Moja Druga Szansa - Rozdział 3 - Czy chwila normalności to tak wiele?
Tej nocy nie spałam najlepiej. Ciągle myślałam o wiadomości od nieznanego nadawcy i tym, co napisałam do Kamila, kimkolwiek on jest. Może moi obaj rozmówcy są tą samą osobą? Nie mam pojęcia. Dzisiaj moja klasa wybrała się na wycieczkę za miasto, ale nie miałam siły i ochoty spędzać z nimi ani jednej minuty. Postanowiłam spędzić ten dzień w swoim łóżku, ale już o 9.30 usłyszałam dzwonek do drzwi. Rodzice poszli do pracy bardzo wcześnie, więc musiałam szybko opuścić moją czarną pościel i zbiec na dół. W drzwiach pojawiła się moja przyjaciółka ze szpitala - Ela.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam zaskoczona, po czym rzuciłam się jej na szyję.
- Twoja mama dzwoniła. Powiedziała, że zrobiłaś sobie małe wagary i potrzebujesz towarzystwa. To jak, mogę wejść? - uśmiechnęła się radośnie.
- Też mi pytane, wchodź! - krzyknęłam z podekscytowania. Kiedy już Ela zdjęła swój płaszcz, poszłyśmy do mojego pokoju, który znajdował się na górze.
- Trochę się o ciebie martwiłam. Nie dawałaś znaku życia - westchnęła, po czym rzuciła się na moje łóżko.
- Przepraszam, ale tyle się u mnie działo. Poza tym, nawet nie miałam jak tego zrobić. Przecież rzekomo straciłam telefon w czasie wypadku, a rodzicom jakoś nie było spieszno do zakupu nowego, choć obiecali to od razu po moim wyjściu ze szpitala - puściłam jej oczko.
- Rzekomo?
- To długa, dziwna i skomplikowana historia - na moje słowa Ela od razu się podniosła. Opowiedziałam jej o pierwszym dniu w szkole, zamkniętym pomieszczeniu, moich rzeczach i dziwnej wiadomości.
- Wow, historia jak z jakiegoś serialu! Widzę, że się tu nie nudzisz - uśmiechnęła się szeroko.
- Bardzo śmieszne, naprawdę - rzuciłam od niechcenia.
- Wiem, przepraszam. A próbowałaś z kimś o tym pogadać?
- Nie mam z kim. W szkole mnie nie znoszą, a rodzice tylko się denerwują, jak wspominam o wypadku albo o tym, co było wcześniej.
- No a ten chłopak, z którym miałaś się spotkać?
- Nie wiem kto to. Próbowałam do niego zadzwonić w nocy, ale miał wyłączony telefon. Nawet nie wiem jak wygląda. Niby mam jakieś zdjęcie z imprezy, ale nie wiem, kto jest na nim ze mną. Może to ten Kamil, a może ktoś inny... - wzruszyłam ramionami.
- To może wyskoczymy na miasto? No, o ile nie wykręcisz mi jakiegoś wrednego dowcipu - zaśmiała się, po czym podeszła do okna. Między drzewami zauważyła jakąś postać. Był to wysoki chłopak w kapturze.
- Sonia, tam ktoś jest i obserwuje dom! - krzyknęła spanikowana.
- Co?! - podbiegłam do okna, ale wtedy tajemnicza postać odwróciła się i odeszła.
- Kto to był?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Dobra, zaczynam się bać. Zostajemy w domu.
- No raczej. Pójdę posprawdzać okna i drzwi. Muszę się upewnić, że wszystko jest zamknięte.
- Może zadzwonimy do twoich rodziców?
- Nie ma potrzeby ich martwić, przecież ten koleś sobie poszedł - uśmiechnęłam się lekko, aby ukryć mój strach. Następnie zeszłam na dół, obeszłam całe piętro, upewniając się, że wszystko jest zamknięte i nikt nie wjedzie do środka, po czym pobiegłam na górę.
- I jak, wszystko okej?
- Spokojnie, już jest dobrze. Pewnie niepotrzebnie wpadamy w panikę, a wszystko możemy racjonalnie wyjaśnić - kiedy wypowiedziałam te słowa, poczułam wewnętrzny spokój. To chyba dobrze.
- To może coś obejrzymy? Może komedię romantyczną z jakimś przystojniakiem? - nagle obie zaczęłyśmy się śmiać. Kiedy jeszcze byłyśmy w szpitalu, lubiłyśmy oglądać różne romansidła, żeby się odstresować i nie myśleć o sprawach dnia codziennego. Od śmiechu oderwał nas telefon Eli, a właściwie nowa wiadomość, która właśnie przyszła.
- No, miło było, ale muszę już uciekać - cały czas patrzyła w ekran telefonu.
- Teraz? Nie boisz się?
- Nie, spoko. Rodzice czekają na zewnątrz. Zapomniałam o wizycie u dentysty, wybacz. Ale obiecuję, że następnym razem zostanę dłużej i coś obejrzymy, dobrze?
- Jasne, nie ma sprawy. Odprowadzę cię na podwórko - uśmiechnęłam się lekko, po czym wyszłyśmy do bramki. Kiedy Ela odjechała już z rodzicami, odwróciłam się w kierunku domu. Nagle moje serce zaczęło bardzo szybko bić. Przed drzwiami stał wysoki, brązowooki brunet w kapturze. Ten sam, który jakiś czas temu obserwował dom. Wyglądał na zdenerwowanego. Wybiegłam na ulicę i zaczęłam wzywać pomocy, ale błyskawicznie mnie dogonił i złapał.
- Już mi nie uciekniesz - powiedział z błyskiem w oku. Kiedy patrzyłam na niego przerażona, nagle coś zaczęło się ze mną dziać. Wszystko przed moimi oczami się rozmazało i zobaczyłam kompletnie inny obraz....
http://moja-druga-szansa.blogspot.com/
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania