mithos 1- rozdział 1
Kajtek otworzył oczy. Spojrzał na szary sufit pokoju w którym leżał. Oparł się na łokciach. Złamane żebro zabolało. Wiedział że przyśpieszona regeneracja załatwi sprawę. Ubrał się i poszedł do kuchni. Milena już siedziała tam jedząc kanapkę z dżemem. Pomyślał że jak zwykle jest piękna. Szybko zjadł śniadanie i razem poszli do centrali. W drzwiach jak zawsze powitał ich miły głos oznajmiający że wchodzą do budynku zajmującego się ochroną ludzi przed mitopodami. Tak nazwano gatunki zamieszkujące ten świat przed przybyciem ludzi. Nazwano je tak z powodu podobieństwa do mitycznych potworów. Ale Kajtka zaczynało to już nudzić. Codziennie gdzieś na świecie dochodziło do ataku a wtedy to on i jego drużyna tam lecieli. A większość tych stworzeń była śmiertelnie niebezpieczna. Nienawidził narażać bliskich. On był inny niż większość ludzi.. Był tylko w połowie człowiekiem. Jednym z ostatnich przykładów ludzkiej manii boskości. Kiedy po odkryciu bram między wymiarowych przybyli do tego świata zaczęli krzyżować się z gatunkami rodzimymi. Ale zdarzył się wypadek. Całe laboratorium spłonęło. Przeżyła ich trójka. Teraz tępili mitopody. Ich historia była okropna. Najpierw traktowano ich jakby byli tylko kolejnym eksperymentem. Zamknięci w małych klatkach, poniżani, mierzeni i ważeni. Ale potem zaczęli odkrywać swoje zdolności. Michał potrafił zmieniać się w powietrze tak jak golemy a następnie wrócić do swojej zwykłej formy. Milena potrafiła kontrolować otaczającą ją naturę jak Leszy i nimfy. Ale najpotężniejszy był Kajtek. On potrafił przybierać cech dowolnej istoty której dotykał. Ale miało to mroczną stronę. Kiedy się zmieniał w pewnym stopniu przestawał być sobą. Zaczynał myśleć jak ta istota. Nie lubił tego. Ale ludzi nienawidził. Był w części człowiekiem ale tego nie czuł. Bardziej czuł się mitopodem. Ludzie też go nienawidzili. Po części się go bali a po części nie rozumieli. Ale koniec końców nienawidzili.
Weszli do pokoju pełnego komputerów. Za jednym z nich siedział Michał. Na widok dwójki przyjaciół wstał.
-Witajcie. Chimera zabiła 20 osób. Wleźli jej do gniazda w poszukiwaniu złota. Teraz lata po okolicy i zabija. Trzeba tam polecieć i ją złapać. – powiedział podając akta Milenie.
-No to lećmy póki jest kogo ratować. Przydałoby się wziąć antytoksynę i portki z azbestu. Niestety posiadamy tylko jedno. – skwitował Kajtek i wyszedł po antytoksynę. Chwilę później weszli do śmigłowca który zrzucił ich w okolicy nawiedzanej przez chimerę. Niewiele wskazywało na jej obecność. Nie licząc wielkiego koła wypalonego lasu. To znaczyło że chimera potrafi posługiwać się zarówno jadowitą głową węża i ziejącą kozią głową. Ale jeśli lwia nie współpracowała to była nadzieja na pokonanie bestii. Cała trójka posiadała jeszcze jeden talent. Umieli rozmawiać z innymi gatunkami.
Weszli na wypaloną ziemię i zaczęli się rozglądać. chimera mogła być wszędzie. Nagle usłyszeli coś za sobą. Najpierw zobaczyli słupa ognia. Dopiero potem resztę chimery.
- intruzi! – ryknęła lwia głowa. Chimera nie dała nawet sekundy na reakcję. Natychmiast rzuciła się na nich. Kajtek i Michał zdążyli uskoczyć ale wężowa głowa wbiła kły w ramię Mileny. Kajtek skoczył w kierunku chimery i złapał ją za ogon. Natychmiast zaczął się zmieniać. Z lewego nadgarstka wysunął się kolec jadowy a z gardła buchnął płomień. Szanse zostały wyrównane. Tyle że Kajtek miał tą przewagę że był wściekły. Widział jak z dziewczyny którą kochał uchodziło z każdą chwilą Życie. Jedyną szansą było podanie jej antytoksyny. Jeśli by zginęła, nawet nie był pewien co by zrobił. Nie wiedział nawet czy ją kocha. Zionął ogniem prosto w przeciwnika.
- chcemy rozmawiać. – krzyknął tak aby głowy go usłyszały. Dało to chwilę na to aby Michał zdołał podać dziewczynie antidotum.
- Czeeego chceeecie? – zabeczała kozia głowa.
- Pokoju. Wybaczenia za tamtych głupków. – odpowiedział Kajtek. Powoli zaczynał wracać do swojej dawnej postaci.
- Nie jesssteście zwyczajnymi ludźmi. Czy sssię mylę? – zasyczała wężowa głowa.
- To prawda. Inni ludzie się was boją. – stwierdził chłopak
- I dobrzeee. – odpowiedział kozioł.
-Mogą przysłać więcej ludzi. A wtedy przegracie. – ostrzegł Michał
-Mylisz sssię… - zaczął wąż
- Mamy doświadczeeeenie w zabijaniu ludzi. –dokończył kozioł.
- Proponuje wam układ. Możecie zabić każdego kto wejdzie na spaloną ziemię. To wasz dom. W zamian pomagajcie czasem ludziom. Odwdzięczą się. Tak już mamy w naturze. Czasem przynieście upolowane zwierzę. Czasem pomóżcie przy przenoszeniu drewna a czasem brońcie osady.
Głowy zastanawiały się aż wreszcie naraz przytaknęły. Kajtek wiedział że nie złamią umowy. W tym były lepsze od ludzi. Po kilku godzinach wrócili do domu. Kajtek był bardzo zmęczony. Po przemianie jeszcze słyszał głosy w głowie ale powoli mijały.
- To był dobry dzień. – stwierdziła Milena dźgając zimny stek który ugotował Kajtek kilka dni wcześniej. Chłopak krzątał się po kuchni. Nie odpowiedział. Wstała i podeszła do niego. Delikatnie musnęła dłonią jego rękę. Odłożył patelnię którą akurat płukał i odwrócił się w jej stronę.
- Nie. To nie był dobry dzień. Prawie zginęłaś. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało.
- Ale to nie była twoja wina. A poza tym wiem z jakim ryzykiem wiąże się bycie z tobą.
- Ale nie oto chodzi. Dobrym dniem nazwę dzień gdy ludzie w końcu pogodzą się z mito…- nie dokończył bo dziewczyna uciszyła go pocałunkiem. Nie opierał się. Gdy ich usta rozłączyły się po chwili, spojrzał jej głęboko w oczy. Teraz był pewien że ją kocha.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania