Młodość Pana Tonte I

Patrząc na moją złamaną rękę stwierdziłem, że rzeczywiście się sypię. Moje starcze ciało zaczęło coraz bardziej mnie irytować. Jechałem sobie spokojnie na nowej deskorolce i akurat właśnie wtedy przechodziła ulicą Betty- moja najmłodsza córka. Czy akurat wtedy musiała wpaść na tak idiotyczny pomysł, jak odwiedziny swojego Starszego? Zagapiłem się i wylądowałem na środku ulicy, a moje spróchniałe kości tego niewytrzymały. Wciąż nie mogę przyzwyczaić się, do tego, że jestem już po czterdziestce. I choć od tych wiekopomnych urodzin minęło już prawie 20 lat, to wciąż w duchu czuję się jak nastolatek. Tylko ciało mam już nie to samo. Teraz muszę tu tak siedzieć w mięciutkim fotelu i przez złamaną rękę nie mogę nawet sam zaparzyć herbaty. Pomaga mi Betty, przez co czuję się jeszcze straszy. Muszę jednak przyznać, że jestem dumny z moich dzieci... może lepiej byłoby powiedzieć: „jestem dumny z moich córek”. Betty jest instruktorką lotów spadochronowych, a moja starsza córka, Katy, zajmuje się zawodowym oswajaniem dzikich koni preriowych. Tylko mój syn- najstarszy z trójki mych pociech- wybrał sobie tak niezmiernie nudny sposób na życie. Jest on bowiem księgowym. Całe dnie przewala stery nic nieznaczących papierów z jednego na drugi koniec swojego biura. Dziwę się tylko, że jeszcze jego żona z nim wytrzymuję. Ja na jej miejscu już dawno umarłbym z nudów i zajął się czymś o wiele bardziej interesującym jak choćby plecenie koszyków wiklinowych pod wodą. To niestety uczyniła moja żona. Stwierdziła, że życie ze mną pod jednym dachem jest zbyt ekstremalne, spakowała się i wyjechała na zachodnie wybrzeże. Tam poznała młodego, czarującego instruktora od koszy i wikliny, a teraz spotykamy się tylko na Święta.

Siedząc tak w fotelu i rozmyślając nad działaniem kremów odmładzających, spostrzegłem za oknem Simona. Dzieciaka moich zwyczajnych sąsiadów. Gonił on właśnie swojego kota Sucharka, który ocierając swym puszystym brzuchem o asfalt, próbował przedostać się na drugą stronę ulicy. Zazwyczaj zajmowało mu to cały dzień, ale dziś był niezwykle pobudzony. Myślę, że działo się tak za sprawą tajemniczej rośliny, którą Simon hodował w swoim pokoju. Spojrzałem na Betty. Była zajęta parzeniem herbaty, więc postanowiłem niepostrzeżenie wymknąć się z domu. Udało się. Znalazłem się na ulicy. Zwyczajnej, od lat takiej samej ulicy. Nagle dostrzegłem nadjeżdżający Cadillac Katy. Łatwo było go rozpoznać. Był różowy, a na masce miał przymocowane rogi byka oraz wielki, złoty kolczyk. Wiozła ona ze sobą przyczepę z rozwścieczonym koniem preriowym. Słychać było jak zwierze miota się zamknięte w specjalnej przyczepie. Musiałem szybko coś zrobić, aby mnie nie spostrzegła. Skoczyłem w bok i znalazłem się na tyle ogródka państwa Krasusky. Ujrzałem różowego, plastikowego pelikana, z którego woda tryskała niczym z fontanny. Naokoło pelikana powtykane były czapkami w dół, małe, kolorowe krasnale ogrodowe. Nagle zaskrzypiała furtka i na środku ogródka stanął Simon ze swoim kotem na rękach.

-Co pan tu robi?- spytał ośmiolatek.

-Podziwiam twojego pelikana. Nie wydaje Ci się, że powinien być nieco bardziej różowy?

-Nie proszę pana. Uważam, że jest wystarczająco różowy.

-Tak, tak masz rację, a czy nie zechciałbyś pokazać mi roślinki, którą hodujesz w pokoju?

-Jakiej roślinki?

-Tej, którą dziś rano zjadł twój kotek.

-Oczywiście proszę pana!

Mały chwycił mnie za mój starczy, pomarszczony palec i zaprowadził po wąskich schodach na piętro swojego niewielkiego domu. Sam dom był tak samo zwyczajny, jak cała rodzina. Nie zdziwiły mnie portrety krasnali ogrodowych na ścianach ani wisząca nad schodami głowa nosorożca. Stanęliśmy przed małymi, niebieskimi drzwiami. Mały pociągnął za klamkę i nagle z pokoju spłynął na nas nieopisany blask. Zaślepiony nie mogłem patrzeć przed siebie. Chłopiec wprowadził mnie do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Blask ustał. Rozejrzałem się. Na środku pokoju stała mała doniczka z dziwną, powyginaną roślinką. Pokój był niewielki. Małe łóżko z baldachimem, dużo półek zawieszonych pod sufitem. Na wszystkich stały dziwne rośliny. W pokoju czuć było zapach lawendy i rozmarynu. Chłopiec pochylił się nad małą roślinką w doniczce.

-Proszę pana- zaczął cicho- Proszę pana, ta roślinka ma niesamowitą moc, ona...

- Wprowadza w stan niesamowitej błogości?

-Nie. Ona sprawia, że frytki lepiej smakują…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania