Moje córki
Jedna – burza.
Niepokorna jak wiatr nad polami,
słowa rzuca jak kamienie w wodę,
chce więcej, mocniej, szybciej, dalej –
w oczach ma ogień, w sercu rewolucję.
Krzyczy, by świat wszystko usłyszał,
że jest, że czuje, że ma prawo być sobą.
Druga – świt.
Z tańcem we włosach, z pieśnią w spojrzeniu,
idzie przez ludzi jak przez łąkę kwiatów.
Uśmiech ma lekki, jakby z promieni,
serce zawsze otwarte dla innych.
Rozkwita wśród śmiechu, wśród spojrzeń tłumu,
a jej cisza – to najczystsza muzyka.
A ja…
patrzę na nie z miłością bez granic,
z drżeniem i dumą – po równo, po matczynemu.
W jednej widzę siłę, co góry przestawia,
w drugiej – światło, co koi i leczy.
I choć różne jak noc i poranek,
obie – są moim światem.
Moim oddechem.
Moim wszystkim.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania