MORDERSTWO POD ŚCISŁYM NADZOREM

MORDERSTWO POD ŚCISŁYM NADZOREM

Rozdział 1

Kiedy drzwi do mieszkania numer 14 otworzyły się z nieprzyjemnym zgrzytem, wewnątrz czekał na nich zapach, który był mieszanką stęchlizny, kurzu i czegoś trudnego do zidentyfikowania — czegoś, co wywoływało mdłości. Policjanci, z minami wypranymi z emocji, weszli do środka, a za nimi, w czystym, schludnym płaszczu, stała Eliza Moran. Od progu odrzucało ją od tej woni, ale czuła, że musi wejść do środka, mimo protestów funkcjonariuszy.

"Pani Moran, to nie jest miejsce dla cywilów" – powiedział jeden z nich, mierząc ją wzrokiem.

Eliza skinęła głową. "Wiem. To brat mojego chłopaka. On nie ma nikogo, więc musiałam przyjechać. Chciałabym po prostu upewnić się, że to naprawdę on."

"Jest pani pewna?"

"Tak."

Mieszkanie było puste, ale na podłodze, na dywanie, leżało bezwładne ciało. Mark Anderson, bo tak się nazywał, był martwy od co najmniej dwóch dni. Był dziennikarzem śledczym i, choć jego nazwisko nie było powszechnie znane, znał go każdy, kto obracał się w światku mediów. Mówiło się, że ma nosa do brudnych spraw i chętnie w nie węszył.

Policjanci założyli, że to nieszczęśliwy wypadek, a konkretnie upadek ze schodów. Nie było śladów włamania, a ciało leżało w dziwnej, ale nieoczywiście podejrzanej pozycji. Oficjalna wersja brzmiała: potknął się i upadł. Nikt z nich nie wierzył, że taki upadek mógł być śmiertelny, ale przełożony nalegał, by nie zadawać zbędnych pytań.

Eliza, podążając za intuicją, zaczęła się rozglądać. Puste półki, czysty stół, komputer, który był wyłączony. Wszystko wydawało się być w porządku, ale Eliza czuła, że coś jest nie tak. Prawie jakby ktoś chciał usunąć wszystkie dowody.

W końcu jej wzrok padł na jedną rzecz, którą policja przeoczyła. Była to książka, która leżała na stoliku. To był stary, gruby tom, którego Eliza nigdy nie widziała w mieszkaniu Marka. Był to dziennik astronomiczny, ale na okładce widniał dziwny symbol. Był on podobny do tych, które Eliza widziała na starożytnych rycinach i które wydawały się jej znajome, choć nie potrafiła sobie przypomnieć, skąd.

Eliza otworzyła książkę. Była pusta. Ale na ostatniej stronie, napisane ołówkiem, były tylko dwie rzeczy: dziwny ciąg liczb, który wydawał się być jak szyfr, i adres.

Rozdział 2

Adres prowadził do starego archiwum, które znajdowało się na obrzeżach miasta. Było to miejsce, gdzie gromadzono stare księgi, mapy i dokumenty. Eliza, po krótkiej naradzie z przyjacielem, udała się tam następnego dnia.

Pracownik archiwum, starszy, siwy mężczyzna o imieniu George, był zaskoczony jej wizytą. Powiedział, że od wielu lat nie było tam żadnych gości. Kiedy Eliza pokazała mu dziwny symbol, który znalazła w książce Marka, jego twarz zmieniła się. Nie wyrażał zdziwienia, a raczej strach.

"Skąd to masz?" – zapytał, a jego głos drżał.

Eliza nie odpowiedziała. Wiedziała, że cokolwiek ma, jest w to wplątany nie tylko Mark, ale również ten człowiek. "Proszę mi powiedzieć, co to znaczy."

George, po chwili wahania, skinął głową. Zabrał ją do małego pokoju, gdzie na stole leżały stare, pożółkłe księgi. "To jest symbol, który jest związany ze starożytnym kultem, który nie jest już oficjalnie uznawany za istniejący. Nazywali się Ordo Luminis, Zakon Światła."

Eliza poczuła dreszcz. Wiedziała, że to, co usłyszała, jest tylko początkiem. Dziennikarz nie zginął w wypadku. Zginął, bo zbyt mocno węszył w przeszłości, której nikt nie chciał ujawnić. Zabrała kilka książek ze sobą, a George, mimo swojego strachu, pomagał jej. Zapewnił ją, że on także chce poznać prawdę, bo od wielu lat zajmuje się historią tego kultu i wciąż nie potrafi rozwiązać zagadki.

Wkrótce Eliza dowiedziała się, że Ordo Luminis nie był tylko kultem. Było to stowarzyszenie, które istniało od setek lat, i którego członkowie, w tajemnicy, opanowali pewną, starożytną, nieznaną technologię. Technologię, która pozwalała im manipulować ludźmi.

Eliza wiedziała już, że Mark miał rację. Ale, im dalej w las, tym więcej pytań.

Rozdział 3

Eliza, trzymając w ręku pożółkłe strony starych ksiąg, czuła, jak jej umysł zaczyna układać wszystkie elementy w logiczną całość. Ordo Luminis, Zakon Światła, nie był po prostu kultem religijnym. To było tajne stowarzyszenie, które wykorzystywało swoje wpływy i starożytną technologię, aby manipulować ludźmi.

Ale w jaki sposób? Według ksiąg, które zabrała z archiwum, członkowie Zakonu wykorzystywali subtelne wibracje dźwiękowe, które wpływały na podświadomość ludzi, wywołując u nich określone emocje i myśli. Była to technologia, którą Ordo Luminis rozwijał przez setki lat.

Dzięki temu, byli w stanie manipulować ludźmi na masową skalę. Mogli sprawić, że ludzie kupowali produkty, w które wierzyli, że potrzebują, lub głosowali na polityków, którzy im odpowiadali. Działali w cieniu, a ich członkowie byli ukryci w najważniejszych instytucjach na świecie – w bankach, w mediach, w rządzie.

Eliza czuła, jak serce jej bije coraz szybciej. Zrozumiała, że Mark nie zginął przypadkiem. Odkrył, że Ordo Luminis planuje coś wielkiego. W jego notatkach, które zdołała odzyskać, odkryła, że Mark podejrzewał, iż nadchodzące wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych mają zostać sfałszowane. Kandydat, który miał wygrać, był jednym z członków Zakonu.

Rozdział 4

Eliza, przekonana, że to, co odkryła, jest prawdziwe, postanowiła działać. Odnalazła kolejny adres w notatkach Marka, który prowadził do starego, opuszczonego budynku w przemysłowej części miasta. Mark oznaczył go jako "punkt spotkań".

Kiedy Eliza weszła do środka, było cicho, pusto i ciemno. Było tam tylko kilka starych maszyn i mebli. Wśród nich Eliza dostrzegła coś, co wyglądało jak duży, stary generator. Kiedy się do niego zbliżyła, zauważyła, że na jego obudowie widnieje symbol Ordo Luminis.

Nagle, za jej plecami, rozległ się głos.

"Wiedziałem, że tu przyjdziesz."

Eliza odwróciła się. Przed nią stał mężczyzna w garniturze. Miał w sobie coś znajomego. Był to George, pracownik archiwum.

"To nie jest to, co myślisz" – powiedział, uśmiechając się.

Eliza czuła, jak jej krew zamarza w żyłach. "Czego chcesz?"

"Chciałem tylko cię powstrzymać. Nie możesz tego zniszczyć."

Eliza zorientowała się, że George nie był po prostu pracownikiem archiwum. On był jednym z członków Zakonu. To on dał jej fałszywe wskazówki, żeby wprowadzić ją w błąd. Ale dlaczego?

George, widząc jej zakłopotanie, uśmiechnął się. "Mark zginął, bo za dużo wiedział. Wiedział, że to, co robimy, jest dobre dla ludzkości. Dajemy im to, czego chcą. Dajemy im spokój, bezpieczeństwo i spełnienie, nawet jeśli nie wiedzą, że to my im to dajemy. My kontrolujemy ten świat."

"Ale jakim kosztem?" – Eliza krzyknęła, czując, jak jej głos łamie się ze wściekłości.

George podszedł bliżej. "Twoja droga kończy się tutaj. Nikt nie może wiedzieć o nas. Jesteśmy jak cień, który chroni świat przed chaosem."

Czy Eliza zdoła ujść z życiem? Jakie kolejne sekrety kryje to miejsce?

Rozdział 5

Eliza czuła, jak jej serce łomoce. George, ten uśmiechnięty staruszek, który wydawał się być jej jedynym sojusznikiem, okazał się wrogiem. Ale jego słowa, o tym, że to, co robią, jest "dobre dla ludzkości", brzmiały w jej uszach, a ona nie mogła przestać się zastanawiać, co miał na myśli. Nagle George podniósł dłoń. Eliza spodziewała się ciosu, ale zamiast tego usłyszała tylko syknięcie.

"Czekaj!" – powiedział George. Jego twarz, która jeszcze przed chwilą była wyprana z emocji, teraz wyrażała strach. "Nie możemy jej zabić."

Z cienia wyszedł mężczyzna w czarnym płaszczu, a jego twarz była ukryta w cieniu. Eliza czuła, że to jest ktoś, kogo widziała wcześniej. Kiedy podszedł bliżej, jego twarz oświetlił blask z generatora. Eliza rozpoznała go. To był Samuel Grant, dyrektor generalny korporacji technologiczno-farmaceutycznej, która zniknęła z rynku. Był on jednym z członków Zakonu, którego nazwisko widniało w notatkach Marka.

Grant skinął głową w stronę George'a. "Popełniłeś błąd. Musimy ją wyeliminować."

"Nie" – George powiedział, a jego głos był stanowczy. "Ona wie za dużo. Jeśli ją zabijemy, tylko potwierdzimy, że nasza organizacja jest niebezpieczna. Musimy zagrać inaczej."

Grant odwrócił się do Elizy. "Jesteś sprytna. Prawie udało ci się nas pokonać. Ale teraz musisz zniknąć."

W tym momencie, z tyłu, usłyszeli strzał. To Eliza, która była na to przygotowana, strzeliła w generator. Kiedy generator wybuchł, całe pomieszczenie wypełnił dym i ogłuszający hałas.

Kiedy dym opadł, Eliza była już w drodze na zewnątrz, biegnąc w stronę ulicy. Ale w połowie drogi potknęła się o coś. Było to ciało George'a. Strzał, który słyszała, nie był wymierzony w generator. Był wymierzony w niego.

Z daleka, Grant, podniósł do ust telefon, a jego głos, który zwykle był spokojny, teraz był pełen złości. "Zabijcie ją. Nie może uciec."

Eliza, w szoku, wstała i zaczęła biec dalej. Nie wiedziała, dokąd zmierza, ale wiedziała, że musi uciec, bo to, co odkryła, mogło zniszczyć cały świat.

Rozdział 6

Eliza wie, że nie ma czasu do stracenia. Zakon, wiedząc, że przeżyła, będzie próbował ją dopaść. Postanawia wrócić do miasta. W jej głowie jest tylko jeden cel: zdemaskować Samuela Granta i Ordo Luminis.

Zanim jednak to zrobi, musi znaleźć coś, co jest na tyle mocnym dowodem, by zniszczyć cały Zakon. Wie, że musi to być coś, co nie jest tylko notatką w jej laptopie, ale coś, co jest fizyczne i co można pokazać całemu światu. Coś, co udowodni, że Ordo Luminis istnieje.

W notatkach Marka, Eliza odkrywa kolejny adres. Prowadzi on do starego, opuszczonego banku, który był własnością firmy Granta. Eliza, po przebraniu się i ukryciu swojej tożsamości, dostaje się do środka.

Wewnątrz jest cicho i ciemno. W powietrzu unosi się zapach stęchlizny i papieru. Eliza, używając latarki, szuka czegoś, co może być jej dowodem. W końcu w jednym z sejfów, znajduje starą, metalową kasetę.

Wewnątrz, ku jej zdziwieniu, znajduje kolekcję starych, metalowych monet, które wyglądają jak repliki. Na każdej z nich widnieje symbol Ordo Luminis. Ale na jednej, tej na samym szczycie, widnieje dziwny symbol, który wygląda jak rycina słońca. To ten sam symbol, który Eliza widziała na okładce książki Marka.

Eliza czuje dreszcz. Wiedziała już, co to znaczy. Te monety, to nie były monety. To były klucze. Klucze, które otwierały coś, co miało ujawnić całą prawdę o Zakonie.

W tym momencie, drzwi do banku otwierają się. Samuel Grant stoi w progu, a za nim stoi dwóch uzbrojonych mężczyzn.

"Spóźniłaś się, pani Moran" – mówi, a jego głos jest zimny. "To, co masz w ręku, to klucze do zniszczenia świata, tak jak go znasz."

Eliza, w szoku, nie wie, co ma zrobić.

Rozdział 7: Finałowa Konfrontacja

Samuel Grant uśmiechnął się, w jego oczach nie było cienia litości. "Zabierzcie ją" - rzucił do swoich ludzi.

Eliza wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Zamiast walczyć, rzuciła się na bok, rzucając w Grant'a metalową kasetą, którą trzymała w ręku. Ku jej zdziwieniu, to zadziałało. Grant, zaskoczony, upadł na ziemię, a klucze wysypały się z kasety.

Eliza, korzystając z zamieszania, wbiegła w głąb banku. Jej serce biło jak szalone, a w głowie miała tylko jeden cel - uciec. Słyszała za sobą krzyki i strzały.

Nagle, za jej plecami, rozległ się kolejny, głośny huk. Grant, wściekły, strzelił w jeden z filarów, który zaczął się walić. Eliza, unikając zawału, rzuciła się na ziemię.

Kiedy wstała, zobaczyła, że Grant stoi tuż przed nią, a w ręku trzyma pistolet.

"Koniec gry" - powiedział, a jego głos był zimny jak lód.

Eliza, zdeterminowana, rzuciła się na niego. Zaczęła się szamotanina. W końcu, w momencie, w którym straciła równowagę, upadła na ziemię. Ale jej upadek sprawił, że klucze, które trzymała, wypadły z jej ręki i rozłożyły się na ziemi.

Eliza, zdezorientowana, wstała. Grant, patrząc na nią, uśmiechnął się.

"Nigdy nie myślałem, że tak skończy się twoja historia. Myślałem, że jesteś mądrzejsza."

W tym momencie, z ciemności wyszedł Samuel Gerard, ten sam, który zginął, ale wyglądał inaczej. Był ubrany w czarny garnitur, a jego twarz, która zwykle była poważna, teraz była pełna złości.

"To on" - powiedział Gerard, a jego głos był zimny jak lód.

Grant, widząc go, upadł na ziemię.

"Nie wiem, o co chodzi" - powiedział Gerard, "ale mam ten klucz. Otwiera on to, co chcecie ukryć. A ty, Grant, jesteś tym, który chce to ukryć."

Grant, w szoku, wstał. "To nie jest to, co myślisz."

Gerard, nie zważając na jego słowa, włożył klucz do zamka w kasecie. W środku, zamiast niczego, był tylko jeden, maleńki, ale mocny plik.

Gerard go podniósł. Było to zdjęcie zrobione z ukrycia. Przedstawiało Granta, siedzącego przy stole, a naprzeciw niego była osoba, którą Eliza znała.

Był to George, pracownik archiwum.

"To niemożliwe" - Eliza krzyknęła. "On był po twojej stronie."

Gerard, uśmiechając się, włożył klucz do zamka w kasecie. W środku, zamiast niczego, był tylko jeden, maleńki, ale mocny plik.

Gerard go podniósł. Było to zdjęcie zrobione z ukrycia. Przedstawiało Granta, siedzącego przy stole, a naprzeciw niego była osoba, którą Eliza znała.

Był to George, pracownik archiwum.

Gerard, po chwili, spojrzał na Granta, a jego twarz, która zwykle była poważna, teraz była pełna złości. "Jesteś skończony."

Grant, w szoku, wstał. "Co masz na myśli?"

Gerard, nie zważając na jego słowa, włożył klucz do zamka w kasecie. W środku, zamiast niczego, był tylko jeden, maleńki, ale mocny plik.

Gerard go podniósł. Było to zdjęcie zrobione z ukrycia. Przedstawiało Granta, siedzącego przy stole, a naprzeciw niego była osoba, którą Eliza znała.

Był to George, pracownik archiwum.

Gerard, po chwili, spojrzał na Granta, a jego twarz, która zwykle była poważna, teraz była pełna złości. "Jesteś skończony."

Epilog

Eliza zdemaskowała Zakon Światła i uwolniła świat od manipulacji. Ale w jej głowie wciąż krążyło pytanie: co stało się z Georgem? Dlaczego był po stronie Granta? Odpowiedzi na te pytania, jak i na wiele innych, pozostały tajemnicą.

Eliza, po tym, jak ujawniła całą prawdę, zniknęła. Nikt nie wiedział, gdzie się udała, ale wszyscy wiedzieli, że to dzięki niej świat stał się lepszy.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania