Poprzednie częściMój chłopak to złodziej cz 1

Mój chłopak to złodziej cz 2

- Powinienem wziąć parasol - powiedział sam do siebie rozglądając się dookoła.

Z nieba lała się istna fala tsunami, która próbowała rozerwać szarą mgłę. Napełniała kałuże po brzegi wodą, ściekała z drzew. Krople tańczyły w powietrzu, a podczas uderzania o dachy o chodniki, można było usłyszeć ich śpiew pomieszany z szalonym krzykiem i kojącym szeptem. Rześkie powietrze aż prosiło się o podwojoną liczbę oddechów, aby zabrać je ze sobą na pamiątkę. Aby mogło przypominać o skąpanym w deszczu świecie, gdy nadejdą upały, a my będziemy się kisić w dusznych pomieszczeniach. Fabien był miłośnikiem takiej pogody. Szczególnie teraz, ponieważ pokłócił się z Amandą. Chciał w pełni poczuć ten klimat i zdjął kaptur zadzierając głowę ku obłokom.

- Czy pogodzę się z Amandą? Czy ja... w ogóle tego chcę? - rozmyślał poważnie.

Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań. Jego narzeczona była słodką blondynką o włosach sięgających do pasa i pięknych niebieskich oczach. Swoją idealną figurę zawdzięczała świetnemu metabolizmowi. Cechowała ją niezwykła schludność, co na ogół wydawało się nie do zniesienia. Zawsze zorganizowana. Zaplanowała już całe swoje życie, a w tych planach uwzględniała Fabiena. Mężczyzna jednak dopiero zastanawiał się czy na prawdę chce poślubić Amandę. Irytowała go rutyna, dziwna osobowość jej matki, brak akceptacji jego mało eleganckiego stylu, a także jej koledzy. Był w pięćdziesięciu procentach pewien, że łączy ich coś więcej niż zwykła znajomość lub nawet przyjaźń. Pozostawała jeszcze jedna kwestia do przemyślenia - jak wytrzyma wizytę przyszłej teściowej? A może lepiej wykorzystać zamieszanie i zaszyć się gdzieś? Nie... To byłby ewidentny brak kultury. Ponieważ Fabien starał się być rycerski, nie mógł sobie na to pozwolić.

- Wracaj szybko do domu zanim odbije ci palma - rozkazał sobie.

Gdy tylko otworzył drzwi usłyszał znajomy, piskliwy głos. Zdjął buty i na wszelki wypadek przeżegnał się, bo na modlitwę nie wystarczało mu czasu. Przeczesał palcami ciemne włosy i poprawił białą koszulkę, która idealnie kontrastowała z czarnymi spodniami i wisiorkiem tego samego koloru. Wkroczył do salonu i ucałował z ukrytym obrzydzeniem dłoń czterdziestoletniej kobiety. Grube włosy zostały starannie spięte, a uszy, szyję i dłonie zdobiła droga biżuteria prawdopodobnie z dużą zawartością srebra. Ubrana była w schludnie, buty miała wypastowane, a niedoskonałości cery ukryte pod makijażem.

- Fabien! - wykrzyknęła - Nareszcie jesteś.

- Miło mi panią widzieć - skłamał zielonooki.

Nie! Wcale nie chcę cię w moim domu!

Po godzinie nudnych rozmów dowiedział się, że Grażyna umyła rano zęby, o dziesiątej siedemnaście padało przez dwadzieścia osiem minut i utknęła w korku. Doprawdy fascynująca historia... mów dalej - myślał.

- Powiedz mi Fabien, jak idzie ci praca modela? - zapytała przegryzając papryczkę faszerowaną serkiem.

- Udław się tą papryką - kotłowało się w nim.

- Czy nie nudzi cię wieczne stanie przed aparatem? - uśmiechnęła się sztucznie.

- Nie. Modeling i fotografia to sztuka - powiedział trochę za głośno.

Grażyna zachichotała cicho, a chwilę później śmiała się na cały głos. Spoglądała surowo na córkę oczekując od niej tego samego. W końcu uległa matce i uczyniła to - sama myślała podobnie, ale nigdy nie powiedziała tego narzeczonemu.

- Nie, Fabien nie jest artystą haha - zaśmiała się Amanda.

- I marny z tego zarobek. Zająłbyś się czymś innym, czemu nie kontynuujesz medycyny? - zdziwiła się.

- Bo nie zależy mi tylko na pieniądzach...

- Ani odrobinę? - oburzyła się.

- Co to ma za znaczenie? - bronił się.

- Jak chcesz utrzymać moją córkę? Myślisz, że będę wam zawsze pomagać?! - nerwowo kręciła się w fotelu.

- Ciesz się spadkiem po mężu. Sama byś kobieto na to nigdy nie zapracowała! - stwierdził.

- Fabien ! Jak ty się odnosisz do mojej matki? - Amanda zawstydziła się.

- Tak, jak na to zasłużyła! Stajesz po jej stronie? Przecież tej babie chodzi tylko o kasę! Nie liczą się pasje, miłość tylko forsa.

Blondynka zamarła i nie wiedziała co powiedzieć.

- Ja... Nie poznaję cię... - wydukała.

- A ja ciebie, bo twoja mamusia zawsze była taką cholerną materialistką! Jeśli ci na mnie zależy masz ją natychmiast stąd wyprosić - rozkazał.

- Ale...

- Wyraziłem się jasno! To mój dom.

Amanda popatrzyła się smutno i odparła:

- Chyba cię łeb boli.

Fabien zerwał się i wykrzyczał:

- Masz dwadzieścia cztery godziny na wyniesienie się z mojego domu! Oddasz mi też klucze i znikniesz z mojego życia, bo ślubu nie będzie!

Po czym wyszedł.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania