Monopoly
[Nie kupuj. Idź.]
Plansza leży jak miasto w wersji kieszonkowej – bez wyjścia.
Mój pionek zimny. Plastik udaje pewność.
Nie kupuję.
Okrążam.
Dwa – klik kostek.
Dwa – przesuwam się o pola, jak po grafiku.
Cztery – staję na cudzym kolorze. Czynsz należny.
Domki stoją równo, jakby je stawiał automat.
Hotel błyszczy. Właściciel nawet nie patrzy – ręka bierze.
Przechodzę przez START.
Dostaję 200 – zaliczka na cudzy czynsz.
Banknoty lekkie, dopóki nie trzeba ich oddać.
Podaję je dalej – przeprosiny w papierze.
Przy ostatnim papier pęka na rogu – cicho.
Oddaję też ten urwany róg – żeby się zgadzało.
Sklejam palcem resztę – jakby klej był w zestawie.
Idę dalej.
Trafiam na „Szansę”. Karta udaje uprzejmość.
Znów START. Znów 200.
Znów cudza ulica. Bank wypłaca. Ulica inkasuje.
Trzymam pionek przez sekundę. Krawędź stołu chłodna.
Gra trwa. Majątek rośnie gdzie indziej.
Koniec rundy.
Saldo: 0.
System: działa.
Komentarze (2)
Ja dzisiaj w Scrabble też przegrałam.
Zabawna ta scenka wierszo-gra. 😁
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania