W przyrodzie nic nie ginie [N.S.: Marność istnienia]
[W konkursie Niepowtarzalny Styl tekst widniał pod tytułem "Koń na biegunach". Nikt mnie o niego nie posądził, ale wcale mnie to nie dziwi. Sądzę, że w następnej edycji konkursu sprawię znacznie mniej problemów rozpoznawczych. ;)]
Ze snu zbudził go czuły pocałunek i czyjeś coraz głośniejsze pomruki. A może nadal mu się to śniło? Miewał czasem tak realistyczne sny, że żadna marna rzeczywistość nie byłaby w stanie im dorównać. Można by rzec, że sny były tak naprawdę jedyną piękną rzeczą, jaka mu w życiu pozostała. Nic zatem dziwnego, że coraz częściej zdarzało mu się przesypiać całe dnie, zaplątanemu w marazm przepoconej pościeli i przetrawionego alkoholu. Tak cudownie było spać, nie myśląc, nie czując, nie żyjąc. Z każdego snu jednak trzeba się prędzej czy później obudzić.
Tym razem wraz z przebudzeniem przyszedł potworny ból głowy. Chyba najgorszy w całym jego życiu. A zaraz potem dołączyła do niego świadomość, że tą uroczą istotą, której pocałunek wyrwał go ze snu, był nie kto inny, jak jego własny pies, a mówiąc konkretniej – suka. Cóż, mogło być znacznie gorzej. Wszak nie z takimi sukami miewał już wcześniej do czynienia. Z jękiem podniósł się z posłania, stawiając stopy na podłodze i chowając twarz w dłoniach.
– Zamknij się, do kurwy nędzy – warknął, gdy towarzysząca mu psina zaczęła coraz natarczywiej skomleć i poszczekiwać. Pewnie była głodna. On zresztą też, ale nie spodziewał się znaleźć w chałupie choćby okruszyny czerstwego chleba. Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie wydał ostatnich oszczędności na puste już butelki, których zawartość miała pomóc mu odnaleźć utracone natchnienie. Nawet jeśli rzeczywiście pomogła, to on już tego nie pamiętał.
„Pięknie, kurwa…”, pomyślał jedynie, wstając i chwiejnym krokiem przemierzając zaścielony trocinowym dywanem pokój. A już tak dobrze mu szło. Wytrzymał prawie osiem miesięcy, wszystko zmierzało ku dobremu, miał wreszcie wyjść na prostą. Dostał to cholerne zlecenie, które miało przynieść jakąś porządną kasę, a może nawet prestiż i znajomości. Gdyby tylko wszystko szło po jego myśli… Gdyby nagle nie zabrakło mu natchnienia… Gdyby potrafił jakoś to przezwyciężyć… Gdyby, gdyby, gdyby…
Na szczęście miał teraz na głowie sprawy o wiele ważniejsze i pilniejsze niż rozmyślanie nad marnością własnego istnienia. Musiał się odlać. Kiedy już to załatwi, być może pomyśli, co dalej.
Pies, a raczej suka, wciąż akompaniowała każdej jego czynności swoim ujadaniem. Co było z nią dziś nie tak? Zachowywała się, jakby sama za dużo wczoraj wypiła. Tak naprawdę chyba nigdy nie lubił tego złośliwego zwierzaka, trzymał go wyłącznie przez wzgląd na swojego syna.
Olśnienie przyszło niczym nagły cios w głowę. Jego syn! Czyż nie rzeźbili wczoraj razem małego konika na biegunach? To musiało być wczoraj, pamiętał przecież, że długo szukał najbardziej odpowiedniego kawałka lipowego drewna. Odkąd tylko nauczył się mówić, dzieciak ciągle powtarzał, że chce być jak jego ojciec. Może kiedyś, dawno temu, miało to jeszcze sens, ale teraz… Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, jego syn nadal widział w nim autorytet, chciał się od niego uczyć, spędzać z nim czas, a on…
Złe przeczucia wygnały go z domu z prędkością błyskawicy. Obszedł wzdłuż i wszerz całe podwórze, nieustannie nawołując swego syna po imieniu. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że drobna suczka o sierści niewiele tylko czarniejszej od jego obecnych myśli, prawdopodobnie nie bez powodu od rana próbuje skierować jego uwagę w stronę pobliskich drzew. I płynącej za nimi rzeki.
W końcu tam pobiegł, ledwie łapiąc oddech, w głowie nieustannie mieszając najpaskudniejsze przekleństwa i złorzeczenia z najżarliwszymi modlitwami, aby żadne z jego okropnych przeczuć nie doczekało się spełnienia. Nad rzekę dotarł niby w amoku, wciąż jak mantrę powtarzając imię syna. Nikt jednak nie odpowiadał na jego wołania. Wierna psina pognała tymczasem gdzieś w dół za nurtem rwącej wody, z nosem przy samej ziemi. Mimowolnie ruszył za nią, chociaż stawianie kroków przychodziło mu z coraz większym trudem, jakby przedzierał się przez gęste, cuchnące bagno. I w pewnym sensie tak właśnie było – tyle że tym bagnem była jego własna lekkomyślność i głupota.
W pewnej chwili pies przystanął na chwilę, a on wraz z nim. Samotny mężczyzna oparł się ręką o najbliższe drzewo w nierównej walce z zawrotami głowy i podchodzącym do gardła żołądkiem. Dopiero gdy zdołał nieco uspokoić oddech, podszedł bliżej ku brzegowi rzeki i zamarł w nagłej fali przerażenia. Wśród mułu i drobnych kamieni odnalazł bowiem niewielką drewnianą figurkę. Konia na biegunach.
Miał wrażenie, jakby jego dotąd szaleńczo szamoczące się w piersiach serce, nagle zupełnie przestało bić. Odskoczył od figurki jak oparzony i rozejrzał się po okolicy. Wszystko wokół niespodziewanie straciło dla niego kolory i zapachy, stało się ponure i złowieszcze, jakby cały świat przyczaił się w niemym oczekiwaniu, aż na zdezorientowanego ojca spadnie ostateczny cios. I wcale nie musiał długo czekać.
Gdzieś w dole, między ciemniejącymi na tle srebrnej wody skałami, mężczyzna zdołał dojrzeć czerwoną plamę. Na tyle wyraźną, by mógł rozpoznać w niej bluzę swego jedynego dziecka, lecz nazbyt odległą, by dać mu pewność, że faktycznie odnalazł syna. Czyż nie powinien rzucić się teraz ku niemu? Sprawdzić, czy naprawdę tam jest? Uratować go…?
Zamiast tego zwyczajnie zgiął się wpół i zwymiotował. A potem padł na kolana, mocno zaciskając opuchnięte powieki i znieruchomiał. Czekał, aż ten straszliwy koszmar się skończy, aż obudzi się z niego we własnym, skrzypiącym łóżku, wśród pomiętej pościeli, z synem bezpiecznie skulonym przy jego boku. Jego własne życie od dawna nie miało już żadnej wartości, ale ten drobny, ciągle uśmiechnięty chłopiec… mógł mieć cudowną przyszłość. Czyż jego istnienie było dla świata aż tak marnym i tak niewiele znaczącym, że postanowił po prostu je pochłonąć? Nie, to nie było możliwe. Wszystko zaraz się wyjaśni. Musiał tylko jeszcze chwilę poczekać. Cierpliwie poczekać na koniec tego koszmaru.
Jeszcze tylko kilka głębokich wdechów i otworzy oczy. Trzy, dwa, jeden…
Komentarze (22)
Swoją drogą, nieźle to wyszło, że zostałam potem powiązana akurat z Twoim tekstem. :)
Zabrakło mi tylko w ostatnim fragmencie kilku emocji, jeszcze dobitniejszego końca, w końcu mogę snuć tylko domysły co stało się z mężczyzną tamtej nocy? Jednakże spodobał mi się początek, czułam za sobą dziwne mrowienie "coś jest nie tak", coś czyha i kręci się niespokojnie, realnie przedstawiona postać - niestabilna, zdezorientowana, nawet wkurwiona i jednocześnie zmęczona. Spodobała mi się.
Piszę nieskładnie, urywkami, ale mój mózg się wypala xd
Prawda jest taka, że nie ma w tym tekście jakiegoś wielkiego elementu zaskoczenia, sama siebie bym też nie zaskoczyła, więc średnia ocen zdaje się adekwatna. :D Ale niektórzy zostali ostatnio "uraczeni" sześcioma jedynkami w dwie minuty - cel i sens takiego działania chyba mnie przerasta, bo go nie dostrzegam...
Dzięki, że zajrzałeś. ;)
Bardzo przyjemnie mi się czytało, tekst jest dopracowany co do słowa, fajnie przemyślany, realistyczny, po prostu się przez niego płynęło. Bardzo rzadko czytam u Ciebie prozę, ale ostatnio nadrabiam, więc możesz się mnie spodziewać :) Szkoda tylko tych "Brudnych sekretów", ale na razie zabiorę się za inne smakołyki. Tutaj zostawiam duuużą piąteczkę :)
Jeśli uważasz, że tekst jest przemyślany i dopracowany, to mnie wyjątkowo cieszy - bo jednak lubię, gdy mi się wszystko w tekście sensownie i spójnie składa w całość, zwykle do tego jednak dążę. W prozie, moim zdaniem, lepiej sobie radzę niż w tych moich pseudo-wierszach i generalnie miło mi, że postanowiłaś zajrzeć. :)
"Brudne sekrety" już raczej na Opowi nie powrócą, bo byłoby to trochę bez sensu, natomiast zawsze mogę przesłać choćby mailem w zamian za podzielenie się szczerą opinią. ;) Póki co, w "sekretowym" klimacie na pewno mieści się mój jedyny tekst z bitwy literackiej i "Ostatni taniec" z N.S. - oba są luźno z "Sekretami" powiązane.
W każdym razie, dziękuję za niespodziewaną wizytę, niezwykle dla mnie miły komentarz i ocenę. ;)
No i odpowiednio napisane. Poza tym zakończenie może być... i takie i inne.. :) Niedopowiedzenia są najlepsze czasem:)
Pozdrawiam→5:)
Dzięki za wizytę! :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania