Monolog
Kochałem ja niecodziennie. Kochałem jej niewinne oczy. Ach, gdyby gwiazdy miały barwę i blask jej oczu, wpatrywałbym się w nie co noc. Kochałem ja z dystansu, tak,jak lubiła. Byłem blisko i daleko jednocześnie. Byłem dla niej kiedy tego chciała. I pozwalałem jej kochać mnie we właściwy tylko dla niej jednej sposób. Kapryśnie. Nie oczekiwałem, że zostanie ze mną na wieki. Nie spodziewałem się że przyjdzie nam rozstać się tak prędko. Nie zdążyłem nawet przyzwyczaić się do jej subtelnej wieczornej obecności, gdy wygrzewała się leniwie przy płomieniach igrających w kominku. Kochałem ja w swetrze i w pianie. Kochałem jej jasne włosy. I jej brak włosów, gdy leżała taka bezbronna na łóżku szpitalnym. Zauważyłem, że z dnia na dzień jest jej coraz mniej. Ale kochałem ją gdy mówiła "nie martw sie, jutro do ciebie wrócę". I gdy ostatkiem sił próbowała się uśmiechnąć. Kocham ja teraz, gdy jest tylko w zapachu kwiatów, w promieniu słońca. W białej róży na czarnym nagrobku. Kocham ją w wietrze i w deszczu. Kocham ja niecodziennie.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania