Mökki - czyli wakacje po fińsku
Dusza wpisana w ciszę kołysze się powoli wpatrzona w dal, w zachód nad jeziorem na tuż przed wschodem, nieustający śpiew ptaków…
O wakacjach w Finlandii można mówić w sposób poetycki i podniosły, można napisać przewodnik albo poradnik. Ale ja opowiem zwyczajnie z punktu widzenia obcokrajowca, który, choć na wakacje nie przyjechał, to spędził je wiele razy w tradycyjnym, miejscowym duchu.
Mökki to nic innego jak wakacyjny domek położony w sercu fińskiej natury. Koniecznie nad jeziorem! Oczywiście można znaleźć również takie w środku lasu, ale te wynajmują głównie myśliwi, których jest tu sporo. Osobiście znam osoby, które nigdy nie kupują mięsa w sklepach, uważając je za zło ostateczne. Bliskość natury uwidacznia się na każdym szczeblu.
Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, to dlaczego przyjezdni tak chętnie używają właśnie tego słowa, zapożyczając je z fińskiego słownika. Przede wszystkim dlatego, że mökki to coś więcej niż wakacyjny domek, mökki to tradycja, to rodzina, to upragniony przez Finów powrót do natury, to cisza i spokój. To określony sposób spędzania wolnego czasu, zbieranie jagód, grzybów, przygotowywanie prostych przysmaków. Fińska melancholia. A więc w Grecji, Hiszpanii czy Turcji wynajmujemy domek, ale w Finlandii zawsze mökki.
Siedemdziesiąt procent państwa, o powierzchni zbliżonej do Polski, pokrywają lasy, reszta to jeziora i trochę miast. Wyobraźcie sobie taki kraj i tylko pięć milionów ludzi, gdzie zdecydowana większość zamieszkuje południe. Jak się domyślacie nie trudno tu o samotność, jednak przez wielu jest ona wciąż poszukiwana, tak samo, jak cisza. Dlatego wyjazd do miejsca, gdzie słychać jedynie śpiew ptaków, a najbliższy sklep jest często oddalony o trzydzieści kilometrów (i więcej), brzmi tak atrakcyjnie.
Wiele osób posiada takie miejsce na własność albo dzieli je z krewnymi, ustalając harmonogram letni tak, by każdy miał szansę na wymarzony urlop. Należy jednak pamiętać, że to nie wyznacznik bogactwa. Jest to zwykła część życia (i jak wszędzie, bywa też źródłem sporów).
Domki są często bardzo małe (dziedziczone po dziadkach albo raczej odkupowane) i pozbawione podstawowych luksusów takich jak kanalizacja czy wodociąg... Obecnie oczywiście się to zmienia, każdy chce mieć pod ręką pitną wodę z kranu zamiast wycieczek z baniaczkiem do „źródełka”, zmywarkę, pralkę i prysznic. Wciąż jednak jest mnóstwo takich miejsc, gdzie rozwój techniczny nie miał odwagi zajrzeć i, co zaskakujące, w sezonie letnim ceny za wynajem potrafią być naprawdę wysokie.
Co więc zastaniemy na miejscu, kiedy już znajdziemy nasze miejsce na ziemi? Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie spotkamy się z właścicielem. Domek będzie otwarty, a klucze w drzwiach. Czy ktoś przyjedzie nas pożegnać, skoro nikt nie powitał? Nie… Nie, ponieważ zaufanie społeczne i poszanowanie prywatności, (a może lenistwo, bo właściciel pewnie mieszka daleko) to ważna cecha Finów. Wymienimy kilka wiadomości sms i powiadomimy o wyjeździe. Rachunek przyjdzie mailem (choć często płaci się z góry). Cena oczywiście ustalona z wyprzedzeniem. Możemy zamówić dodatkowe usługi, jak na przykład końcowe sprzątanie (polecam, choć kosztowne). Jeśli umówimy się, że sami ogarniemy całą długą listę podpunktów, a tego nie zrobimy, to dostaniemy karę wysokości stu euro. Warto o tym pamiętać, bo mimo wszystko właściciel to skontroluje po naszym wyjeździe. Nie, żeby nam nie ufał, ale przecież kalendarz zapełniony, a kolejni goście w drodze.
Jeśli zdecydowaliśmy się na domek w wersji hard, to możemy się spodziewać zapasu wody pitnej w kanistrach (warto oszczędzać, punkt poboru, często jest dość daleko) i rozpadającej się toalety zasypywanej torfem, co skutecznie zapobiega roznoszeniu się niemiłych zapachów. To jednak czego nie może zabraknąć, nigdy, przenigdy w żadnym z mökki, to sauna! Sauna to podstawa wszystkiego! Jeśli korzystaliście z elektrycznej i stwierdziliście, że to nie dla was, to mogę zapewnić, że taka ogrzewana piecem na drzewo to zupełnie inny świat. O kulturze korzystania z sauny można by wiele napisać. Ograniczę się do podstaw. Po pierwsze wszyscy wchodzą nago. Często nawet matki z dorosłymi synami, koledzy z koleżankami (pewnie różnie się to kończy, mimo obniżonego temperamentu, ale w tej sferze też wykazują sporo luzu), bo ciało, to tylko ciało. Skoro więc w takim "stroju" siedzimy, pocąc się wspólnie, to nikogo również nie krępuje szybka kąpiel dla ochłody w lodowatym jeziorze. Poprawia krążenie, przeciwdziała depresji, odświeża ciało i umysł. A co z sąsiadami? – zapytacie. Nic. Przeważnie są tak daleko, że ledwo są w stanie cokolwiek zobaczyć, ale raczej nigdy nie bywają zainteresowani. Przecież, mają podobne tyłki do naszych, zresztą pewnie sami właśnie zażywają podobnej odnowy.
Kolejnym elementem niezbędnym jest łódka, taka zwykła napędzana siłą naszych mięśni, i podstawowy sprzęt wędkarski. Łowić na tzw. kij może każdy bez zezwolenia, więc wiele osób tak właśnie zapewnia sobie pożywienie na czas urlopu, zabierając z domu jedynie warzywa, chleb i mleko. Szczególnie starsze pokolenia preferują surowy styl. Niektórzy nawet w momencie przejścia na emeryturę sprzedają domy czy mieszkania i przekształcają (albo i nie) swoje idylle w całoroczne schronienia, by móc w nich mieszkać na stałe. Z daleka od wszystkich. Nieraz na swojej malutkiej wysepce…
Co zatem zastaniemy w środku? Co warto zabrać? Kuchnie są wyposażone w podstawowe naczynia i sprzęty (w zależności od standardu). Nie musimy więc kłopotać się pakowaniem kubków, sztućców czy patelni. Często też znajdziemy przyprawy, kawę, czy niezbędnik do pieczenia. Rzadziej herbatę. Finowie, to zdeklarowani kawosze. Wiele razy słyszałam, że piją potworną lurę, zachwycając się aromatem, ale osobiście tego nie doświadczyłam, chociaż w moim odczucia wybierają po prostu kiepskie gatunki. Kwestia gustu, rzecz jasna.
Na pewno będzie też mydło i podstawowe środki czyszczące jak płyn do naczyń czy mycia podłóg. Jednorazowe podkładki pod pupę do sauny i rozpałka.
O drzewo na opał również nie musimy się martwić, jest go pod dostatkiem! Bez obaw możemy zatem grzać się w saunie, przed kominkiem czy palić ogniska lub korzystać z letniej kuchni umieszczonej na dworze. Co zresztą jest niezwykle przyjemne. Wszystko lepiej smakuje, nawet beznadziejna fińska kiełbasa… będąca po prostu dużą parówką.
Gry planszowe, karty, mapa z pobliskimi szlakami i książka wpisów, która bywa ciekawą lekturą (o ile znamy język). Szczere opinie bywają zaskakująco… szczere. Jeśli ktoś uważa, że domek jest źle wyposażony, albo wymaga sprzątania, to na pewno znajdziecie tam taki wpis. Niektórzy narzekają nawet na pogodę, obwiniając o nią częściowo nieszczęsnego właściciela. A bywa, że leje, choć pogodynka zapewniała nas, że będzie inaczej.
Co zatem zabrać? Kalosze, kurtkę przeciwdeszczową, a nawet kapelusz odporny na wodę… Albo bądźmy optymistami! Przecież istnieje szansa, że pani z prognozy miała rację. Prawda? Chcemy, by miała…
Idźmy zatem dalej, pozostawiając ciemne chmury, gdzieś za nami. Warto pomyśleć o własnej pościeli, bo za wypożyczenie trzeba dopłacać i to wcale nie tak mało. Zresztą domki niestety często pozostawiają wiele do życzenia, jeśli chodzi o czystość… więc no… ten tego. Osobiście wolę śpiwór. Ale co tam! Kiedy w czerwcu i lipcu możemy cieszyć się dniem bez końca i nałogowo tracić poczucie czasu. Białe noce potrafią wynagrodzić długą, ciemną zimę. Któż by marnował czas na sen!
Bez czego nigdy nie jechać? Zdecydowanie w naszym niezbędniku musi znaleźć się sprzęt na komary. Najlepiej zabrać wszystko, co możemy dostać w sklepie, czyli: zapachowe naklejki, dymiące sprężynki, spryskiwacze, lawenda w doniczkach i bez doniczek, elektryczne zapachy i… kremy na ugryzienia. Mam to szczęście, że komary nie lubią mojej krwi, ale reszta rodziny wieczorami siedzi w kapturach, albo chowa się w środku, rozdrapując do krwi.
Warto też pomyśleć o pierwszej pomocy w razie ukąszenia żmij i wszelkich innych możliwościach. Wiele stworzeń będzie chciało dorwać się nam do skóry! Wielkie mrówki, które kopce budują, gdzie popadnie czy końskie muchy (te bywają paskudne) i oczywiście pszczoły. Łono natury czeka na nas z otwartymi ramionami… i szczękami.
Dobrze, a co jeśli ktoś zaprosi nas na mökki w czasie własnych wakacji? Zabieramy przede wszystkim jedzenie. Ciasto będzie mile widziane i zapewne zostanie powitane okrzykiem „Ihana”(czyli cudownie), ale również podstawy takie jak chleb, kawa czy mleko (Finowie piją go dużo). Dobrze jest też przywieźć po prostu to, co sami lubimy, bo może się okazać, że nic innego nie dostaniemy… Gościnność to jednak zupełnie osobny temat. Napomnę może jedynie, że lepiej jej nie nadużywać i nie wpadać z niezapowiedzianą wizytą.
Podsumowując, tradycyjne fińskie wakacje (święta i weekendy) to nic innego jak kontemplacja natury, rozkoszowanie się samotnością, ciszą, kładącą się rozłożycie na tafli jezior, zbieranie jagód, długie spacery po lesie, wiosła… Bycie w najprostszej postaci. To dobra książka, sauna i hartowanie ciała w jeziorze. To też nieprzewidywalna pogoda, komary, samotność i nadzieja, że starczy nam kawy.
Komentarze (23)
I tam głównie wygrywajæ w euro jackpot, moim kosztem!
Przeczytałam z zainteresowaniem.
Lubię bowiem poczytać o innych krajach, gdy piszą tam mieszkajæcy, a nie aby z tydzień byli.
To prawda, że możeszmieszkać i trzydzieści lat w Skandynawii a i tak będziesz obca?
W sumie na ten temat to osobny tekst można by napisać :)
Bo to ciekawe.
Skandynawię znam tylko z kryminałów, świetnie je tam piszą.
Ale co własne przeżycia i wrażenia, to własne.
Pozdrawiam
Dziękuję za odwiedziny:)
Napisałaś tak, że można to wszystko ''widzieć'':)↔Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam serdecznie:)
Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.
Jeśli na takim wyjeździe można spotkać Muminka to namówiłaś mnie :) Tylko może zimą, jak komarów jest mniej.
Dziękuję za odwiedziny
Zawsze ciągnęła mnie Szwecja, po Twoim tekście widzę, że dobrze czułabym się i w Finlandii. Pamiętam statystyki sprzed lat, które wykazywały wysoki odsetek samobójstw w Finlandii. Jako że podobny wykazywały Węgry, ktoś tam sobie nawet pozwolił na uwagę, że to pewnie przez to, że nikt ich nie rozumie (oba języki należą do grupy ugrofińskich.). Dziś statystyki się pozmieniały. W Europie przoduje Litwa, Polska też dosyć wysoko. Finowie gdzieś na końcu - i to pasuje mi do obrazu jaki namalowałaś.
To ich umiłowanie natury, ciszy i spokoju może być chyba odbierane jako gburowatość (z moich maleńkich doświadczeń). Pamiętam, że jak gdzieś za studenta pojawiał się ktoś z Finlandii, to uważano go za "ponuraka który potrafi dużo wypić".
Dzięki za ciekawy i wartościowy tekst! Mnie, coś w stylu Mökki marzy się na stałe.
Czy dużo piją? Chyba sporo... Pewnie dlatego mocne alkohole tylko w Alko gdzie godziny otwarcia są ograniczone.
Dziękuję za wizytę i zainteresowanie!
Ps. Uwielbiam Mökki, ale chyba jednak z bieżącą wodą:)
No i ja takim hardcorem nie jestem, więc woda by przydała.:))
I net - jeśli mówimy o mieszkaniu całorocznym, bo na urlopie dobrze się odtruć :)).
Pozdrawienia!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania