Mirany - Rozdział 7 - Wyjaśnienia - KONIEC
Liranna zagłębiła się w ciemność za bramą Affectus. Obejrzała się za siebie : w bramie stał profesor. Machał do niej. Zrozumiała, że zostawia za sobą całą swoją przeszłość... a leci w nieznaną przyszłość, pełną zagadek. Nie spotka już Miriam, cioci Doroty, wujka ani dyrektora. A zatem zostawiła za sobą wszystkich życzliwych sobie ludzi... ale zostwaiła też wrogów, których było o wiele, wiele więcej. Teraz zacznie nowe życie, musi tylko znaleźć człowieka, do którego świadomości mogłaby wniknąć.
Leciała powoli poprzez ogomny, obcy, zimny świat ludzi, spowity płaszczem ciemnej, spokojnej nocy. Księżyc oświetlał jej drogę. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała na tą piękną, jasną kulę na niebie. W Affectus nie było księżyca, noce były praktycznie całkiem ciemne, nie licząc lamp ulicznych, które zazwyczaj całą noc oświetlały główne ulice. Gdy spuściła wzrok spowrotem na ziemię zrozumiała, że leci nad rzeką. Zobaczyła siedzącego nad jej brzegiem człowieka. Mężczyznę, który wydawał się smutny, samotny i nierozumiany. "On jest taki jak ja" - pomyślała - "inny". Dłużej się nie zastanawiała. Powolutku wniknęła do jego umysłu.
Kiedy znalazła się w środku rozejrzała się wokoło. Wszystko na swoim miejscu : mirany wszystkich uczuć są tam, gdzie trzeba... NIE! Jednej nie było : nigdzie nie widziała opiekunki obojętności! "To jest ktoś w sam raz dla mnie!" pomyślała i zajęła miejsce przeznaczone dla obojętności.
Człowiek wstał i ruszył ciemną, wąską uliczką. Wszedł do małego mieszkania i usiadł w miękkim fotelu w niedużym saloniku. Wyjrzał przez okno i popatrzył na księżyc. Liranna patrzyła razem z nim. Po chwili pchnięty jakimś dziwnym instynktem wstał i chwycił kartkę papieru i coś do pisania. Usiadł przy stole i dotknął piórem kartki.
Wtedy w Lirannie pękło to coś, co zniszczyło miranę obojętności. Poderwała się ze swojego miejsca i nieświadoma tego, co robi zaczęła tańczyć najpiękniejszy taniec, jaki obecne przy tym istoty kiedykolwiek widziały. Przyspieszała i zwalniała, tańczyła, tańczyła jak nigdy dotąd nikt nie tańczył. Błyszczała jak słońce, fascynowała jak księżyc, wirowała jak planety w nieskończonym kosmosie. I nagle rozległ się piękny śpiew. To wszystkie mirany wokół bezwiednie śpiewały, każda nieco inaczej, ale wiadomo było, że tylko razem mogły robić to tak pięknie. Ten śpiew przełamał wszelkie opowry. Lrianna rozbłysnęła oślepiającym światłem, tak, że wszyscy zmknęłi na chwilę oczy. Zobaczyli najpiękniejszą istotę na ziemi : jej włosy mieniły się wszystkimi kolorami tęczy jak jej skrzydła. Śpew rozbrzemiewał, a ona nadal tańczyła. Na kartce spod ludzkiej ręki wychodziły piękne, wzruszające słowa, uczucia dosłownie wylewały się na kartkę wprost z tej pieśni i tego tańca.
Liranna zatrzymała się, a na jej twarzy gościł najpiękniejszy uśmiech pod słońcem. Wreszcie wiedziała, kim jest, wreszcie rozumiała, dlaczego dotąd tak się różniła!
Człowiem odłożył pióro i spojrzał na kartkę. To był najpiękniejszy wiersz jaki kiedykolwiek powstał.
Czy już rozumiecie? Liranna była miraną POEZJI. Każdy widział ją inaczej, tak jak każdy inaczej interpretuje poezję. Miała przyjaciół i zwolnników, ale niektórzy jej nie rozumieli, inni nie lubili, a jeszcze inni jej zazdrościli. Wielcy poeci często byli nierozumiani, często musieli opuścić swój rodzinny dom. Wielu pisze wiersze, ale tylko w nielicznych mieszka mirana taka, jak Liranna. Jej imię wzięło się od słowa LIRYKA. Ale poezja potrzebuje innych uczuć, żeby móc je wyrażać. Wielcy poeci nie mogą być na nic obojętni, więc Liranna niszczyła mirany obojętnośći. Miała wielki talent, i w każdym wywoływała pewne uczucia.
Czy podoba wam się takie zakończenie? :)
Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania