Mokra robota część 1

Czas ukoić ból

Zimna toń rzeki czeka

Odpowiedź o krok

ㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤKroniki Ilys Żelaznej

ㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤkrąg 24

 

Airen mocno zacisnął palce na krawędzi skalnej półki, po czym stopniowo przeniósł ciężar ciała, dzięki czemu znalazł się kilkanaście centymetrów wyżej. Plecy miał mokre od potu. Do celu pozostało mu już niewiele, ale wspinaczka wciąż wymagała zachowania odpowiedniego rytmu oraz przestrzegania zasady trzech punktów podparcia; nawet jeśli ściana nie była specjalnie stroma ani wysoka i kusiła, żeby pokonać ją szybciej.

Nieostrożni żyją krótko. Nie bądź głupi.

Gdy dotarł na szczyt, otrzepał ubranie. Wyciągnął z kieszeni terminal i puknął palcem w ekran. System wypluł komunikat o niskim stanie baterii. Airen przez chwilę chciał po prostu rzucić tym złomem o ścianę, ale zaraz zrezygnował i tylko przygryzł wargę. Kliknął ikonkę mapy, załadował ident i przeszedł do trybu dopasowania. Projektor wyświetlił przestrzenny obraz. Program zielonymi kropkami odhaczył punkty orientacyjne. Hologram zmienił kąt, urósł i nałożył się idealnie z ukształtowaniem terenu.

Czytanie to największe osiągniecie cywilizacji, oczywiście poza technologią luszu, więc Airen oparł się o skałę i włączył lbooka, ponieważ zwykle książką umilał sobie czekanie, jednak chwilę później zrezygnował, bo przypomniał sobie o niskim wskaźniku naładowania baterii, dlatego jedynie usiadł, podciągnął kolana pod brodę i oplótł je rękami. Spojrzał w górę na rozgwieżdżone niebo, gdzie uwagę przyciągał punkt o wiele większy od innych.

To Błękitna Ilys przemierzała nieboskłon, mamiąc głupich nadzieją. Na najmniejszym z trójki naturalnych satelitów krążących wokół Kirrenu kwitło miasto, w którym obywatelstwo zapewniało immunitet od biedy. W konsekwencji każdy mieszkaniec Szarych Ziem marzył o azylu i Airen nie był wyjątkiem.

Już dawno zdał sobie sprawę, że ludzie dzielą się na tych, którzy kiedyś zaryzykowali i innych, którzy poświęcili życie na szukanie wymówek, więc egzystencjalne pytanie: być czy mieć, nie ma żadnego znaczenia, ponieważ dopóki srasz, wciąż istniejesz i jeśli tylko trwasz, gówno z tego będzie, dlatego właściwe pytanie brzmi: Czy mógłbyś tak żyć? Na przykład jak przeciętny szarak, który właśnie podpisał kontrakt z kolonią i jeszcze tego samego dnia rozpoczął pracę na etacie.

To łatwe.

Przez połowę dnia powtarzasz monotonne czynności jak owijanie folią paczek albo przykręcanie śrubek. Wszystko zależy od profilu kolonii, równie dobrze mógłbyś składać długopisy. Ważny wybór w karierze, ale potem już z górki: przerwa na żarcie, dojazdy, sranie, spanie i od nowa. W zamian regularnie trzy sześćset miesięcznie płatne na rachunek minus podatek i opłaty. Czy mógłbyś tak żyć?

Znasz ludzi, którzy tak trwają.

– Dobrze, że jest praca – powtarzają. – Byle do emerytury.

Airen wzdrygnął się mimowolnie, ponieważ w takich scenariuszach zawsze na końcu zostajesz z niczym. To prowadzi do złych emocji, jak uczucie, które dopadło go dziś rano, gdy smażył jajecznicę. Właśnie zeskrobywał jajka z patelni, kiedy wyobraził sobie siebie w roli lorda sprzed trzech wieków. Fakt, może odrobinę popuścił wodzy wyobraźni, ale trzeba marzyć odważnie. W swojej wizji właśnie wrócił z wyprawy dookoła świata, gdzie obłowił się ponad przyzwoitość. Stał na balkonie, wymachiwał kapeluszem i rozrzucał gawiedzi kryształy luszu, a potem znienacka zaatakowała proza życia: piknął terminal i wypluł stan konta, stertę rachunków oraz brak perspektyw. Airen nie zdążył opanować agresji, która wypełniła go gniewem tak przytłaczającym, że w efekcie potrzebuje nowej patelni.

Tym razem w porę opanował emocje i wyobraził sobie kufer z czarnego drewna ozdobiony misternymi okuciami. Wrzucił do niego niechcianą myśl, potem zatrzasnął wieko i kopniakiem wysłał wszystko poza orbitę. Sztuczki na oczyszczenie głowy nauczył go klient, od którego odbierał dług w imieniu Kluchy.

Airen głęboko odetchnął, potem otworzył oczy i zawiesił wzrok na linii horyzontu.

Z daleka samochód przypominał idącego tyłem świetlika bez skrzydeł, który z mozołem pełznie przez pustynię. Czasem znikał za wzniesieniem albo skalnym załomem, żeby za chwilę wyłonić się z powrotem. Po kilku minutach terenówka zaparkowała parę metrów od Airena, wzbijając tuman kurzu. Ze środka wysiadł grubas w brudnej podkoszulce.

– Cześć, Łupina – powiedział Klucha. – Mamy robotę!

Podszedł do Airena i uścisnął mu dłoń. Tom Skieferson zawsze szanował konwenanse, rzadziej ludzi. Pragmatyczne podejście wynikało z wychowania na naukach starej szkoły z naczelną zasadą: nigdy do niczego się nie przyznawaj, a gdy złapią cię za rękę, to ją sobie odetnij, bo ręka odrośnie, ale honor nigdy.

– Klucha – odparł Łupina – nie mogłeś po prostu zadzwonić?

– Przecież dzwoniłem.

– Tak, i powiedziałeś, że to sprawa nie na telefon: Łupina łap ident, bierz zbroję, wszystko powiem ci na miejscu.

– Tak było – przytaknął Tom.

– Dlaczego tutaj?

Tom przeciągnął spojrzeniem najpierw po pustynnym krajobrazie, później po zakurzonym ubraniu Łupiny.

– Nie zaschło ci w gardle od tego pyłu, co, pierdoło?

Klucha odwrócił się na pięcie i dostojnym, godnym filantropa krokiem ruszył do samochodu. Z bagażnika wyciągnął dwa piwa. Jedną butelkę chwycił wysoko za szyjkę, a następnie użył drugiej do zrobienia dźwigni. Otwartą podał Airenowi, a kapsel swojej potraktował zębami, później upił duży łyk i beknął, potem pstryknął palcami i samochód rozpadł się na rój świateł, które zatańczyły w powietrzu, po czym wskoczyły mu do tylnej kieszeni spodni.

– No, powiedz to – warknął Klucha.

– Skąd wiesz, co chcę powiedzieć?

– Widzę to w twoich oczach.

– To po co mam pytać?

– Ty wiesz, ile tam było do wygrania?

– Dobra, już dobra. – Airen rozłożył dłonie. – Nic nie mówię, sam jestem w finansowej dupie.

Skieferson kiwnął głową na znak aprobaty, po czym sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął wizytówkę; czerwony papierek pokryty wykaligrafowanymi czarnym atramentem słowami:

 

ㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤ????? ???????

ㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤℂ???????????? ????????? ?? ???????

ㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤ???????: ?????? ???́??????

ㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤㅤ???ℙ ???ℝ?ℂℍ ???ℤ

 

W oczach Airena błysnęło zaciekawienie. Nie kojarzył imienia, ale wiedział, że wizytówka jest nitką do podróży tunelowych, co ostatecznie rozstrzygnęło wybór miejsca spotkania, bo zgodnie z szóstą poprawką do Konstytucji Szarych Ziem miasto dysponowało prawem do monitorowania prywatnych portali, co w założeniu miało zachęcić do korzystania z komunikacji publicznej, a stało się narzędziem kontroli. Łupina pamiętał, jak wprowadzali to prawo, on jeszcze pokładał nadzieję w protestach związków zawodowych, ale Tom od początku nie miał złudzeń, co skwitował dosadnym: „dziwki już się sprzedały i teraz negocjują tylko cenę".

Co okazało się prawdą.

Łupina popatrzył ponownie na wizytówkę. Lubił pracę dla misjonarzy, ponieważ zwykle dotyczyła ochrony i jeszcze nigdy się nie przepracował. Z samymi misjonarzami bywało różnie, ponieważ większość z nich zgodnie z symbolem na cechowym godle nosiło węża w kieszeni.

– Jaka jest...? – spytał Airen.

– Mała i pyskata – odparł Tom.

– Jaka jest stawka?

– A o robotę nie zapytasz?

– Daj spokój, Klucha, umiem tylko dwie rzeczy: bić ludzi i wkurzać ludzi, a za granie na nerwach, jeszcze nikt mi nie zapłacił.

– Bez przesady, przede wszystkim umiesz pięknie znikać.

– Więc?

– Powoli, pierdoło, Marla to stara znajoma...

– Pieniądze...

Skieferson cmoknął i wyraził dezaprobatę spojrzeniem, ale słowem nie zaprotestował, tylko wzruszył ramionami.

– Nie będziesz stratny – powiedział – jak mówiłem, Marla to stara znajoma i...

– Ile?

– Kurwa! Łupina! Daj mi powiedzieć, a nie tylko pieniądze i pieniądze.

– Pracuję dla pieniędzy – odparł Airen. – Potrzebuję ich. Dla mojej rodziny.

– Łupina, przecież ty nie masz rodziny. Jesteś sierotą od siódmego roku życia.

– Dlatego potrzebuję pieniędzy, sierotom ciężko na świecie.

Skieferson otaksował go spojrzeniem, ale nawet nie drgnęła mu powieka i Łupina przypomniał sobie, dlaczego lepiej nie grać z nim w karty.

– Dostaniesz dziesięć kawałków... – powiedział Skieferson.

– Za dziesięć to tu nawet nie poleżę.

Skieferson wypił resztę piwa duszkiem, potem cisnął butelkę o skałę. Brzdęk tłuczonego szkła poniósł się echem.

– Jeszcze raz mi przerwiesz, to cię zrzucę w przepaść!

– Po co te nerwy. – Airen podniósł dłonie w obronnym geście. – Pierwszy raz się targujemy?

– Nie mam dzisiaj humoru na targi, tyle wczoraj umoczyłem, że ledwo zostało mi, żeby kupić tego trupa – powiedział Tom, wskazując na miejsce, gdzie wcześniej stała terenówka. – ale odkujemy się. Dostaniesz dziesięć kawałków czystego luszu, bo jak mówiłem, Marla...

Łupina nie słuchał reszty, ponieważ kochał liczby i właśnie układał w głowie równanie. Przeliczył czarnorynkową cenę luszu, co szybko dało zawrotną sumę stu tysięcy malachitowych koron, co z kolei równało się kilku miesiącom błogiego lenistwa.

– Masz wszystko? – spytał Tom.

Airen przytaknął, ponieważ wszystkie potrzebne rzeczy wziął ze sobą, jednak wyznawał zasadę, że ponowne sprawdzenie nigdy nie zaszkodzi, dlatego wyciągnął z kieszeni czarną, pokrytą ornamentami tulejkę, którą chwilę później wcisnął na odpowiednie miejsce w terminalu. Puknął palcem w ekran i przeszedł do trybu diagnostycznego.

Skafander bojowy miał już swoje lata, ale naprawdę dobrze na niego pasował. Ręce Łupiny były trochę za długie w stosunku do innych, co czyniło z niego dobrego złodzieja, ale naręczaki w większości kombinezonów krępowały mu ruchy. Za modernizacje swojego LiS-a zapłacił krocie i nie stać go było na dubla, tym bardziej że dotarł już do granicy mocy, więc nowe wydatki powinien liczyć podwójnie.

System wypluł podsumowanie. Wszystkie wskaźniki mieniły się zdrową zielenią, tylko żółta kontrolka baterii ostrzegała przed niskim stanem naładowania.

Klucha bez słowa wydobył z kieszeni woreczek, skąd chwilę później wyciągnął pomarańczowy kryształ wielkości pestki z jabłka.

– Zaliczka – powiedział, podając lusz Airenowi. – Odliczę ci od wypłaty, pierdoło.

Łupina ostrożnie, z pewnym namaszczeniem wziął od niego kryształ, potem podciągnął bluzę i namacał wypustkę na plecach u podstawy kręgosłupa, chwycił mocno i przekręcił, jakby odkręcał słoik. W środku okrągłego pojemnika tkwił prawie przezroczysty kryształ luszu. Airen dołożył do niego kawałek otrzymany od Toma, po czym zamknął wieczko i całość wkręcił z powrotem.

Zimny dreszcz pobiegł wzdłuż kręgosłupa i zaowocował silnym ukłuciem w piersi. Airen zarzęził i z trudem złapał haust powietrza.

Łupina nie był wchłaniaczem, więc jak większość mieszkańców Szarych Ziem używał przetwornicy mocy, bez której cała technologia pozostawała tylko martwą materią. Obecny model dawał mu całkiem niezłą moc i wydajne spalanie, ale powoli z niego wyrastał, tak jak wyrasta się z ubrań, dlatego czekał na przypływ gotówki i marzył o nowym modelu, który mógłby zasilić lepszą zbroję.

– Gotowy? – spytał Tom.

Airen skinął głową, wstał i narzucił na głowę kaptur. Klucha wyciągnął z kieszeni czerwoną wizytówkę, potem potarł ją pomiędzy palcem wskazującym i kciukiem. Na papierze pojawił się licznik wskazujący sześćdziesiąt sekund. Cyfry zaczęły zjeżdżać do zera. Gdy odliczanie dobiegło końca, Łupina zamknął oczy.

Średnia ocena: 2.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • MKP rok temu
    "Nieostrożni żyją krótko. Nie bądź głupi." - jeśli to są myśli to wypadałoby jakoś to oznaczyć: może wziąć w cudzysłów

    "Gdy dotarł na szczyt, otrzepał ubranie. Wyciągnął z kieszeni terminal i puknął palcem w ekran." - zrobiłbym z tego jedno zdanie

    "Czytanie to największe osiągniecie cywilizacji, oczywiście poza technologią luszu," - w tym miejscu też nie wiadomo czy to przemyślenia autora czy narratora.

    "być czy mieć, nie ma żadnego znaczenia, ponieważ dopóki srasz, wciąż istniejesz i jeśli tylko trwasz, gówno z tego będzie," - fajne??

    "– Klucha – odparł Łupina – nie mogłeś po prostu zadzwonić?" - kiedyś się ze mną sprzeczałeś, że tak nie wolno robić???

    "misjonarzami" - jeśli to nazwa organizacji to powinno być z wielkiej litery.

    Całość bardzo ciekawa i zakładam, że jak to zwykle bywa robota nie pójdzie gładko?
  • Alienator rok temu
    Dziękuję za sugestie. Pewnie opku przydałoby się trochę czyszczenia i zmian kosmetycznych, ale póki co pozwolę mu się uleżeć.
    Misjonarz to nie nazwa instytucji, a osoba wysłana przez instytucję w określonym celu, więc na pewno z małej.
    Co do dalszego przebiegu roboty, to pożyjemy, zobaczymy. ;)
    Dzięki za komentarz.
    Pozdrawiam.
    M.
  • Akwadar rok temu
    Nieźle napisane, tylko ten wierzchołek nie daje mi spokoju... - "Gdy dotarł na szczyt... [ ] "...chciał po prostu rzucić tym złomem o ścianę..." [ ] "...więc Airen oparł się o skałę...". To dotarł na szczyt, czy nie dotarł?
  • Alienator rok temu
    Szczyt to niekoniecznie sam wierzchołek, gdzie człowiek ledwie postawi nogę, ale rozumiem dysonans i przyjrzę się temu. Dzięki.
    Pozdrawiam.
    M.
  • "Już dawno zdał sobie sprawę, że ludzie dzielą się na tych, którzy kiedyś zaryzykowali i innych, którzy poświęcili życie na szukanie wymówek, więc egzystencjalne pytanie: być czy mieć, nie ma żadnego znaczenia, ponieważ dopóki srasz, wciąż istniejesz i jeśli tylko trwasz, gówno z tego będzie, dlatego właściwe pytanie brzmi: Czy mógłbyś tak żyć?" - długie wg mnie to zdanie, dało by radę rozbić na dwa? Na tym etapie ciężko mi ocenić, ale narrację prowadzisz dość ciekawie, i z chęcią sprawdzę jak piszesz?
  • Alienator rok temu
    Pewnie, że się da, co ma się nie dać, w końcu to tylko kosmetyka, ale jak napisałem wyżej, z tym rozprawię się, gdy opko się uleży.
    Co do fabuły, to myślę, że w dalszej części nabiera kolorytu, sam początek to ekspozycja, gdzie dopiero poznajemy bohaterów.
    Dzięki.
    Pozdrawiam.
    M.
  • Józef Kemilk 4 miesiące temu
    Poniżej podaję przykłady Twoich wypowiedzi i jednocześnie informuję, że zrobiłem zrzuty z ekranu całości dyskusji, tak na wszelki wypadek.

    „To dlatego uważam, że jesteś zwykłym, kłamliwym kutasem, któremu brak zdolności honorowych, żeby przyznać się do błędu. No i zgodnie z obietnicą dodaję Cię do obserwowanych i widzimy się pod większością Twoich komentarzy przez najbliższy rok.”
    „Masz o sobie zbyt wysokie mniemanie, skoro uważasz, że dyskusja z byle kłamliwym kutasem może wywołać u mnie jakieś emocje. Teraz poziom Ci się nie podoba? Zły Alienator, bo oddał z nawiązką? Przygotuj się na więcej.”
    „Daj spokój Swan, to tendencyjne gówno. Myślałem, że Kemlik ostatnio już osiągnął poziom dna, ale widać teraz zaczął robić odwiert. Tfu.”
    „Zabawne słowa od gościa, który najpierw nakłamie i nagada głupot, a potem ucieka i udaje, że go nie ma. „Boisz się konfrontacji? To polecam pisanie do szuflady, wtedy nikt nie wytknie Ci kłamstw.”
    „Przecież nie nazwałem Cię kłamliwym kutasem bez ostrzeżenia i powodu.”
    „Ostrzegałem Cię, że zrobię się niemiły, jeśli będziesz produkował o mnie kłamstwa. Mogłeś się przyznać do błędu i by się skończyło, zanim zaczęło.”
    „Pisałem już wcześniej, że zazwyczaj oddaję ludziom z nawiązką to samo, co oferują mi, więc nie zgrywaj teraz ofiary, bo to żałosne. Kiedy zaczynałeś prowokować, to ostrzegałem Cię, jak się skończy Twoje rumakowanie i co? Teraz jesteś zaskoczony?
    „czyli, że jesteś chamem i prostakiem? Bo w końcu dokładnie tak napisał. Twoja pierwsza samokrytyka. Mam nadzieję, że nie ostatnia”

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania