Modlitwy zabijanej wrażliwości

Chłodny, zimowy wieczór.

Ze starej kamienicy opadał tynk, a w szybach odbijał się blask księżyca. Obok budynku sterczały stare latarnie, będące świadkami już niejednego mrożącego krew w żyłach zdarzenia i całodobowy sklepik z którego wydobywało się jasnożółte światło.

Kilka głów wystawało z okien i wypuszczało w otchłań nocy dym papierosowy. Przez chwilę wydobywający się z mieszkania śmiech zakłócił ciszę, jednak potem okno zostało zamknięte.

Znów cisza.

W jednym z mieszkań rodzina siedziała przy stole, na którym paliły się świece. Wszyscy wyprostowani i ładnie ubrani, jednak atmosfera była napięta. Zimniejsza niż śnieg za oknem, a spojrzenie ojca bardziej lodowate niż sople sterczące pod dachami. Ciszę zagłuszały jedynie odgłosy sztućców. Chłopiec grzebał w ziemniakach, nie mając w ogóle ochoty na jedzenie.

– Byłeś wczoraj w kościele?

Mężczyzna przerwał ciszę i spojrzał na chłopaka. Aleks wytarł usta chustką i odkaszlnął.

– Byłem.

Poczuł jak jego głos zmienił tonację. Nie dawało to dobrych znaków. Ojciec na pewno wyczuł, że skłamał.

Mężczyzna wstał od stołu i pokierował się w stronę okna, przykuwając tym wzrok żony i syna.

Żadne sztućce już nie obijały się o talerze.

Twarz mężczyzny oświetlał lekko księżyc, w który się wpatrywał, a po chwili za oknem przeleciał samolot, wyglądający jak spadająca gwiazda.

– Czemu kłamiesz?! – Odwrócił się i spojrzał znów na chłopca. – Sąsiadka mówiła, że cię nie widziała! Co miałeś lepszego do roboty przez całą niedzielę?! Co z ciebie wyrośnie?! Czemu jeszcze kłamiesz?! – Krzyk ojca słychać było zapewne na klatce schodowej. Jego twarz zrobiła się czerwona, a z każdym słowem z ust wylatywała mu ślina. – Wstawaj!

– Nie, tato... Proszę... Przepraszam...

– Wstawaj, gówniarzu!

Matka chłopca skierowała wzrok na talerz, a

Aleks, patrząc w dół, podszedł do ojca.

Mężczyzna podniósł jego głowę, a ten spojrzał na niego załzawionymi oczami, które po chwili zamknął. Ojciec uderzył syna z liścia, przez co chłopiec zatoczył się. Powtórzył to kilka razy, aż twarz chłopaka stała się cała czerwona, a po policzkach spływały mu łzy. Następnie chwycił go i zmusił do klęczenia.

– Wiesz, co masz robić – powiedział oschle ojciec i wrócił do stołu.

Aleks szlochając, zaczął wpatrywać się w krzyż, wiszący na ścianie. Złożył ręce do modlitwy i zaczął przepraszać Boga, że nie zjawił się wczoraj u niego w domu.

 

***

 

Chłopiec siedział i czekał na rodziców na klatce schodowej. Był bardzo wczesny ranek, więc niewyspanie dawało mu się coraz bardziej we znaki. Po kilku minutach, gdy usłyszał jak schodzą, wstał szybko, ponieważ tata by mu nie darował jakby ubrudził ubranie. Garnitur kupił mu specjalnie na wyjścia do kościoła.

Dźwięk otwieranych drzwi.

– Państwo też na mszę?

Z piętra wyżej usłyszał głos staruszki.

– Tak, pani też idzie? – odpowiedział tata chłopca.

– Tak, tak. A gdzie wasz synuś?

– Czeka na dole. Pomogę pani. Proszę się chwycić za rękę, na dworze jest ślisko.

 

***

 

Szli przez zaśnieżony chodnik. Poprzedniej nocy solidnie napadało. Chłopiec milczał, a staruszka rozmawiała z małżeństwem. Śmiali się.

Pod butami skrzypiał śnieg, a mimo słońca, było mroźnie.

Z oddali słuchać już było dzwony kościoła, przez które kilka spłoszonych ptaków zaczęło latać energicznie po niebie, jak najdalej od źródła dźwięku. Budynek znajdował się niedaleko ich domu, więc dotarli do niego w kilka minut.

Cała czwórka uklęknęła i przeżegnała się, a następnie zaczęli wchodzić do środka. Ujrzeli kilka siedzących w ciszy osób i księdza przygotowującego się do mszy. Ktoś głośno kaszlnął, a dźwięk rozniósł się echem po całym kościele.

Rozbrzmiały organy.

Chłopiec zaczął wpatrywać się po kolei w złote ściany, obrazy i kwiaty przy ołtarzu. Upewnił się tylko wcześniej czy jego ojciec tego nie widzi. Byłby pewnie zły, że zajmuje się czymś innym.

Zaczął się zastanawiać, kto namalował te wszystkie dzieła. Sam chciałby w przyszłości malować, ale bardziej interesowały go pejzaże i zwierzęta.

Na wszystkich wiszących obrazach zdecydowanie dominował Jezus. Nie brakowało w nich brutalności. Zawsze przerażał go ten, na którym wisiał na krzyżu, a jego całe ciało było poranione.

Prawie tak, jak jego plecy.

Ksiądz uniósł ręce, a wszyscy zaczęli wstawać.

 

***

 

Jedyne światło na strychu dawało małe okno, oświetlające nieco podłogę i stare rupiecie.

– Panie, Boże... Czy mógłbyś przekazać mojemu tacie, że mimo, że nie zawsze mi się uda do ciebie przyjść to wciąż jesteśmy przyjaciółmi? Przecież rozmawiam z tobą codziennie. Wiem, że ostatnio nie byłem w kościele, ale byłem zbyt zajęty zajmowaniem się ptaszkiem, którego znalazłem zmarzniętego na dworze. Martwię się, że nie będę mógł mu pomóc. Może ty byś mógł to zrobić? Ja w ramach podziękowania będę przychodził codziennie do kościoła, nie opuszczę ani jednego spotkania. Wiem, że to dla ciebie jest najważniejsze – wyszeptał chłopiec, a następnie wstał i pokierował się w stronę małego pudełka, w którym leżał ptaszek. Oczy zwierzęcia były na wpół zamknięte i szkliste.

Pogłaskał go czule po skrzydle. Żadnej reakcji.

Aleks chwycił za ołówek i kartkę, a potem zaczął rysować jak najstaranniej ptaka.

 

***

 

Gdy rysunek został skończony, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. W przejściu zobaczył rosłą sylwetkę ojca. Twarz miał ponurą, jasnoniebieskie oczy groźnie patrzyły na chłopca. Przez jego gęsty wąs i staromodne ubrania wyglądał trochę jak kowboj.

– Dlaczego zawsze o każdym twoim przewinieniu dowiaduję się od sąsiadki?! – Ojciec zaczął podchodzić do chłopca.

Aleks nie wiedział o co mu chodzi, ale wstał i opuścił głowę.

– Powiedziała, że zadajesz się z tym niewiernym gówniarzem! Żarty sobie robisz?! To towarzystwo nie jest dla ciebie! Trzeba takimi ludźmi gardzić! Nie znajdziesz u nich ani krzty dobroci, bo sami się tego wyparli!

Chłopiec nagle przypomniał sobie ostatnie spotkanie z jego rówieśnikiem. Puszczali latawce, chodzili nad rzekę. Mimo zakazu ojca, zadawał się z ateistą. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale nie widział między nimi żadnej różnicy. Słuchali razem tych samych ulubionych kawałków, jedli takie same lody. Pierwszy raz czuł, że ma przyjaciela.

– Przepraszam... Zapomniałem o tym...

– Zapomniałeś?! Żarty sobie, gówniarzu robisz?! A co to...

Ojciec skupił teraz uwagę na pudełku.

– Znalazłem go zmarzniętego. Dlatego... Dlatego nie byłem w kościele.

Mężczyzna zaczął ciężej oddychać, jego twarz zczerwieniała. Spojrzał groźnie na chłopca, a potem chwycił ptaszka.

– Tato, co ty robisz?!

Nim Aleks zdążył cokolwiek zrobić, ojciec rzucił zwierzęciem o ścianę. Ptaszek odbił się od niej i upadł na ziemię. Słychać było tylko dźwięk łamanego karku. Chłopiec zaczął płakać.

Mężczyzna wstał i pokierował się w stronę wyjścia. Zanim wyszedł, powiedział przez ramię:

– Dorośnij w końcu i zajmij się poważnymi rzeczami. Ciągle przynosisz mi wstyd.

Trzask drzwi.

Chłopiec spojrzał na ścianę, z której spływała strużka krwi, a następnie na martwego ptaszka.

Otarł oczy i wyszeptał:

– Rozumiem. To była twoja odpowiedź. Już nigdy, nigdy nie opuszczę kościoła.

Chwycił za czerwoną kredkę i namalował na kartce krew, która spływała z małego stworzenia. Chciał pamiętać.

 

***

 

Pewnego dnia, gdy Aleks modlił się w swoim pokoju, usłyszał płacz matki i krzyk ojca.

Dokończył modlitwę, przeżegnał się i wyszedł z pokoju, aby sprawdzić, co się dzieje.

Kobieta siedziała na kanapie i płakała. Oczy miała rozmazane od tuszu, a wzrok błagający o litość.

– Pieprzona dziwka! – krzyczał ojciec. – To był twój pierwszy raz kiedy się z nim całowałaś czy dupczysz się z nim na prawo i lewo?!

Chłopiec stał, wpatrując się na rodziców. Nie mógł wydusić z siebie słowa.

– Kiedy ostatnio mnie szanowałeś, pokazałeś jakiekolwiek uczucie?! Wiecznie tylko jestem kurą domową... Tamto to był impuls, nie powtórzy się to... Obiecuję! – powiedziała łamiącym się głosem kobieta i zaczęła wpatrywać się w męża.

– Jebana kurwa!

Mężczyzna zaczął się rozglądać, jakby czegoś szukał. Nie widząc niczego innego w pobliżu, chwycił za krzyż wiszący na ścianie. Wziął duży zamach i uderzył nim kobietę w twarz, która po chwili upadła na ziemię. Płakała jeszcze bardziej. Aleks nie mógł się ruszyć. Patrzył tylko jak ojciec zadaje kolejne ciosy. Na podłodze robiły się coraz większe czerwone plamy, a z krzyża ciekła krew.

Gdy mężczyzna skończył, odłożył krzyż na stół i kucnął przy żonie. Jej twarz była cała zakrwawiona, poraniona. Cicho jęczała.

Chłopiec zaczął się trząść. Po policzkach spływały mu łzy.

– Zapamiętaj raz na zawsze. To ja jestem twoim mężem i masz mi być wierna! Mężczyzna wstał i spojrzał na przerażonego Aleksa.

Nic nie mówiąc, chwycił go za koszulkę i pociągnął za sobą do kuchni. Ojciec odpalił papierosa. Wziął bucha i podał go chłopcu.

– Ja... Ja jestem za młody – powiedział z trudem, jednak widząc, że ojciec groźnie na niego patrzy, chwycił za papierosa i zaciągnął się. Poczuł podrażnienie w gardle, ale starał się nie zakrztusić, aby nie wyjść na słabego przed ojcem.

– Widzisz, synu... Twoja matka dopuściła się strasznego czynu.

Mężczyzna odebrał od chłopca papierosa i kontynuował.

– Pamiętaj, kobiety mają być wierne. Niewierne, łatwe czy robiące coś na przekór Bogu baby muszą być karane. Pamiętasz, kto zerwał jabłko z raju?

Ojciec spojrzał na syna.

– Ewa – odpowiedział smutno, wciąż mając przed oczami wcześniejsze sceny.

– Tak, jabłko zerwała kobieta. Prawdziwy mężczyzna musi pokazać babie, gdzie jej miejsce. Trzeba tępić dziwki – powiedział oschle, a następnie lekko się zaśmiał. – Mam nadzieję, że wybiłem matce z głowy te... niegodne czyny. Pamiętaj, nie daj sobie wejść na głowę kobiecie. To podstępne żmije. Dlatego facet jest im potrzebny, aby je ustatkować. Aby były wierne jemu, ale przede wszystkim Bogu.

Mężczyzna położył rękę na ramieniu syna.

Chłopiec nie potrafił tego wyjaśnić, ale pierwszy raz poczuł tak silną więź z ojcem. Czuł się z nim na równi. Czuł się jak mężczyzna.

– A teraz idź pozmywaj krew z krzyża. Mężczyzna wziął bucha. Kuchnia była już szara od dymu. Aleks pokierował się do wyjścia, ale zanim wyszedł usłyszał jeszcze głos ojca.

– Ma się błyszczeć.

 

***

 

Stary strych wypełniony był religijnymi rysunkami, które prawie trzydziestoletni mężczyzna sprzedawał innym. Nie miał zbyt dużo klientów, tylko wierni od niego kupowali. Odkąd rodzice zmarli, mieszkał sam. Wychodził z domu tylko do kościoła, a zakupy robił raz na miesiąc. Brzydził się tego społeczeństwa. Był pewny, że to przez niewiernych dzieją się same złe rzeczy. Gdyby była taka możliwość to wszystkich ateistów by utopił, najlepiej w wodzie święconej. Gardził nimi.

Założył kapelusz, zakrywajacy jego bujne włosy, długi, brązowy płaszcz i wstał. Jedzenie powoli się kończyło, więc musiał iść na zakupy.

 

***

 

Stał w kolejce, patrząc w dół. Gdy przyszła jego kolej - spojrzał na ekspedientkę z pogardą. Nie mógł oderwać wzroku od wytatuowanego jednorożca na jej szyi.

Zaklnął na nią w myślach.

– Wszystko? – zapytała młoda kobieta, uśmiechając się, gdy zeskanowała wszystkie produkty. Miała ciepły, sympatyczny głos.

– Tak – odparł chłodno.

Spakował wszystko do torby i zapłacił. Miał już wychodzić ze sklepu, gdy nagle dostrzegł jak młoda dziewczyna o długich, brązowych włosach cały czas na niego patrzy. Podszedł do wyjścia, spojrzał na nią pytająco i chciał już wyjść, ale nie pozwoliła mu.

– Jak masz na imię? – zapytała.

Nie odpowiedział.

– Właściwie to wiem. Głupie pytanie. Masz na imię Aleks. Jesteś znanym artystą w okolicy. Może tylko dla wiernych, ale... Chciałabym zobaczyć twoje rysunki. Jak któryś mi się spodoba to chętnie kupię.

Mężczyzna po chwili ciszy, zgodził się.

***

 

Minęły dwa miesiące. Nie mógł tego pojąć, ale chyba się w niej zakochał. Zaczęło się od zwykłego kupna rysunku, a potem spotkań w kawiarni. Monika wierzyła w Boga, zapytał ją o to. Razem chodzili do kościoła na jego życzenie, razem odmawiali modlitwy. Była delikatną, pełną wdzięku kobietą. Zawsze ubierała się w długie, kwieciste sukienki. Czytała książki, pilnie uczyła się na studiach.

Pierwszy raz od dłuższego czasu polubił kogoś, nie licząc starych sąsiadek z dołu, które chodziły z nim do kościoła.

Monika była troskliwa, życzliwa, bardzo chwaliła jego rysunki.

Gdy pewnego dnia pocałowali się na jednym ze spotkań - poczuł, że to jest to. Prawdziwe uczucie. Ale jeszcze czekał. Nie chciał robić nic pochopnie. Chciał z nią wziąć ślub, ale dopiero po jakimś czasie.

 

***

 

Strych dalej przypominał rupieciarnię. Nie wstydził się go pokazywać, mimo, że Monika często u niego bywała. W pomieszczeniu dominowały religijne obrazy i rysunki. Jego i nie tylko. Siedział na zakurzonej kanapie i czekał na Monikę. Gdy w końcu stanęła w drzwiach, podszedł do niej i się przytulił.

– Masz wenę? – zapytała.

– Co?

Zaśmiała się.

– Będziesz dzisiaj rysował, głuptasku?

– Będę rysował wieczorem. Teraz wolę porozmawiać z tobą.

Mężczyzna rzadko się uśmiechał. Nawet jeśli mówił coś śmiesznego. Jego twarz była raczej ponura, ale Monice w ogóle to nie przeszkadzało. Mówiła, że jest wyjątkowy.

Usiadła obok niego i wyciągnęła duży zeszyt.

– Muszę się pouczyć, ale to później.

Chwila ciszy.

– Możesz pouczyć się teraz – powiedział Aleks. – Na pewno zaowocuje to dobrą oceną. Ucz się ucz, bo nauka to do potęgi klucz.

Uniósł palec i wyglądał przez chwilę jak grecki filozof.

Monika zaśmiała się i odłożyła zeszyt na bok.

– Jesteśmy już razem kilka miesięcy i... pomyślałam, że...

– Tak?

Kobieta dotknęła piersi klatkowej Aleksa.

– Po prostu to zróbmy. Jestem gotowa. Wiem, że czekałam z tym zbyt długo, ale nie jestem typem łatwej kobiety.

Monika zaczęła gładzić jego brzuch, schodząc coraz niżej.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Aleks i odtrącił jej rękę.

Cisza.

Kobieta wstała.

– Co z tobą jest nie tak? Myślałam, że na to czekasz. Uważałam, że jesteś jedynym facetem, który zgodzi się, aby to kobieta zdecydowała kiedy będzie na to gotowa.

– To nie może być prawda...

– Co jest? Nie podobam ci się? Czy może z twoim, nie będę mówiła czym jest coś nie tak? Odpowiedz natychmiast o co ci chodzi! Boże, co za upokorzenie...

– Nie wzywaj imienia Pana Boga swego nadaremno!

– Ty chyba jednak masz coś z głową, chłopie. Inny facet skakałby z radości. Mogę znaleźć innego w sekundę. Znosiłam te codziennie modlitwy i chodzenie do kościoła dla ciebie! Bo ile można! A ty teraz mną gardzisz?!

Kobieta mówiąc to, odwróciła się i zaczęła kierować się w stronę wyjścia, jednak Aleks chwycił ją za ubranie i pociągnął.

– Puść mnie!

– Ladacznica! Pieprzona dziwka! Nie będę przez ciebie grzeszył! Tylko niewierne psy uprawiają seks przed ślubem! A teraz jeszcze chcesz iść się dupczyć z innym!

Mężczyzna zaczął szarpać kobietę.

– Puść mnie! Jesteś chory! Pierdolony psychopata!

Aleks pociągnął kobietę za sobą i zaczął uderzać jej głową o ścianę. W jego oczach była wściekłość. Wstąpiła w niego furia. Monika z każdym uderzeniem jęczała z bólu coraz mniej, powoli tracąc przytomność.

Nie przestawał.

Krew jak farba zostawiła czerwone kleksy na ścianie.

Nie widział już różnicy pomiędzy barankiem, gładzącym grzechy, a grzechem, gładzącym baranki.

Gdy poczuł, że nie ma już siły w ręce, puścił kobietę, która opadła bezwładnie na ziemię.

Podszedł do stołu i krzycząc, strącił ręką przypadkowe przedmioty.

Odwrócił się i uklęknął. Jego płaszcz i różaniec były splamione krwią. Z tyłu jedna strącona świeca zaczęła palić obraz, na którym widniał Bóg. Stawał się coraz czarniejszy, znikał w oczach.

Przed nim na szafce stało zdjęcie jego zmarłego ojca. Zamknął oczy i zaczął się modlić.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Opowiadanie dobrze napisane (zwłaszcza wstęp), ciekawe, poruszające ważny temat, ale przerysowane. Miało być o rygorystkach religijnych, a wyszyło o psychopatach. Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet! 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania