Moje pamiętniki cz.2
Budzę się rano i odsłaniam zasłony. Piękny słoneczny dzień, mój humor też raczej adekwatny. Nieźle się zapowiada. Okej, ubieram się, w biegu połykam śnadanie, i biegiem do sąsiada. Sama nie mam samochodu, więc zazwyczaj do szkoły zabieram sie z piotrkiem. Masz, idiotko, piękny dzień. Nie dość, że prawie odjechali beze mne, to jeszcze auto odmówiło posłuszeństwa. Mój piękny humor przepadł, ale coś tam gadam, żeby nie zapadła niezręczna cisza. Dobra, ruszyliśmy. Już w szkole pojawia się kolejny problem : Kamila, moja przyjaciółka, przychodzi do szkoły cała w skowronkach, ale na wieśćo dzisiejszym sprawdzianie z religii reaguje jak ja na problemy z autem sąsiada, tylko po niej było widać. No i masz babo placek. Musi się wyżyć na kimś, a że ja pod ręką, to już po chwili pod moim adresem rzuca pretensjami jak karabin maszynowy. Ratuje mnie od niechybnej kłótni z nią głośny i zawsze wywołujący u mnie irytację dzwonek, mówiący że zaczyna się lekcja polskiego. O nie. Tylko nie polski i przynudzająca na różnorodne tematy polonistka. Po wejściu do klasy i umieszczeniu telefonów na specjalnie przygotowanym doo tego celu stoliku, którego to rytuału wymaga od nas nauczycielka zasiadamy w ławkach. Pięć minut później pół klasy leży na ławkachi tępo wpatruje się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Na posterunku do końca lekcji zostaję sama. Lekcja polskiego to u nas w klasie nudny, wręcz usypiający osoby trzecie dialog między mną a polonistką. Przerwa. Wszyscy rzucają się na podręczniki do religii i zanurzają się w napiętym milczeniu, ale oczywiście nie mogło to trwać długo, więc zaraz zaczęła się radosna rozmowa i do końca przerwy większość chyba zapomniała o porzuconych na podłodze książkach. Znowu ten głupi dzwonek. I kolejna lekcja. I kolejna. I tak jeszcze kilka razy, zawsze na lekcji jestem ja, nauczyciel i dziewiętnaście znudzonych uczniów i uczennic, robiących wszystko żeby przypadkiem nie wziąć aktywnego udziału w lekcji. Ostatni dzwonek. Druga A z nieokiełznaną radością i prędkością światła opuszcza szkołę i pruje jak na skrzydłach. Wszystko jedno gdzie. Ważne, żeby jak najdalej, jak najszybciej. Wreszcie i ja dotarłam do domu. Rzucam plecak i biegnę po schodach do mojej sypialni, której nie było jednak widać z powodu piętrzących się tu i ówdzie stosów książek, ubrań itp. Zakręcam grzejnik uruchomiony przez moją mamę i otwieram okno na całą szerokość. Wychylam się przez nie i patrzę na ten cholerny świat skąpany w cholernym słońcu. Boże, za co. Odpalam tablet i dla odstresowania włączam byle jaki film. Samotnością w domu cieszyłam się może 10 minut. Dzwonek do drzwi. Zbiegam na dół, przekręcam klucz. Wpada anka, na całe szczęście w dobrym humorze, bo jak ma zły, to strach się bać. Oglądam film może do połowy i widzę na ekranie napis : BATERIA SŁABA, PODŁĄCZ ŁADOWARKĘ. Szlag. Wyłączam urządzenie i podłączam czarny, ciągle plączący się kabel. Zgłodniałam. Wpadam do kuchni i smaruję sobie trzy małe kanapki Nutellą. Nalewam do szklanki sok multiwitamina i krzywię się lekko. Przcież nie lubię multiwitaminy. Fuj. Ale dobra, wypiję to, skoro już nalałam. Zjadam kanapki-bomby kaloryczne i popijam niesmacznym sokiem. Trudno. Teraz siadam do książek, i zapewne będę tak siedzieć do wieczora. Potem pójdę na dół i obejrzę z siostrą kilka seriali, z których się pośmiejemy (o ile jej dobry nastrój będzie na tyle dobry, żebym go nie zepsułą jednym niewłaćiwym słowem). Przecież za mniejsze rzeczy się złościłą. Ostatnio stwierdziła, że nie podoba jej się głos którym mówię, i mam go zmienić, albo ona się do mnie nie odzywa. NIE MAM PYTAŃ.
Komentarze (4)
Pisz. Pisz jak najwięcej. Im więcej napiszesz, tym większy będzie Twój warsztat i pewnego dnia napiszesz ostatnie zdanie w powieści która zmieni Twoje życie.
Tego Ci życzę
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania