Mleczne.
Pamietam okno na poddaszu, na którego parapecie przysiadały wroble, karmione kurzem. Siadałem na krześle, przysunietym pod sama ścianę - jedynym meblu, jakie zostało po poprzednim lokatorze. Siadałem i na wyimaginowanej kartce, zapisywałem ciurkiem kilka zdań. A potem je połykałem.
A potem połykałem cały pokój, kamienicę, a nawet wszystkie ulice ciągnące się jak arterie miasta, pulsujące hałasem i wszystkim, czego nienawidzę.
I byłem z tym sam.
I było mi dobrze.
Pamiętam to poddasze, to krzesło.
Jak spadłem w końcu z niego, wijac się w konwulsjach, próbując zatrzymać wewnątrz chociażby zdanie, słowo - przynajmniej zaimek.
Jak zdążyłem jeszcze odwrócić głowę ku ścianie. Ku krześle, które przewrócone razem ze mną - rzucało na nią cień, jak obecność.
I ja w nią musiałem uwierzyć.
Musiałem tylko zamknąć oczy i odpuścić
Z cyklu: Susz.
Luty, po roku pańskim.
Marcin Lenartowicz.
Komentarze (11)
Nawet jak poszłam w maliny, to mi tego nie pisz, bo podoba mi się mój obraz.
Wróble bez kurzu, to tylko ptaki.
Dziękuję serdecznie za chęci, ale pańskie zmiany, zmieniają diametralnie treść, więc zostanę przy takiej wersji.
Dzięki za czytanie :)
A potem połykałem cały pokój, kamienicę, a nawet wszystkie ulice ciągnące się jak arterie miasta, pulsujące hałasem i wszystkim, czego nienawidzę.
I byłem z tym sam.
I było mi dobrze."
A do mnie właśnie ta wyimaginowana kartka przemówiła. Tak samo fragment z połykaniem, nie wiem czemu, ale mnie urzekł i jest mi jakoś bliski. Ps. Znalazłam okno:)
Tutaj to wyobrażenie jest kluczowe wręcz, ponieważ podpowiada fakt, że to tylko czcze prośby są. Nie fakt sam w sobie. Gdyby było tylko samo pisanie, w zaistniałym obrazie nie byłoby nic niezwykłego. Ta imaginacja, dodatkowo jeszcze podkreśla nieobecność. I to jest właśnie świadomość słów, o której Ci wspominałem.
Jak zbalazlas, to daj jakoś znać.
Szgurchnij, czy coś :p
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania