Statek

Dzisiaj, Pierwszy Listopada 2019

Kolejny już rok spędzam ten dzień na morzu, z daleka od bliskich. Tych żyjących i tych zmarłych. Nie pójdę na cmentarz, nie zapalę znicza na pomniku poświęconym „Tym , którzy nie wrócili z morza”. To smutne jak wiele tabliczek z nazwami statków i ludzi którzy na nich zginęli przybyło na cokole pomnika w ciągu tych zaledwie kilkunastu lat. Mosiężne tabliczki z nazwiskami i nazwą statku. Tylko tyle. Żadnego grobu przy którym rodzina i przyjaciele mogliby wspominać zamarłego. Ale dla mnie to nie tabliczki , tylko ludzie z którymi pływałem na jednym statku przez wiele miesięcy i chociaż ja żyje a oni nie, to wciąż o nich pamiętam.

 

Wtedy, zima, Zatoka Biskajska

Statek to stary frachtowiec przebudowany w Niemczech na statek do przewozu sypkiego cementu.

Załoga to Kapitan, Chief Mechanik i Chief Oficer – wszyscy to Niemcy.

Pięciu Polaków: Drugi Mechanik, Elektryk, Kucharz, Bosman i Motorzysta

Czterech Hindusów – marynarzy/ motorzystów.

Statek wypłynął z Bilbao wieczorem , w nocy odebrano satelitarny sygnał wzywania pomocy (za sprawa automatycznej boi EPIRB)

Nikt nie przeżył , znaleziono jedynie pustą tratwę ratunkowa.

 

Tydzień wcześniej, Londyn

Not always afloat but safe aground – to formułka często spotykana w portach pływowych, gdzie podczas odpływu statek osiada bezpiecznie na dnie by podnieść się z niego ponownie podczas przypływu.

Cumujemy do dużej barki na środku Tamizy i do jej zbiorników wyładowujemy przywieziony z Francji cement. Wyładunek cementu odbywa się przy pomocy pomp , najpierw wtłacza się do cementu sprężone powietrze a gdy nabierze konsystencji cieczy , pompuje się go jak wodę. Brzmi nieskomplikowanie , ale statek nie ma wzdłużnych grodzi w zbiornikach i nawet najmniejszy przechył grozi „przelaniem” cementu na burtę i wywrotką statku.

Podczas naszej pierwszej wizyty w Londynie osiadając na dnie uszkodziliśmy też denne poszycie statku. Od tej pory woda dostawała się do zbiornika balastowego prawej burty.

Nie zauważyliśmy tego od razu, gdyż po wyładunku cementu zalaliśmy wszystkie zbiorniki balastowe.

Woda w zbiorniku , woda na zewnątrz , nic nie wskazuję na uszkodzenie.

Dopiero po załadunku w le Havre i wypompowaniu balastów zauważamy , że statek stopniowo przechyla się na prawą burtę. Nie był to wielki przeciek , wystarczyło raz na dwie godziny włączyć pompę balastową i osuszyć zbiornik.

Powiadomiliśmy o uszkodzeniu Armatora , ale dostaliśmy odpowiedź , że statek zanim pójdziemy na stocznię załatać dziurę , mamy zrobić jeszcze dwie pilne podróże z cementem z Hiszpanii.

To już nie moje zmartwienie, minęło właśnie sześć miesięcy mojego kontraktu i jutro wracam do domu.

Trochę niepokoi mnie mój zmiennik. Nowy Chief Oficer jest arogancki i sprawia wrażenie nie do końca zrównoważonego psychicznie.

Nie chce słuchać żadnych uwag o statku, metodach załadunku i wyładunku , usterkach. Wszystko wie lepiej , chociaż nigdy nie był na tym statku ani w ogóle na żadnym cementowcu.

Zostawiam więc uszkodzony statek z szurniętym Pierwszym Oficerem i jadę do domu.

 

Wtedy, kilka godzin przed tragedią

Kapitan swoim zwyczajem pozostawił statek pod opieką Pierwszego Oficera i sam udał się na rekonesans po okolicznych barach. Załadunek szedł sprawnie , cysterny z cementem podjeżdżały , podłączano węże ze sprężonym powietrzem i cement płynął do zbiorników statku.

Krótko przed godziną dwudziestą zakończono załadunek.

Około godziny zajęła odprawa celna i po kolejnej godzinie statek wyszedł na otwarte morze.

Kapitan na lekkim rauszu nie sprawdza prognozy pogody – to pierwszy poważny błąd bo prognoza jest zła , sztorm w zatoce biskajskiej nasila się z każdą godziną.

Drugi błąd jest jeszcze poważniejszy , zgodnie z instrukcją przewozu cementu , statek powinien pozostać w porcie przez co najmniej sześć godzin aby powietrze wyszło i cement „uleżał” się w zbiornikach. Tymczasem już w dwie godziny po zakończeniu załadunku statek jest na pełnym morzu.

 

Wtedy, dokładnie wtedy

Chwilę po północy wachtę obejmuje Pierwszy Oficer.

Statek idzie w ciężkim sztormie , biorąc fale od baksztagu lewej burty. Potężne wały spienionej wody unoszą najpierw rufę statku, dziób zanurza się w wodzie i statek kładzie się na prawej burcie. Po czym powoli prostuje się z wysiłkiem zrzucając wodę z pokładu. Dziób wędruje do góry , rufa w dół i statek kładzie się na lewo. Przechyły sięgają trzydziestu stopni. Wiatr wyje, wciskając się przez wszystkie szpary, niedomknięte drzwi na mostku walą przy każdym przechyle.

Ekran radaru jest tak zaśmiecony echem odbitym od fal , że nawet spory statek przepływający w pobliżu mógłby zostać nie zauważony. Całe szczęście rybacy z małych kutrów mają dość rozsądku aby dawno już być bezpieczni w portach.

Przechyły są tak mocne, że Pierwszy nie zauważa pogłębiającego się przechyłu na prawa burtę, to uszkodzony zbiornik balastowy nabiera coraz więcej wody.

Wcisnął się w fotel sternika i próbuje tylko przetrwać do końca wachty, Drugi Mechanik robi to samo w pomieszczeniu kontrolnym maszynowni, reszta załogi śpi.

Około pierwszej w nocy przychodzi TA fala , statek kładzie się na prawą burtę i już nie wstaje.

W zbiornikach nie ustabilizowany cement przesypuje się na burtę pogłębiając przechył.

Spadają książki z półek , tłucze się zastawa w messie , marynarze śpiący na lewej burcie wypadają z koi.

Następna fala pogłębia jeszcze przechyl, staje generator, gasną światła.

Teraz już wszyscy zdaja sobie sprawę, że jest źle.

Tylko gdzieniegdzie słabo żarzą się światła awaryjne, silnik staje

W tym momencie Pierwszy Oficer już nie żyje, wyrzucony siłą przechyłu z fotela uderzył głowa w

szot i zmarł na miejscu.

Kapitan ma kabinę na prawej burcie , żeby się z niej wydostać musi się wspiąć z sypialni do salonu. Tylko że drzwi są teraz w suficie i nie ma jak ich otworzyć. Bulaj wychodzący na pokład główny jest już po wodą. Zostanie więc w swojej kabinie aż do końca obserwując jak woda zalewa statek i łapiąc ostatnie rozpaczliwe oddechy w bańce powietrza pod sufitem.

Chief Mechanik ma kabinę na lewej burcie, więc łatwiej przychodzi mu się z niej wydostać. Z sypialni opuszcza się do salonu i wzdłuż stojącej teraz pionowo kanapy do znajdujących się teraz w podłodze drzwi na korytarz. Otwiera drzwi i leci piętnaście metrów w dół. Łamie nogi i traci przytomność – to jego szczęście.

Na lewej burcie jest jeszcze kabina Drugiego Mechanika - on miałby największe szanse

wydostać się z nadbudówki, bo jego kabina leży w wąskim korytarzu prowadzącym

wprost na pokład rufowy - ale on jest w maszynowni i nie ma szans się stamtąd wydostać.

Reszta załogi mieszkająca pod głównym pokładem pozbawiona jest jakichkolwiek szans na ratunek.

Nie ma bezpośredniego wyjścia na pokład a ściany przy schodach są gładkie, nie zainstalowano nawet poręczy, nie ma się po czym wspiąć gdy schody wiszą nad głową.

Pozostaje tylko patrzeć jak przez wszystkie otwory wentylacyjne, wybite okna i świetliki wlewa się woda. Jest lodowata, ma około 8 stopni - w takiej temperaturze organizm może wytrzymać najwyżej

kilkanaście minut

Utonęli czy zmarli z wychłodzenia?

Widzieli jak woda zalewa coraz bardziej ich kabiny i nie maja gdzie uciec?

Czy może zamknięci w uwiezionym pod pokładem bąblu powietrza żyli jeszcze parę

godzin bez nadziei na ratunek?

Tego nie dowiemy się nigdy bo nie przeżył nikt kto mógłby o tym opowiedzieć.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 01.11.2019
    Ciekawy tekst o braku odpowiedzialności na morzu ze strony kapitana. Przypomniał mi się dawno czytany tekst z krytyki literackiej, że prawdziwi zmarli to ci na morzu, gdyż nie można ich odwiedzić, nie wiadomo, gdzie leżą. Do pochowanych na cmentarzu zawsze możemy przyjść, a do tych co na morzu nie ma drogi.
    Uwagi techniczne: przed który, że stawiamy przecinki, przecinki stawiamy bez spacji po danym wyrazie, popraw literówki. Na końcu zdania potrzebna kropka. Pozdrowienia!
  • Witam,

    Na początek drobiazgi:
    "Nie pójdę na cmentarz , nie zapalę znicza na pomniku poświęconym „Tym , którzy nie wrócili z morza”.
    "Wtedy , zima , Zatoka Biskajska" - i w kilku jeszcze miejscach - spacje stawiamy tylko po przecinkach, te przed - do zlikwidowania.

    "Po czym powoli prostuję się z wysiłkiem..." - prostuje się - literówka plus kilka jeszcze innych.

    Podsumowując - jest to kawał bardzo fajnego opowiadania. Lekko się czyta i jest porządnie napisane. Sprawia wrażenie, jakby autor znał się na rzeczy lub zrobił porządny research :)
    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania