Moje Cabo Da Roca

Tyle niepotrzebnych słów, żale, wrzaski, nienawiść, która w końcu ukazała swój majestat niczym góra lodowa do tej pory skrywająca się pod falami oceanu. Ostatecznie zawsze przeczuwa się, że coś istnieje pod spodem a majaczący przed oczami obraz jest tylko karykaturalnym i iluzorycznym fragmentem całości. Po piętnastu latach związku każde spojrzenie a nawet myśl zawiera w sobie miliony niewypowiedzianych pretensji. W moim związku tak właśnie jest.

Droga, która doprowadziła mnie do tego miejsca miała swój początek w umyśle młodej zakompleksionej kobiety, która postanowiła zmienić swoje życie. Jak wszystkie niedoświadczone kobiety zmianę wiązałam z wybawieniem mnie od siebie samej przez kogoś innego. Długie dnie i noce spędzałam na marzeniach o tej jedynej, idealnej dla mnie. Kiedy w końcu się pojawiła, nic o niej nie wiedziałam, ale byłam gotowa zaryzykować wszystko i wyruszać za nią. Euforia i namiętność pozwoliły mi na podjęcie decyzji, która na zawsze zmieniła moje życie. Oczywiście początki były wspaniałe. Nie zauważyłam, że z każdym rokiem robiło się mnie mniej. Zafascynowana wizją wolności, którą przedstawiała mi moja wybranka spijałam słowa z jej ust, nie kwestionując niczego. Nie przeszkadzało mi stopniowe uzależnianie finansowe, nie byłam świadoma, że możliwość łatwego zarobku nie pozwoli mi wyruszyć dalej. Ciągła praca, która miała zapewnić nam wspaniałe życie powoli zginała mój kark ku najniższym półką w supermarketach. Wizja spokoju i miłosnych wypadów na wakacje oddalała się z każdą próbą zmiany pracy na lepszą. Wieczne zaczynanie od nowa w tym samym miejscu w perspektywie paru lat czyni z człowieka bezwolną istotę i doprowadza do totalnego wyjałowienia mózgu. W moim otoczeniu zaczęło brakować znajomych i przyjaciół, moja kobieta skutecznie mnie od nich odgradzała wymagając absolutnego zaangażowania, którego jedynym przekonującym dla niej dowodem była praca ponad siły.

Po kilku latach, kiedy zakochanie minęło wraz z całym poczuciem własnej wartości, wdałam się w romans. Przez chwilę poczułam, że mogę jeszcze coś osiągnąć a co najważniejsze, odżyć. Ale już wtedy nie byłam zdolna do miłości. Lata spędzone w toksycznej relacji uczyniły ze mnie uczuciowe warzywko podłączone do utrzymującej mnie przy życiu kroplówki wypełnionej nienawiścią i pogardą. Coś co w normalnych warunkach zabija, dla mnie stanowiło istotę mojej egzystencji.

Powoli więc znikałam. Najpierw straciłam niezależność potem szacunek. Nie potrafiłam patrzeć w lustro, bo w nim odbijał się obraz mnie stworzony przez nią. A na to nie chciałam patrzeć.

I wtedy nagle pojawiła się ona. Porwała mnie swoją dzikością i swobodą. Jej pełne piersi i krągłe biodra zatańczyły przed moimi załzawionymi oczami i znowu poczułam. Nie wiem czy było to pożądanie czy miłość, nie wiem nawet czy radość, czy melancholia. Najważniejsze, że coś poczułam.

Opowiadałam jej o sobie. Nie wiem, czy mnie słyszała szum rozbijających się fal zagłuszał moje skargi. Ale ja słyszałam swoje słowa nazbyt wyraźnie by móc dłużej udawać. Milczała a ja co raz bardziej zatapiałam się w opowieści o sobie by na koniec zdać sobie sprawę, że w ogóle nie mówiłam o sobie.

I zobaczyłam to czym się stałam zapominając, że ja sama tworzę siebie. Biorąc głęboki oddech moje płuca wypełniły się rozbrykanymi cząsteczkami jasnego światła a ich szalone kształty łaskotały moje serce. Nie było w nim już miejsca na żal i ofiarowanie siebie komukolwiek i czemukolwiek. Stałam na końcu znanego mi świata nigdy nie czując się bardziej wolna. Mogę przysiąc, że wcale się nie bałam czując na plecach oddech wielkich odkrywców, których ciągła obecność jest tam tak jednoznaczna.

W tamtej chwili było dla mnie jasne, gdzie i z kim chcę być. Kiedy jej to powiedziałam uśmiechnęła się i odeszła.

Wróciłam więc do Holandii. Nasza toksyczna relacja trwa choć teraz kiedy jestem świadoma swojej sprawczości jestem bliska porzucenia strefy komfortu. Ciągle jednak coś mnie hamuje a jest tym brak wdzięczności. Dopóki nie uznam, że Holandia jest moim największym mentorem będę w niej trwać sparaliżowana nie odróżniając nauczyciela od ucznia. Kocham Portugalię i tylko jedna myśl powstrzymuje mnie od porzucenia dotychczasowego życia i rozpoczęcia wszystkiego od nowa – dlaczego kocham Portugalię dla niej samej czy dlatego, że nie jest Holandią?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania