Pokaż listęUkryj listę

Moje Największe Dzieło - historia heroicznej głupoty, mojego palca, a także dowód na istnienie Boga - cz. 2. (raczej ostatnia)

Noc rozjaśniły czerwono-niebieskie światła karetki. Od początku zastanawiało mnie czemu nie przyjechali na sygnale, ale odłożyłem pytania na później. Nie mogło minąć mniej niż pięć minut od całego wydarzenia, ale dla mnie czas mknął z prędkością błyskawicy. Wydawało mi się, że czekałem tylko 30 sekund.

Podbiegłem do bramy zrywając się z krawężnika i, przekładając prawą (zdrową) rękę między metalowymi kratami bramy, zacząłem machać.

Pojazd minął mnie, jednak po chwili stanął i wycofał, a z zewnątrz wysiadła dwójka ratowników medycznych zmierzających w moim kierunku z niezbyt zadowolonymi minami.

- Co jest? – pyta on, niski, grubawy, wąsaty facet w okularach. Za nim młodsza kobieta.

- Proszę pana, sprawa jest taka…

- No

- Przeskakiwaliśmy przez płot, bo zapomnieliśmy klucza stamtąd

- No

- I… Rozwaliłem sobie rękę. Tak ostro.

- No i co?

(Nosz kurwa…).

- No i co? – odpowiadam ironicznie.

Chwila ciszy na zastanowienie.

- No to chodź.

- Nie mam tutaj jak wyjść – odpowiadam najspokojniej w świecie.

Facet zdziwił się trochę

- A jak ty żeś się tam znalazł w ogóle?

Więc tłumaczę, jak debilowi, raz jeszcze:

- Przeszedłem przez płot – (to był fakt) – i… rozwaliłem sobie rękę.

Znowu cisza (ścięgno nadal zwisa, ręka nadal krwawi).

- A przez który płot przechodziłeś?

- Przez ten – wskazuję głową na bramę przy której, kurwa, stoimy.

- Aha…

Wąsaty facet spojrzał na mnie przenikliwie.

- Pokaż tą rękę.

- Jest naprawdę mocno rozwalona – powtórzyłem i, odwracając głowę, aby nie patrzeć, przełożyłem pozostałości mojej lewicy przez kraty.

- Uuuu - mruknął facet.

- No pięknie – dodała druga ratowniczka.

Nie wyglądali na pocieszonych, ale zabrali się za opatrywanie.

- No właśnie, okej, ale to jest teraz nieważne – odetchnąłem – co się teraz dzieje, co robimy?

- Trzeba jechać do szpitala to zaszyć – mruknął facet grzebiąc w torbie.

- No właśnie. Tyle… że jak? – zaśmiałem się.

- No chyba karetką, nie? – dodała znowu kobieta – Co się głupio pytasz.

(Bardzo miło!)

Nagle przybiega Ona.

Niestety, bez klucza.

(O nie…)

- No właśnie, kto jeszcze ma klucz od tej bramy? – pada pytanie.

Spojrzeliśmy po sobie. Odburknęliśmy, że nikt, a ratownicy bandażowali dalej.

- Ale będę żył, co? – pytam, żeby rozluźnić atmosferę.

Niestety, nie trafiłem najlepiej.

- Weź ty się chłopie, jo, się zachowuj? – odpowiedział wnerwiony (kujawsko-pomorska gwara, jakby ktoś nie znał)

- Nie no, sytuacja jest taka, że naprawdę…

- No dobra – przerwał mi wąsacz, jakby sobie o czymś przypomniał – ty wyjdziesz, a twoja dziewczyna co?

-No ale jak ja wyjdę? – odpowiadam ironicznie ( No co za debil. Kogo oni przyjmują na tych ratowników?)

- No ale ty co ty myślisz, że jak ja cię wyciągnę?

- No nie wiem. Nie myślałem o tym jeszcze – (W zasadzie myślałem tylko o tym, żeby nie stracić ręki…)

- A ktoś oprócz was ma klucz do tej bramy? – pytają drugi raz

- Nie – mówi blondi, chociaż na pewno ktoś by się znalazł.

- O Jezu… - zaśmiewam się ja.

- Oj chłopie…

- Ajakaś druga brama, dziura w płocie? – pyta pani.

- Piłeś alkohol? – wtrąca facet

- Trochę…

- Słuchaj –potrząsa bramą –nie mógłbyś przejść jakoś górą?

( No co za debil!)

- Nieee – odpowiadam powoli

- Nie dasz rady? – jakby prześmiewczo

- Już przechodziłem raz i źle się skończyło – zaśmiałem się.

- Oj kurde – mówi gość.

- Z tą ręką to ciężko mu będzie przejść – bystrze zauważa ratowniczka.

- Zaradzisz coś? – facet pyta kierowcę karetki – Bo ja nie mam pojęcia.

Spojrzałem w niebo i pomyślałem:

„Boże, co robić? Ratuj!”

- Ja pieprze - mruknąłem i rozglądnąłem się – a może tu dołem – wskazałem na szparę u dołu bramy.

- Weź ty…

- No proszę pana, ja tylko myślę!

- Ja przejdę – mówi blondyna.

- Niee! No co ty – (to by dopiero było) – ale tutaj dołem nie dałoby rady?

- Głowa ci nie przejdzie.

- Ale jakbyś się zagłodził na śmierć – dodaje ta druga, (niezła z niej śmieszka)

- Wie Pani – uśmiecham się - ogólnie to…

- Trzeba będzie strażaków zawołać – stwierdza ratownik

Nagle znowu sobie o czymś przypomniał.

- Ale jak to się stało ogólnie?

- O jeeny…

- To jest dłuższa historia – odpowiada Ona.

- A jeny, ale głupia sytuacja… Ja pieprze, O Jezu…

Ja przeszedłem się wzdłuż bramy szukając słabych punktów, a oni zajęli się otwieraniem bramy bez klucza.

- Ale lipa – łapie się za głowę.

- Słabo ci się robi?

- Niee. Ale to jest taka głupia sytuacja, że ja się sam śmieję, bo to naprawdę…

I w tym momencie coś tknęło mnie, żeby włożyć rękę do kieszeni.

Sekundę później wyciągnąłem na wierzch duży, niewygodny w trzymaniu, pęk metalowych kluczy od działkowych bram.

- Ja mam jakiś klucz – powiedziałem powoli.

Spojrzeli na mnie.

- Nieważne, to jest teraz nieważne – dodałem, kręcąc głową z uśmiechem zdradzającym wstyd, zażenowanie i kompletną głupotę.

 

Nigdy nie śmiałem się tak jak w drodze karetką do szpitala.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Anonim 22.07.2015
    no nawet zabawne
    zwłaszcza ten nieogar pielegniarza czy jak mu tam
    ale gdzie tu dowód na istnienie Boga? :)
  • Lonely ;c 22.07.2015
    Ci medycy są dość tępi T.T Mnie jakoś szczególnie nie urzekło, ale nawet się pośmiałam. Filipie, myślę, że dowód na istnienie Boga to to, że jednak znalazł te klucze i trafił do szpitala :D Ode mnie 4
  • Slugalegionu 22.07.2015
    Nie wiem kto jest głupszy, ratowniczka, czy ratownik. Swoją drogą, nie mogli wezwać drugiej karetki ze sprzętem do przecinania samochodów? Chyba by się nadało. 5
  • Anonim 22.07.2015
    wzywa się gliny a juz oni mają sposoby na otwarcie nie tylko furtki w ogrodzeniu
  • Galthar01 22.07.2015
    Dowody z przymrużeniem oka :D
    Ja mam teorię, że klucz dopiero pojawił się w kieszeni. Coś ala kamień filozoficzny. Bo - jak można przeczytać w cz1 - kieszenie były sprawdzane. Kto wie...
  • Lonely ;c 22.07.2015
    Mam tylko jedno logiczne wytłumaczenie - opętany klucz O.o
  • Galthar01 22.07.2015
    Z kolei w mojej rodzinie panuje przekonanie, że to blondi go tam schowała :D
  • Slugalegionu 22.07.2015
    Po pijaku odprawiłeś szatanistyczny rytuał, w wyniku którego kluczyk zyskał własną wolę i zdolność do poruszania się. Kiedy zobaczył twój stan, postanowił oduczyć cię picia, dlatego go nie znalazłeś. Uwiesił ci się na dłoni, żeby spodkał ciebie ten "wypadek". Koniec końców okazał litość i wspaniałomyślnie pozwolił ci się znaleść.
  • Galthar01 22.07.2015
    Czyli co, w tytule powinno być "dowód na istnienie szatana"? :D
  • Slugalegionu 22.07.2015
    Tak.
  • Slugalegionu 22.07.2015
    Ale istnienie szatana, potwierdza istnienie Boga.
  • Galthar01 22.07.2015
    Hmm, to może zostać. W końcu zwracałem się bezpośrednio do Boga
  • Slugalegionu 22.07.2015
    No, coś w tym jest: )
  • Ekler 23.07.2015
    No niezła komedia :-D
    Ale wciąż się nie dowiedzieliśmy, co dalej z ręką? Odpadła? Masz teraz hak jak pirat?
  • Ekler 23.07.2015
    Dowodem na istnienie Boga jest to, że klucz nagle pojawił się w kieszeni.Beng! 1:0 ateiści!
  • Galthar01 23.07.2015
    Pisać cz3 epilog?
  • Ronaldinho 23.07.2015
    Tyle dobrze, że to była lewa ...
    No chyba, że jesteś leworęczny :D
  • Ronaldinho 23.07.2015
    Ps. czytałem też 1 część :D
  • Tynina 23.07.2015
    Biedny Franko :/
    Podobały mi się ironiczne komentarze w nawiasach :P
    Napisane nie najgorzej, ale za to bardzo ciekawe. Zostawiam 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania