Mistrz i jego oblubienica rozdział 02
Miejsce-Posiadłość HornSprings
{HornSprings była niegdyś najwspanialszą rezydencją, stojącą w Borze Reaven Wall, z dala od miasta i jego zgiełku. Kryje jednak tajemnicę, które o dawien dawna były skrywane przez gospodarza wielmożnego, Oscara Donavana. Sama rezydencja była budynkiem sporych rozmiarów. Była to trzypiętrowa budowla w stylu europejskim, cała okraszona na kolor ciemno burgundowy, zaś ozdobne elementy elewacji miały kolor grafitowy, oraz czasem szary. Na pierwszym piętrze było główne okno, będącym drzwiami na kuty balkon, który podpierany był ozdobnym wspornikiem w kształcie zawijasa. Gdzieniegdzie można było się dopatrzeć też rzeźbionych elementów dekoracyjnych. Albo groteskowych maszkaronów, stylizowanych na głowy ludzkie lub zwierzęce o przesadzonych rysach. Elewację zdobiły też reliefy, a czasem także trójwymiarowe figury historyczne lub mityczne, dające mrocznego klimatu rezydencji porą jesienną i zimową. Wnętrze tejże budowli było spore. Po wejściu, gości witał obszerny korytarz, wyłożony blado-czarnym dywanem w angielskim stylu oraz bordowo-szkarłatna tapeta, imitująca sztukaterię, a wszystko to rozjaśnione kryształowym żyrandolem na cienkim złoto-mosiężnym szkielecie. Każde z pomniejszych pomieszczeń było urządzone w ciemnych oraz stylowych kolorach, idealnie odzwierciedlających tradycjonalizm właściciela. Sam salon był podobny do korytarza, z wyjątkiem bogato rzeźbionego kominka na środku, przed którym stała kanapa w ludwikowskim stylu oraz reszta mebli otaczająca centrum pomieszczenia o poszyciu karmazynu.}
{Mroczna i ponura ciemność ustąpiła po chwili jasnemu światłu. Wnet po dziewczynie przeszedł nagły dreszcz, gdy poczuła jakiś ciężar na głowie. Okazało się, że jej pan położył swoją dłoń na jej głowie. Była zaskoczona, że ktoś tak na poziomie zniżyłby się do jej poziomu, aby ją dotknąć. Usilnie starała się ukryć swoją reakcję, ponieważ nie wiedziała, jak mógłby zareagować jej pan. W dalszym ciągu miała gdzieś z tyłu głowy obawy, że mogła zostać kupiona do jakichś strasznych zachcianek. Mimo wszystko nigdy nie miała nikogo, kto by się o nią zatroszczył czy zachowywał wobec niej po ojcowsku, tak jak on. Nigdy nawet nie wyobrażała sobie, że coś się zmieni w jej życiu. Przez chwilę spoglądała w dół na marmurową posadzkę, a potem nieśmiało na pana. Coś jej kazało postawić krok do przodu, i tym razem jej ciekawość zwyciężyła. Zadała pytanie, którego nigdy nie miała odwagi wcześniej zadać.}
-Mieszka tu pan sam?
-Tak się złożyło. Oczywiście nie zawsze tak było. . . Heh no cóż pracowała tu pokojówka ale odeszła 8? Nie to było chyba 10 lat temu. W każdym bądź razie nie narzekam.
{I idąc tak powoli przez korytarz prosto w kierunku salonu, dziewczyna nie mogła powstrzymać swojego zaskoczenia względem posiadłości. Oczywiście, był to sam korytarz, ale już on potrafił zaskoczyć. Kiedy tak powoli szli wzdłuż niego, dziewczyna coraz bardziej wyczuwała niepokój i wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Oczywiście, nie był to wzrok pana, bo on szedł przed nią ospale. Po chwili zdała sobie sprawę, że portrety nieznanych osób sumiennie i skutecznie ją obserwują. Było to pięć portretów: trzy z nich przedstawiały młode dziewczynki, prawdopodobnie sześć lub siedem lat, każda z nich identyczna – gładkie lico i kruczoczarne włosy do ramion. Kolejną postacią była kobieta na oko dwadzieścia pięć lat lub mniej. Wyglądem przypominała dorosłą wersję trojaczków z portretów. Na ostatnim portrecie był mężczyzna, łudząco przypominający Pana. Jedyną różnicą było to, że na portrecie był jakby lekko młodszy i radośniejszy. Z pewnego transu wyrwał ją głos Pana.}
-Pozwól że rozpalę w kominku, a ty śmiało rozgość się. Powiedział a po chwili Pan przeszedł kawałek, aby przyklęknąć przed kominkiem i naszykować drewna.
{Ona przystanęła tylko w progu salonu, nerwowo zaciskając dłonie i dociskając je do piersi. Niepewnie rozejrzała się po całym salonie, który straszył półmrokiem i odgłosem stukotu kropel deszczu o szyby. Wtedy jej wzrok przystanął na chwilę na Panu, który chwilę temu wyjmował drewno opałowe z mosiężnego stojaka, a teraz podpalał już podpałkę. W końcu ciepły i jasny ogień zagościł w kominku, a pan wyprostował się, otrzepał dłonie i zdejmując płaszcz wyjściowy, położył go na podłokietniku jednego z foteli.}
-Śmiało, usiądź. Przecież nie będziesz tak stała we framudze cały czas. Zapewne nie było ci zbyt ciepło tam na zewnątrz, więc proszę, zajmij śmiało jakieś miejsce najbliżej kominka. No cóż... gdyby wciąż pracowała tu Verona, na stole byłby już gotowy ciepły posiłek oraz herbata. Poczekaj proszę chwilę.
{Pan zastanowił się przez chwilę, a potem delikatnie uśmiechnął się do dziewczyny. Zdecydował się na danie, które Verona często przygotowywała w tych okolicznościach – Zapiekankę ziemniaczaną. To była częsta potrawa, którą wszyscy uwielbiali, więc wiedział, że dziewczyna doceni to w obecnej sytuacji, nawet jeżeli byłoby to danie do odgrzania. W końcu zniknął w jednym z ciemnych korytarzy, aby zająć się przygotowaniami, a elfka została sama. Mimo wzmożonej czujności przed każdym i wszystkim, poczuła swobodę. Pamiętając słowa swego nowego Pana, aby się rozgościć, z początku posiedziała tak chwilę na kanapie, bawiąc się nieśmiało palcami jak dziecko. Aż ostatecznie ciekawość wzięła górę i powoli wstając, podeszła do kominka. Chciała nad czymś pomyśleć, ale było zbyt wiele tematów – począwszy od nowego pana, jego zamiarów, czy też po prostu jakie będzie jej życie. Chciała tylko, aby jej udręka się skończyła. Nie chciała już dłużej uciekać i trafiać z rąk do rąk zamożnych szlachciców, którzy mieli chore fetysze czy zachcianki. Miała jednak nikłą nadzieję, że coś tym razem może się zmienić. Stała więc przed kominkiem, podziwiając drobiazgi spoczywające na nim. W jej sercu toczyły się sprzeczne uczucia po tym, jak ujrzała zdjęcie w ramce, które mogło puścić więcej światła o jej Panu. Chwyciła je w swoje umęczone i zmarnowane delikatne dłonie, aby się mu przyjrzeć. Na nim widniały te same osoby, co z portretów w korytarzu. Prawdopodobnie była to rodzina Pana, tylko gdzie była Pani domu i dzieci? Czyżby kiedyś wydarzyło się tu coś strasznego.}
-Huh. . .Wygląda na radosnego tu na zdjęciu. Może źle go oceniłam. . .Ale życie mi już pokazało że istnieją wielcy zwyrodnialcy. . .nie znam go w pełni.
{Ciepło kominka otulało ją, a ona zdecydowała się na chwilę spokoju, by zastanowić się nad tym, co przyniesie przyszłość. Może teraz w tym miejscu znajdzie prawdziwe szczęście, albo przynajmniej zwykły spokój, dach nad głową, ciepły posiłek i wyrozumiałego Pana – tyle by jej wystarczyło. Trzymając dalej ramkę ze zdjęciem, usiadła w pewnej odległości przed kominkiem, na krawędzi dywanu, i w zamyśleniu wpatrywała się w tańczące płomyki, oraz wsłuchiwała się w trzask mniejszych kawałków drewna, które zdążyły już się powoli wypalać. Nagle coś stuknęło, i dziewczyna, spłoszona jak małe zwierzę, odwróciła się, aby zobaczyć, co to. Na szczęście nic, co by mogło zagrozić jej życiu.}
-Widzę, że już zapoznałaś się odrobinę z otoczeniem. To dobrze, będzie mniej do tłumaczenia. Mówiąc to, pan położył na stół zdobione żaroodporne naczynko oraz parę innych rzeczy, jak talerz, sztućce i dwie filiżanki herbaty.
-Ma Pan rodzinę? N. . .no bo te portrety i zdjęcie.....
-Miałem. . .Ale to jedynie duchy przeszłości, coś czego już nie mogę odzyskać nawet jakbym śmiał zaprzedać własną duszę. Było to dawno temu. . .No dobrze siadaj wygodnie.
-Przepraszam najmocniej nie powinnam! Proszę mnie nie karać! Zaczęła przepraszać półgłosem skłoniwszy się.
-A po cóż miałbym cię karać. Siadaj już. Pan wskazał dłonią na porcelanowy talerz, na którym leżały srebrne sztućce gotowe do użycia.
{Dziewczyna przełknęła tylko ślinę i nieśmiało usiadła na obitym tkaniną żakardową krześle. Nie wiedziała, co począć. Obecnie była zdezorientowana i zaskoczona, że kazano jej usiąść przy stole i to na takim krześle. Ale już po chwili jej palce delikatnie przesuwały się po obrzeżach porcelanowego talerza. Wciąż nieśmiało, ale jednak wpatrując się w srebrne sztućce, w których odbijały się płomienie z kominka czy parujący z filiżanki napar herbaciany, uznała, że to musi być sen, bo żaden zamożny człowiek nie pozwoliłby swojej własności na takie coś. Pan natomiast spojrzał na pusty stół, na którym niegdyś zwykle stały gotowe posiłki przygotowane przez oddaną służbę. Wspomnienie to sprawiło, że poczuł on nostalgię, zatem herbata i ciepły posiłek były teraz w jego gestii.}
-Teraz zjesz, a później pokażę ci, gdzie są łaźnie. Pomaszerujesz wziąć kąpiel. Możesz tam siedzieć ile dusza zapragnie, byleś czuła się lepiej oraz, co najważniejsze, była czysta. Jeżeli byś się martwiła, czym się zakryć po kąpieli, to śmiało użyj jednego ze szlafroków, które tam znajdziesz. No i gdy skończysz, pokażę ci twój pokój. Kończąc wypowiedź, Pan zdjął pokrywę z naczynia żaroodpornego i nałożył jej spory kawałek zapiekanki ziemniaczanej. Nie patrząc już nawet na jej zdezorientowaną twarz, on zasiadł naprzeciwko i lekko ziewając, wziął łyka herbaty z filiżanki, którą przyniósł sobie.
-Dziś darujmy sobie formalności. Jest już późno. Musisz być zmęczona, z resztą nie tylko ty. Chwytając łyżeczkę, zamieszał w filiżance wcześniej wrzuconą kostkę cukru.
-Umm przepraszam za śmiałość a. . .ale czemu pan to wszystko robi. To wszystko i w ogóle.
-Jeżeli myślałaś, że kupię cię, aby potem przywiązać kolczastym łańcuchem i zamknąć w ciemnej piwnicy, to cię rozczaruję. Bo nie jestem sadystą, no chyba że lubisz tego typu rzeczy, to to w każdym momencie możemy to zmienić.
-Nie nie nie! Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.
-No już spokojnie, mówiłem, że nie jestem sadystą. Musisz sobie wbić do głowy, że nie każdy jest złym człowiekiem... lub inną humanoidalną istotą. Bez urazy, moja droga. Może zmieńmy temat? Opowiedz mi coś o sobie lub zapytaj mnie o cokolwiek. A zacznij w końcu jeść, widzę, że się powstrzymujesz.
-No to... wspominał Pan coś o kobiecie imieniem Verona? Czy to była Pani domu? To była pańska żona. Po zadanym pytaniu nieśmiało zaczęła skubać zapiekankę widelcem i jeść. Nie trzeba było czekać długo, aby zobaczyć, jak jej twarz zmienia wyraz po każdym kęsie ciepłego i smacznego posiłku.
-Smacznego. . .A co do pytania. . .Nie, Verona nie była moją żoną, tylko moją oddaną pokojówką. Gdy tu pracowała, wszystko było gotowe i dopięte na ostatni guzik. Ahh, to była złota kobieta i przyjaciółka. Pocierając podbródek w zamyśleniu, westchnął i zamknął oczy.
-widzę że Pan za nią tęskni. Zapytała już pewniej kontynuując jedzenie.
-Czy tęsknię? No cóż, owszem, ale brak mi jej pomocy w domu. Oczywiście potrafię wyprasować koszulę, ale nie ogarnę całego domostwa. Na szczęście większość pokoi jest wyłączona z obiegu, używam tylko kilku pomieszczeń, takich jak kuchnia, łazienka, salon, gabinet i sypialnia. Dzięki temu nie mam problemu z porządkami.
-Czyli jednak mieszka pan sam. Wyczuwam od pana dziwną aurę. Opuściła głowę i wypuściła powietrze z ust.
-No, czy sam to bym nie powiedział? Bo od dnia dzisiejszego mieszkasz oficjalnie wraz ze mną. Wyjął z kieszeni złożony w kostkę kawałek papieru i pokazał, po czym momentalnie schował. Dopijając resztę herbaty, wstał powoli z miejsca, zasunął krzesło, aby ostatecznie położyć na tacę puste filiżanki po herbacie oraz pusty talerz, na którym pozostały tylko okruchy po zapiekance, wraz ze złożonymi sztućcami.
-A teraz czas na kąpiel. Pozwól że ci powiem jak dotrzeć do łaźni. Powiedział prostując się i wyciągając dłoń ku dziewczynie.
-K. . .kąpiel ale czy jest pan pewien? W jej głosie i gestach dało się zauważyć zawahanie, a po chwili na twarzy pojawił się mały subtelny rumieniec, mimo to Pan tego nie dostrzegł lub to zignorował.
-Już wspominałem o kąpieli. Radzę ci jej zażyć, ponieważ dobrze działa na stres, duszę i ciało. Pomaga również w higienie. Nie oszukujmy się, przyda ci się porządne szorowanie. A ja już zdążyłem taką kąpiel naszykować i czeka właśnie na ciebie. Pamiętaj, co ci mówiłem: możesz tam przesiedzieć ile chcesz, odpocznij. Nie zapomnij o szlafrokach – kilka wisi na wieszakach w przedsionku. Jak uznasz, że skończyłaś zażywać kąpieli, wróć do mnie do salonu, a pokażę ci twój pokój. Ja muszę odpocząć, dziś miałem zbyt wiele spraw do załatwienia. Ano tak, łaźnie. Cóż, mam nadzieję, że sobie poradzisz. Ten korytarz, którym szedłem wcześniej, idź nim do końca. Łaźnie są za drzwiami po prawej.
-Dobrze, zrobię jak pan karze. Już miała się ukłonić i odejść ale zatrzymał ją ponowny głos Pana.
-Ahh, jeszcze jedna sprawa. . . Te podarte łachmany wyrzuć do kosza w łaźniach. Później dam ci nowe odzienie, nie czekając na odpowiedź. Pan ociężale opadł na fotel przy kominku i przymknął oczy, odchylając głowę lekko do tyłu."
{Po paru minutach ona już stała w ciemnym korytarzu przed drzwiami, spod których wydobywała się blada łuna światła. W końcu decydując się wejść, chwyciła za klamkę, a jej oczom ukazał się korytarz pełen bieli. Głównie dlatego, że całe pomieszczenie wyłożone było śnieżnobiałymi kafelkami, nie licząc pewnych bazaltowych akcentów ozdobnych. Na końcu korytarza były oszklone drzwi, a przez nie było widać już wszystko. Za drzwiami był otwarty teren, na środku coś na wzór basenu, który widocznie parował. Dno było wyłożone misternie układaną mozaiką, a światła pod wodą sprawiały, że woda nabrała pięknych barw jak w kalejdoskopie. Wszędzie panowała cisza, przerywana jedynie szumem delikatnego wiatru, który przesuwał zasłony oszklonych drzwi. Woda w basenie była gorąca, a para unosząca się nad nią tworzyła mgiełkę, jakby woda sama oddychała. Jej skóra była lekko zaróżowiona od gorącej wody, a włosy opadały na ramiona mokrymi kosmykami. Na chwilę przed wejściem pozbyła się obszarpanych szmat i ostrożnie zasiadła przy krawędzi. Woda otuliła ją, przytulając jak Matka swoje dziecko. Jej ciało zanurzone w ciepłej kąpieli poczuło się lekkie, niemal jakby się unosiło. Dziewczyna zamknęła oczy i oddała się temu uzależniającemu relaksowi. Woda muskała jej skórę, a obecny klimat i gwiaździste niebo wypełniały przestrzeń swoją obecnością. Wszystko było tak spokojne, jakby czas się zatrzymał. Po chwili zanurzyła się, słyszała tylko bicie serca. To była chwila tylko dla niej, bez zmartwień, bez pośpiechu. Wreszcie poczuła ulgę.}
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania