"Mizerykordia"

Mój przyjaciel Maurycy Misiewicz mieszkał w N., przy ulicy Jesiennej, znanej wszystkim mieszkańcom miasta z zabytkowych willi i domów starych domów jednorodzinnych. Jego dom otoczy murem, zbudowany z kamienia, ale przelatamy regularnie mocno wypaloną cegłą, otoczony bluszczem miał dach ze ciemnej dachówki i w wielu miejscach obficie porastającej mchem. To był dziwny dom, bo na parterze znajdowały się olbrzymie okna, inne niż w zwykłych budowlach, niektóre zasłonięte okiennicami a inne grubymi zasłonami, ale okratowane, jakby chciano ukryć, że coś w środku jest tajemniczego.

Misiewicz, człowiek bogaty, w swoich upodobaniach jakby fantasta, większość swojego życia i majtku poświęcił na zbieranie i skupywanie rozmaitych rzezy mających związek z kabałą, magią, śmiercią i światem tajemnym. Oprócz tego interesował się różnymi tajemnymi kwestiami psychologicznymi, parapsychologią, telepatią i wizjonerstwem. Poznałem go w bibliotece muzealnej w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Był zajęty studiowaniem literatury o historii broni białej, a ja miałem za zadanie zebrać stare grafiki przedstawiające rzeźbę nagrobną, bo zajmowałem się jako historyk sztuki ikonografią pomników nagrobnych, epitafiów i płyt nagrobnych, Jednakże przypadek sprawił, że się poznaliśmy, a wkrótce znajomość przekształciła się w przyjaźń.

Pewnego dnia Misiewicz zaproponował mi, abym go odwiedził w jego domu. Ponieważ cały dom był wyposażony tak, aby służył jednej osobie, zatem jedynym miejscem możliwym do przenocowania się była biblioteka. Było pomieszczenie z drewnianymi, zabytkowymi regalami, na których stały stare tomy ksiąg, niektóre oprawione w skore oraz zamykane na żelazne kłódki skrzynie. To wszytko przypominało jakąś muzealną biblioteka, a nawet magazyn staroci.

- Może taki nocleg stoi w sprzeczności z zasadami gościnności, ale niestety nie mamy wyboru. Zbyt wiele czasu i pieniędzy poświęciłem na gromadzenie zbiorów, a czas zbyt szybko leci i nie zadbałem o inne sprawy. Jak pan widzi, jest u wiele przedmiotów, a każdy ma swoją historię. Oto na przykład ostatni nabytek! Sztylet zwany "mizerykordia", z łaciny, od słowa "misericordia", co znaczy miłosierdzie. Długo zastanawiałem się nad tym przedmiotem, moją uwagę wzbudziła inskrypcja pisana majuskułą, która znajduje się na klindze: "Sed si haeretici non tolerantur", co znaczy "Lecz nie ma tolerancji dla heretyków".

Przez chwilę przyglądałem się temu sztyletowi, ale też jego pochwie. Od razu skojarzyłem te przedmioty ze znanym mi fragmentem pomnika nagrobnego Bolka II Świdnickiego, który znajduje się w mauzoleum Piastów w Krzeszowie.

- Wiele wskazuje, że jest to średniowieczny sztylet - stanowczo stwierdziłem.

- Tak to prawda, ale najciekawsza jest ta inskrypcja, znaczy te słowa o heretykach. Nie jest to zwykły sztylet, zwany mizerykordia, który służył do dobijania rannych, lecz miał inne przeznaczenie. Ta inskrypcja nie jest przypadkiem. Sprawdziłem, że są to słowa, które spotkamy w "Sumie teologicznej" św. Tomasza z Akwinu, wielkiego filozofa, ale jeszcze większego pogromcy heretyków. Każdy, kto interesuje się historią inkwizycji, to zapewne usłyszał te słynne słowa o potępieniu heretyków- powiedział mój rozmówca.

- Jeszcze dodam coś innego, to zupełnie może pana trochę zaszokować. Całe średniowiecze i epoka nowożytna przepełniona była wiarą w siłę relikwii, a relikwiami nazywamy nie tylko szczątki danej osoby uznanej za świętą, lecz też przedmioty z nią związane.

- No tak, ale heretyk to nieświęty.

- Oczywiście, lecz tu w grę wchodzi inna sprawa. Przedmioty mają w sobie jakąś energię, jeśli wykorzystywano je do wielkich lub strasznych spraw.

- Ale jak się o tym przekonać?

- Żyjemy w świecie, który wydaje się nam oczywisty, bo znamy wiele praw fizyki, biologi, bo wykorzystujemy cybernetykę. W ten sposób upraszczamy rozumienie świata. Świat jest zupełnie inny, niż o nim myślimy, dlatego nie pojmujemy wiele zjawisk, lub nie dajemy wielu wiarę. Jednym z takich jest związek między umysłem ludzkim a energią danego przedmiotu. Z dzieciństwa znamy takie historyjki, mówiące o panienkach, które chciały mieć słodkie sny, więc kładły pod poduszkę cukierki. Podobne coś przeżyłem jako dziecko w internacie, kiedy zamiast uczyć się wieczorem, to kładliśmy pod poduszki książki i zeszyty z myślą, że w czasie snu zbierzemy potrzebną wiedzę. To bajka, ale jak wiesz, w każdej bajce jest cząstka prawdy.

- Nie pozostaje nic innego, jak zastosować tę metodę do rozszyfrowania zagadki sztyletu - zaśmialem się, ale zauważyłem w oczach Misiewicza pewna radość z tej propozycji.

- Sen należy siłą rzeczy do psychiki, a ona nie jest całkowicie rozpoznana, nie znamy wszystkich jej obszarów. Olbrzymia cześć psychiki to sfera podświadomości, a sen do niej należy, zatem to logiczne.

Podczas snu można coś rozpoznać. Uważam, że energia umysłu może łączyć się z energią otoczenia, w tym danego przedmiotu. Jeśli szukam o jakimś przedmiocie prawdy, to umieszczam go koło głowy i zasypiam. Według mojej teorii każda rzecz, która miała związek z ludzkimi przeżyciami, posiada pewną atmosferę wokół siebie, jakąś niezniszczalną energię, którą może odebrać tylko wrażliwy umysł. Taki umysł nie musi być nadzwyczajny, lecz ukształtowany poprzez dobrą wolę i naukę. Taki umysł ma pan!

- Zatem gdybym położył koło siebie ten sztylet i zasnął, to przyśniłaby mi się jakaś z nim związana krwawa historia?

-Tak - stanowczo odpowiedział Misiewicz.

- Nigdy tego nie próbowałem.

- No to spróbujmy! Proszę położyć ten sztylet pod poduszką i przy nim zasnąć.

Wydawało mi się to trochę fantastyczne, ale spróbować chciałem. Całkiem spokojnie położyłem się spać. W nocy zerwałem się ze snu, przy tym usłyszałem wołanie Misiewicza.

- Spokojnie, spokojnie, już tu jestem! - wołał.

Poczułem się, jakbym stracił przytomność, lecz po chwili doszedłem do siebie.

- Strasznie pan krzyczał pod czas snu.

- Tak, teraz sobie coś nie coś przypominam. Straszny to sen. Widziałem ludzi na jakiś rynku miejskim, zgromadzili się wokoło przygotowanego do podpalenia stosu, na którego środku stał pal z przywiązaną do niego ofiarą. Miała ona na głowie typową dla skazańców spiczastą czapkę z pergaminu z jakimiś namalowanymi dziwnymi czerwonymi postaciami, chyba to diabły? Do tej ofiary podszedł ubrany na czarno, zakapturzony kat. Szybko wyciągnął z pochwy sztylet i zwinnym ruchem ręki wbił go w serce ofiary, przy tym zaciskając z nienawiści zęby, syczącym głosem powiedział; "Sed si haeretici non tolerantur". Potem jego pomocnik podpalił stos. Stojący ludzie głośno wołali: "Precz, precz!", a ubrany w jakiejś tam dziwaczne szaty, niby liturgiczne, kapłan skropił wodą święconą stos i wypowiedział egzorcystyczną formułkę: "Apage, satanas!". Więcej nie pamiętam.

- Z tego wynika, że ten sztylet to 'mizerykordia", czasami w drodze łaski wykorzystywany przez katów dla zadania śmiertelnego ciosu. To taki objęty zwyczajem sposób na okazanie łaski przeznaczonym na spalenie żywcem, ale dotyczył on tylko szlachetnie urodzonych - dodał.

Milczałem. Przed moimi oczami wciąż widniała postać przerażonego heretyka, a w uszach udźwięczniały złowieszcze słowa kata.

- Tylko jedna sprawa jest tu niepewna. Czy te słowa na sztylecie pochodzą z "Summy teologicznej", czy autor wpisał je do swojego dzieła je na podstawie zwyczaju katów i sposobów mordowania heretyków? - rzekł Misiewicz.

Nie chciałem więcej o tym rozmawiać, nie miałem ochoty nawet spojrzeć na ten sztylet. Ciągłe męczyła mnie myśl, że zabijanie może być nazwane łaską, że siła tego czynu może przetrwać i dać o sobie znać nawet przypadkowym ludziom jak ja.

Po tym zdarzeniu urwał mi się na pewien czas kontakt z Misiewiczem. Zaprzestałem wszelkich rozważań o sile relikwii, o jakiejś tam z przedmiotami związanej energii i parapsychologii.

 

Od autora

Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie opowiadanie pt. "Wizja przeszłości" A.C. Doyle.

 

-

.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania