Moja wewnętrzna przemiana.
,,Uczucia to tylko interpretacja chwili
Miłość to cicha rzeczywistość ,,
Nulina.
To musi być prawdą.
Uczucia to emocje, a emocje są zaburzeniem osobowości, a także przyczyną stresów, złego samopoczucia i niepokoju.
Pożądana jest cisza.
Coś takiego udało mi się ostatnio uzyskać za sprawą kilku moich decyzji, oraz działań, które podjęłam kierując się informacjami zdobytymi w czasie mojego długiego życia, a także intuicyjnymi przeczuciami.
Jak było na początku, to już przedtem wspominałam.
Podjęłam kiedyś szereg decyzji, które komuś wydawałyby się dziwne (gdyby o nich wiedział, ale nie wiedział nikt na świecie)
Pierwsza decyzja - podjecie poszukiwań nowej drogi życia, nie tylko dla siebie, ale dla całego ogółu żyjących na tej planecie ludzi. Była to mglista wizja czegoś nowego, co samo do mnie przyszło. Zaczęłam się w tym ,,grzebać,, jak ślepa kura, która o niczym nie ma pojęcia. Było ciężko, ale nie rezygnowałam z raz podjętej decyzji, że trzeba koniecznie znaleźć trzecią drogę w odróżnieniu od skrajności, jakimi są prawica i lewica.
Popadłam w chorobę umysłu, tak to można powiedzieć. No, bo jeżeli ktoś pracuje umysłem , to mogą się jemu przytrafić różne historie, tym bardziej, ze ten umysł ma wykreować coś nowego, nie spotykanego dotychczas.
Wiedziałam, że droga, którą podążam jest słuszna, dlatego nie przejmowałam się zbytnio opiniami lekarzy, bo wiedziałam swoje.
Postanowiłam nie puszczać pary z ust, co też udało mi się znakomicie, tak, że przez kilkadziesiąt lat nikt nawet się nie domyślał jaką pracę umysłową ja wykonuję.
Maska na twarzy świetnie chroniła moją rację przed oczami i uszami wścibskich.
Nie lubię, kiedy ktoś zadaje mi pytania, szczególnie ktoś, kto żyje szarym życiem i nie ma pojęcia o wzniosłych i szczytnych marzeniach idealistek, takich jak ja.
Posiadałam swój wewnętrzny świat, co nie przeszkadzało mi równocześnie żyć szarym życiem, pracować zarobkowo i zajmować się szeregiem obowiązków jakie spoczywają na kobiecie. Nie zamykałam się przed ludźmi, uczestniczyłam w spotkaniach, imprezach jednocześnie żyjąc w moim wewnętrznym świecie.
Byłam osobą na wskroś schizofreniczną, ale podzielność uwagi pozwalała mi zachować równowagę między tymi dwoma światami.
Poszukiwania nowych dróg odbywały się na poziomie intelektualnym co było przyczyną mojego wielkiego zainteresowania się programami telewizyjnymi, teatrami, filmami, utworami muzycznymi, oraz szeregiem dostępnych programów popularnonaukowych.
Robiłam przesiew tych informacji. Skrzętnie zbierałam te, które pasowały do mojej koncepcji, a te, które mi nie pasowały odrzucałam.
Po latach muszę stwierdzić, że większość informacji mi pasowała.
Po jakimś czasie przerzuciłam się na zdobywanie wiedzy książkowej w popularnych i poczytnych w tamtych czasach lekturach z dziedziny parapsychologii, ezoteryki, psychologii, oraz książek z dziedziny duchowej.
To trwało kilka lat. Egzystowałam na pograniczach światów, niewiele biorąc od życia. Cały czas towarzyszyła mi głęboka depresja, cierpienie i niemożność zajmowania się swoimi sprawami, tak jak to robią zdrowi ludzie. Depresja w moim wydaniu była ciężka, czyli całkowity brak energii.
Leczyłam się. Właściwie robiłam to dla mojej mamy. Bałam się zaburzeń, czyli utraty kontroli nad swoimi myślami, co mogłoby doprowadzić do zamętu zwanego w naszym świecie obłędem.
Leczyłam się regularnie mimo bardzo przykrych skutków ubocznych spowodowanych lekami.
Po kilku latach mojej pracy poznałam kogoś, kto wart był tego, aby obdarzyć go niesamowitym zaufaniem, miłością, oraz pragnieniem dzielenia się z nim wszystkim co najlepsze, ale to najlepsze nie było jeszcze gotowe.
Musiałam odejść, aby dokończyć swojego dzieła.
Po rozstaniu się z miłością mojego życia, byłam pełna niepokoju, co objawiło się na zewnątrz niespotykana bladością mojej twarzy i trzęsącymi się rękoma. Zadaje mi się, że nie tylko ręce mi się trzęsły, ale ja cała wpadłam w jakieś dziwne drgawki, co było widoczne dla innych ludzi.
Po jakimś czasie uspokoiłam się, ale popadłam w pewnego rodzaju zwątpienie co do mojej własnej osoby.
Przyjrzałam się sama sobie i zdałam sobie sprawę, ze nie jestem sobą.
Coś się ze mną stało, a wina leżała po stronie moich złych decyzji podjętych na wstępie mojego młodego życia.
Czułam, że to już nie da się odwrócić. Nie byłam wstanie kochać nikogo, ani obdarzać zaufaniem. Czułam się pokręcona, pomazana, tak jak lalka mojej córki, którą na wakacjach moi kuzyni pomalowali pisakiem robiąc z niej potwora.
Było mi z tym źle. Postanowiłam uściślić temat moich poszukiwań, czyli wybrać z tego chaosu informacyjnego, to co interesuje mnie najbardziej.
Stanęło na tym, że ja kompletnie nie mam pojęcia co to jest miłość, moralność, normalność, uczciwość, mądrość i inne pozytywne wartości.
Postanowiłam wychować samą siebie. Świat mi nie dał tej wiedzy, gdyż był jej pozbawiony.
Przerzuciłam się na literaturę o takiej właśnie tematyce. Czytałam bardzo dużo jednocześnie poszukując informacji w przekazach mediowych, telewizyjnych i radiowych. Cały czas towarzyszyła mi piosenka, jako coś dającego mi wielkie nadzieje, gdyż teksty tych utworów były budujące i ponadczasowe, a ponadto pięknie współgrały z moją pracą.
Początki mojej pracy nad sobą były trudne. Nie rozumiałam w ogóle tak prostych tematów jak miłość. duchowość, a nawet religia, która była dla mnie kompletnie zagmatwana i nie do ugryzienia.
To trwało całe lata, a nić przewodnia mojej pracy nie została przerwana, ani na minutę.
Moim drogowskazem był On. Szedł przede mną i miałam go cały czas przed oczami, co w tej chwili skojarzyło mi się z przekazem biblijnym, mówiącym o czterdziestoletniej wędrowce narodu wybranego przez pustynię , kiedy Pan jako słup światła szedł przed nimi, a oni kierowali się według tego ,,drogowskazu,,
Równocześnie stosowałam wizualizację, chociaż wtedy nie wierzyłam w jej skuteczność.
Po prostu widziałam siebie poskręcaną, taką jakby chorą, lub ułomną osobę, którą trzeba uleczyć i doprowadzić do poprzedniego wyglądu.
Pożądany był stan z przed pierwszej inicjacji seksualnej, czyli stan mojej wczesnej młodości i do takiego duchowego uczucia, samopoczucia,czyli prostoty dążyłam z całego swojego serca i umysłu.
Podjęłam pracę w kiosku z gazetami, gdzie przez niemal dziesięć lat dostarczałam sobie wiedzy robiąc codzienną kilkugodzinną prasówkę.
Ta wiedza mnie zalała jak potok brudnej wody, tyle tam było ścieków, że, aż gębę wykrzywiało od niesamowitych doniesień prasowych.
Tam poznałam prawdziwe życie, nie tylko te opisywane w prasie, ale też te związane z obcowaniem na co dzień z tłumem nieznanych mi osobiście ludzi.
Po dziesięciu latach, byłam ,,śmiertelnie,, chora i zapragnęłam uciec stamtąd i nigdy już nie powracać.
Znowu zajęła się wizualizacją, ale tym razem chodziło o odcięcie się od świata, od zgiełku, od ludzi, od szumu i nieprzyjemności z tym związanych.
Leżałam na wznak i wyobrażałam sobie cztery otaczające mnie ściany nieprzeniknione dla ludzi z zewnątrz. Czułam się strasznie. Praca wśród ludzi dostarczyła mi tyle stresów, że nigdy przedtem nawet sobie tego nie wyobrażałam. Zawsze zdawało mi się, że ludzie są w porządku, mili sympatyczni, dobrzy, kochający i miłosierni.
Doznałam wielkiego zawodu, co zmieniło moje spojrzenie na człowieka o 180 stopni.
Podczas kiedy jeszcze pracowałam w kiosku miałam podjąć pewną decyzję. Właściwie to nie miała być konkretna decyzja, ale skłonność do podejmowania tego rodzaju decyzji.
Wiedziałam jedno- wszystkie moje decyzje można było o ,,kant,, dupy rozbić. Doprowadziły mnie one do ciężkiej ,,choroby,, i niemożności poradzenia sobie z trudnymi problemami, jakie one z sobą niosły.
Powiedziałam sobie -Nie! Już dosyć mojej głupoty, czas coś zmienić.
Wtedy pomyślałam o Bogu. Ponieważ w trakcie mojej pracy zetknęłam się z wieloma czasopismami o tematyce duchowej i religijnej, to też miałam jako takie pojęcie o Bogu, czego przedtem nie miałam w ogóle.
Pomyślałam sobie - cóż ja wiem o życiu, celu życia, przeznaczeniu, oprócz tego co mam przed nosem? Nie wiem nic, to też moje wszystkie decyzje będą na chybił trafił, uda się lub nie (rosyjska ruletka).
Pomyślałam o możliwościach umysłu uniwersalnego, który wie wszystko od początku do końca, który widzi całość, a nie mały wycinek, jaki jest dany istocie ludzkiej.
Powiedziałam sobie w głębi mojego ducha - Panie Boże Ty wiesz wszystko, a ja nic nie wiem. Postanowiłam przestać działać na polu mojego osobistego życia, nie podejmować żadnych decyzji, nie zawierać z nikim bliższej znajomości, nie umawiać się z nikim, chociaż okazji nie brakowało, ponieważ byłam wystawiona na widok publiczny niemalże od rana do wieczora.
Oddałam się Bogu pod jego kuratelę, chociaż nie byłam wierząca w takim sensie jak ludzie deklarujący swoją wiarę w kościele. Do kościoła w ogóle nie uczęszczałam, zresztą często musiałam pracować w niedzielę, a jak nie pracowałam to byłam zbyt zmęczona i wybierałam odpoczynek na maksa leniuchując w domu.
Pewnego razu otrzymałam znak od Boga. W sumie, to ja ten znak tak odczytałam. Do kiosku w którym ja pracowałam , a zdaje mi się, że to był drugi, albo trzeci kiosk z kolei w którym byłam zatrudniona pewna firma dostarczała papierosy. Dostawcy papierosów zostawiali w kiosku masę reklam. Były to okrągłe gadżety (nie wiem jak to mam określić) powlekane były one lśniącym materiałem, tak, że ogólnie sprawiały bardzo miłe wizualnie wrażenie. Można by je porównać do podkładek na piwo, ale posiadały jeszcze do tego zawieszkę, tak jakby miały to być takie wiszące ozdoby, czy coś takiego. W kiosku walały się one wszędzie, gdyż za każdym razem dostarczano nowe.
Wszystkie one posiadały napisy, lub jakieś słowne przekazy, albo sentencje.
Jedne z nich, szczególnie rzucające się w moje oczy posiadały napis dziwnie nie związany z papierosami, dlatego było to dla mnie trochę zastanawiające.
Napis na nich brzmiał:
,,Dobrze się prowadzę i nic więcej,,
Po bardzo długim patrzeniu na te dziwne napisy doszłam do wniosku, że ten napis dotyczy mnie i przyjęłam go do swojej świadomości, że odtąd mam tak postępować, czyli żyć samotnie i nie szukać ,,gruszek na wierzbie,, albo jakiegoś ,,guza,,
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Żyję samotnie do dzisiaj i nie żałują swojej decyzji.
Przemiana mojej wewnętrznej osobowości trwała długie lata.
Czułam się jak gąsienica otoczona szczelnym kokonem, wewnątrz, którego zachodziły nikomu nie znane reakcje. Nikt nic nie wiedział, a ponadto ja sama nic nie wiedziałam, tylko przeczuwałam, że praca moja podąża w dobrym kierunku.
Po dziesięciu latach pracy i liczeniu dni na palcach, gdyż pracować musiałam ze względu na to, że miałam na utrzymaniu dziecko, które właśnie kończyło studia, postanowiłam nagle, że opuszczę moje miejsce pracy, biorąc torebkę do ręki, tak jak pewna znana dziennikarka telewizyjna.
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Wstałam wzięłam torebkę i powiedziałam do widzenia moim szefom. Jeden z moich szefów był bardzo przyzwoitym człowiekiem, więc było mi troszeczkę głupio wobec niego, ponieważ widziała jego zaskoczenie. Jednak drugi szef, to był prawdziwy ,,chamuś,, Ludzie odeszli od tego kiosku, ponieważ bywał on dla nich bardzo nieprzyjemny.
Powiedziałam do niego, że chcę się zwolnić, a on powiedział, że mogę nawet dziś.
Nie pytałam o nic więcej, tylko sobie poszłam, nawet po pieniądze nie przyszłam jakie mi się należały za pracę.
Dobry pan szef, spytał mnie, czy ja już nie chcę mieć z nimi żadnego kontaktu, skoro życzę sobie, aby moje pieniądze przekazano, komuś kto mi je dostarczy?
Szkoda mi człowieka, ponieważ nie miałam zamiaru być dla niego taka szorstka.
Jednak jak się później dowiedziałam szef ,,chamuś,, i jego załatwił, tak, że przejął ten kiosk na własność.
Postanowiłam nigdzie więcej się nie zatrudniać, chociaż z początku świadoma swoich obowiązków wobec dziecka, próbowałam jeszcze coś znaleźć.
Później wykonywałam jakieś dorywcze prace przeważnie zlecone mi przez znajomych, co mi tylko na dobre wyszło.
Stałam się domatorką i z większą jeszcze intensywnością zajęłam się poszukiwaniem wiedzy na interesujące mnie tematy. Uspokoiłam się, zaczęłam wracać do zdrowia, pozbyłam się stresów i niepokojów, zaszyłam się w kącie u mamy i miałam święty spokój.
Byłam szarą myszką. Byłam brzydka, gruba i nie podobałam się sobie.
Kochałam mężczyznę z przeszłości, ale to była miłość sercowa i nie życzyłam sobie kontaktu z nim. Zresztą krępowałam się mojego ,,strasznego,, wyglądu.
Kompletnie nie dbałam o siebie jeśli chodzi o zewnętrzny wizerunek. Do ubrania dobre było byle co, aby tylko się nie gniotło, gdyż często kładłam się w południe spać, a potem wychodziłam po zakupy na miast, a przebierać się nie miała siły, ani ochoty. Nie zależało mi na strojach. Chciałam wygląda, tak, aby ludzie mnie czasami nie pokazywali na ulicy palcem, a poza tym nic mnie nie obchodziło. Najlepsze dla mnie byłoby wtedy, abym nie rzucała się nikomu w oczy.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania