Modliszka

Pewnego dnia w poukładanym życiu Piotra pojawiła się dziewczyna - a raczej piękność z twarzą anioła i kaskadą gęstych, kruczoczarnych włosów zamiast aureoli. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na nią tamtego poranka, aby bezwzględnie się zadurzyć. Powróćmy na chwilę do minionych wydarzeń, by uzyskać wyraźniejszy zarys całej sytuacji.

Piotr śpieszył się na poranny wykład. W niedopiętym czarnym płaszczu, z jasnymi, rozwichrzonymi włosami i torbą na ramieniu szedł tak szybko, jak stenotypistka stuka w klawisze komputera. Mijając małą kapliczkę przeżegnał się, a sekundę później oniemiał na widok Niny. Przeszła obok Piotra obojętnie; z lekkim uśmiechem triumfu na twarzy, gdy zobaczyła reakcję chłopaka na swój widok. Kokieteryjnym ruchem lekko odrzuciła włosy i zniknęła za zakrętem.

Jedną chwilą obecności w życiu Piotra zawróciła mu w głowie. Biedak nie spał, nie jadł - a przy codziennej modlitwie błagał Boga o jeszcze jedną możliwość ujrzenia Niny. Miłosierny Stwórca ulitował się nad Piotrem i dwa tygodnie później spełnił jego prośbę.

W nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę, podczas całonocnego czuwania w kościele Piotr modlił się w jednej z ostatnich ławek. Oprócz niego w świątyni czuwało kilka pań w średnim wieku. Piotr przypomniał sobie słowa świętego Augustyna: "Kto śpiewa, podwójnie się modli" i z trudem ignorował kontralt jednej z dam, która fałszowała najgłośniej.

Chłopak rozmyślał o niedawno podjętej decyzji. Był świadomy i gotowy przyjąć wolę Bożą, lecz targały nim wątpliwości, czy jest godny podjąć się zadania, powierzonego mu przez Najwyższego.

Nagle usłyszał szmer dwie ławki przed nim. Pogrążony w modlitwie ledwo zwrócił uwagę na młodą dziewczynę, teraz zmierzającą do wyjścia. Piotr nieznacznie odwrócił głowę od tabernakulum, z którego niemal nie spuszczał wzroku, odkąd przyszedł. Dziewczyna poruszała się tak lekko, jakby frunęła, oderwana od ziemi na kilka centymetrów. Czarne włosy ujarzmiła gumką, makijaż nie prowokował biednego Piotra... a jednak rozpoznał ją.

- Aniele... - wyrwało mu się, kiedy przechodziła obok jego ławki. Nina usłyszała to i spojrzała w jego stronę. Szybko dodał tym samym szeptem - Aniele Boży, stróżu mój...

Dziewczyna uśmiechnęła się i zniknęła.

Niespodziewane spotkanie dwojga młodych ludzi rozpętało burzę w umyśle Piotra. Tysiące myśli przelatywały mu przez głowę. Modlitwa była dla niego pocieszeniem - i jeśli nie znalazł w niej rozwiązania swoich problemów, to przynajmniej otuchę. Zaczął odmawiać "Ojcze nasz", ale za nic w świecie nie potrafił wymazać obrazu Niny ze swojej pamięci. Przy słowach "i nie wódź nas na pokuszenie" Piotr pomyślał, że dziewczyna jest pokusą, której nie powinien ulec.

- Ale nas zbaw...

Nie dokończył. Wyszedł z kościoła, ledwo zachowując zimną krew. Przy wyjściu zanurzył palce w wodzie święconej - najchętniej wylałby ją sobie na głowę, żeby ochłonąć. Przeżegnał się pospiesznie. Wręcz zbiegł po wysłużonych schodkach, wymijając starszą panią wchodzącą do świątyni.

- Diabeł go opętał, czy co?

Piotr był już za bramą kościoła. Rozejrzał się nieprzytomnie i szybko ruszył w lewo. Nina szła wolno, emanowała spokojem. Kiedy zobaczyła, że chłopak za nią idzie, nieznacznie przyspieszyła. Widać nie należała do kobiet, które ułatwiają facetom rozmowę - a wręcz przeciwnie.

- Cześć.

- Hej - odparła Nina. Piotr chwilowo nie mógł wydusić z siebie słowa, więc to ona się odezwała. - Słyszałam, jak nazwałeś mnie aniołem. Oryginalny komplement.

- Prawdziwy.

- Lizus - mruknęła dziewczyna i zaśmiała się głośno.

Piotr wreszcie odetchnął, zaczął myśleć jaśniej. Jego pierwsza myśl? Nie palnąć jakiegoś głupstwa.

- Jestem Piotrek.

- Nina. Mieszkasz tu gdzieś niedaleko? Nigdy wcześniej cię nie widziałam. - zanim chłopak zdążył otworzyć usta, dodała - Zazwyczaj zauważam takich jak ty.

- Co masz na myśli?

Nina taksowała go wzrokiem, a on próbował nie wiedzieć, co się dzieje teraz w jej głowie.

- Nic, z czego musiałabym się spowiadać.

- Nikt nie mówi o spowiedzi. - odparł Piotr, nie wiedząc, dlaczego zmieniła temat.

- Sprawiasz wrażenie bardzo religijnego. Albo udajesz, albo...

- Albo co?

Zatrzymała się, a Piotr razem z nią. Patrzyła mu w oczy i przez chwilę miała ochotę go pocałować. Odpędziła od siebie tę kuszącą wizję, zostawiła sobie jej realizację na później.

- Dokąd idziemy? - spytała, ruszając. Dopiero teraz chłopak rozejrzał się przytomnie po okolicy.

- Na spacer - zadecydował spontanicznie.

- To dobrze - odparła Nina - lubię spacery. Słyszysz, jak cicho?

Piotr potwierdził ruchem głowy i wykrzesał uśmiech. Już miał dodać "jak w kościele", lecz ugryzł się w język. Instynkt podpowiedział mu, że mógłby tym porównaniem wszystko zepsuć. Szli dalej, mijając kolejne domy, coraz bardziej oddalone od siebie. Krajobraz zmieniał swoje oblicze znienacka - zupełnie jak Nina, ukazująca się Piotrowi z coraz to innej perspektywy. Poznał kusicielkę, w kościele widział skromną dziewczynę, a rozmawiał z kokietującą go kobietą. Nie umiał określić jej w jednym zdaniu - myślał, że nawet cały poemat nie byłby w stanie oddać złożoności jej charakteru.

Nina śmiała się i opowiadała Piotrowi najróżniejsze historie ze swojego osiemnastoletniego życia. W ciągu kilku godzin chłopak miał się dowiedzieć o niej wszystkiego: co lubiła, czego nie znosiła i co jadała na śniadanie. Przegadali całą noc, bezmyślnie spacerując po okolicy. Gdy zaczęło świtać, Nina po raz pierwszy spojrzała na zegarek i oświadczyła:

- Muszę już wracać. Odprowadzisz mnie?

- Jasne.

Całą drogę powrotną milczeli, lecz nikomu to nie przeszkadzało.

Polna ścieżka wiła się zakosami i łagodnie spadała w szosę. Słońce przetarło oczy i nieśmiało ukryło buzię za kotarą utkaną z małych chmurek. Piotr z uśmiechem patrzył na twarz Niny, ozłoconą blaskiem godnym najbardziej zasłużonych świętych. Dziewczyna rozpuściła włosy, które niedbale odrzuciła do tyłu. Towarzysz Niny nabrał ochoty, by zaopiekować się tą niewinną, kruchą istotą.

Dzień rozpoczął się na dobre. Natura, strojna w perlistą rosę obserwowała podniebny taniec szczęśliwych ptaków. Nina uniosła oczy ku górze, chroniąc oczy dłonią od jasnego światła, które było dość uciążliwe. Przez chwilę śledziła lot ptaków, a potem zmrużyła oczy i wbiła wzrok w błotnistą ziemię, gdzieniegdzie poprzetykaną śniegiem z zeszłego miesiąca. Zamyślona Nina wyglądała jeszcze ładniej niż zazwyczaj. Jej regularne rysy twarzy były doskonale widoczne i chłopak mógłby podziwiać jej niebieskie oczy przez całe święta wielkanocne.

Piotr oddałby wiele, aby móc odgadnąć temat rozmyślań tej zagadkowej dziewczyny. Nina pozwoliła mu wiedzieć o sobie więcej, niż powinien wiedzieć przypadkowy znajomy z widzenia - mimo to chłopak cały czas czuł dziwny niedosyt w rozmowie z nią. Kiedy obserwował Ninę, idącą z nim ramię w ramię, podziwiał jej smukłą figurę, zgrabne nogi - przez ułamki sekund przeszło mu przez głowę: "A gdyby tak mieć ją całą tylko dla siebie...?" Bardzo szybko wyrzucił tę myśl i ucieszył się, że nie dręczyła go przez dłuższy czas.

Błotnista ścieżka traciła swój urok przy ruchliwej, kaszlącej spalinami szosie. Nina szła pierwsza, a Piotr złapał się na tym, że patrzy na jej pupę. Przygryzł wargę.

Może po pięciu minutach dziewczyna zatrzymała się przed pokaźnym domem z czerwonej cegły.

- Tu mieszkam.

Chłopak mruknął tylko "aha", wsadził ręce w kieszenie płaszcza i pewnie poszedłby w swoją stronę, gdyby nie Nina. Zatrzymała go stanowczym szarpnięciem, przyciągnęła go do siebie, a Piotr naiwnie pomyślał, że chciała, by ocenił zapach jej perfum. Najpierw dziewczyna przekrzywiła lekko głowę w lewą stronę - a potem uśmiechnęła się i zniknęła.

 

Piotr poszedł prosto do kościoła, akurat zdążył na rezurekcję. Rozstrojone organy i mocne głosy wszechobecnych ludzi śpiewały pieśń zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią. Radował się cały kościół, cały świat... Piotr czuł niezmierne szczęście każdą częścią swojego ciała - uklęknął i wielbił Boga za to, że stworzył świat i pozwolił ludziom żyć!

Marmurowa Maryja obdarowała życzliwym uśmiechem nastoletniej dziewczyny pewnego chłopaka, który myślał, że złapał Pana Boga za nogi, a teraz wznosił dziękczynne modły za całą ludzkość. Tak naprawdę Piotr dziękował za Ninę śpiącą w swoim lawendowym łóżku, nie mającą zielonego pojęcia o tym, jak bardzo przez jedną noc zdążyła przyzwyczaić Piotra do swojej osoby.

Chłopak nie miał żadnych próśb. Upił się szczęściem i wrócił do domu. Przespał cały dzień, marząc o figlarnej dziewczynie. Jej niebieskie oczy nie dały mu spokoju nawet we śnie, z czego był bardzo zadowolony.

 

Nieostre światło na wpół działającej latarni przyłapało Piotra na nocnym spacerze. Sam nie wiedząc, co robi, zatrzymał się pod jednym z niewielu drzew w tej odludnej okolicy. Stał i obserwował, jak czujny szpieg wyczekujący informacji. Po dziesięciu minutach zaczął padać deszcz.

Pokaźny dom z czerwonej cegły był jedynym w promieniu ośmiuset metrów, więc nie można się dziwić jego mieszkańcom, że nie zasuwali rolet. Nikt nie odczuwał potrzeby wyglądania za okno i Piotr pozostał niezauważony przez kobietę, która w sielankowym spokoju oglądała telewizor. Chłopak wpatrywał się w okna, jakby od tego zależało jego życie, albo przynajmniej zdrowie. Wciąż w bezruchu obserwował palące się światło: najpierw w pierwszym oknie po lewej stronie, a potem w drugim. Widocznie interesujący program czy film dobiegł końca i kobieta poszła zrobić coś do jedzenia w kuchni.

Nagle zapaliło się światło w jednym z dwóch okien na pierwszym piętrze. Wzrok Piotra natychmiast tam powędrował. Tyłem do okna stała młoda dziewczyna, najwidoczniej układająca się do snu, gdyż zdjęła koszulkę i w samym staniku ukucnęła, znikając chłopakowi z oczu na chwilę. Nadarzyła się doskonała okazja, by odejść i zapomnieć o tej dziwnie pięknej, półnagiej syrenie - lecz Piotr trwał na deszczu w kwietniowym błocie jak w zastygłym cemencie, widocznie czekając na ciąg dalszy - a ten nastąpił kilka sekund później, gdy Nina zdjęła resztę swojej garderoby.

Piotr widział jej nagie piersi tylko przez ułamki sekund, gdyż dziewczyna nie miała zamiaru paradować po pokoju w stroju Ewy - jednak ten widok zrobił na nim niebywałe wrażenie i nie miał zamiaru stamtąd odchodzić, póki nie ochłonie. Nina do końca ubrana w piżamę czesała długie, gęste, czarne włosy dobre pięć minut, a zmoknięty widz obserwował swój spektakl z takim zaangażowaniem, jak gdyby głodny patrzył na witryny sklepowe pełne świeżych wiktuałów. Dziewczyna odłożyła szczotkę, po czym opuściła pokój. Szybko wróciła i zgasiła światło: Piotr nie widział już, czy została, czy ponownie wyszła.

Chłopak niespodziewanie przeszedł przez ulicę i zadzwonił do drzwi. Zaraz przestraszył się własnej śmiałości, lecz teraz nie mógł sobie pozwolić na szczeniackie zachowanie. Musiał wymyślić bardzo dobry powód, dla którego przyszedł do Niny o bardzo nietypowej porze odwiedzin.

- Co ty tu robisz? - wykrztusiła dziewczyna na widok przemoczonego i ubłoconego pobożnego znajomego. Piotr pożądliwie oplótł ją wzrokiem, a Nina zawstydziła się. Wywoływała u niego skrajne uczucia: gdy widział ją na ulicy, dominowało onieśmielenie. W kościele przeważyła ciekawość - a teraz...

- Nie mogłem spać.

- Wejdź na chwilę, rozgrzejesz się. - zaproponowała radośnie. - Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty. - zarządziła stanowczo, lecz troska gościła w każdym jej słowie. - Myślałam o tobie - mruknęła już w kuchni, niby do siebie, niby do Piotra, odwrócona do niego tyłem, z zamiarem wlania wody do czajnika.

- Naprawdę?

- Tak. - przyznała się Nina. - Zapomniałam ci podziękować za miły wieczór, więc... dziękuję.

Piotr spostrzegł, że dziewczyna dość ostrożnie dobiera słowa. Zachowywała się inaczej niż podczas ich wczorajszej rozmowy. Skrępowanie utrudniało jej swobodną wypowiedź.

- Właściwie to była cała noc - odparł Piotr z zawadiackim uśmiechem.

Te słowa usłyszała energiczna kobieta w średnim wieku, która z impetem wpadła do kuchni.

- To nie jest precyzyjne określenie na to, co robiliśmy.

Nina zmroziła Piotra wzrokiem. Poczuła się urażona impertynencją, z jaką wparował w jej życie.

- Dobry wieczór pani - przywitał się grzecznie chłopak, a Nina dostrzegła w jego oczach iskry triumfu.

- Dobry wieczór.

Zdumiona kobieta wyszła, a Piotr był gotów całować ją po stopach za to, że taktownie przemilczała jego obecność w swoim domu.

- Zdawało mi się, czy chciałaś coś powiedzieć? - spytał chłopak, gdy już podziękował za herbatę i upił łyk, parząc sobie język. Siedzieli przy okrągłym, drewnianym stole naprzeciwko siebie.

- Chciałam cię przedstawić Edycie, czy to coś złego?

- Nie, nie. - żywo zaprzeczył Piotr. Nie wiedział, czemu Nina nie nazwała tej kobiety swoją matką. Skoro w domu nie było nikogo innego...? Dziewczyna albo umiała czytać swemu gościowi w myślach, albo - co bardziej prawdopodobne - już wielokrotnie zetknęła się z ludźmi, którym musiała tłumaczyć nieobecność rodzicielki.

- To nie jest moja mama.

- Jasne. Nie musisz mi się spowiadać.

Przyszło mu to do głowy tak absurdalnie szybko, aż parsknął śmiechem. "Powinienem się przyzwyczajać", pomyślał.

- Co w tym śmiesznego? - spytała Nina, bardziej zaciekawiona niż oburzona.

- Nic. - Piotr starał się ukryć zmieszanie, ponawiając starcie z gorącą herbatą. Jego zmysły wreszcie przywykły do ciepła.

- Dasz mi swój numer telefonu? - zadając pytanie, przerwała ciszę trwającą o pół minuty za długo. Piotr omiótł wzrokiem stół, jakby czegoś szukając. Nina zerwała się z krzesła jak oparzona.

- Zostawiłam telefon na górze, poczekasz chwilę?

Potaknął, a kiedy zniknęła na schodach, dopił resztę herbaty. Dziewczyna wróciła akurat wtedy, gdy odstawiał kubek na stół. Podała chłopakowi swoją komórkę i spojrzała na Piotra w taki sposób, jakby oddawała mu własne życie z obawą, czy go nie zniszczy jednym nieuważnym ruchem. Naprawdę chciała zaufać Piotrowi, lecz prawie wcale go nie znała. Skąd jej się wzięły tak poważne myśli przy tak niewinnym spotkaniu?

Chłopak oddał jej telefon ze słowami:

- Wszystko ok? Stało się coś? - dopytał życzliwie. Nina otoczyła dłońmi kubek z herbatą i wymamrotała:

- Nic się nie stało, ale może się stać. Nie chcę, żebyś mnie skrzywdził - zakończyła pół tonu głośniej.

- Nawet przez myśl mi to nie przeszło - zapewnił dziewczynę poważnie, wstał. - Dziękuję za herbatę. Pójdę już.

- Jeszcze nie przestało padać.

Posłał jej uśmiech na zakończenie wieczoru.

- Jakoś sobie poradzę. - odparł, coraz bardziej pewny, że dziewczyna chciała podarować mu kolejną noc w swoim towarzystwie, tym razem obfitą w dynamikę wydarzeń. Z kobietami nigdy nic nie wiadomo, a tym bardziej z Niną i jej spojrzeniami zmiennymi jak wiatr. Gdy zaczął zbierać się do wyjścia, najchętniej by go udusiła. Zabawne, że wszystko wyczytał z jej oczu.

- Zadzwonię - zapewniła solennie chłopaka, kiedy wychodził.

- Dzwoń, kiedy tylko chcesz. Dobranoc - pożegnał się, a Nina starannie zamknęła za nim drzwi, choć miała ochotę je otworzyć i wciągnąć chłopaka do środka. Dlaczego więc nie posłuchała instynktu? Czemu nie wzięła tego, czego pragnęła, tylko biernie czekała?

Piotr wracał do domu na skrzydłach z beztroską i spokojnym sumieniem. Przy Ninie raz dwa usprawiedliwiał swoje grzeszki.

Co się z nim działo?

 

Reszta miesiąca upłynęła Piotrowi niebywale szybko, a to za sprawą ślicznej Niny, w której zadurzył się bezwzględnie już na początku ich krótkiej znajomości. Nadszedł maj, czas matur oraz kwitnących kasztanów. Piotr wytrwale chodził na nabożeństwa majowe - Nina czasem mu towarzyszyła, choć nie zawsze. W głowie chłopaka zaczęła kiełkować jedna, uporczywa myśl, którą sformułował w pełni przy swoim koledze.

- A może by tak rzucić to wszystko w diabły?

Tomek nalał kolejnemu klientowi baru setkę wódki i odparł lakonicznie:

- Chodzi ci o nią, rozumiem. Ale czy ona jest tego warta? - dodał po głębszym namyśle, burząc niespokojną rzekę myśli Piotra. Otóż gdy śmiał się i przekomarzał z Niną, wierzył, że jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem - zaś w głuchej ciszy kościoła, samotnej kontemplacji do głosu dochodził rozsądek, a przede wszystkim powołanie.

- Nina to cudowna dziewczyna. Opowiadałem ci o niej tyle razy, jeszcze ci się nie znudziło?

- Pomyśl, gdzie jest haczyk. - poradził Tomek i ze stoickim spokojem odebrał zamówienie od swojego znajomego, Dawida. Często bywał tu sam bądź w towarzystwie podejrzanej kobiety.

- Chyba taki, że jestem między młotem a kowadłem i muszę się zdecydować albo na kapłaństwo, albo na znajomość z Niną.

- Moim zdaniem to już dawno przekroczyło granice znajomości. W każdym razie powinieneś podjąć jakąś decyzję, byle szybko. Śpiesz się, bo kobiety rzadko bywają cierpliwe w stosunku do facetów.

- Kolejna złota myśl barmana, co?

Tomek zniknął na zapleczu. Piotr zostawił suty napiwek i wyszedł, wdzięczny koledze za radę.

 

W pierwsze ciepłe, czerwcowe popołudnie Nina siedziała na schodach prowadzących do jej domu i rozkoszowała się trzymiesięcznymi wakacjami. Podumała minutę, po czym zadzwoniła do Piotra.

- Zapraszam cię do siebie na kolację. Mam dobrą okazję do świętowania i wolną chatę. - oznajmiła radośnie, odgarniając włosy z czoła.

- Jaka to okazja?

- Dowiesz się, jak przyjdziesz. Edyta wybyła do rodziny nad morze.

- No tak. - podchwycił myśl dziewczyny. - Prędko nie wróci. Na długo?

- Na miesiąc.

Nina wyobraziła sobie coś, później roześmiała się cicho.

- Przyznaj, że nie możesz się już doczekać, Piotrek.

- Przyznaję.

Zaśmiali się oboje i skończyli rozmowę. Nina weszła do domu. W pół godziny przygotowała risotto, nim wzięła krótki, odświeżający prysznic. "Może być ciekawie", pomyślała i wybrała jedną z bardziej kuszących sukienek przed kolano. Nina uwielbiała podkreślać niewątpliwe atuty swojej kobiecości: na zgrabne nogi założyła szpilki, wydatne usta pomalowała błyszczykiem. Właśnie kończyła tuszować rzęsy, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Piotr przyniósł butelkę szampana oraz wyśmienity nastrój - nie zamierzał ich opuścić do końca wieczora, który przecież dopiero się zaczynał.

Słońce rozpadało się na pojedyncze smugi: widok z okna przypominał impresjonistyczny obraz, malowany wyłącznie za pomocą mniejszych i większych kresek. Jednak Piotr, a tym bardziej Nina nie zwracali uwagi na pejzaże za ich plecami, więc słońce spadło na drugą półkulę, wzbudzając tam większe zainteresowanie.

Tymczasem Piotr i Nina zdążyli pogawędzić o czymś miłym, choć nieważnym, wznieść kilka toastów szampanem, zjeść risotto, popatrzeć sobie w oczy... Hebanowa kokietka ciągle napełniała kieliszek Piotra, skutkiem czego chłopak wypił dwa razy więcej, niż Nina, a i tak zachowywał większą przytomność umysłu. Za każdym razem, kiedy dziewczyna delikatnie wodziła palcem po jego ramieniu, dolewając mu szampana albo kiedy siadała mu na kolanach, mamrotał: "Nie powinniśmy, Nina... nie mogę", lecz wtedy urocza brunetka całowała się z nim, fundując mu niezapomniane przeżycia.

Alkohol zrobił swoje: Nina nieomal usnęła w silnych objęciach Piotra, bezpieczna i pijana. Chłopak zaniósł ją na górę, do pierwszego lepszego łóżka, które okazało się łóżkiem Niny. Piotr patrzył na półprzytomną dziewczynę, przyzywającą go skinieniem palca i znienacka odkrył w sobie przedszkolaka, bawiącego się na leżakowaniu z koleżanką w doktora. Usiadł naprzeciw niej... a gdy dotarł do najintymniejszej części ciała Niny, brutalnie popchnęła Piotra do grzechu - i ani się obejrzał, było po wszystkim.

 

Współlokator Piotra leżał na swoim łóżku z rękoma założonymi za głowę, wzrokiem wbitym w sufit i myślami błądzącymi po innej planecie. Tomek ledwo zauważył przybycie kolegi.

- Co ci się stało?

Chłopak raptownie usiadł na łóżku, Piotr na swoim.

- Dobrze ci radzę, daj sobie spokój z Niną i szukaj innej, jak nie chcesz już być księdzem. To jest... modliszka. Odgryzie ci głowę, jak nie będziesz jej potrzebny. Ona cię zniszczy - zmarszczył brwi, kończąc wywód złowieszczym tonem.

- Zniszczy? - powtórzył z niedowierzaniem Piotr. - Nina jest piękna i dobra, dlaczego miałaby mieć jakiś interes w tym, żeby mnie zniszczyć?

- Ona nie ma interesu. Ma z tego przyjemność. Zobaczysz: ani się obejrzysz, a zniszczy cię jak piętnastu poprzednich.

Tomek wiedział, że nic nie wskóra. Chłopak widział już skutek fatalnego zadurzenia się Piotra w Ninie: chociażby myśli Piotra o zejściu z obranej dawno drogi i wkroczenie na nieznane ścieżki życia.

Nawet, jeśli ta decyzja miałaby być lepsza dla Piotra, nawet, jeśli mylił się co do Niny, posądzając ją o coś, czego nie zrobiła... mimo wszystko wolał ostrzec kolegę.

Chciał spać.

 

Od półtorej godziny zmartwiony młodzieniec czekał na kogoś, zapewne na dziewczynę. Dosyć typowe. Przyglądając się uważniej, można by było wyczytać z mowy ciała wiele emocji: zatroskanie, strach, zniecierpliwienie czy nawet chwilową obojętność, lecz nie złość.

Kto wie, gdyby Piotr złościł się na tę dziewczynę, zamiast ją rozgrzeszać, może szybciej przejrzałby na oczy?

- Gdzie byłaś? - spytał niespokojnie chłopak, wręcz podbiegając do Niny. - Miałaś wyłączony telefon, pomyślałem...

- To nie myśl. Nie przyzwyczajaj się tak do mnie - dodała i parsknęła śmiechem. - To bardzo staroświeckie. Mamy już dwudziesty pierwszy wiek.

Piotr wyłożył karty na stół.

- Nie mówiłem ci, ale...

- Ale co? - przerwała mu gwałtownie, zniecierpliwiona.

- Byłem w seminarium duchowym. Na pierwszym roku.

Nina popatrzyła na niego jak na wariata, ale nie mogła przypuszczać, że Piotr nie mówi prawdy. Pierwszy i ostatni raz miała do czynienia z facetem, który ani razu jej nie okłamał.

- Byłeś? - powtórzyła.

- Zrezygnowałem z tego. Dla ciebie.

Piotr karmił się złudzeniami od kilku miesięcy. Wierzył, że poświęcenie dla niezwykłej dziewczyny, z którą się spotykał, było słuszne. Myślał o Ninie na poważnie i dlatego podjął taką a nie inną decyzję.

- Po co mi to mówisz?

- Chciałem, żebyś o tym wiedziała. Uwielbiam cię, jesteś taka niesamowita. Chcę z tobą być. - oświadczył stanowczo, obserwując, jak wyraz twarzy tej niesamowitej dziewczyny wykrzywia się w grymas uśmiechu. W rezultacie Nina wybuchnęła śmiechem i nie mogła go powstrzymać nieprzerwanie przez dobre półtorej minuty.

- Naiwny jesteś, Piotrek. Dałeś się nabrać jak dziecko.

Wypowiedziała te słowa głosem słodkim jak miód, gdy cała sytuacja przestała ją śmieszyć - jednak chłopak wciąż słyszał w głowie jej śmiech. Odbijał się echem, promieniował do kości jak nieznośny, uporczywy ból... jakby Nina wywiercała chłopakowi dziurę w sercu tylko przez to, że go wyśmiała.

Kiedy tylko Piotr ocknął się z zamyślenia, poszedł prosto przed siebie. Nie myślał, gdzie idzie, nie przepraszał potrącanych przechodniów. Wcisnął ręce do kieszeni i szedł. Póki szedł, mógł jako tako myśleć, rozumieć Ninę, a nawet tłumaczyć sobie jej postępowanie jako coś naturalnego, oczywistego. Lecz gdy pokonał kilka wysłużonych schodków, przeżegnał się wodą święconą i upadł na kolana, perlisty śmiech Niny odnowił się w jego głowie.

Marmurowa Maryja wyśmiała młodego chłopaka głosem zadowolonej, triumfującej dziewczyny, stojącej u progu dorosłości.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ciri 03.08.2014
    Ciekawie pokazany dylemat wyboru człowieczej drogi, szkoda tylko, że nasz bohater teraz tak cierpi. Opowiadanie super :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania