Wraz z gasnącym słońcem, gasł papieros trzymający się między wargami jego ust. Spoglądał na betonowy krajobraz- przed nim kolejne rzędy bloków takich jak jego; pod jego stopami zapyziały plac zabaw, obok którego w okręgu stały ławeczki, na których nieprzerwanie od kilku lat osiedlowi żule urządzali popijawy. Zastanawiało go, skąd taki margines społeczny ma pieniądze na alkohol, nie mówiąc już o sile, z jaką trzymają się swojego życia. Potem przypomniał sobie, jak w programie na Animal Planet mówili, że karaluchy potrafią przetrwać wojnę jądrową. Nie życzył im źle- radość sprawiało mu obserwowanie jak jeden bezdomny próbuje wyrwać drugiemu do połowy opróżnioną półlitrową flaszkę najtańszej wódki, jaką można znaleźć u pani Basi w osiedlowym sklepie, co zazwyczaj kończyło się potyczką na roztrzęsione od delirki pięści, bądź kolizją wyrywającego z podłożem, ponieważ nie utrzymał balansu w nogach. Poza tym, jedyne co ratowało go z marazmu to bieganie oraz telewizja, w której na zmianę oglądał dwa kanały- sportowy oraz informacyjny, sporadycznie przeplatając je filmem lecącym w piątkowe popołudnie. Co do aktywności fizycznej, ostatnio nawet bieganie mu zbrzydło, więc ograniczył się do biegania po wodę źrodlaną, za wyzwanie stawiając sobie samą podróż po schodach. Nie należał do szczupłych osób, lecz nie był też otyły. Kilkudniowy zarost rosnący od ucha do ucha plątał się bez ładu po twarzy, próbując znaleźć swoje miejsce. Znużony nieustannym goleniem, Janek pozwolił żyć mu swoim życiem.

 

Wchodząc na powrót do domu postanowił zrobić coś ze sobą, aby nie spędzać kolejnego weekendu przed telewizyjnym ekranem. Założył czarne tenisówki, przetarte dżinsowe spodnie, flanelową koszulę oraz staromodną kurtkę pilotkę. Zabrał ze sobą klucze od domu, trzy ostatnie papierosy i kilka stuzłotowych banknotów, które trzymał w kredensie na czarną godzinę. Telefonu nawet nie dotykał. Mieszkał sam, jego rodzice nie odzywali się od kilku miesięcy, a nie miał nikogo bliskiego, aby spodziewać się nagłego telefonu. Wyszedł z bloku, udając się w stronę centrum miasta, gdzie mieściło się najwięcej klubów oraz innych lokali służących do zabawy.

Idąc jasno oświetloną ulicą pomiędzy ludźmi- głównie młodzieżą, która teoretycznie mogłaby oglądać takie lokale dopiero za rok albo dwa- obserwował, co się dzieje przed wejściami do pubów i klubów. Usłyszał, jak para nastolatków kłóci się o to, że dziewczynie nad wyraz spodobał się taniec ze starszym facetem, natomiast chłopakowi dostało się za zbytnią zazdrość oraz bycie nadopiekuńczym. Janek chrząknął ironicznie - dziewczyna wyglądała na siedemnaście lat, więc nie ma co się martwić, przecież jest taka dorosła i odpowiedzialna. Zaraz za rogiem, tuż przed wejściem do pubu o wdzięcznej nazwie "Dumny Paw", łysy człowiek po około pięćdziesiątce przegrał walkę z obiadem, który zawziął się i postanowił jeszcze raz ujrzeć światło dzienne. Widząc to, żołądek Janka zaczął się przewracać, nie wiadomo jednak czy z powodu obrzydzenia, czy w ramach solidarności ze zbuntowanym organem zarzyganego mężczyzny. Jeszcze raz skręcił, tym razem w lewo. Przed oczami pokazał mu się

delikatnie oświetlony różowymi neonami budynek, który wyglądał zupełnie inaczej niż pozostałe. Przed wejściem do "Gniazdka" stał bramkarz. Nieświadomy Janek, pragnąc wejść do środka, przeszedł obok niego niezwracając uwagi. Ten jednak złapał go za kołnierz koszuli i energicznym ruchem powstrzymał od przekroczenia progu:

- Hola hola, kolego. Za wejście tutaj się płaci. Jeżeli jesteś sam, wyciągaj stówkę albo spierdalaj gdzie indziej- uprzejmym tonem orzekł kafar, wyciągając dłoń w stronę Janka. Ten, zaczarowany jego urokliwym głosem, wyciągnął banknot z kieszeni i położył na jego ręce. Bramkarz odsunął się i wpuścił go do środka, na sam koniec rzucając:

- Tylko nie odpierdalaj, bo nie chce mi się włazić za tobą do środka.

Zszokowany Janek pociągnął do siebie duże, czarne drzwi i przestąpił przez próg. Już od wejścia poczuł zapach silnych perfum. Jednak inaczej wyobrażał sobie sytuację, w jakiej miał się za chwilę znaleźć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania