Motocyklizm. Prolog i rozdział 1. Stare opowiadanie troszkę odświeżone.
PROLOG
Często zadaję sobie pytanie, co by było gdybym mogła cofnąć czas, przeżyć jedną miłość mniej, zatracić się w czymś mniej destruktywnym.
Po co ja w ogóle to piszę?
Może z pobudek egoistycznych, chęci udowodnienia sobie, iż jestem kimś innym, że ta pierwsza miłość mnie nie zniszczyła.
Pewnie teraz myślisz, co osiemnastolatka może wiedzieć o życiu, toksycznym związku z kimś… albo raczej z czymś…
Nadal nie wiesz? Mam na myśli amfetaminę. Byłam od niej uzależniona… Nie, co ja mówię. Nie można powiedzieć, że było się uzależnionym. Nigdy nie wychodzi się do końca z nałogu. Cały czas jestem na głodzie. W nocy budzę się z rozdzierającym gardło krzykiem, gdy czuję jak krew szybciej płynie w żyłach i nagle zwalnia, bo nie ma jej, co napędzić. Wtedy biorę głęboki wdech i zamiast pójść na miasto po kolejną działkę, patrzę się w niebo i przypominam sobie, co w takich chwilach mówił mi Kaspian…
Ale chwileczkę chyba trochę się pospieszyłam, bo żeby zrozumieć wszystko musimy się trochę cofnąć wstecz.
Mimo że od tamtego czasu minęło parę miesięcy pamiętam to jak dziś…
Był grudzień, a może już styczeń? Nie wiem czas zlewał się w jedno. Czasami dzień trwał tygodniami, innym razem miał tylko kilka minut. Sen nie był mi potrzebny, napędzały mnie narkotyki, karmiły mnie powietrzem, z czasem nawet jedzenie wydawało się zbędne.
Wyglądałam jak cień człowieka. Zapadnięte policzki, sińce pod oczami, wystające żebra i szmaty zamiast ubrań. Nie miałam, co założyć na siebie, a pieniędzy starczało tylko na następną działkę. Lecz do tamtego pamiętnego dnia nic nigdy nie ukradłam…
Teraz nie oczekuje od Ciebie współczucia ani nie szukam rozgrzeszenia. Mimo to chcę się wytłumaczyć.
Był to jeden z tych zimowych wieczorów, gdy wszystkie ulice są opustoszałe. Nawet bezdomni chowają się przed chłodem w schroniskach. Ale nie narkomani, oni żądzą się innymi prawami. Za kolejną porcję amfetaminy byłam gotowa wtedy zabić. Nie miałam przy sobie ani grosza. Bez pieniędzy nie ma towaru.
Dzisiaj nie wiem czy to była głupota, czy chwila słabości, ale widząc samotny motocykl na parkingu przed jednym z biurowców, zamiast kierować się etycznymi zasadami, po prostu widziałam możliwość zysku.
Był niewątpliwie jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Dziś wiem, że to czarny Kawasaki ZX-12R Ninja, ale tamtego dnia był to po prostu jakiś motocykl.
Tamtego wieczoru jeszcze nie wiedziałam, iż patrząc na reflektory tej bestii, zaglądam w oczy mojej drugiej miłości.
ROZDZIAŁ 1
Zapisując kolejną stronę, zdaję sobie sprawę z dystansu czasu, jaki minął od tamtych dni. Lecz mimo upływu lat minione wspomnienia są wciąż żywe. Może już trochę mniej nacechowane emocjami, ale obrazy stały się bardziej wyraźne.
Do dzisiejszego dnia nie potrafię powiedzieć, co wtedy było fikcją, a co rzeczywistością. Chyba te dwa światy stanowiły jedną spójną całość…
Pisząc o tym mam wrażenie, iż znowu budzę się w tamtym szpitalu. Każdą kość. Każdą komórkę w moim organizmie przeszywa ból. Nie wiem czy to było prawdziwe czy tylko urojone. Ale strach, jaki odczuwałam był na pewno realny…
Zamykając oczy wciąż widzę tamte białe ściany i wielkie okno, a w nim bladą postać o pustych oczach lalki. Wściekłość i furia. Te dwie emocje malowały się na jej twarzy. Ciało miała rozdygotane jakby nad sobą nie mogła zapanować.
Wydawała mi się tak jakby znajoma, a jednak była obca. Miała moje wielkie zielone oczy i rude włosy, które już dawno nie były tak lśniące i czyste. Jej ciało było okryte szpitalną koszulą. Na wychudzonych przedramionach miała kilka świeżych zadrapań i stare blizny. To właśnie dzięki nim rozpoznam w nieznajomej siebie.
Nie wiem jak długo stałam przy tamtym oknie i ile czasu on mnie obserwował, ale mam pewność, co do tego, że wtedy mnie uratował…
Teraz mogłabym wymyślić jakąś historie, która by Cię zauroczyła, opisać jego, jako księcia z bajki, który uratował piękną księżniczkę. Jednak muszę Cię rozczarować. On nie był królewiczem i nie szukał miłości, bo już ją przeżył, a ja nie byłam królewną. Nie umiałam kochać.
Poza tym nasze pierwsze spotkanie nie przypominało romantycznej randki, a raczej starcie dwóch dzikich kotów walczących o ostatnie ochłapy padliny. Jego wzrok mnie przeszywał. Był bardzo intensywny, ale nie nienawistny. Rysy jego twarzy były łagodne, lecz nie do końca przyjazne. Jakby chciał mi pokazać, że potrafi mi pomóc. Jest na tyle silny żeby podnieść mnie po upadku. A może po prostu chciałam to wtedy zobaczyć…
Przez kolejnych kilka dni odnalazłam swoje piekło. Nie wiem czy obejmowało ono tylko moją głowę, ciało i pokuj szpitalny, czy też poszerzało się z dnia na dzień coraz dalej.
Powoli odzyskiwałam siły fizyczne, rozdzierający ból głowy mijał, krwotoki ustały. Ciało było bardziej posłuszne i mniej rozdygotane. Lecz psychicznie sięgałam dna.
Nie wiedziałam, co się wokoło mnie działo, czemu lekarze nie wezwali policji (byłam niepełnoletnią narkomanką) i dlaczego nazywali mnie Alexandrą?
Zresztą to ostatnie było najmniej ważne, ulica i tak dawno odebrała mi moje imię i tożsamość…
Dni dłużyły się w nieskończoność, ale nie byłam sama towarzyszył mi tajemniczy mężczyzna. Z początku po prostu przychodził na kilka godzin i siedział w milczeniu. Jednak po paru dniach, gdy już było ze mną lepiej, zaczął mi o sobie opowiadać, ale chyba wolał mówić o swojej córeczce.
Pokazał mi nawet zdjęcia pięknej trzymiesięcznej dziewczynki. Miała króciutkie jasne włoski, ciemne tęczówki (z pewnością miała oczy po ojcu) i pulchniutkie, rumiane policzki.
Nie wiele mówił o matce dziecka. Jeżeli już o niej wspominał, to wyraźnie słyszałam żal w jego głosie. Ale w jego oczach widziałam miłość…
Kiedyś tylko wspomniał o pierwszym dotyku maleńkiej rączki Nel na bladym policzku matki, który zarazem był tym ostatnim..
Słyszałam rozpacz w jego głosie, gdy o tym opowiadał. Więc nie zdziwiło mnie, gdy nagle urwał temat, a sama już nigdy nie zadawałam pytań dotyczących tamtych wydarzeń.
Godzinami rozprawiał o swoich motocyklach. Opowiadał o kilometrach, które przejechał i o miejscach tak niezwykłych, iż trudno mi było uwierzyć w ich istnienie.
Jedna z moich ulubionych historii dotyczyła jego wyprawy do krainy słoni.

Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania