Mój... chłopak?
Wybiegam z Twojego domu. Biegnę przed siebie, docieram do parku. Rozglądam się, ale Ciebie tu nie ma. Ruszam pędem do naszej kawiarni gdzie po raz pierwszy zaprosiłeś mnie na kawę i ciasto. Pamiętam jak miło się rozmawiało, zatracałam się w Twoim maślanym spojrzeniu, a teraz? Nie mogąc znaleźć Ciebie wzrokiem wybiegam, płacząc z kawiarni.
Zaczynam pędzić w stronę domu jego rodziców. Pukam do ich drzwi, ale nikt nie otwiera. Zaczynam pukać mocniej, wręcz nie do zniesienia. W końcu otwiera mi jego matka, ale widząc mnie zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Wołałam go, jego imię wychodziło wreszcie z moich ust, bo od pewnego czasu nie mogłam wymówić jego przepięknego imienia, ale go nie było. Wiem to, bo zawsze on mi otworzy, zawsze mi wybaczy wszystko. Wybiegłam z przed mieszkania jego rodziców. Spieszyłam co sił do kina, w którym spędziliśmy bardzo przyjemne chwile, zwykle na komediach i komediach romantycznych. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że jeszcze raz pójdziemy do tego kina, do kawiarni, do parku, do jego domu i do mojego. No właśnie jego dom! Może już wrócił? Zrezygnowana skierowałam się w kierunku jego mieszkania, ze spuszczoną głową, kopiąc żałośnie kamień.
Pamiętam to jak mi pomogłeś uwolnić się od mojego dawnego chłopaka, który był katem, bił mnie codziennie, pomogłeś mi, zamieszkałam u Ciebie na jakiś czas. Jak pomogłeś moim rodzicom alkoholikom, teraz są porządnymi ludźmi, a na same wspomnienia łza się w oku kręci. Nie zapomnę jak poznałeś mnie z moją dotychczasową przyjaciółką Amy i załatwiłeś mi prace w biurze. Dziękuje, że mi pomogłeś, jak tylko będziesz potrzebował pomocy będę stała obok. Zrozumiem wszystko co mi powiesz, zostanę lub odejdę. Zrobię tak jak dla Ciebie będzie najlepiej.
Właśnie stałam przed jego domem, zastanawiałam się czy w ogóle zapukać do drzwi bałam się, strasznie się bałam... Po niedługiej refleksji zobaczyłam strasznie rażące światło, wydobywające się z całego domu. Zamknęłam oczy i wbiegłam po schodkach, potem po omacku szukałam klamki od drzwi. Wleciałam do środka, otworzyłam oczy. Światło nie było już rażące, nie mogłabym tego nawet już nazwać światłem tylko białą postacią, która lewitowała nade mną:
- Jessi, to ja. Przepraszam, że teraz odchodzę ale nie mam wyboru. Nie jestem zwykłym człowiekiem jak myślałaś. Jestem sprowadzany po to, żeby pomagać innym ludziom i odchodzić, ale z Tobą musiałem się pożegnać. Kiedyś Cię odwiedzę. Kocham Cię - powiedział i zniknął
Na mojej ręce została tylko srebrna bransoletka z jego imieniem.
- Gabriel... - powiedziałam i pocałowałam bransoletkę.
Komentarze (8)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania