Moja Gra - Rozdział 1
Siedziałam na łóżku i czytałam po raz szósty Joyland, Stephena Kinga, kiedy do naszego pokoju wpadła Ana ze swoimi blond włosami, rozwianymi dookoła głowy. Powoli podniosłam wzrok znad książki, i spojrzałam na jej twarz, na której malowało się roztargnienie. Ana zawsze była roztargniona i lekko niezorganizowana, ale nie przeszkadzało mi to, może dlatego, że była jedyną bliską mi osobą na świecie.
- Dyrektor wzywa cię do siebie - oświadczyła mi.
Odłożyłam książkę na bok i bez słowa wstałam z łóżka. To nie był pierwszy raz, kiedy szłam do tego gabinetu, ale teraz szczerze nie wiedziałam dlaczego. Z Aną u boku doszłam do południowego skrzydła budynku, w którym znajdował się dyrektorski gabinet.
- Powodzenia - szepnęła moja przyjaciółka, kiedy wchodziłam do środka. W odpowiedzi tylko skinęłam jej głową.
- Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć - powiedziałam, ledwo zamknęłam za sobą drzwi.
Przyzwyczajona już do częstych wizyt tutaj, bez zawahania podeszłam do przodu i usiadłam na krześle stojącym przy biurku. Po drugie stronie siedział mężczyzna około pięćdziesiątki, z lekko już siwiejącymi włosami. Nie wyglądał w tej chwili na człowieka w dobrym humorze.
- Tak Brook, chciałem cię widzieć. Co masz mi do powiedzenia na temat swojej sytuacji szkolnej?
Odwróciłam wzrok, bo powoli zaczynałam podejrzewać o co może chodzić. Mimo to wymamrotałam:
- Nic.
- Posłuchaj mnie uważnie dziewczyno. Po raz kolejny dzwonili do nas ze szkoły w twojej sprawie. Rozumiem, że w wolnym czasie dużo czytasz, ale nie możesz zachowywać się w ten sposób. Czy teraz już wiesz, jaką sytuację mam na myśli?
- Nie - powtórzyłam ze wzrokiem wlepionym w swoje dłonie.
- Skoro tak, to ci powiem. Kiedy nauczycielka spytała cię o omówienie sceny z Romea i Julii, zaczęłaś streszczać jej cały Joyland. A kiedy kazała ci usiąść i już się nie odzywać, wyszłaś bez słowa z sali. Słucham, teraz twoja kolej na wyjaśnienia.
Westchnęłam i podniosłam wzrok na dyrektora domu dziecka, w którym od zawsze się wychowywałam.
- Nie znałam tej książki, to opowiedziałam o innej. Powinna to uznać chociaż jako zaliczenie, a nie upokarzać mnie w obecności całej klasy. A skoro nie chciała mnie słuchać, to wyszłam. - oświadczyłam pewnym głosem.
Wychowawca wstał i popatrzył na mnie z góry. Domyślałam się co chciał mi powiedzieć, bo już nie raz to od niego słyszałam i po chwili moje przypuszczenia się potwierdziły.
- Jesteś najgorszą osobą, jaką przyszło nam wychowywać. Ale mimo to nie pozwolę, żebyś zepsuła mi opinię i jeszcze wyprowadzę cie na ludzi.
- Z tego co wiem, to nie jest zakład karny - wtrąciłam.
- Nie pyskuj, Brook. To cię akurat donikąd nie doprowadzi. A wracając do tematu, głównie ze względu na ciebie, bo wbrew temu co myślisz zależy mi na twojej przyszłości, zaprosiłem do nas na jutro gościa.
Patrzyłam prosto przed siebie, czekając aż doda jeszcze jakiej reakcji ode mnie oczekuje. Zapraszanie gościa 'dla mnie' było tylko jego kolejnym nieudanym chwytem wychowawczym, bo niby kogo miałby zaprosić. Nie miałam na tym świecie nikogo bliskiego, ani nawet nikogo nie podziwiałam. Nie miałam idoli, zainteresowań, marzeń. Przeżywałam każdy kolejny dzień, tylko po to, żeby dotrwać do następnego. W wolnym czasie czytałam raz po raz tą samą książkę, ale wbrew temu co najczęściej myśleli rozmawiający z nami psychologowie, nie miałam depresji. To był po prostu mój jedyny sposób na to, żeby przetrwać wśród moich rówieśników, którzy nie darzyli mnie szczególną sympatią. Najlepiej świadczy o tym fakt, że przez siedemnaście lat mojego pobytu tu, Ana była pierwszą i jedyną osobą z którą się zaprzyjaźniłam.
- Chciałbym, żebyś jutro porozmawiała na osobności z naszym gościem i mam nadzieje, że zainspiruje cię do czegokolwiek.
- Nie będę rozmawiać z kolejnym psychologiem - odpowiedziałam od razu, trochę za bardzo niemiłym tonem.
- Tym razem to nie będzie psycholog Brook. Proszę cię, żebyś dała chociaż tej osobie szansę.
Wzruszyłam ramionami nic nie odpowiadając. Widząc moje zniechęcenie, dyrektor odpuścił i pozwolił mi wyjść, a ja jak zwykle wróciłam prosto do swojego pokoju . Ana już tam na mnie czekała, więc opowiedziałam jej szybko o rozmowie z mężczyzną.
- Co ty masz w sobie takiego, że ciągle podpadasz? - spytała dziewczyna.
- Pustkę - odparłam zgodnie z prawdą.
Ana starała się zadać mi parę pytań, ale ją zbyłam. Oporządziłam się szybko w łazience i wśliznęłam pod ciepłą kołdrę w najbardziej znienawidzonym przeze mnie kolorze kremowym. Zastanawiałam się kim będzie osoba, z którą będę musiałam jutro rozmawiać, ale moja ciekawość była bez porównania mniejsza, niż ciekawość mojej przyjaciółki.
- Ana, proszę cię, daj mi już dzisiaj spokój, jestem zmęczona - powiedziałam w końcu nie wytrzymując już jej zbytniej natarczywości.
- Daj spokój Brook, jest dopiero dziewiąta, porozmawiaj ze mną!
- Jest dziewiąta, a ja idę spać, żegnam cię dzisiaj serdecznie i życzę dobranoc.
Po tych słowach zakryłam się kołdrą na głowę i pomimo rzeczywiście wczesnej pory, zasnęłam.
Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi o ścianę. Otworzyłam oczy i niechętnie podniosłam się na łokciu.
- Gdzie łazisz o tej porze? - spytałam przyjaciółkę, widząc, że krząta się po pokoju. Był sobotni poranek, więc liczyłam na to, że dane będzie mi się wyspać.
- Wstawaj, już jest. Chce się widzieć z całym naszym rocznikiem - odpowiedziała mi, grzebiąc jednocześnie w szafce.
- Kto już jest?
- Ten twój gość. To kobieta, jakaś trenerka, nie wiem dokładnie. Kazała nam się przebrać w strój sportowy. Łap!
Ana rzuciła we mnie moimi szarymi spodniami dresowymi i czarną koszulką. Jęknęłam w proteście, ale zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki doprowadzić się do porządku i ubrać. Ciemnobrązowe włosy sięgające łopatek związałam jak zazwyczaj w wysokiego kucyka i za wszelką cenę starałam się nie zwracać uwagi na wory malujące się pod moimi oczami. Ten cholerny dom dziecka doprowadzał mnie do obłędu!
Godzinę później, z napełnionym już przez śniadanie brzuchem, wyszłam razem z 20 innymi osobami z mojego rocznika na niewielki betonowy obszar znajdujący się przed budynkiem. Chwilę później dołączyła do nas kobieta. Śledziłam ją wzrokiem, kiedy przechodziła obok nas i obchodziła dziedziniec tak, że zmusiła nas wszystkich, żebyśmy odwrócili się o 180 stopni. Miała krótkie, jasnoblond włosy sięgające do dołu szczęki i już po samych jej ruchach było widać, że jest wysportowana.
- Witam was wszystkich. Wiem, że żadnemu z was nie jest tutaj łatwo, ale wyglądacie mi na fajne dzieciaki, więc liczę, że się dogadamy - powiedziała na wstępie.
Jeden z chłopaków stojących w grupce jakieś trzy osoby ode mnie, prychnął głośno, zwracając na siebie uwagę trenerki.
- Każdy mówi, że rozumie jak tu jest, ale tak naprawdę nic o tym nie wiecie. Bo niby skąd może pani wiedzieć, jak tutaj naprawdę wygląda? - naskoczył na nią. Ja nie chciałam tego sama mówić, ale zgadzałam się z nim w stu procentach.
- Jak masz na imię młody człowieku? - spytałam go kobieta, zachowując idealny spokój i pogodny ton.
- Fred.
- Nie zgodzę się z tobą, Fred, bo akurat dokładnie wiem, jak to wygląda. A wiesz dlaczego? Bo sama wychowałam się w domu dziecka. Nie w tym konkretnym, ale moje dzieciństwo wyglądało podobnie do waszego.
Freda zamurowało. Rzadko zdarzało się, że akurat temu chłopakowi brakowało słów, ale teraz ewidentnie nie potrafił znaleźć żadnego argumentu. Zresztą wcale mu się nie dziwiłam, bo ja sama też byłam lekko zszokowana.
- Wychowywała się pani w domu dziecka? - odezwała się Rebecca, jakby w ogóle nie usłyszała dopiero co odbytej wymiany zdań.
- Tak. Dlatego postanowiłam poprowadzić zajęcia właśnie w takiej placówce, bo rozumiem przynajmniej częściowa, przez co przechodzicie i z jakimi możecie zmagać się problemami. A tak swoją drogą, nie mówcie do mnie pani. Jestem Claudia.
- I czym się pani zajmuje? - kontynuowała Rebecca. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta dziewczyna jest głucha, czy tylko głupia.
- Proszę cię, nie mów do mnie pani. Będę wdzięczna za Claudię. A co do mojego zawodu, to właśnie do tego zmierzam. Jestem trenerką kobiecej reprezentacji narodowej w piłce nożnej.
Przerwały jej prychnięcia i śmiechy chłopców, którzy w naszej grupie byli w przeważającej części. Claudia nie wyglądała jednak na speszoną tym faktem, bo bez zawahania kontynuowała dalej.
- I mimo niezadowolenia męskiej części waszej grupy, tak chłopcy słyszałam was doskonale, mam zamiar poprowadzić dla was zajęcia z tej własnej dyscypliny sportu. A co do was, zobaczymy, czy będziecie w stanie okiwać dziewczyny. - zakończyła, zwracając się do Freda i jego kumpli.
Nie czułam się jakoś specjalnie zainteresowana tym pomysłem, ale też nie pałałam do niego jakąś niechęcią, jak na przykład do zeszłotygodniowej próby chóru. Na szczęście bardzo szybko uznali, że nie nadaje się do śpiewania i nie tyle zwolnili mnie z chóru, co wręcz zabronili mi się na nim pokazywać. A ja byłam z tego powodu przeszczęśliwa.
- Widzę, że do wszystkich dotarła moja prośba i jesteście ubrani na sportowo, więc zapraszam za mną. - powiedziała Claudia i zaczęła iść w stronę furtki prowadzącej poza teren domu dziecka. Wszyscy bez słowa protestu ruszyliśmy za nią, musiałam przyznać, że miała w sobie coś charyzmatycznego. Jakby nie było, była przecież trenerką kadry narodowej.
Po kilkunastu minutach doszliśmy do miejsca, w które prowadzali nas opiekunowie, kiedy byliśmy dziećmi. Ostatni raz byłam tu jednak z dobre 5 lat temu i od tego czasu dużo się zmieniło. Trawa, którą zapamiętałam z zabaw w berka z Aną, zmieniła się w wysuszony piach o prostokątnym kształcie, na którego krótszych bokach ustawiono bramki z białych prętów. Na środku prowizorycznego boiska zobaczyłam kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt ustawionych w rzędzie piłek.
Kiedy doszliśmy do rządków piłek, Claudia musiała powstrzymywać chłopców od rzucenia się na nie. Dziewczyny za to stały w pewnej odległości, jakby bały się, że futbolówki zrobią im krzywdę. Ja za to odkryłam z zaskoczeniem, że zatrzymałam się tuż przed przygotowanym sprzętem i czekałam z niecierpliwością, jakie dostaniemy zadanie.
- Okej, na początek zobaczymy co umiecie. Na razie wszyscy zajmiecie się tylko jedną z obecnych tu piłek. Ustawcie w się w jakąś kolejkę, będziecie podchodzić pojedynczo i żonglować. Ten, kto podbije piłkę najwięcej razy, będzie mógł jako pierwszy wybierać skład. No, więc zaczynamy. - oświadczyła Claudia i podbiła do góry jedną z piłek. Wszyscy chłopcy rzucili się na nią jak dzikusy, ale odpuścili, kiedy znalazła się w rękach Freda.
- Ręce przy sobie, to piłka nożna! - krzyknęła trenerka.
Fred momentalnie upuścił piłkę na ziemię i zaczął ją podbijać. Nie powiem, szło mu nieźle, ale nie było tajemnicą, że większość wychowanków płci męskiej w czasie wolnym chodziło na zabetonowany plac przed budynkiem domu dziecka i grało tam piłką coś na kształt meczu, podczas gdy na przykład ja czytałam w tym czasie Joyland. Jednak teraz patrzyłam na Freda z zazdrością. Mimo to poczekałam grzecznie, aż nadejdzie moja kolej i jako pierwsza dziewczyna podeszłam do piłki. Nigdy wcześniej nie grałam w piłkę nożną, ale teraz dokładnie wiedziałam co mam robić. Podbiłam futbolówkę stopą i zaczęłam nią żonglować. Kiedy po raz kolejny odbijała się od mojej stopy, ogarnęło mnie nieznane dotąd uczucie. Zalała mnie fala dzikiej, niewytłumaczalnej radości, jakby w tej jednej czynności znajdowało się przepis na to, jak zadbać o swoją wymarzoną przyszłość oraz uczynić każdą sekundę teraźniejszości tą najlepszą. Cały świat przestał dla mnie istnieć, zatraciłam się w podbijaniu piłki bardziej niż w czytaniu Joylandu, a była to moja najukochańsza książka.
Kiedy doszłam do 100 podbić, zatrzymałam piłkę na dłużej na stopie, po czym podrzuciłam i złapałam w ręce. Nie zrobiłam tego dlatego, że chciałam dać szansę innym, czy żeby zobaczyć ich miny i usłyszeć opinię trenerki. Zrobiłam to, bo bałam się, że piłka spadnie mi na ziemię i moja wielka radość przerodzi się w smutek i gniew z porażki.
Mimo to podniosłam wzrok i popatrzyłam najpierw na twarze moich towarzyszy niedoli z więzienia zwanego przez ludzi z zewnątrz domem dziecka. Wszyscy, łącznię z Aną, mieli miny wyrażające głęboki szok. Wyglądali tak, że aż przejechałam ręką po swoich przylizanych włosach, żeby zobaczyć, czy nie mam na głowie niczego dziwnego. Nie miałam, co spowodowało, że ogarnęła mnie duma, bo wszyscy byli pod głębokim wrażeniem mojego popisu z piłką. Ja sama byłam, z resztą, pod nie mniejszym wrażeniem. Po chwili przeniosłam wzrok na Claudię, ale na jej twarzy nie malował się szok. Uśmiechała się szeroko i patrzyła na mnie z wielkim zadowoleniem. Pokazała mi gestem, żebym nagrała jej piłkę nogą, więc zrobiłam to, a ona złapała ją jedną ręką i zwróciła się do mnie:
- Brook, prawda?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania