Moje upośledzone ciało, o czym tylko ja wiem

Evira wsiadła do tramwaju, otoczył ją lekko duszny zapach, minęła kilku ludzi i przyparła do pionowego drążka. Z piskiem, przebijającym się przez muzykę, drzwi tramwaju się zamknęły. Podłoga podniosła się i pojazd ruszył do przodu. Muzyka w jej uszach rozbrzmiała, nie zakłócana przez inne dźwięki, tramwaj zniknął, ludzie stali się niewidzialni, czuła się jakby była sama w pomieszczeniu, które spokojnie brnęło przez miasto.

 

Drzewa mijały ją jak rzeczy, które przychodzą i odchodzą, znajome budynki jawiły się w oddali, dalej niż mogła sięgnąć. Poczuła drążek w swoich dłoniach, jak przytulała go do piersi. Muzyka w jej uszach brzmiała spokojnymi dźwiękami, tłamsząc jej niepokój, który towarzyszył jej i już nawet nie wiedziała jak to było żyć bez niego, jak czuli się inni ludzie, mogący cieszyć się swobodnie. To była część jej, bliska jak ten drążek, jak muzyka, a radość w niezmąconej postaci, odległa jak ludzie, jak budynki. Przycisnęła słuchawkę do ucha, pomimo że widziała na horyzoncie swoją nową szkołę, błagała, by móc jeszcze przez chwilę być w innym, swoim, odrobinę lepszym świecie, gdzie jedyną osobą, która jej nie rozumiała, była osoba, która jednocześnie rozumiała ją najlepiej.

 

Tramwaj zatrzymał się, podłoga obniżyła się nieznacznie, Evira z niechęcią oderwała rękę od drążka. Minęła niepełnosprawną kobietę na wózku, konduktor wyszedł, by otworzyć dla niej podjazd. Evira na ten widok poczuła ból w klatce piersiowej, wypuściła powietrze z płuc, by poradzić sobie z bólem, starała się nie zatrzymać kroku.

 

Schyliła głową, zgodnie z tym jak coraz więcej ludzi w jej wieku pojawiało się koło niej, przycisnęła słuchawkę do ucha mocniej. Zamierzała przebrnąć przez te lata, a potem pójść na studia i wreszcie odciąć się od rodziców.

 

Przeszła przez bramy szkoły jak duch, kolejny element tła dla innych ludzi, w odróżnieniu od innych nastolatków wolałaby, żeby edukacja tu skończyła się bez wiedzy jej rówieśników, że Evira Catbourgh kiedykolwiek chodziła do tej szkoły. "Evira Catbourgh?" - mieli pytać. "Była taka?".

 

Szkoła jest katorgą, pomyślała. Szczególnie, że na lekcji będzie musiała porzucić muzykę na prawie godzinę, przez sześć lekcji i przez ten cały czas się nie popłakać.

 

Zaczęła mrugać oczami. Nie popłakać się, upomniała siebie.

 

Niepewnie weszła do klasy. Kilkoro oczy zwróciło się w jej stronę, skuliła się mocniej i przeszła do przedniej ławki, starając się umknąć ich uwadze i schowała się tuż za komputerem nauczyciela.

 

Zamknęła oczy i przyłożyła ręce do uszu, zamykając się w swoim świecie.

 

Nie popłakać się, przypomniała sobie. Jej serce biło za szybko.

 

Podskoczyła i zacisnęła oczy najmocniej jak potrafiła, dzwonek rozbrzmiał za ścianą. Wyciągnęła słuchawki z uszu i usłyszała rzeczywistość, jedynie nikły cień jej muzyki trwał jeszcze w słuchawkach. Wiedziała, że nie da rady bez niej, nauczycielka zobaczy, że płacze i wkrótce cała szkoła będzie ją pamiętać, już nigdy nie będzie anonimowa. Mimowolnie włożyła jedną ze słuchawek do ucha i poczuła odprężenie, fragment jej świata, który pozwalał jej poczuć się jak w domu. Zmusiła się, by schować drugą słuchawkę do plecaka. Na wszelki wypadek ściszyła głośność w telefonie i upewniła się, że muzyka z drugiej słuchawki nie jest słyszalna dla innych. Włożyła słuchawkę z powrotem. Głos nauczycielki rozbrzmiał za ścianą, wyjęła włosy zza ucha i upewniła się, że włosy zakrywają jej ucho.

 

Do sali weszła wysoka kobieta o krótkich do szyi brązowych włosach w dobrze skrojonym garniturze, w ciasnej sukience do kolan.

 

Kobieta przedstawiła się jako Oliwia Rasemne, zaczęła opowiadać o sobie. Evira pozwoliła jej słowom płynąć obojętnie. Chciała zostać w odległości od tego świata, jakby była obrazkiem wyciętym z innej gazety, szkolnym klejem przyklejonym do tego obrazu.

 

Wkrótce nauczycielka wskazała dłonią na nich i poprosiła ich o trzy fakty o sobie. Nagle jej ręka przesunęła się niebezpiecznie w stronę Eviry.

 

- Nazywam się Evira Catbourgh...- odezwała się.- Lubię słuchać muzyki.- Jej głos był niepewny.- I lubię...

 

Pisać, pomyślał.

 

- Jeść spaghetti- wypaliła.

 

Poczuła, że się rumieni.

 

Usłyszała czyjś śmiech, wiedziała, że śmieją się z jej słów nie z niej, ale i tak poczuła jak się kurczy ze wstydu.

 

- To także ciekawe hobby- powiedziała nauczycielka, uciszając resztę klasy.- Stresujesz się pierwszym dniem w nowej szkole?

 

- Trochę- wyszeptała eufemizm, bowiem nie była w stanie wydobyć z siebie czystego dźwięku. Wiedziała, że w jej oczach stanęły łzy i nie było takie łatwe do przeoczenia.

 

Nauczycielka szczęśliwie zostawiła ją i przeszła do następnej osoby, Evira poczuła, że spada kamień z jej serca. Nienawidziła początków roków.

 

Pomyślała o książce, ukrytej w jej plecaku. Przypomniała jej się radość, jaką przywodziło jej czytanie książek i zaczęła tym bardziej niecierpliwić się do przerwy.

 

Dzwonek rozbrzmiał po dziewięciu utworach w słuchawce. Zebrała się szybko, ignorując grupki rozgadanych rówieśników i nauczycielkę, ominąwszy wszystkich, wyszła.

 

Wiedziała, że właśnie teraz tworzyły się wśród nich nowe przyjaźnie, ale nie potrafiła się zebrać na to, by zagadać do kogoś. Była pewna, że nie byłaby w stanie poczuć się z nimi szczęśliwa. Była przykuta do muzyki, jak tamta kobieta do wózka inwalidzkiego, z tą różnicą, że jej ułomność nie była tak łatwo widoczna. Poza tym, gdziekolwiek poza jej pokojem wzmagał się jej niezrozumiały niepokój.

 

Z muzyką i we własnym świecie była szczęśliwa. A przynajmniej tak postanowiła mówić.

 

Spojrzała na książkę, którą trzymała w ręce, zatrzymawszy się wpół wyciągania jej z plecaka. Otworzyła ją, przygarniając nowe przygody, ciekawsze przeżycia, lepsze życie.

 

I niesamowitą, zżerającą samotność, przypomniała sobie.

 

Książka zajęła jej umysł, sprawiając, że ledwo zauważyła, że jeden z chłopaków coś do niej mówi. Zareagowała dopiero na dźwięk swojego imienia

 

- Jesteś Evira, tak? Lubisz muzykę i spaghetti.

 

- Tak- odpowiedziała i spłonęła wstydem.

 

- Co czytasz?- zapytał.

 

- "Barwne kolory papieru"- mruknęła.

 

- O czym to?

 

- Autobiografia autorki. Pisarki. O jej przygodach z pisaniem- powiedziała, oczami wciąż wodząc po słowach książki.

 

- Fajnie- powiedział po chwili.

 

Nie uzyskał od niej żadnej odpowiedzi. Czekała aż sobie pójdzie, ale on czekał, pomimo jej braku zainteresowania.

 

- Siedzisz z kimś na następnej lekcji?- zapytał.

 

- Nie- odpowiedziała, żeby nie skłamać.

 

- Mogę siedzieć z tobą?

 

Wzruszyła ramionami.

 

- Możesz.

 

- A chcesz, żebym usiadł z tobą?- Zmarszczyła brwi.- Bo w sumie to się liczy.

 

Evira zawahała się.

 

- Jeśli chcesz- odparła w końcu od niechcenia, chociaż szczerze chciała, żeby ktoś jej towarzyszył.

 

Tłumaczyła sobie, jak dobrze jest jej samotnie, ale w rzeczywistości bardzo chciała mieć chociażby jednego przyjaciela lub przyjaciółkę, poza Railey, z którą gadały dużo się w szóstej i siódmej klasie, zanim Railey wyjechała.

 

Chłopak wstał z kolan.

 

- To na razie nie będę przeszkadzał.

 

Evira skwitowała to kiwnięciem głowy.

 

Teraz będzie musiała poznać jego imię, zorientowała się.

 

...

 

By dowiedzieć się jak ma na imię brunet, który z nią siedział wysłuchiwała na które imię z listy chłopak zareaguje.

 

Nazywał się Kaal Roy.

 

Na pytanie nauczycielki, żeby opowiedział coś o sobie zaczął opowiadać, zupełnie jakby nie zapalała się w nim lampka kontrolna, że mówi już wystarczająco długo. Jego słowa wkrótce okręciły się wokół siebie bez stanięcia na jakiejś zaskakującej puencie. Nauczycielka przerwała mu.

 

- Pozwolisz też innym powiedzieć?

 

- Oczywiście- powiedział i zamknął usta.

 

Evira zorientowała się, że coś podobnego zdarzyło się też na poprzedniej lekcji, tylko nie zwróciła na to uwagi.

 

Kaal nie był chłopakiem najlepszej urody. Miał włosy przycięte za krótko, pod jego uszami i w okolicach szczęki na jego skórze występowały krosty- najprawdopodobniej ślady jakiejś choroby, mimo tego zdawał się być zupełnie nie dotknięty ani swoim wyglądem, ani słowami nauczycielki. Odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się.

 

Było w tym uśmiechu coś magicznego, a jednocześnie chłopak wydawał się taki łatwy, niezaskakujący. Miała co do niego mieszane uczucia. Położyła się na skrzyżowanych rękach na ławce i obserwowała jak bawi się klipsem długopisu.

 

Zorientowała się, że muzyka dalej grała w je uszach. Wtuliła się w dźwięki utworu, chociaż słyszała muzykę niewyraźnie, pamięć podpowiadała jej kolejne dźwięki.

 

Po raz pierwszy w tym dniu pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech kącikiem ust.

 

Tak minęła druga lekcja. Kaal wybudził ją z swoistego letargu, wywołując jej imię. Podniosła głowę i obejrzała się po sali.

 

- Idziemy- powiedział.

 

Evira wzięła plecak i wstała.

 

Kaal próbował ją zagadnąć.

 

- Dobrze- odpowiedziała odruchowo na pytanie "Jak ci dzień mija?"

 

Wyszli na korytarzu, Evira, jakby nieświadoma swojego czynu, podeszła do ściany, by znów zatopić się w lekturze.

 

- Może pójdziemy zapoznać się z innymi?

 

Evira zatrzymała się zszokowana.

 

Odmowa nie wydarła się automatycznie z jej ust.

 

Większość niej podpowiadała jej, żeby postawiła na lekturę, małe dziecko w niej błagało, by uwolnić się z tego ciemnego pokoju. Zorientowała się, że spuściła wzrok w dół.

 

Kiwnęła delikatnie głową i poszła za nim. Trzymała się w jego cieniu, zawsze w odległości od tego, co się dzieje. Żałowała, że nie może go złapać za ramię i ukryć się za nim jak dziecko za postacią ojca.

 

Podeszli do jakiejś grupki znajomych, wśród nich stał ładny chłopak z długimi falującymi włosami, opadającymi ledwo na ramiona, przysadzista dziewczyna w kucyku i wysoki chłopak o lekko niemym spojrzeniu.

 

Przedstawili się, Kaal przedstawił ją, ona tylko podniosła rękę na powitanie. Nagle zaczęli rozmowę. Evira poczuła się niekomfortowo, ale muzyka w jej uchu trochę ją uspokajała. Wkrótce przestała słuchać ich słów, za to zorientowała się, że bardzo uważnie obserwuje ich mowę ciała.

 

Chciała skatalogować ich zachowania, ale wtedy zorientowała się, że nie pamięta ich imion.

 

Na razie nazwała chłopaka po lewo Bishounenen, z racji na jego kobiecy kształt twarzy i bardzo ładne niebieskie oczy z długimi powiekami- nie był on bardzo przystojny, ale musiała przyznać, że patrzenie na jego twarz było bardzo przyjemnym doznaniem estetycznym. Podczas mówienia utrzymywał dłonie na stałym poziomie klatki piersiowej i bardzo sprawnie "malował" nadgarstkiem. Zamknęła na chwilę oczy i usłyszała w jego historiach swojego wujka, który przeżył w swoim życiu rzeczy, o którym innym by się nie śniło- przemycał samochody przez granicę, sprzedawał lód mieszkańcom pustyni, którzy z zaskoczeniem patrzyli na przedmiot, potem chowali go do kieszeni, sprzedawał miętę jako środek psychoaktywny, produkował alkohol tak mocny, że zakazano mu sprzedaży go. Opowieści tego chłopaka potrafiły być równie ujmujące.

 

Dziewczyna pośrodku była urocza i chyba z racji na dwa chromosomy X nie potrzebowała dodatkowego oznaczenia. Nagle rozszerzyła kolana na boki, stając w dziwnej pozie, rozkładając na boki zgięte ręce, upodabniając się do goryla, po czym przystawiła wykrzywioną twarzy do twarzy wysokiego chłopaka, określonego jako Słup Soli.

 

On stał niewzruszony.

 

- Ale wiesz, że nie masz argumentów.

 

- Nie masz- odezwał się Kaal.

 

- Bo co?- odwróciła się w jego stronę. Evira cofnęła się pół kroku w tył.

 

- Bo jesteś mała i słabiutka.

 

Evira zacisnęła mocniej ręce na ramionach plecaka. Chciała wtopić się w muzykę.

 

- Oż ty, mendo. Wiesz co te ręce potrafią?

 

Kaal stał uśmiechnięty.

 

- Podejrzewam, że ich uderzenia nawet bym nie poczuł. Uderzyłaś już czy nie, bo chyba nie ma różnicy.

 

- Oj, wyzywam cię na pojedynek! Dzisiaj po szkole! Zobaczymy jaki będziesz odważny.

 

- Na gołe klaty? Ja bardzo chętnie!

 

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Dźwięk rozbrzmiał na cały korytarz.

 

- Nie skomentuje tego, co słyszały moje uszy- powiedział Bishounen, zarzucając plecak.

 

Evita stała, nie wiedząc czy ma ma tę scenę zareagować śmiechem, czy przestrachem, chociaż jeśli miała wybrać opcję najbardziej prawdopodobną wybrałaby płacz. To był pierwszy raz, kiedy spotkała się z czymś takim i znów poczuła się obco. Tłum zaczął się zbierać i przesuwać do sali. Evira podążyła za nim, chociaż była przekonana, że właściwą reakcją byłoby, żeby się uśmiechnąć, znów w klatce piersiowej czuła niepokój i jedyne o czym marzyła to o tym, by wrócić do domu.

 

- Przepraszam, jeśli cię uraziłem- usłyszała z tyłu z tłumu głos Kaala.

 

- Nie, czemu miałabym być urażona?

 

- Nie jestem wystarczająco silny, żeby cię urazić?

 

- Nie, z pewnością jesteś, tylko wierzę, że teraz nie miałeś nic złego na myśli. Siedzisz z kimś na hiście?

 

- Nie.

 

- I git- powiedziała, po czym weszli do sali.

 

...

 

Myśl o powrocie do domu jak zwykle odbiła się na niej nieprzyjemnym uczuciem. Mama będzie od niej oczekiwać rozmowności. I uśmiechu. Evira mogła zagrać radość, zanim zamknęłaby się w swoim pokoju, ale nie zamierzała udawać, że wszystko jest w porządku.

 

Matka powitała ją w drzwiach.

 

- Dzień dobry- powiedziała z pełną powagą.

 

- Dzień dobry, matko- odpowiedziała Evira, mijając ją i pędząc w kierunku własnego pokoju.

 

- Jak ci minął pierwszy dzień w szkole?

 

- Źle- odpowiedziała zgodnie z prawdą.

 

- Poznałaś jakiś przyjaciół?

 

Ze zdziwieniem zorientowała się, że nie może z pełną powagą powiedzieć nie.

 

- Chciałabym, żeby moi rodzice byli moimi przyjaciółmi- rzuciła od niechcenia w drzwiach. Jej ręką ześlizgnęła się z drzwi i Evira weszła do pokoju.

 

Jej matka pędziła za nią.

 

- Nie tym tonem, moja droga.

 

Evira wiedziała, że musi się z tym spotkać. Od dłuższego czasu chciała dorośle rozwiązać ten problem, tylko że rodzice unikali właściwego tematu.

 

Poczuła jak żałość tych wszystkich dni się w niej zebrała.

 

- Wreszcie się mną zainteresowałaś- okrzyknęła Evira, nie odwracając się do matki twarzą, by nie zobaczyła jej łez. Krzyk był jedynym sposobem, by jej głos się nie załamał.

 

Jej matka stała w drzwiach, jej palec wciąż wskazywał w stronę córki, poruszyła nim jeszcze raz, ale z jej ust nie wydobyła się żadna reprymenda. Jej matka wzięła wdech i otworzyła usta.

 

- Zamierzasz mi zrobić dramę?- wykrzyknęła Evira, zanim jej matka zdążyła coś powiedzieć.- Droga wolna! I tak prawie każdego dnia ryczę jak bóbr. Jeden dodatkowy raz nie zrobi mi większej różnicy!

 

Nagle z jej oczu popłynęły wielkie łzy. Odwróciła głowę w stronę ściany, by ukryć przed matką słabość.

 

Albo nie, pomyślała i z dumą odwróciła się w jej stronę, pokazując jej twarz wykrzywioną w brzydkim grymasie, mokrą od łez.

 

Jej matka patrzyła na nią już bez złości, w jej poważnej twarzy nie było widać emocji.

 

- Zamierzasz robić z siebie ofiarę, zamiast po prostu powiedzieć o co ci chodzi?

 

Evira rozpłakała się jeszcze mocniej. Zakryła usta ręką i ukryła twarz, nie mogąc znieść upokorzenia.

 

Gdyby tylko wiedziała, o co jej chodziło...

 

- Miałam nadzieję, że ty mi pomożesz się tego dowiedzieć- wyszeptała, bo z jej ust nie wydobył się czysty dźwięk.

 

- Musisz powiedzieć głośniej.

 

Evira napisała to ja telefonie i pokazała matce ekran.

 

- Jeśli mi nie powiesz, co się stało, niczego dla ciebie odkrywczego nie wynajdę- odparła jej matka bez emocji.

 

Evira pokręciła głową. Zrzuciła plecak z ramienia i schowała się wgłąb pokoju. Miała nadzieję, że jej matka pójdzie za nią, że usiądą razem na łóżku i matka ją przytuli. Głęboko w sercu chciała, żeby tak się stalo.

 

Kobieta stała w drzwiach.

 

- Chodź. Jest obiad- powiedziała po chwili.

 

Evira nadal kręciła głową. Jej żołądek był ściśnięty.

 

- Od niezjedzenia obiadu nie będzie ci lepiej. Chodź.

 

Evira nie ruszyła się. Niech nawet umrze z głodu. To i tak było lepsze, niż czucie tego bólu.

 

Jej matka stała jeszcze chwilę i patrzyła na nią. Evira nadal wierzyła, że coś w niej pęknie, obudzi się w niej współczucie dla córki i czule ujmie ją w ramiona.

 

Jej matka odetchnęła i wyszła, zostawiając za sobą uchylone drzwi.

 

Evira schowała twarz w dłoniach, opadłszy na łóżko. Po chwili wstała i zamknęła drzwi, zmieniwszy oświetlenie na małą lampkę, opadła na łóżko.

 

Przyciągnęła kolana do piersi i rozpłakała się.

 

Wiedziała, że traktowanie w ten sposób rodziców nie rozwiąże problemu, ale uśmiechanie się do nich po to, żeby potem usiąść w pokoju i dalej płakać, wydawało się raczej idiotyczne, aniżeli miałoby być oznaką heroicznego męczeństwa. Z drugiej strony nie chciała zamknąć się w sobie i dumnie cierpieć w samotności. Tylko że chodziło o to, iż nawet kiedy otworzyła przed matką swoje serce, jakby okazując spod klatki z kości ciepły, mięsisty narząd, ona dalej doszukiwała się przyczyny w jakimś oczywistym wydarzeniu.

 

To bolało. Tak cholernie bolało.

 

Wiedziała, że z perspektywy innych wygląda jak człowiek, który sam się dobija i utwierdza specjalnie w swojej żałości, bardziej niż cierpi z powodów z zewnętrznych, ale nie była innymi ludźmi. Była sama dla siebie.

 

I musiała sobie pomagać.

 

To boli, pomyślała, łapiąc się za klatkę piersiową, chociaż nie czuła tam fizycznego bólu.

 

Zamknęła oczy i odetchnęła kilka razy. Rozmasowała mięśnie twarzy, by móc się uspokoić i zrelaksować.

 

Na początku kiedy była smutna, była bombardowana przez siebie pytaniami. Teraz były to od dawna te same pytania, na które nadal nie znała odpowiedzi.

 

Założyła słuchawki i włączyła spokojną playlistę. Długie, harmoniczne dźwięki zabrzmiały w jej ciele, przenosząc ją do miejsca lepszego- tam, gdzie ptaki słodko ćwierkają, drzewa uginają się do piasku, morze przybliża się i oddala. I wszystko to jest takie odległe, jakby zupełnie nie dotyczyło jej, jakby... Nie istniała.

 

Łza spłynęła po jej skórze.

 

Odetchnęła ciężko i wzięła kilka długich wdechów i w wydechów. Obserwowana ściana jej pokoju przyniosła jej poczucie bezpieczeństwa i spokoju.

 

Ciężką ręką podniosła znów telefon, ekran zaświecił jej w twarz. Otworzyła stronę z fanfiction, wybrała jedną z książek z biblioteki. Ucieczka w świat słów dawała jej więcej ulgi, niż cokolwiek innego. Zatopienie się w świecie romansów pozwalało jej zabawić na podium, na które nie miała wstępu, albo i po prostu bała się wejść. Kiedy dwóch bohaterów się do siebie zbliżyło, poczuła falę uniesienia, rozlewającą się po jej organizmie, ciepło przeszyło jej skórę, przekręciła się niespokojnie na łóżku. Czasami obawiała się, że częstotliwość jej uniesień była wyższa, niż nawet większości chłopaków, ale było to coś, co jej pomagało, co sprawiało, że czuła trochę przyjemności z życia i zanim się zorientowała, wracała do domu z nadzieją nie tylko na powrót do książek fantazy, ale i do tego.

 

W takich chwilach najbardziej uświadamiała sobie jak bardzo była samotna. Chciała, żeby ktoś kiedyś to ją tak dotknął, z taką czułością pieścił jej problemy. Fala chłodu owiała jej plecy i ramiona, zakryła się kołdrą, zapraszając ciepło do siebie.

 

...

 

Kiedy oderwała się od telefonu była dwudziesta pierwsza. Miała dwie godziny zanim powinna pójść spać. Tylko wtedy zmęczenie nie dobijało jej stanu psychicznego. Poszła coś zjeść, potem się umyć, spakować się i zanim się zorientowała była dwudziesta druga czterdzieści.

 

Znowu zostawiła sobie tak mało czasu na pisanie.

 

Otworzyła notatnik i dołączyła kilka następnych akapitów do opowiadania, które pisała od jakiegoś pół roku ponad. Słowa nie wychodziły spod jej palców płynnie. Wydawały się takie pozbawione wnętrza i wymuszone. Wkrótce odłożyła notatnik i opadła twarzą w poduszkę.

 

Właśnie skończyła kolejny, wyglądający tak samo jak inne, dzień. I nawet nie udało jej się więcej popisać. Marzyła o tym, żeby znów pod wpływem prawie że natchnienia napisać i nie martwić się o to, że słowa wyglądają jak tysiące zdeformowanych żołnierzy, skandujących całym sercem miłość do nienawiści do niej.

 

Kochała pisać, ale kiedy zalewała ją fala niepokoju, miała problem, by patrzeć na własne słowa jakby miały jakąś wartość, a ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Dlatego tak często jej notatnik leżał nieużywany, a ona czuła się jakby jej pisarka natura była brutalnie trzymana za usta, z dala od niej i dusiła się własnym krzykiem.

 

...

 

Ostatnio było kilka dni lepszych- była nawet w stanie spojrzeć w lustro i uśmiechnąć się, patrząc na swoją twarz.

 

Ale potem znów pojawiło się zmęczenie i smutek. Chciała krzyczeć, zupełnie jakby ktoś znowu wydzierał coś z jej serca, ale po kilku wylanych łzach, zmusiła się by powtórzyć to, co zwykle.

 

Da sobie radę, nauczyła się z tym żyć, to już jest część jej, taka była. Po prostu to przetrzyma.

 

Zdarzało się tak, że najpierw była tylko trochę smutna, potem to się jakby zbierało, potem następowała kumulacja, po którym następowało wyciszenie i przez kilka dni mogła żyć pełnią życia. Długość "cyklu" nie była stała, czasami wydawało się jakby następował jeden po drugim bez przerwy, czasami niepokój trwał całe tygodnie, albo był gdzieś moment tak potężny, że zaciskała całą siłą zęby i palce, próbując to przetrzymać, czując się, jakby ktoś ją torturował.

 

Nazywała to cyklami głównie dlatego, że liczyła, że nastąpi czas, kiedy będzie lepiej. Za każdym razem starała się przewidzieć jak będzie tym razem- kiedy nastąpi kumulacja i jak ciężkie to będzie do przetrzymania, poniekąd także czy uda jej się przejść, nie łamiąc zasad jakich nauczyła jej matka, czy znowu się podda i skorzysta z uniesienia.

 

Tym razem nie wydawało się jakby miało być tak poważnie, jeśli będzie miała w pobliżu muzykę i będzie czasami zaciskała zęby, uda jej się powstrzymać łzy i wyjść z tego bez większego szwanku.

 

W drodze do szkoły, puściła playlistę jednego z ulubionych zespołów. Ich piosenki były obdarzone lekko melancholijnym, molowym brzmieniem, z którym kontrastowała synkopowanym biciem gitary w tle. Spojrzała przed siebie, na krajobraz za oknem tramwaju, czując nadzieję, przebijającą się przez melancholię.

 

Tym razem chyba nie będzie tak źle, pomyślała. Szczególnie, że właśnie zaczynała mieć znajomych.

 

Na przerwie po lekcji usiedli razem, Evira starała się ciągle przy nich uśmiechać.

 

Lubiła ich, Reena i Arie- zwany wcześniej Słupem Soli- byli ciekawą parą, wprowadzali do konwersji trzy razy więcej życia, Kaal wydawał się dobrym człowiekiem, chociaż lubił sobie żartować, zawsze był do rany przyłóż, a Bishounen...

 

Nadal był ładny. Nazywał się Orio. Evira zauważyła, że jego opowieści słuchało jej się najprzyjemniej, najczęściej wtedy na jej ustach pojawiał się uśmiech. Analiza jego słów powodowała, że potrafiła nawet zapomnieć o muzyce.

 

Nigdy się do tego nie przyznała, ale myślała, że gdyby akurat on postanowił się do niej zbliżyć, pozwoliłaby mu.

 

- Znaczy, mam znajomkę w A, a tak to nie- Reena odpowiedziała na pytanie.- Nie specjalnie mam jakichś znajomych w innych klasach. Jak będzie jakaś kartkówka to mogę się jej zapytać co i jak było.

 

- Powiem wam tak, ja jestem z daleka i bardzo się cieszę, że nikt z mojej szkoły nie trafił tutaj. Bo tam była koszmarna patola- wciął się w rozmowę Kaal.

 

Orio mruknął.

 

- A ty?- zapytał Eviry.

 

- Słucham?- Przebiegła sytuację oczami.

 

- Możesz na chwilę wyjąć słuchawki?- zapytał.

 

Sięgnęła ręką do ucha, złożyła dwa małe przedmioty w rękach. To było dziwne uczucie, zaraz poczuła, że jest w szkole- miejscu w obcym miejscu, przypomniała sobie i zacisnęła palce na ukochanych przedmiotach.

 

- Znasz kogoś w innych klasach?

 

Spojrzała na niego, kumulując w sobie więcej odwagi, niż kiedykolwiek miała w sobie.

 

- Dwie osoby z mojej klasy są w A- powiedziała w końcu.- Jedna w B, w D też dwie, dwie w E i dwie w F.

 

- Z którąś z nich masz na tyle kontakt, żeby nam relacjonowała z kartkówek?

 

- Raczej nie- wyjąkała i poczuła jak się jej postawa się zamyka, patrzyła na słuchawki w rękach.

 

- To masz dziewięciu znajomych z klasy w tej szkole i z żadnym kontaktu? Nie prosił cię ktoś kiedyś o lekcje i nie ma ci do oddanie przysługi?

 

- Nie miałam najlepszego kontaktu z moimi rówieśnikami- odparła, uśmiechając się ponownie.

 

- Miałaś w podstawówce jakichś znajomych?

 

Poczuła jak pękła bańka, jakby ktoś przywołał do życia wszystko, co ją przerażało i budziło w niej odrazę. Wyobraziła sobie siebie, samą na korytarzach szkolnych, przerażenie jakie wzbudzał w niej widok tych zielonych ścian i cieni przesuwających się po niej, hałas rozmów zagrzmiał w jej głowie. Ukryła usta dłonią, łzy popłynęły z jej oczu, poczuła jak jej serce przeszywa ból.

 

- Przepraszam- szepnęła i wyszła.

 

Przeszła przez korytarz, wbiegła do toalety i zamknęła się w jednej z kabin. Poczuła jak nogi pod nią się ugięły i osunęła się po ścianie.

 

Czemu tak nagle wybuchła? Czuła jakby stare połączenia nerwowe w mózgu znów styknęły. Powinno być wszystko dobrze? Więc czemu tu płyną te łzy?

 

Nieregularne wdechy opanowały jej oddech. Starała się je stłumić. Tak samo jak musiała opanować ten płacz.

 

Musiała wrócić na lekcję.

 

W tym momencie zadzwonił dzwonek.

 

Schowała twarz w rękach. Nie chciała wracać na lekcje.

 

Chciała wsadzić twarz w sedes i się utopić.

 

Ale to nie było możliwe.

 

Przycisnęła kolana mocniej do piersi, jej palce zacisnęły się na nogach. Ten cykl miał nie być tak silny. Tymczasem czuła się, jakby ktoś pruł jej serce, skręcał mięśnie i wyżerał mózg. Łzy bezlitośnie moczyły jej ubranie.

 

Jej organizm lubi ją zaskakiwać, pomyślała i docisnęła boleśnie głowę do kolan.

 

W jej głowie brzmiał szum, ale słyszała ciszę, która nastała na korytarzu. Będzie musiała się zebrać na następną lekcję. Na tę jeszcze nie chciała iść. Miała nadzieję, że nikt nie przyjdzie się o nią pytać.

 

A jednocześnie było tu tak samotnie, pusto.

 

Tu jestem, krzyczała w duchu, aż łzy znów wygasły i poczuła jakby fragment jej człowieczeństwa został jej odebrany. Reakcją na ogromną ilość kortyzolu w organizmie jest zmniejszenie się wielkości hipokampa, przeczytała kiedyś w internecie. Ile jeszcze wytrzyma zanim stanie się pusta jak forma ze styropianu?

 

...

 

Reena uniosła rękę.

 

- Evira przed chwilą gdzieś pilnie wyszła, pewnie do toalety, może zaraz wróci. Mogę pójść i ją zawołać- odpowiedziała nauczycielce.

 

- Nie, nie będziesz traciła lekcji przez to, że jakaś dziewczyna postanowiła wagarować. Po prostu wpiszę jej nieobecność. Jeśli tu wróci, co najwyżej dostanie spóźnienie.

 

Pani Lora zaczęła dalej czytać listę.

 

Reena mimochodem spojrzała na zegarek. Lekcja się zaczęła, zostało jakieś 40 minut. Jeśli Evira nie wróci pójdzie spytać się jej, co się stało.

 

To było dziwne, dlaczego nagle zaczęła płakać. Poczuła, że coś jest u niej nie tak. To nie wyglądało jak po prostu uraz po podstawówce, chyba że była gnębiona.

 

Przesunęła zeszyt i przygotowała długopis do pisania. Teraz jest lekcja, upomniała się. Potem pomyśli o tym.

 

...

 

- Chodź, idziemy z tym do psychologa szkolnego- powiedziała Reena, pociągając ją za rękę, dłuższy czas po tym jak Evira uciekła z lekcji.- Powiedziałaś, że to może dlatego, że nie miałaś nikogo w ósmej klasie, ale teraz masz nas, a nadal wyglądasz jakby ci ptaki zdefekowały na psychikę.

 

- To nie koniecznie tylko o was chodzi. Może to też dlatego, że mam złe kontakty z rodzicami.

 

- Z tego, co mówiłaś, twoje problemy z rodzicami zaczęły się po tym, jak zaczęłaś się źle czuć. Czyli to nie jest kwestia tego. Niby nie będę cię zmuszać, ale zupełnie nie rozumiem czemu tak bardzo boisz się coś zmienić, skoro sytuacja jest, bo jest, nie zaprzeczysz, tak fatalna. Przecież psycholog cię nie zje. Co najwyżej, jeśli okaże się beznadziejna, spluniemy pod jej drzwi i poszukamy innego rozwiązania.

 

Evira spojrzała na nią. W jej głowie, kotłował się strach, którego nie zagłuszyłaby nawet muzyka, mimo tego zmusiła się, by pokiwać głową.

 

Reena złapała ją za rękę.

 

- Zobaczymy się jutro, nie czekajcie na nas- powiedziała i pożegnali się z Kaalem i Orio.

 

Reena uśmiechnęła się do niej promiennie i Evira poszła za nią. Żałowała, że tak wcześnie rozstała się z resztą przyjaciół.

 

Kiedy weszły do gabinetu, powitała ich kobieta, w okrągłych okularach, w kapciach z jednorożcami i we włosach spiętych w dwa kucyki.

 

- Dzień dobry, zapraszam- powiedziała uprzejmie i wskazała krzesła przed swoim biurkiem.- W czym mogę służyć?

 

Reena spojrzała na Evirę, która próbowała ukryć swoje istnienie, patrząc w dół. Czekaj chwilę w nieprzerwanej ciszy.

 

- Chodzi o moją przyjaciółkę i jej dolegliwość- zaczęła w końcu Reena.- Od dłuższego czasu męczą ją stany lękowe i ma napady nagłego smutku. Razem ze znajomymi podejrzewamy, że to może być depresja, ale nie wiemy do końca, więc przyszłyśmy zaczerpnąć pani rady.

 

Psycholożka kiwnęła głową.

 

- Dobrze, że tu przyszłyście.- Psycholożka zrobiła poważną minę, po chwili lekki uśmiech powrócił na jej twarz.- Mogę w zaproponować herbaty?- zapytała.

 

- Poprosimy- odpowiedziała w końcu Reena i psycholożka postawiła przed nimi dwa kubki z herbatą i cukier. Evira przyjęła swój kubek z rąk Reeny.

 

- Od jak dawna dzieje się coś takiego?

 

Reena umilkła. Evira poczuła na sobie wzrok obu kobiet.

 

- Od jakiegoś roku, półtorej.- Wzruszyła ramionami, powstrzymując łzy, które spowodowała nowa, stresująca sytuacja.- Nie było jakiegoś momentu, w którym to się zaczęło. To bardziej rosło.

 

Psycholożka pokiwała poważnie głową.

 

- Powiedz mi, czy masz dobry kontakt ze znajomymi? Szczerze.

 

Evira pokiwała głową.

 

- A jak sytuacja w domu?

 

Evira zamarła. Miała odpowiedzieć, że źle? Ale wtedy psycholożka uzna, że rozwiązaniem jest zmiana sytuacji w domu. Evira narazi się tym na niezadowolenie rodziców, a może nawet spróbują ją przenieść do rodziny zastępczej.

 

Psycholożka zerwała się i wyciągnęła chusteczki z opakowanie na stole. Przyparła do niej i podała jej białą chusteczkę.

 

Evira poczuła jak papier moknie pod wpływem jej łez, a te leciały niepowstrzymanie.

 

- Damy sobie radę.- Psycholożka położyła ręce na jej ramionach.- Cokolwiek się dzieje, poradzimy sobie z tym. Dobrze, że przyszłaś do mnie z tym problemem. Niejeden już uczeń do mnie przychodził i zawsze znajdowaliśmy jakieś rozwiązanie. Będzie dobrze.- Jej głos był cichy i spokojny.

 

Evira poczuła, że od dawna nie słyszała tak wspierających słów. Kiwała głową.

 

- Evira mówiła, że jej problemy z rodzicami zaczęły się po tym, jak zaczęły się jej problemy z emocjami.

 

Psycholożka kiwnęła głową ze zrozumieniem.

 

Siedziały chwilę w milczeniu, słuchając chlipania Eviry. Psycholożka cały czas pocieszała ją. Potem ich milczenie przerwał dzwonek na następną lekcje.

 

- Macie dzisiaj jeszcze jakieś zajęcia?

 

Reena zaprzeczyła.

 

- Myślę, że jeśli masz coś do zrobienia możesz już iść, chyba, że chciałabyś, żeby twoja przyjaciółka została- zwróciła się do Eviry.

 

Evira natychmiast pokręciła głową.

 

Psycholożka i Reena nadal czekały w milczeniu, nie rozumiejąc sygnału. Evira spróbowała coś powiedzieć, ale dźwięk nie wydobył się z jej ust. Z braku pomysłów, wyciągnęła rękę w stronę drzwi i machnęła w ich stronę palcami, jakby kogoś wyganiała.

 

- To chyba oznacza, że możesz iść, jeśli chcesz, prawda?- Evira potwierdziła.

 

Reena zawahała się.

 

- To naprawdę dobrze jeśli cię tu zostawię?

 

Evira pokiwała głową.

 

Reena patrzyła na nią jeszcze przez chwilę. Też kiwnęła głową.

 

- Zostawiam cię w dobrych rękach- powiedziała do niej pokrzepiajaco.- Do zobaczenia jutro. Do widzenia.

 

- Do widzenia. I dziękuję, że pomogłaś przyjaciółce. Podjęłyście słuszną decyzję.

 

Reena uśmiechnęła się i wyszła, jeszcze raz się żegnając.

 

Psycholożka zaprowadziła Evirę na krzesło i usiadła na krześle obok niej, nie za biurkiem. Cały czas trzymając jedną rękę na ręce Eviry, zapytała zapytała o Reenę i resztę jej znajomych, co sprawiło, że Evira trochę się rozluźniła. Tak prowadziła dalszy wywiad, wplatając jak najdelikatniej pytania o właściwą sprawę w swobodną rozmowę. Zapytała o jej relacje z rodzicami, a także o to, czy zdarza się jej się czuć intensywny smutek, kiedy widzi, jak komuś przydarza się coś złego, chociaż ludzie wokół niej przechodzą wobec tego z opanowaniem. Evira nie mogła nie potwierdzić. Ich rozmowa trwała jeszcze do drugiego następnego dzwonka.

 

W końcu psycholożka spojrzała na zegarek.

 

- Skoro jest tak jak mówisz, moja interwencja tu nie wystarczy.- Wyprostowała się, opierając wygodnie na krześle.- Jako psycholog szkolny z leków psychotropowych ci mogę dać nic. Niestety, ja już będę musiała pędzić do mojej drugiej pracy, do moich innych pacjentów, ale dam ci namiary na moją znajomą, też psycholożkę. Wyślę jej też wyniki wywiadu, żebyś nie musiała tego powtarzać po raz drugi. Najlepiej by było, żebyś o tym porozmawiała z rodzicami, ale jeśli nie będziesz się czuć na siłach to nie ma problemu.- Uspokoiła ją rękoma.- W końcu, to ja tu jestem od tego, żeby rozmawiać z upartymi dorosłymi.- Uśmiechnęła się promiennie.- Niezależnie, skontaktuje się z twoimi rodzicami i powiem im o wszystkim, wszystko im wytłumaczę, więc jak chcesz możesz zostawić to mnie.

 

Evira kiwnęła głową. Czuła się trochę lepiej, w jej klatce piersiowej rozlała się fala ciepła, jakiej nie czuła od dawna.

 

Psycholożka uśmiechnęła się.

 

- Damy sobie radę?- zapytała.

 

Evira kiwnęła głową. Psycholożka też potwierdziła kiwnięciem głowy. Zapisała i dała jej kartkę z danymi.

 

- Oczywiście my też pozostajemy w kontakcie. W jaki sposób będziesz się czuła najlepiej. Z różnymi moimi uczniami piszemy nawet na komunikatorach internetowych, więc widzisz, że dostosuję się tak, żeby było ci wygodnie.

 

Evira zawahała się na chwilę.

 

- Chyba mogę tu przyjść, jeśli będzie taka możliwość- wypowiedziała słabym głosem.

 

- Jak najbardziej. Przyjdź kiedy ci będzie pasowało. Może za tydzień, albo kiedy będziesz chciała. Po to mój gabinet jest otwarty. Szkoła jest też po to, żeby pomagać młodym ludziom. Wiem, że wam potrafi być naprawdę ciężko.

 

- Dziękuję- powiedziała Evira.

 

Uśmiech psycholożki poszerzył się znów.

 

- Jest pani naprawdę fajna- odważyła się powiedzieć Evira, trzymając w dłoni klamkę.

 

- Gdybyś jeszcze miała fatalnego psychologa szkolnego to by już była wredota losu.

 

Evira uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, z prawdziwą ulgą.

 

- Do widzenia- powiedziała szczęśliwa.

 

...

 

Evira usiadła do stołu. Powiedzenie o tym, że podejrzewa się u niej depresję, wydawało się zadaniem niemożliwym. Jeszcze przed wejściem do domu, zdążyła się popłakać trzy razy.

 

Mimo tego, była zdecydowana, przypomniała sobie. Lecz pomimo tego jej ręce się trzęsły i czuła chód na całym ciele.

 

Jej matka nałożyła na jej talerz ziemniaków. Życzyła im wszystkim smacznego i zaczęli jeść. Evira szukała w sobie odwagi. Nie była na tyle słaba, by nie być w stanie tego zrobić, powiedziała sobie wcześniej, ale teraz czuła, jakby przeceniła swoje możliwości.

 

Była słaba. Czemu jeszcze miała wystarczająco brawury, by przypuścić, że jest inaczej?!

 

- Znowu u mnie w pracy zwolnili jakiegoś chłopaka- zaczęła jej matka.

 

Ojciec automatycznie pokiwał głową.

 

Evira wypuściła powietrze z płuc. Czuła jakby jej matka uwolniła ją od wielkiego ciężaru. Skupiła się na jedzeniu, wyczekując końca jej opowieści. Jednak matka kontynuowała, a jedzenie powoli znikało z talerzy. Evira znowu poczuła ukłucie strachu. Ugryzła się w wargę z całej siły, żeby odgonić swoje myśli od pomysłu płakania.

 

Jej matka zatrzymała wypowiedź w połowie zdania.

 

To może być twoją ostatnia szansa, pomyślała Evira i wzięła głęboki wdech.

 

- Byłam dzisiaj u psychologa- wtrąciła na jednym wydechu.

 

Drżenia przechodziły jej mięśnie, ale starała się nie zwracać na nie uwagi.

 

Matka odłożyła pełny widelec na talerz. Nastała cisza.

 

Jej matka wbijała w nią wzrok, ale Evira nie była w stanie określić czy było to spojrzenie złości, spokojne czy może ze zrozumieniem, skupiała wzrok na ćwiartce ziemniaka na talerzu, by dodać sobie odwagi.

 

- Podejrzewa, że to może być depresja- wyrzuciła na drugim wydechu i skuliła się, wyczekując reakcji rodziców.

 

Jej matka odetchnęła spokojnie.

 

- Czytałam kiedyś o depresji- powiedziała wolno i z rozmysłem.

 

Evira spojrzała na nią z nadzieją. Czyli się mną zainteresowała, pomyślała pod przypływem entuzjazmu.

 

- Podobno można ją wyleczyć samemu- kontynuowała matka.- Tylko trzeba dużo przebywać na dworze. Poza tym dieta uboga w żelazo może powodować spadek energii i przygnębienie. Dlatego z twoim tatą jemy dużo czerwonego mięsa, pomimo tego, że nie jest najzdrowsze i twój ojciec go nie lubi.

 

- Myślę, że tu nie o to chodzi- odważyła się wyrzucić z siebie Evira, cudem blokując strach, który targał jej mięśniami.

 

- To o co?- zapytała matka z lekkim naciskiem.- Nie wystarczy ci, że razem z twoim tatą wychowujemy cię od 15 lat? Że cię karmimy, dajemy dach nad głową? Że nie każemy ci pracować, tylko sami zarabiamy pieniądze, żebyś mogła godnie żyć? I mieć ten telefon, słuchawki, nowe ubrania? To ci nie wystarczy?! Tylko znajdziesz sobie jakiś inny powód, żeby być smutna i zawodzić codziennie w swoim pokoju? Niektórzy nie mają tak dobrze jak ty, a ty nawet tego nie doceniasz! Kiedy ostatni raz usłyszałam: dziękuje ci, mamo, za całą twoją pracę?! Nie wiedziałam, że mam aż tak niewdzięczną córkę!

 

Evira zsunęła się z krzesła.

 

- Tato?!- zapytała, patrząc w twarz ojca.

 

- Kochanie...- zaczął jej ojciec.

 

Zanim się zorientowała, wybiegła z kuchni, nim ojciec zdążył cokolwiek powiedzieć. Wpadła do swojego pokoju i wcisnęła twarz w poduszkę. Łzy leciały z jej oczu i nie mogła ich kontrolować. Czuła się jakby pociąg przejechał jej kręgosłup, odbierając jej dech i sprawiając, że żebra wbiły jej się w serce, które nadal próbowało bić.

 

- Zabijcie mnie- wyjęczała.- Ja już nie chcę...- wyszeptała w poduszkę resztką tchu.

 

Jej serce bolało, jakby ktoś przypalał je rozgrzanym żelazem. Zacisnęła palce w pięść, sapiąc, próbując wziąć wdech.

 

Wiedziała, że będzie żałowała tych słów. Że kiedy nadejdą lepsze czasy, będzie się nienawidzić za to, że je wypowiedziała, ale to tak bolało. Bolało... Zmarszczyła brwi, zacisnęła palce na piersi.

 

Nienawidzę jej, pomyślał. Nienawidzę.

 

- Przeklinam tę rodzinę- wyszeptała brzydkim, chrapliwym tonem.

 

...

 

- Sprawdzilam te łacińskie nazwy na tyle opakowania.- Evira uniósła głowę, patrząc na odjeżdżający tramwaj. Kaal przytulał się do niej, czuła jego ciepło na swoich plecach.

 

Masz, co chciałaś, pomyślała, patrząc bezwiednie przed siebie.

 

- Głównie sacharoza plus witaminki ukryte pod pozorem ładnego opakowania- westchnęła.- Najwyraźniej moja matka chciała zaoszczędzić na leczeniu choroby, której według niej nie ma. Kupiła mi placebo.

 

Kaal nie odpowiedział.

 

Wydawało się tak cicho, pomimo że wokół nich rozmawiali ludzie i co chwilę przejeżdżały samochody.

 

Czuła wewnątrz niepokój, ale był on zniwelowany, przez lekkie podniecenie jakie czuła, kiedy Kaal kciukiem przesuwał po jej żebrach.

 

Och, czemu musisz być taki niewinny, pomyślała, pozwoliłabym ci na o wiele więcej.

 

- Myślę, że spróbuję sobie na wakacje znaleźć jakąś pracę- kontynuowała.- Pani psycholog jest temu przeciwna, ale poproszę ją, żeby mi pomogła.

 

Urwała.

 

- Nie zamierzasz tego jakoś skomentować?- spytała w końcu.

 

- Jestem pewien, że twoja mama cię kocha- powiedział w odpowiedzi.

 

Racja, pomyślała z rozczarowaniem i pozwoliła, by już nic więcej nie mówił. Wtuliła się tylko w jego czułość.

 

Czuła się jakby go wykorzystywała, ale wiedziała, że tego potrzebowała. Gdyby żyła innym życiem, z innym ciałem martwiłaby się o przyzwoitość.

 

Teraz...

 

Skrzywiła się w brzydkim uśmiechu.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania