Moja łajba.
Chłodna, prosta kalkulacja;
Wydaje się być logiczna.
Pas zapięty, stabilizacja;
Brzeg, bezpieczna przystań.
Lecz na brzegu lasu szum;
Szalonym wiatrem targanego.
A za burtą ludzi tłum;
Patrzą i się dziwią z tego.
Może myślą, że ten statek;
Tak na prawdę nie istnieje.
A marynarz i sam majtek;
Są jedynie urojeniem.
Ku zdziwieniu tego tłumu;
Z wód spienionych się wynurza.
Jeździec z beczką pełną rumu;
Na co tłum ten się oburza.
Raptem wszystko się zwichrzyło;
Nie ma łodzi, mórz i jeźdźca.
Wszystko nagle się skończyło;
Widać horyzont na przestrzał.
Nie ma tłumu, nie ma łodzi;
Nie ma nawet marynarza.
Ale to nic - nie szkodzi;
Takie coś się często zdarza.
Komentarze (5)
Przedstawiłaś smutną, ale jakże życiową prawdę i to jeszcze w tak pięknej formie, która jakby sama opowiadała się czytelnikowi. Nikt z nas nie jest wieczny, przemijamy dzień za dniem, a że kiedyś ktoś zajmie nasze miejsce - rzecz niewyobrażalna na ten moment, a jednak właściwa z biegiem czasu. Bardzo mi się podoba, jak to przedstawiłaś, zostawiam 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania